Historia ludzkości to historia migracji

Morze Bałtyckie od kilku lat przeżywa „turystyczny renesans”. Po latach zachwytów Polaków nad wakacjami w zagranicznych kurortach, eksperci i branża turystyczna obserwuje nieco odmienny trend. Bałtyk staje się modny. Pogoda (szczególnie w tym roku) zachęca, ceny także a i same nadmorskie miasteczka wyglądają o niebo lepiej niż jeszcze 5, 10 lat temu. Swoje zrobił tez na pewno program „500plus”, co stało się swego czasu tematem kpin zwanych celebrytów.

Nie o wakacyjnych walorach polskiego wybrzeża chcę jednak pisać. Chcę zachęcić naszych Czytelników, by jeśli zajrzą do Trójmiasta, to korzystając z piasku na plaży i słońca na niebie, zajrzeli też do Muzeum Emigracji w Gdyni. Byłem tam niedawno i żałuję tylko jednego – że nie miałem trochę więcej czasu na obejrzenie dokładne całej wystawy. Kuratorzy wystawy mówią, że wystarczy godzina lub dwie. Ja dopowiedziałbym, że dwie minimum.

mat. prasowe, Muzeum Emigracji w Gdyni

Jak trafić

Do Muzeum trzeba dojechać, nie jest ono w samym centrum Gdyni. Dojeżdża tam jednak autobus miejskiej komunikacji. Z centrum wyjeżdża co około pół godziny, jedzie tyle samo. Muzeum zresztą leży w ciekawej dzielnicy, z emigracją dobrze korespondującą. To port, szkoła morska. Adres muzeum to ulica Polska 1. Budynek muzeum to zabytkowy (wzniesiony w dwudziestoleciu międzywojennym) Dworzec Morski. Od 2014 roku budynek jest znowu ozdobą miasta, a także jego wizytówką dla tysięcy pasażerów największych statków wycieczkowych z całego świata, które cumują w tym miejscu, czyli na nabrzeżu Francuskim.

fot. Maciej Kluczka

Nieustanna migracja

Wędrówka jest stałym elementem historii ludzkości. Człowiek przenosi się z miejsca na miejsce w poszukiwaniu jedzenia, bezpiecznego schronienia, ziemi i lepszego klimatu. Także Europa Środkowo-Wschodnia była obszarem, na którym przemieszczało się wiele plemion: Słowianie, Germanie, Bałtowie, Wołosi. Już od początków państwa polskiego kronikarze notują wiele przykładów migracji. Kraj opuszczali członkowie rodziny królewskiej, dworu, żołnierze, misjonarze, artyści, kupcy, handlarze. Co o tym decydowało? Wojny, głód, epidemie, klęski nieurodzaju o prześladowania. A czasami po prostu – jak to bywało i bywa – chęć poprawy warunków życia i ciekawość świata. Ile ludzi, tyle powodów.

Dlaczego właśnie tu?

To właśnie w Dworcu Morskim znajdowało się centralne miejsce przedwojennego ruchu pasażerskiego. Tutaj cumowały legendarne polskie transatlantyki z „Batorym” na czele. Kiedy w 1933 roku Dworzec był oddawany do użytku, był to jeden z najnowocześniejszych tego typu obiektów w Europie. Był ważną częścią rodzącego się miasta – stanowił główną część rozległej infrastruktury emigracyjnej (razem z Magazynem Tranzytowym, czyli Halą Odpraw Pasażerskich, ale także Obozem Emigracyjnym w dzielnicy Grabówek oraz szpitalem kwarantannowym w Babich Dołach). Do wybuchu wojny tą właśnie drogą setki tysięcy ludzi wypłynęło z Polski. W późniejszych latach oceaniczny ruch pasażerski wskrzeszono już w znacznie skromniejszej formie, a w 1988 roku ostatni polski transatlantyk został wycofany ze służby.

Co w środku?

Wystawa stała to wędrówka przez dzieje emigracji z ziem polskich od wieku XIX do czasów współczesnych. Pojawia się też i spojrzenie szersze – na ruchy migracyjne innych narodów. I pewnie z opowiadań rodzinnych albo nauki historii znamy najnowsze etapy migracji, to przynajmniej dla mnie pewne fakty z wieku XIX były nowe, a jeśli nie nowe, to opowiedziane z nieznanej dotąd perspektywy. Warto je poznać!

Lampedusa Polaków

Poznajemy Polaków, którzy wyjeżdżali w różnych czasach, z różnorodnych powodów, do rozmaitych miejsc na świecie. Oczywiście Stany Zjednoczone są kierunkiem, o którym usłyszymy najczęściej. Poznajemy dzieje Wielkiej Emigracji, rewolucji przemysłowej, masowe wyjazdy do Ameryki, życie w brazylijskiej dżungli, społeczność Chicago, dramatyczne ludzkie losy w czasie i po II wojnie światowej, trudne lata PRL-u, aż po najnowszą historię, rolę Jana Pawła II i akces Polski do Unii Europejskiej. To jednak nie tylko suche fakty i skrupulatnie przedstawiona chronologia wydarzeń. Zwiedzający – jeśli tylko da sobie czas – może poczuć i zrozumieć z czym wiązał się wyjazd. Tak dzieje się przynajmniej wtedy, gdy dowiadujemy się, jak wyglądała morska podróż pasażerów III klasy przez oceaniczny rejs, jak wyglądała procedura imigracyjna na słynnej Wyspie Ellis w USA. Trudno nie mieć w tym punkcie wystawy skojarzeń i odniesień do obecnej od kilku lat fali emigracji. Wyspa Ellis była dla wielu Polaków miejscem podobnym do „dzisiejszej” wyspy Lampedusa.

Wystawa przyciąga nie tylko treścią, ale i formą. Sporo w niej multimediów. Goście Muzeum znajdą między innymi kilkumetrową, multimedialną instalację globu, poświęconą polskiej obecności na świecie, czy projekt „Batory w budowie” – w ramach którego powstaje największa na świecie makieta statku pasażerskiego. Muzeum to też wystawy tymczasowe i publikacje, do których warto zajrzeć. To chociażby katalog „Polacy w kanadyjskiej mozaice”. Muzeum – jak na temat migracyjny przystało – wychodzi też poza swoje mury. Wystawy wyjazdowe odbywają się w polskich ambasadach. Wróćmy do wystawy stałej. Muzeum zabiera nas w wędrówkę przez tysiąc lat historii…

Rewolucja przemysłowa

W listopadzie 1830 roku w podporządkowanym Rosji Królestwie Polskim wybuchło powstanie. Stolicą wyzwolonego kraju stała się Warszawa. Kiedy powstanie jednak upadło, jego przywódcy i uczestnicy nie mogli pozostać nad Wisła. Polskę opuściło wtedy blisko 10 tysięcy osób, niemal wyłącznie młodych mężczyzn. Kiedy wędrowali przez Europę, widziano w nich rycerzy wolności, ale już po dotarciu do Francji, Anglii czy Belgii Polacy musieli radzić sobie z biedą i podejrzliwością miejscowych rządów. Epopeja narodowa Polaków – „Pan Tadeusz” Adama Mickiewicza – została napisana we Francji w 1834 roku. Zaczyna się od poetyckiej wizji powrotu „na ojczyzny łono” a kończy opisem życia „na paryskim bruku”. To świadectwo roli, jaką Wielka Emigracja odegrała w dziejach polskiej kultury. Po upadku powstania listopadowego kraj opuściło wielu dobrze wykształconych przedstawicieli szlachty i inteligencja. To między innymi dlatego tę falę emigracji nazwano „wielką”.

Znad Wisły w szeroki świat

W XIX wieku rewolucja przemysłowa, zapoczątkowana w Anglii, ogarnęła stopniowa cały kontynent. Przyczyniał się do dynamicznej modernizacji wszystkich dziedzin życia. Rodziła jednak i problemy. Ludność przemieszczała się ze wsi do miast, gdzie rósł popyt na tanią siłę roboczą. Miata były pełne ludzi, domy pełne mieszkańców, hotele pełne gości a pociągi pełne podróżujących. W XIX wieku populacja Europy wzrosła z 150 do około 300 mln osób. Rewolucji przemysłowej i eksplozji demograficznej towarzyszyły procesy migracyjne. Z czasem pracy i mieszkania szukano coraz dalej, bo za granicą. Wyjazd do Niemiec, Francji lub do Ameryki był dla wielu Polaków jedynym rozwiązaniem. Podjęciu tej decyzji sprzyjał rozwój taniego i względnie bezpieczne transportu kolejowego. W latach 1815-1914 z Europy wyjechało 55-60 mln ludzi. Szacuje się, że ziemie polskie w tym czasie opuściło ponad 3,5 mln osób. Większość z nich postanowiła szukać szczęścia za oceanem. Nie zawsze były to wyjazdy na stałe. Ta część wystawy była jedną z najciekawszych. Przy niej warto zatrzymać się dłużej.

Łódzka ziemia obiecana

W międzyczasie ekspozycja przenosi do Łodzi, która w drugiej połowie XIX wieku stała się ziemią obiecaną a populacja jej mieszkańców gwałtowanie rosła. Generalnie w całej Polsce w XIX wieku doszło do eksplozji demograficznej. Liczba ludności wzrosła z 12 mln w 1975 roku do 34 mln w 1910 roku. Gęstość zaludnienia Warszawy w 1897 roku wynosiła około 20 tysięcy osób na kilometr kwadratowy (dziś – dla porównania – to 3,5tys).

fot. Maciej Kluczka

Cenne, bo oryginalne

Niezwykle cenny źródłem wiedzy są listy wyjeżdżających. Pisane na gorąco, często nieporadnym językiem, są świadectwem dramatów, nadziei i niekiedy rozczarowań tysięcy emigrantów. Warto dać sobie czas i je przeczytać. Kilka fragmentów na zachętę:

„Mam 200 rubli na podróż. Jestem zdrowym chłopakiem, mam 24 lata. Nie boję się żadnej roboty”

„Chcę wyjechać do Ameryki, ale nie mam na to żadnych środków bo jestem biedny i nie posiadam nic oprócz dziesięciu palców u rąk, żony i dziewięciorga dzieci”

„Nie rozmawiaj z żadnymi dziewczynami na morzu:”

„Co do ubrania, zabierz najgorsze jakie masz, ze trzy stare koszule. Żebyś mógł zmieniać na wodzie. A jeżeli przepłyniesz przez wodę szczęśliwie, wtedy wyrzuć wszystkie szmaty”

Fragmenty pochodzą z listów nadesłanych do Towarzystwa Opieki na Wychodźcami w Warszawie (1910-14).

 

fot. Maciej Kluczka

Wykorzystywani i oszukiwani

Emigranci bywali łatwym celem dla przestępców. Nieuczciwi agenci emigracyjni wykorzystywali naiwność często niepiśmiennych mieszkańców wsi, aby wyłudzić pieniądze. Ciemną kartą emigracji był handel ludźmi. Czy historia nie powtarza się i dziś? Młode dziewczęta kuszono pracą guwernantki lub służącej w bogatym domu, by następnie sprzedawać je do domów publicznych. Nierzadko były one sprzedawane przez własne ubogie rodziny. Wystawa opisuje proces wadowicki, który toczył się przeciwko agencji Klausnera i Herza w 1890 roku. Byli oni oskarżenia o skorumpowanie urzędników, sprzedawanie fałszywych szyfkart i przemoc wobec podróżujących.

Typowa trasa Polaków

Większość polskich emigrantów wyruszała w daleki świat z niemieckich portów. A do nich docierali najczęściej koleją. Typowa podróż wiodła z Galicji do Bremy. Jeśli emigranci nie zostali wpuszczeni do Stanów, towarzystwa przewozowe były zobowiązane odwieźć ich na własny koszt do Europy. Z tego powodu starały się już wcześniej ograniczać ryzyko, dokonując selekcji. Odrzucano osoby chore, skazane, kobiety w ciąży i osoby powyżej 60. roku życia, chyba że pełniły rolę głowy rodziny. Fatalne warunki sanitarne, złe wyżywienie oraz ogromny ścisk sprawiał, ze w czasie podróży umierało nawet 15% najuboższych pasażerów transatlantyków. O ówczesnych migrantach powstał nawet film. To „Imigrant” – nie ma komedia z 1917 roku w reżyserii Charliego Chaplina. To jeden z pierwszych w historii kina filmów poświęconych ludzim przypływającym do USA. Jego fragmenty są zaprezentowane w Muzeum.

fot. Maciej Kluczka

W Muzeum znajdziemy też historie tułaczki innych narodów. Spośród 6mld Irlandczyków, którzy opuścili ojczyznę w latach 1848 – 1950 , niemal połowa wsiadała na pokład w porcie Cobh. O pasażerów, którzy żegnali Stary Świat w porcie w Liveropoolu, rywalizowały potężne brytyjskie linie okrętowe: Cunard Line i White Star Line. Zdjęcia pokazujące tamte momenty możemy zobaczyć na wystawie. Od 1873 roku linia okrętowa Red Star Line organizowała rejsy transatlantyckie z portu w Antwerpii. Z jej oferty skorzystało około 2 mln emigrantów z całej Europy.

fot. Maciej Kluczka

Wrota do Ameryki

Imigrantów przypływając z Europy do Stanów Zjednoczonych przyjmowano na wyspie Ellis (Ellis Island) w Nowym Jorku niedaleko Manhattanu. Stacja imigracyjna działała tu od 1892 roku aż do 1954. Obsłużyła około… 12 mln osób. Zgodę na wjazd na terytorium USA imigranci uzyskiwali na postawie przesłuchania i badania lekarskiego. Generalnie przebiegało ono szybko, niekiedy jednak pobyt na wyspie trwał parę dni. Około 2% osób nie otrzymywało zgody na osiedlenie się. Powodami były choroby zakaźne i kryminalna przeszłość przybyszów. Wykrycie takiej choroby często oznaczało dramat dla rodzin – były rozdzielane. Wystawa uświadamia, że taka fala emigracji to kopalnia ludzkich historii. Tyle ile wędrówek, tyle historii. Czasami szczęśliwych, czasami dramatycznych.

fot. Maciej Kluczka

Miasto imigrantów

Tak można śmiało powiedzieć o Nowym Jorku. Na południowym skraju Manhattanu powstała wówczas holenderska osada handlarzy futer, którą nazwano Nowym Amsterdamem. W 1626 roku Peter Minuit odkupił od Indian z plemienia Delawarów cały Manhattan. Według legendy kwota transakcji wyniosła 60 guldenów. O tej sumy zaczęła się historia jednego z najważniejszych miast na świecie i celu milionów migrantów. Na początku XX wieku większość tych, którzy wyruszyli z Europy przybyła do Nowego Jorku. Pozostali do Baltimore, Bostonu, Nowego Orleanu, Filadelfii i 90 mniejszych portów. Podróż do Nowego Jorku trwała wtedy… 20 dni.

fot. Maciej Kluczka

Nazwa wyspy Ellis pochodzi od nazwiska walijskiego kolonisty Samuela Ellisa. Często nazywano ja „wyspą łez” lub „wyspą złamanych serc”. Pierwszą osobą, która trafiła do stacji imigracyjnej 1 stycznia 1892 roku była 15-letnia Irlandka Annie Moore. Została oficjalnie powitana przez władze i otrzymała grudkę złota wartości 10 dolarów. Ostatnim zarejestrowanym imigrantem był Norweg Arne Peterssen w 1954 roku. W przeciwieństwie do podróżujących III klasą, bogatsi pasażerowie nie przechodzili przez kontrolę na tej wyspie. Ich, bezpośrednio z transatlantyków, przewożono promami do Nowego Jorku. Na wyspie był również szpital i cmentarz. Aż do zamknięcia stacji w 1954 roku zmarło tu około 3 tysięcy przybyszów. W pierwszym roku stacja przejęła 450 tysięcy przybyszów. W archiwach Ellis Island zachowały się listy imigrantów wypływających do Stanów Zjednoczonych. Kapitan statku miał obowiązek sporządzić ich spis, który przekazywał urzędnikóm stacji emigracyjnej. Był to często jedyny ślad, jaki pozostali po sobie przybysze do Nowego Świata. Wśród rubryk które należało wypełnić pojawiają się pytania m.in. o narodowość, zawód, dotychczasowe miejsce zamieszkania, miasto docelowe w USA. Były też pytania o o to, czy jest się poligamistą, czy żywi się przekonania anarchistyczne. Dla współczesnych Amerykanów te dokumenty to źródło wiedzy o ich przodkach. W latach 1899-1931 do USA przybyło m.in. 1.6 mld Niemców, 1.5 mln Polaków, 1.3mln Anglików, 4 mln Włochów. Dzięki masowej imigracji liczba mieszkańców Stanów wzrosła sześciokrotnie w ciągu 80 lat. Z 17 mln w latach 40tych XIX wieku do 105 (!) w latach 20-tych wieku XX. Dla przodków 40% dzisiejszych obywateli Stanów Stacja Ellis była wrotami do Ameryki, do nowego życia.

Pierwsza organizacja polska w Stanach powstała w 1873 roku. To Zjednoczenie Polskie Rzymsko-Katolickie. Zbierało środki na pomoc wdowom, sierotom i ubogim. W 1886 roku uruchomiło własny fundusz ubezpieczeniowy. Przez lata organizacja wspierała budowę polskich szkół i kościołów w USA. Sponsorowała polskich sportowców.

fot. Maciej Kluczka

Żydowska migracja

Na przełomie wieków do Stanów masowo przybywali Żydzi z Rosji i Europy Środkowo-Wschodniej. W Nowym Jorku osiedlili się przede wszystkim na Lowe East Side (w południowej części Manhattanu). Przez środek dzielnicy biegła słynna Hester Street – ulica, na której biło serce diaspory żydowskiej w mieście. Według spisu z 1890 roku mieszkało tu 129 tysięcy osób (!) w przeliczeniu na kilometr kwadratowy, co czyniło tę okolicę najgęściej zaludnionym miejscem na świecie. Pierwszymi mieszkańcami tej dzielnicy byli imigranci z Irlandii, a zanim zdominowali ja Żydzi to sporo było też tu Polaków, Rosjan i Ukrainców.

Polscy chłopi w tropikalnych lasach

Migracja do Stanów Zjednoczonych jest znana przez Polaków. Uczymy się o niej na lekcjach historii, znamy z opowiadań. O wiele mniej znana jest natomiast „gorączka brazylijska”. Tym mianem określa się masową emigrację polskich chłopów do Brazylii. Najpotężniejsza masa wyjazdów z Królestwa Polskiego miała miejsce w latach 1890-92. Po zniesieniu niewolnictwa w 1888 roku Brazylia cierpiała na brak rąk do pracy. Rząd zaprosił Europejczyków do siebie, zapewnił im bezpłatną podróż oraz przydzielał każdemu po 25 ha ziemi, najczęściej porośniętej tropikalnym lasem. Dla polskich chłopów było to zbawienne. Cierpieli w tym czasie z powodu suszy i nieurodzaju. Tym emigracjom towarzyszyły fantastyczne opowieści o chlebie rosnącym na drzwiach oraz diamentach leżących na ziemi. Do wybuchu I wojny światowej do Brazylii wyemigrowało około 100 tysięcy osób. Głównym ośrodkiem miejskiem polskiej emigracji była Kurytyba (na południu kraju). Do dziś to główny ośrodek polonijny w Brazylii. Przez wielu mieszkańców z polskimi korzeniami nazywana jest „Chicago Ameryki Południowej”. To duże miasto, razem z przedmieściami liczy 3 miliony mieszkańców.

Zamiast migracji, przymusowe przesiedlenia

Masowa migracja została zastopowana za sprawą wybuchu I wojny światowej. Ustały migracje za chlebem (nawet jeśli niekiedy nie z wyboru a z konieczności) a rozpoczął się dramat poborów przymusowych, przesiedleń i ucieczek. 3,2 mln mężczyzn zostało zmobilizowanych do służby w armiach zaborczych. Ponad 400 tysięcy spośród nich tej wojny nie przeżyło. W rezultacie na terenie odrodzonej już Polski mieszkało w 1919 roku 26,3 mln osób – czyli o 4mln mniej niż przed wybuchem wojny. Ujemny bilans migracyjny był jednym z ważniejszych powodów.

Gdynia: miasto wyjazdów i powrotów

W tym miejscu wystawa prezentuje historię polskiej emigracji w czasie wojennym. Oczywiście symbolem wysiłku Polaków na rzecz odzyskania niepodległości jest postać Ignacego Jana Paderewskiego, który swoją światową sławę muzyczną i polityczne wpływy wykorzystywał w działalności patriotycznej. Dalej, niezwykle ciekawa jest opowieść o Gdyni, która z małej wioski rybackiej stała się wielkim i ważnym miastem portowym i jednocześnie punktem dla wyjeżdżających z kraju. Największą transformację przeżyła po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. W latach 20-tych stałą się najnowocześniejszym portem nad Bałtykiem. W 1922 roku Gdynia liczyła 1.3tys mieszkańców, a tuż przez wybuchem II wojny światowej już 127 tysięcy. Rozbudowany Dworzec Morski (gdzie teraz mieście się Muzeum) i coraz wygodniejsze transatlantyki służyły tysiącom emigrantów, którzy w tym miejscu żegnali się z ojczyzną. Dla wielu Polaków Gdynia nie była jednak etapem podróży, lecz jej celem. Przybysze z całego kraju znajdowali nad Bałtykiem swoją „Amerykę” i swój „Nowy Jork”. Każdy bowiem, jest migrantem i każdy podróżuje.

fot. Maciej Kluczka

Do Muzeum warto wybrać się szczególnie po to, by zobaczyć na własne oczy zapiski, dokumenty, listy i fotografie z tamtych czasów (w tym artykule prezentujemy tylko mały fragment z nich). Jednak nie na okresie międzywojennym kończy się ta wystawa. Ona, prowadzi nas, aż do czasów po 1989 roku. Przy części prezentującej okres II Rzeczpospolitej można zapoznać się z polityką wspierania wychodźstwa zarobkowego, która szła w parze z chęcią utrzymania bliskich relacji z Polonią na całym świecie. Ciekawym dokumentem, przy którym warto się zatrzymać, jest „syndykat emigracyjny”.

fot. Maciej Kluczka

Później poznajemy historię II wojny, która oczywiście znów (kolejny raz w dziejach ludzkości) staje się okresem masowych migracji przymusowych. Wystawa prezentuje zbiór fotografii (bardzo przejmujących) obrazujących wysiedlenie warszawiaków po Powstaniu Warszawskim. Wysiedlono wtedy z Warszawy i okolicznych miejscowości w sumie ponad 650 tysięcy mieszkańców. To wielkość dzisiejszego Wrocławia. W sumie, machina III Rzeczy wysiedliła z Polski około 2.8mln osób. Nie było to przesiedlenia na przesiedlenia. To były wywózki na przymusowe roboty.

Z Podkarpacia za Wielką Wodę

Po II wojnie światowej znów wracamy za wielką wodę, do Ameryki. Świat jest wtedy świadkiem II wielkiej emigracji. Stany Zjednoczone w czasie zimnej wojny stały się liderem świata zachodniego. Trafiali tam emigranci z krajów bloku wschodniego, w tym wielu Polaków. Nowy Jork z lat 70-tych XX wieku, dla Polaków, którym udało się opuścić PRL, był częstym celem tułaczki. Do 1965 roku obowiązywały wciąż limity kwotowe, ograniczające imigracje z Europy Środkowo-Wschodniej. Po ich zniesieniu Polacy ubiegali się o wizy imigracyjne, azyl polityczny lub przyjeżdżali w ramach wizy turystycznej a po jej wygaśnięciu nie decydowali się na powrót do kraju. Wymagało to od nich poważnej życiowej decyzji, coś w rodzaju „biletu w jedną stronę”. Między 1960 a 1990 roku do Stanów wyemigrowało z Polski około 180 tysięcy osób. Szczególnie chętnie wyjeżdżali mieszkańcy Podkarpacia i Podlasia, gdzie żywe były kontakty z Polakami, którzy pochodzili z tych regionów i już wcześniej wyemigrowali do Ameryki. Emigranci osiedlali się – co zrozumiałe – w polskich dzielnicach. Najwieksza z nich to chicagowskie Avondale. Zarobione pieniądze przywozili lub wysyłali do kraju. A w kraju powstawały wtedy, na dużą skalę, „amerykańskie domy”. 29 listopada 1965 roku w Bostonie, po raz pierwszy od 20 lat zacumował polski statek MS Batory. Do USA przybyło około 450 tys imigrantów zza żelaznej kurtyny.

Emigracyjna elita

Polakom – w czasie zimnej wojny – było trudniej także z tego powodu, że Francja, Wielka Brytania i USA uznały oficjalnie rząd komunistyczny w Polsce. Polski rząd emigracyjny w Londynie stracił więc swoje umocowanie w rodzinie państw międzynarodowej. Od tej pory uznało go zaledwie kilka państw – m.in. Stolica Apostolska. W tym czasie wielu Polaków zdecydowało się na trwałą emigrację. Byli wśród nich politycy, oficerowie, artyści i uczeni. Starali się informować świat o rzeczywistym obliczu komunistycznej dyktatury. Można więc powiedzieć, że Druga Wielka Emigracja była depozytariuszem polskiej państwowości.

Polska Afryka

Pierwsi Polacy, którzy w epoce nowożytnej pojawili się na kontynencie afrykańskim, byli podróżnikami i misjonarzami. Od połowy XIX wieku Polacy stacjonowani w Afryce jako żołnierze Legii Cudzoziemskiej, pracowali przy budowie Kanału Sueskiego, kolei i portów W czasie II wojny osiedla polskich uchodźców powstawały w Kenii, Ugandzie, Tanganice oraz Rodezji. Zakładano tu polskie szkoły i warsztaty rzemieślnicze, ukazywała się prasa. W 1943 roku Afryka Południowa przyjęła transport 500 polskich dzieci ze Związku Sowieckiego. Po wojnie wielu Polaków wyjechało z Afryki do Wielkiej Brytanii i krajów Brytyjskiej Wspólnoty Narodów, Stanów Zjednoczonych. Pozostali osiedlali się w Tanzanii, Zambii i RPA. W latach 70. i 80. polscy inżynierowie i lekarze wyjeżdżali na kontrakty zarobkowe do Afryki. Pracę podjęło wtedy kilkanaście tysięcy ludzi.

Uciec z PRL

Ostatnim etapem wystawy jest okres PRL-u. W tych czasach paszport był dobrem luksusowym, który jednocześnie był przepustką do nowego, często lepszego świata. Sposobem na wyrwanie się z okowów komunizm były też wycieczki – ucieczki. Podczas zorganizowanych wyjazdów turystycznych w latach 60-tych kilkaset osób rocznie odłączało się od tych grup i uciekało na Zachód. Tak też robiono w czasie wyjazdów do Jugosławii, skąd łatwo można było przedostać się do Austrii lub Włoch. Uciekali głównie młodzi. Były i sytuacje ekstremalne i ryzykowne dla życia. Nawet jeśli rejs „szlakiem fiordów norweskich” omijał porty, zdarzali się pasażerowie, którzy w pobliżu brzegu skakali do morza.

Papież – też emigrant

W 1978 roku kardynał Karol Wojtyła został papieżem, a kilka miesięcy później przyjechał z pierwszą pielgrzymkę do ojczyzny. W sierpniu 1980 roku w Stoczni Gdańskiej wybuchł strajk, w wyniki którego narodziła się „Solidarność”. Polska znalazła się w centrum zainteresowania całego świata. Wśród Polaków za granicą „Solidarność” zalazła wielkich sojuszników. Jan Paweł II przypominał o duchowej jedności całego kontynentu. Miało to niezwykle istotny wpływ na morale i poczucie jedności polskiej migracji.

 

„Piszę pod wrażeniem wyjątkowych chwil spędzonych razem z Ojcem Świętym przeze mnie i moją rodziną. Ta kolacja i rozmowa będą miały dla nas znaczenie na całe życie, a dla moich dzieci będą źródłem wiary” (list Zbigniewa Brzezińskiego do Jana Pawła II po spotkaniu w Białym Domu w październiku 1979 roku).

 

fot. Maciej Kluczka

III Wielka Emigracja?

Czasy najnowsze – można powiedzieć, że to III wielka emigracja. W latach 2004 – 2007, kiedy wyjazdów było najwięcej, Polskę opuściło ponad 2mln osób. Niektórzy na chwilę, niektórzy na stałe. Nowymi punktami docelowymi stały się Wielka Brytania, Irlandia, Holandia. Dla jednych to wybór, dla innych konieczność. I tak jak ta emigracja ma wiele plusów, ma też sporo minusów. Za granicą wielu Polaków pracuje poniżej swoich kwalifikacji, długa rozłąka osłabia więzi rodzinnie, niekiedy prowadzi do rozwodów a emigracja ludzi młodych przyspiesza proces starzenia się społeczeństwa. To już jednak historia na osobną, nową wystawę. Kolejny etap historii migracji ludzkości…

fot. Maciej Kluczka

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze