Zdjęcie poglądowe fot. pexels/pixabay

Polska flaga i pierogi już w kosmosie. Jak spakować się na misję kosmiczną?

Gdy rusza się na podbój kosmosu, każdy gram i każdy centymetr sześcienny bagażu staje się przedmiotem międzynarodowych uzgodnień. O tym, jak spakować astronaucie „walizkę” pełną eksperymentów, wyjaśniła PAP kierownik misji IGNIS z polskiej strony, dr Aleksandra Bukała z POLSA.

Nie wszystko, co potrzebne podczas misji kosmicznej, można zabrać ze sobą w „bagażu podręcznym”. Część sprzętu niezbędnego polskiemu astronaucie podczas misji IGNIS została wysłana na Międzynarodową Stację Kosmiczną w kapsule bezzałogowej już w połowie kwietnia. W ten sposób nad naszymi głowami krążą dziś na ISS m.in. liofilizowane pierogi, polskie flagi oraz elementy dwóch eksperymentów („Stability of Drugs” i „LeopardISS”).

„Druga część ładunku Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego również jest już spakowana, ale wciąż czeka na Ziemi — w kapsule Dragon, którą polecą astronauci. Jeśli chodzi o cargo, nasza część prac została właściwie zakończona” — powiedziała w rozmowie z PAP dr Aleksandra Bukała.

Jak zwróciła uwagę, spakowanie astronaucie bagażu to nie lada wyzwanie. „To istny tetris” — zażartowała, nawiązując do znanej gry wideo, w której klocki trzeba układać tak, by nie zostały między nimi puste przestrzenie. W dodatku każdy gram i każdy centymetr sześcienny ładunku musi być uzasadniony i zatwierdzony przez międzynarodowe instytucje. „Pożar to jedno z największych zagrożeń na ISS” — zaznacza ekspertka. Dlatego każdy przedmiot zabierany na misję musi przejść rygorystyczne procedury, dotyczące palności, ale i szczelności i nietoksyczności.

A przecież wśród wysyłanych w kosmos przedmiotów znalazły się takie, które nie były w certyfikacji oczywiste — pamiątki po Marii Skłodowskiej-Curie, bryłka soli z Wieliczki, fragment bursztynu czy naszywka ze skafandra Mirosława Hermaszewskiego. Poza tym w ramach misji IGNIS przeprowadzonych zostanie 13 eksperymentów oraz liczne pokazy edukacyjne, które wymagają unikatowego sprzętu, a uzyskanie zgody na jego zabranie wymagało konsultacji m.in. z ESA i NASA. A to były miesiące pracy.

Nie wszystkie przedmioty, które planowano zabrać, przeszły jednak procedury bezpieczeństwa. Na przykład niebieski barwnik, który miał być użyty w jednym z pokazów edukacyjnych, został na ISS zakazany. Zastąpi go kawa — już odpowiednio certyfikowana. Na orbitę miała też polecieć pocztówka z lat 60., ale też została odrzucona — nie można bowiem zabierać na ISS znaczków pocztowych, aby zapobiec późniejszym spekulacjom kolekcjonerskim.

>>> Rzym: coraz więcej kar za… kąpiel w zabytkowych fontannach

fot. NASA/unsplash

Astronauci na szczęście nie muszą zabierać z Ziemi wszystkiego, co im potrzebne. Na stacji znajduje się wiele przedmiotów, z których mogą korzystać, chociaż takie pożyczki trzeba zawsze wcześniej uzgodnić. Nawet użycie odrobiny wody w pokazie naukowym wymaga osobnych ustaleń. „W poszukiwania wolnej butelki na płyn (potrzebnej w jednym z pokazów) zaangażowani byli wszyscy członkowie załogi ISS” — zauważyła dr Bukała. Dodała, że wcześniej trzeba było dokładnie zaplanować, kto pożyczy butelkę Sławoszowi Uznańskiemu-Wiśniewskiemu, i na jak długo.

„W misjach załogowych tak złożonych, jak te na ISS, nie możemy pozwolić sobie na brak precyzji. Naszym głównym zadaniem jest minimalizacja ryzyka i zapewnienie bezpieczeństwa przy jednoczesnym wykonaniu zaplanowanego programu badawczego, edukacyjnego i komunikacyjnego. A nasz astronauta ma naprawdę bardzo bogaty plan działania” — podkreśliła.

„To nie jest zwykły turystyczny lot, jak samolotem. W tej misji chodzi nie tylko o to, by bezpiecznie wysłać człowieka w kosmos – ale też, by wykonał tam coś nowatorskiego” — zapewniła badaczka z POLSA. Przypomniała, że przez ostatnie dwa lata zespół kilkuset osób ciężko pracował, aby przygotować misję i zapewnić bezpieczeństwo astronautom.

Dr Bukała zwróciła uwagę, że misje na Międzynarodową Stację Kosmiczną należą do najtrudniejszych obecnie przedsięwzięć kosmicznych. Aby dotrzeć na ISS, rakieta musi wejść na tę samą orbitę i osiągnąć prędkość przekraczającą 28 000 km/h. To trochę tak, jak dogonić jednym samolotem drugi, wjechać na jego rampę i bezpiecznie się do niego podczepić. Wydaje się to nierealne, ale dzięki doświadczeniu i pracy dużych zespołów jest możliwe.

„Misja IGNIS to ogromne przedsięwzięcie technologiczne i naukowe. Mogę powiedzieć, że jako społeczność skupiona wokół polskich instytucji i firm wykonaliśmy ogrom pracy jeszcze przed samym lotem. Jesteśmy dziś w zupełnie innym miejscu niż dwa lata temu. To historyczna szansa dla Polski, szczególnie w przededniu powrotu człowieka na Księżyc i Marsa. Otwiera się przed nami droga do bycia pełnoprawnym partnerem tych wydarzeń. Mam nadzieję, że kiedyś zobaczymy Polaka na Księżycu albo Marsie” — zakończyła dr Bukała.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze