fot. pexels.com

Psycholog: łatwo mówić, że panuje znieczulica, ale takie myślenie to droga na skróty

Łatwo powiedzieć, że w społeczeństwie panuje rodzaj znieczulicy. Ale to nie jedyny powód, dla którego świadkowie ataku na UW nie ruszyli z pomocą – uważa psycholog dr Joanna Sweklej. Według niej takie myślenie to droga na skróty, bo nie bierze pod uwagę złożoności sytuacji, w jakiej się znaleźli.

W środę 22-letni student Wydziału Prawa UW zaatakował siekierą 53-letnią portierkę, która zamykała drzwi do Audytorium Maximum. Kobieta nie przeżyła ataku i zmarła na miejscu. Na pomoc kobiecie ruszył 39-letni pracownik Straży UW, któremu napastnik również zadał dotkliwe rany. Mężczyzna w stanie ciężkim trafił do szpitala.

Rzecznik MSWiA Jacek Dobrzyński zauważył w czwartek, że „masa osób, które były świadkami tego zdarzenia, nie podejmowało interwencji, wręcz odnotowaliśmy też takie dziwne zachowania, że część osób kręciła sobie filmy, nagrywając całe zdarzenia”. Podkreślił, że jest chyba najbardziej przerażające i niepokojące to, że mało kto chciał pomóc.

Dla psycholog dr Joanny Sweklej z Uniwersytetu SWPS „sytuacja jest znacznie bardziej złożona, niż chcielibyśmy ją widzieć i nazwać”. Z jednej strony, jak wskazała, łatwo powiedzieć, że w naszym społeczeństwie panuje jakiś rodzaj znieczulicy – pytanie jednak, czy rzeczywiście jest to jedyny albo dominujący powód, dla którego świadkowie zdarzenia nie ruszyli z pomocą.

„Takie myślenie to droga na skróty, nieadekwatne do złożoności sytuacji, w której się znaleźli. Mogło pojawić się rozproszenie odpowiedzialności, ale też ocena realnych – nikłych – szans na skuteczne obezwładnienie napastnika. Szok i niedowierzanie, że to się realnie dzieje nie ułatwiały ani analizy sytuacji, ani zaplanowania skutecznego działania, zwłaszcza jeśli nie są znane i opanowane” – dodała.

Ekspertka zaznaczyła, że ludzie w pewien sposób zareagowali, o czym świadczą zgłoszenia o ataku wpływające na policję.

„Oczywiście, że chciałoby się zobaczyć reakcję w postaci próby obezwładnienia napastnika, ale to nie jest takie proste. Przykładowo, w odniesieniu do ataków terrorystycznych społeczeństwo jest instruowane, by nie próbować obezwładniać napastnika, tylko schować się i zawiadomić służby” – zauważyła.

Zwróciła uwagę, że dla części świadków nagrywanie mogło być formą zredukowania poczucia odpowiedzialności.

>>> Psycholog: język, którym się posługujemy, może wpływać na nasze decyzje

„Jeśli zadzwonili po służby i zdecydowali się nagrać zajście, mogą mieć poczucie, że coś w tej sprawie zrobili – chroniąc siebie pośrednio działają, a bezpośrednio niech reagują inni – najlepiej ci, którzy mają do tego lepsze kompetencje” – dodała. „To znaczy: ludzie widzą kryzysową sytuację, która wymaga interwencji, ale bojąc się o własne zdrowie lub życie, dokonują bilansu kosztów związanych z udzieleniem pomocy – a w tym wypadku mogły być one bardzo wysokie, o czym świadczy atak na strażnika, a więc osobę +mającą jakieś pojęcie o tym, jak reagować” – wyjaśniła.

Tymczasem, jak zauważyła psycholog, jako społeczeństwo nie jesteśmy wyszkoleni.

„Nie potrafimy ocenić, jak moglibyśmy zadziałać i nie działamy zespołowo. Przecież, żeby zrobić to sensownie, powinniśmy błyskawicznie ustalić role, tzn. jedna osoba dzwoni na policję, druga dokumentuje zdarzenie. Kilka innych rusza na napastnika – ktoś weźmie krzesło, ktoś gaśnicę (jak proponowali niektórzy komentatorzy), ktoś rzuci plecakiem, by rozproszyć jego uwagę. Spróbują pomóc wspólnie – tyle że nie jesteśmy w ogóle w ten sposób edukowani, my tego nie potrafimy. Nie mamy żadnych zautomatyzowanych procedur” – oceniła dr Sweklej.

Jak dodała, „trudno oczekiwać od świadka takiego zdarzenia, że racjonalnie oceni sytuację i zaplanuje działanie w sytuacji dla niego kompletnie nowej, zaskakującej, szokującej”.

Psycholog zwróciła też uwagę, że gdy chodzi o obce osoby, to łatwo mówić: „spodziewałem się po ludziach czegoś lepszego, oni powinni zadziałać”.

„Czy gdyby ci, którzy uważają, że studenci nie zareagowali, na ich miejscu postawiliby własne dzieci, to nadal uważaliby, że właściwą reakcją było rzucenie się na napastnika mającego siekierę i próba obezwładnienia go?” – dodała.

Ekspertka zwróciła uwagę, że część osób mogła też pomyśleć, że nagrywanie zdarzenia jest potrzebne, że dokumentacja przyda się służbom – ale nie ma usprawiedliwienia dla publikowania nagrań w internecie.

„Jeśli zastanowimy się, po co to robili, to zwróćmy uwagę, że obecnie – bardziej niż wcześniej – liczy się popularność, klikalność i zwrócenie na siebie uwagi. Telewizja na bieżąco zachęca do przesyłania materiałów do redakcji, jeśli zobaczyliśmy coś interesującego, zaskakującego, nietypowego. Osoby, które są ich autorami, są też często doceniane” – zaznaczyła dr Sweklej.

Jak powiedziała, „w wyścigu liczy się czas, a ten nie sprzyja refleksji i rozsądnemu postępowaniu”. „Następuje szybka sekwencja: dostrzeżenie – nagranie – publikacja, zanim ubiegną mnie inni. Ewentualna refleksja przychodzi, kiedy jest już za późno” – zauważyła.

„Gdyby zapytać te osoby na chłodno, gdy emocje opadły, czy rzeczywiście chciały spowodować, że rodzina ofiary musi jeszcze zmierzyć się z tym, że w mediach krąży nagranie z morderstwa, to przypuszczam, że większość z nich nie uważałaby tego za stosowne” – powiedziała ekspertka.

Zdaniem psycholog mamy zakodowane myślenie, że na taki materiał będzie popyt.

„To wszystko pokazuje, że walczymy o uwagę i uznanie. I niestety myśl o tym, że mamy niepowtarzalną okazję zrobić unikalne nagranie i podzielić się nim z ludźmi po to, żeby zyskać popularność, najwyraźniej dominuje nad zadbaniem o drugą osobę (udzieleniem pomocy czy oszczędzeniem cierpienia związanego z publikacją nagrania)” – zaznaczyła.

Wskazała, że jeśli mamy zautomatyzowany schemat, że gdy coś nietypowego się dzieje, to trzeba to nagrać, a do tego będziemy wyjątkowi, bo mamy to jako jedyni czy nieliczni, to w stresie tak postąpimy, zadziałamy schematycznie. Jednocześnie zaznaczyła, że może to być jedno z wyjaśnień, ale nie usprawiedliwia publikacji nagrań.

>>> Jak bawić się z dzieckiem by wspierać jego rozwój? Psycholog dziecięcy podpowiada

„Sytuacja była tragiczna i nic nie usprawiedliwia żerowania na niej” – podkreśliła.

Według ekspertki o zdarzeniu na kampusie UW trzeba mówić z ostrożnością, unikając uproszczeń. „Różne środowiska mogą ją nieobiektywnie wykorzystywać, może się pojawić pokusa tendencyjnego wybierania pewnych faktów czy opinii, żeby budować określoną narrację” – zaznaczyła

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze