Przewodniczący episkopatu Portugalii: mamy nadzieję na powrót młodzieży do udziału w życiu Kościoła
Mamy nadzieję i bardzo czekamy na powrót młodzieży do udziału w życiu Kościoła – mówi bp José Ornelas Carvalho, przewodniczący Portugalskiej Konferencji Biskupiej. W rozmowie z KAI przed sierpniowymi Światowymi Dniami Młodzieży w Lizbonie hierarcha zastanawia się, jak przyciągnąć do Kościoła młodzież.
Zwraca uwagę, że „młodzi powinni być przyjęci we wspólnocie parafialnej”, ale trzeba też do nich wychodzić tam, gdzie są: „w klubach sportowych, szkołach, na wydarzeniach kulturalnych”. Należy ich też angażować w liturgię, gdyż „Kościół nie jest miejscem, w którym jedni przygotowują religijny spektakl, a inni przychodzą raz w tygodniu, by go zobaczyć”. „To musi być «przedstawienie», w którym wszyscy biorą udział” – stwierdza bp Ornelas.
Odnosząc się do faktu, że Kościół w Portugalii przez stulecia wysyłał misjonarzy na różne kontynenty, hierarcha tłumaczy, że dziś misje zaczynają się „w naszych zsekularyzowanych społeczeństwach, wśród przybywających imigrantów”. Zauważa, że „wysyłając z Europy misjonarzy, nie zdawaliśmy sobie sprawy, że misji potrzebuje sama Europa”. W rezultacie nie jest już ona „kontynentem chrześcijańskim”. „Dzisiaj, gdy mówimy o Kościele synodalnym, jedną ze postaw, które musimy porzucić jest zmiana dotychczasowego administrowania wiarą przez duchownych na misję. Misjonarz wychodzi do ludzi, a nie administruje!” – wskazuje ordynariusz diecezji Leiria-Fatima.
*
Rozmowa z bp. José Ornelasem Carvalho, ordynariuszem diecezji Leiria-Fatima, przewodniczącym Portugalskiej Konferencji Biskupiej
Paweł Bieliński (KAI): Kiedy katolicy na świecie myślą o Portugalii, przychodzi im na myśl jedna nazwa: Fatima. Czy to sanktuarium rzeczywiście stanowi centrum tutejszego katolicyzmu?
Bp José Ornelas Carvalho: Mówienie o sanktuarium w Fatimie jako centrum nie jest słuszne, bo życie Kościoła toczy się tam, gdzie ludzie żyją na co dzień, czyli w parafii. Nie byłoby dobrze, wręcz byłoby bardzo źle, gdyby Fatima stała się centrum czyjegoś życia. Stanowi ona jeden z ośrodków życia Kościoła, ale wiarą żyje się tam, gdzie się jest.
Misja sanktuariów bardzo różni się od misji parafii. Parafia organizuje życie wiernych. Natomiast do sanktuarium pielgrzym przychodzi i odchodzi. Spełni ono swoje zadanie i swoją misję, jeśli tym, którzy przybywają pozwoli uświadomić sobie tajemnicę Boga we własnym życiu, a następnie wyśle ich z powrotem do ich wspólnoty parafialnej i do świata. Temu służy sanktuarium.
Fatima jest częścią portugalskiej religijności – nie tylko wśród ludzi prostych, bo przenika całą kulturę. Znam księdza, który chodzi do sanktuarium z trzydziestoosobową grupą lekarzy i pielęgniarek, którzy niekoniecznie chodzą do kościoła, ale chcą doświadczyć bycia pielgrzymem. Wielu ludzi szukających sensu swego życia traktuje taką pielgrzymkę jako sposób, by spojrzeć na nie z innej strony.
Sanktuarium w Fatimie jest jednym z miejsc, w których pomimo tłumów, panuje cisza. Odczuł to również papież Franciszek, gdy przyjechał tam w 2017 roku. Powiedział później, że największe wrażenie zrobiło na nim właśnie to, że ludzie modlili się w ciszy, nie było nawet śpiewu.
Fascynuje mnie fakt, że w Fatimie Matka Boża przyszła do dzieci. Dwoje z nich zostało kanonizowanych. Co to znaczy? Choć zmarły mając dziesięć lat, ich wiara była prosta, dziecięca, to spójność ich życia – niezwykła. Kto powiedział, że moja wiara, człowieka po studiach teologicznych i biblijnych, jest silniejsza niż wiara tych dzieci? I tylu innych dzieci, które intuicyjnie odkrywają piękne rzeczy? Dziecko nie wygłasza przemówień o mamie, tylko doświadcza jej obecności. Maryja przyszła właśnie do takich dzieci.
Kościół powinien brać na siebie odpowiedzialność matki, która uczy dzieci. Trzeba w nim znaleźć miejsce także dla nich. Ważne, by przyjeżdżały również do Fatimy. Nie po to, żeby wygłaszać do nich przemówienia, bo nie utrzymają uwagi dłużej niż parę minut. Ale żeby tu były – to wystarczy.
W Fatimie mamy zupełnie niecodzienną koncentrację księży. Nie podoba mi się ta sytuacja. Kolejne zgromadzenia zakonne chcą mieć swoje domy w pobliżu sanktuarium. Ciekawe, co będą tam robić? Jak będzie ich misja? Bo jest tam już ponad 600 braci i sióstr zakonnych. A jednocześnie na całym świecie brakuje misjonarzy i księży w parafiach. Jest czymś szkodliwym, gdy sanktuarium staje się przedmiotem adoracji, a nie – jak o tym mówiliśmy – miejscem, w którym szuka się sensu życia. Interesuje mnie takie sanktuarium, do którego ludzie przychodzą jako pielgrzymi, w grupie, pieszo, a później wracają do swojego życia, do parafii. Trzeba tym wspólnotom dać do zrozumienia, że wszyscy jesteśmy częścią tej samej misji Kościoła.
Przez wiele wieków Kościół w Portugalii wysyłał misjonarzy na różne kontynenty. A czy dziś ona sama nie jest krajem misyjnym?
– Istnieje pod tym względem piękna dwuznaczność zarówno w Kościele w Portugalii, jak i w całej Europie. Portugalia ma najdawniej ustalone trwałe granice spośród państw Europy. Ale Portugalczycy zaczęli docierać do Afryki, potem przyszedł czas wielkich odkryć geograficznych: Indii, Brazylii itd. Byli tam jako państwo i jako Kościół z jego marzeniem misyjnym. Ewangelizowały zarówno misyjne zgromadzenia zakonne, jak i księża diecezjalni. Nie tylko w naszych koloniach, ale wszędzie. Dopiero, gdy w 1974 roku kolonie uzyskały niepodległość, „wróciliśmy” do siebie.
Ale jest też druga strona medalu. Wysyłając z Europy misjonarzy, nie zdawaliśmy sobie sprawy, że misji potrzebuje sama Europa. Mówiono wyłącznie o misjach ad extra, a nie ad intra, bo przecież byliśmy chrześcijanami. Dzisiaj, gdy mówimy o Kościele synodalnym, jedną ze postaw, które musimy porzucić jest zmiana dotychczasowego administrowania wiarą przez duchownych na misję. Misjonarz wychodzi do ludzi, a nie administruje!
Portugalia nie jest już krajem chrześcijańskim. Europa nie jest już kontynentem chrześcijańskim. Pozostały struktury chrześcijaństwa, więc księża nadal robią to, co dotychczas. Ale to się zmienia, nie z przekonania, lecz z konieczności, bo brakuje księży do tego, by podtrzymywać ten administracyjny model Kościoła. Dlatego naprawdę potrzebna jest zmiana i odkrycie, że misja zaczyna się tutaj.
Kiedy byłem prowincjałem sercanów w Portugalii, zrezygnowaliśmy z prowadzenia dwóch parafii w Lizbonie, bo potrzebowaliśmy ludzi do nowej misji w Angoli. Kto przyjechał, by przejąć te parafie? Grupa księży angolańskich. To nie było zaplanowane! Pokazuje to, że misje są dzisiaj czymś innym niż były dawniej: komunią między Kościołami. A zaczynają się tutaj, w naszych zsekularyzowanych społeczeństwach, wśród przybywających imigrantów.
Z powodu wielokulturowości jesteśmy dziś wspólnotą mieszaną, szczególnie gdy mieszkamy w miastach, w wielkich metropoliach. Czymś dobrym jest wymiana misjonarzy, która wyraża solidarność między Kościołami, a także sam wyjazd na misje w wielokulturowy świat. Jeszcze lepiej, gdy w swoich wspólnotach doświadczają oni wielokulturowości. Ci, którzy nie rozumieją tego, że świat się zmienił, nie mogą również zrozumieć piękna misji, które są dziś wszędzie. Ale w każdym miejscu, z ludźmi pochodzącymi z różnych stron świata, tworzymy Kościół powszechny, wielokulturowy i synodalny. To jest piękno świata, w którym żyjemy.
Mówi nam o tym papież Franciszek, pochodzący z tej części świata, która przyjęła misjonarzy i gdzie wciąż czuć zapach oleju katechumenów. My już zapomnieliśmy, czym jest olej katechumenów, bo używamy go przy chrzcie dzieci. Tymczasem jest on wyrazem zbliżenia się do wiary. W Wielki Czwartek zawsze mówię, że w naszych wspólnotach trzeba czuć olej katechumenów, który nam przypomina, że mamy być misjonarzami.
Czy przed zbliżającymi się Światowymi Dniami Młodzieży w Lizbonie Kościół w Portugalii prowadził duchowe przygotowanie wiernych do tego wydarzenia?
– Tak, zaczęliśmy je jeszcze przed pandemią. To z jej powodu ŚDM zostały przesunięte o rok. Trudno było później zachować zaplanowany rytm, bo musiał zmienić się ustalony wcześniej kalendarz, również przygotowań duchowych. Obecnie trwają one wokół symboli ŚDM, które przemierzyły kraj, odwiedzając wszystkie diecezje.
Czy Światowe Dni Młodzieży mogą wnieść coś nowego w życie Kościoła w Portugalii?
– Właśnie tego oczekujemy. Już w ramach przygotowań organizatorzy prosili młodzież o stworzenie grup w swojej parafii oraz zaangażowanie się w życie parafialne i diecezjalne. Ta sieć obejmująca cały kraj tworzy się nie po to, żeby robić dobre wrażenie, ale po to, aby na podstawie tego doświadczenia wejść na drogę, która będzie nie tylko dla młodych. W każdej parafii, dekanacie, diecezji młodzi katolicy zyskają strukturę, na której opierać się będzie praca katechetyczna i udział życiu Kościoła. Bardzo dobrze współgra to z synodem, który obecnie przeżywamy, a który kieruje się tą samą metodologią duszpasterską. Mamy nadzieję i bardzo czekamy na powrót młodzieży do udziału w życiu Kościoła.
A jaki jest ten udział obecnie? Czy wielu młodych jest związanych z Kościołem?
– To zależy od punktu widzenia: od tego, czy dostrzegamy, że szklanka jest do połowy pełna, czy do połowy pusta. W Kościele jest wielu ludzi młodych. Nie ma w Portugalii innej instytucji, która skupiałaby ich tak wielu. Ale to nie znaczy, że od razu mamy śpiewać „Magnificat!”. Znaczy to tylko, że mamy od czego zacząć. Musimy jednak pójść w innym kierunku, niż ten, do którego się przyzwyczailiśmy.
Kiedy byłem biskupem Setúbal, odwiedzałem parafie z myślą o młodzieży. Spotykałem się z nią nie tylko w kościołach, ale i poza nimi: w klubach sportowych, szkołach, na wydarzeniach kulturalnych. Mogłem zobaczyć wiele dobrych inicjatyw, odrywających młodych ludzi od komputerów i skupienia na samych sobie. Wielu z nich uprawia sport, zajmuje się sztuką, tworzy muzykę itd. To na tym polu powinniśmy pracować.
To nie zadziała, jeśli skupimy się na wielkich tłumach. Tłumy mogą przyjechać na takie wydarzenia, jak Światowe Dni Młodzieży. Ale tym, co daje wzrost, są małe grupy. To w nich ludzie przekonani dzielą się swoimi doświadczeniami i mogą pociągnąć za sobą innych. Zawsze tak było z głoszeniem Ewangelii.
Dziś ludzie młodzi stale żyją z telefonem komórkowym w ręku. Musimy więc być również obecni w mediach. Ale najpierw młodzi powinni być przyjęci we wspólnocie parafialnej. Wszyscy księża chcą mieć młodzież w parafii, więc pytam: co z nią robicie? Zapraszacie tylko, żeby obejrzała wasze „przedstawienie”? To tak nie działa. Młodzież nie przyjdzie do kościoła tylko po to, żeby być obecnym na Mszy. Musimy ją włączyć, oddać jej „scenę życia”, „scenę wiary”. Jeśli nie będzie częścią „spektaklu”, nie przyjdzie. I ma rację, bo Kościół nie jest miejscem, w którym jedni przygotowują religijny spektakl, a inni przychodzą raz w tygodniu, by go zobaczyć. To musi być „przedstawienie”, w którym wszyscy biorą udział. Tylko wtedy będzie to dla młodych interesujące, tylko wtedy da im radość.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |