Berlin, fot. unsplash

Rektor Polskiej Misji Katolickiej w Niemczech: tylko dzięki apolityczności Kościół może scalać podzielone społec …

Duszpasterstwo polskie w Niemczech nie słabnie, zarówno liczebnie, jak i duchowo – zapewnia ks. prałat Stanisław Budyn, rektor Polskiej Misji Katolickiej w Niemczech w latach 2002-2020. Podkreśla, że często całe życie polonijne koncentruje się przy parafiach, które są również ośrodkami pracy społeczno-kulturalnej. Wskazuje, że tylko dzięki apolityczności księży Kościół może scalać podzielone społeczeństwo polskie, także na emigracji.

Dziś w Hanowerze przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki przewodniczy dziękczynnej mszy św. za wieloletnią posługę ks. Budyna jako rektora PMK, z okazji 50-lecia jego kapłaństwa.

KAI: Na czym polega specyfika pracy wśród polskich katolików zagranicą?

– Po pierwsze – na tym, że trzeba ludzi szukać. To nie oni szukają księdza, jak w Polsce. Po drugie – płaszczyzna pracy jest bardziej wszechstronna. Tak jak w każdej parafii odprawiamy Msze święte, spowiadamy, udzielamy sakramentów. Ale w bardzo wielu naszych misjach koncentruje się przy nich całe życie polonijne: organizacje nie tylko religijne, ale i społeczne, praca w więzieniach, szpitalach, która pomimo pandemii nie słabnie. A w misjach przy przelotowej autostradzie A2 zajmujemy się nawet problemami powypadkowymi. Ludzie przychodzą do parafii jako do miejsca, gdzie mogą uzyskać informacje. Budynki polskich misji katolickich są punktami pracy społeczno-kulturalnej. Na pewno duszpasterstwo polskie w Niemczech nie słabnie, zarówno liczebnie, jak i duchowo.

Jakimi problemami żyją dziś Polacy w Niemczech?

– Po pierwsze – kwestia szkolnictwa. Jeśli się mówi, że jakaś organizacja świecka doprowadziła do tego, że w danym landzie jest nauczanie języka polskiego i chwali się tym, to Bogu najwyższemu niech będą dzięki, gratuluję! Ale pytanie: ile procent dzieci jest objętych tym nauczaniem i jaki program jest realizowany? Przez długie lata byłem w polsko-niemieckiej komisji mieszanej, która zajmowała się m.in. nauczaniem języka polskiego, więc wiem, o czym mówię. Jest to zagadnienie trudne, pomimo traktatu polsko-niemieckiego do dziś nierozwiązane i wymagające naprawdę dużego zaangażowania.

fot. EPA/CLEMENS BILAN

Drugą płaszczyzną są sprawy socjalne, dotyczące bezdomnych i więźniów. Konsulaty robią, co mogą. Bardzo się poprawiła nasza współpraca z nimi, rozumiemy się i sobie pomagamy, na ile to możliwe. Ale powinniśmy to jeszcze zintensyfikować, na przykład angażować wolontariuszy, którzy chcieliby pomóc.

Trzecia rzecz to wymiana kulturalna, która preferowałaby polską kulturę – i to nie tylko tę supernowoczesną, ekstrawagancką, nie tylko klasyczne zespoły: „Śląsk” i „Mazowsze”. Mamy w Polsce tak wspaniałe dziedzictwo! Program wymiany kulturalnej „leży”, znajomość polskiej literatury podobnie, brakuje tłumaczeń na niemiecki – spopularyzowanie np. Stanisława Lema to jeszcze nie wszystko. To się potem odbija na samoświadomości Polaków: za kogo się uważają, czy się nie wstydzą swego pochodzenia? Nie powinniśmy się bać polskiej tradycji, dlatego że ona bardzo ludzi wiąże, nie tylko w Niemczech, ale na całym świecie. Bo to jest cząstka Polski, coś, czego nie ma w innych narodach i kulturach, na przykład odwiedzanie grobów i troska o nie. Polacy w Niemczech bardzo żyją tym, co się dzieje w Polsce, tymi różnicami i tarciami, które powstają… My scalamy tych ludzi.

W jaki sposób Kościół może scalać podzielone społeczeństwo polskie także na emigracji?

– Mówić o Polsce, kochać Polskę, budować to, co polskie, ale bez wchodzenia bezpośrednio w politykę. Dlatego, że wtedy od razu społeczeństwo dzielimy. Księża, którzy próbowaliby uprawiać politykę z ambon – to jest nie do przyjęcia. Kościół zawsze od tego uciekał. Jedynym ratunkiem dla księży jest apolityczność. Bardzo często wydaje mi się, że obraz świata w niektórych polskich mediach jest bardzo antyeuropejski, antyniemiecki. Pamiętam Niemców, którzy cieszyli się, że Polska wejdzie do Unii Europejskiej i pomoże uratować chrześcijańskie wartości Europy. Dzisiaj nikt o Polsce tak nie powie.

Polscy katolicy w Niemczech starają się o zachowanie swojej odrębności, czy raczej o zintegrowanie z lokalnym Kościołem?

– To się zmienia z pokolenia na pokolenie. Pamiętam jeszcze generację powojenną. Pracowałem z księżmi, którzy byli w obozie koncentracyjnym w Dachau, z ludźmi, którzy przeszli przez roboty przymusowe. Druga generacja, z okresu „Solidarności”, patriotyczna, bardzo tęskniła do Polski. Następna grupa, po włączeniu Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku, przyjeżdżała ze świadomością europejską i tendencjami proeuropejskimi. Natomiast dzisiaj przyjeżdżają ludzie, którzy próbują przede wszystkim zapewnić sobie egzystencję – to jest ich priorytet. Czy oni w stu procentach zostaną w Niemczech, tego nikt nie wie. Do tej generacji należą również Polacy, którzy przyjeżdżają z Irlandii, z Anglii, z Holandii, bo w Niemczech znaleźli lepsze warunki socjalne, zabezpieczenie zdrowotne i ściągnęli tutaj. To wszystko odbija się na pracy duszpasterskiej. Na tym, na ile ci ludzie czują potrzebę związania się z Kościołem. Wydaje mi się, że więź z Kościołem polskim jest dziś nieco luźniejsza. Nie jest pogłębiona i ugruntowana. Oni są mobilni. Nie przywiązują się do tego, że „to jest nasz kościół”, że „to jest nasza parafia”.

Berlin, fot. unsplash

Jak oceniłby Ksiądz religijność Polonii niemieckiej?

– Jest ona uzależniona przede wszystkim od liczby księży. Moglibyśmy o wiele więcej zdziałać, jeżeli chodzi o intensywność duszpasterstwa, gdyby ksiądz nie musiał patrzeć na zegarek, bo jeszcze jedzie do następnego kościoła. Staraliśmy się, żeby zawsze w naszych parafiach było po dwóch księży. Jeśli jeden jest chory lub musi wyjechać, będzie drugi do dyspozycji. To się, Bogu dziękować, w dużej mierze udało załatwić, czyli przekonać do tego Niemców.

Musimy jednak być obiektywni. Mamy obecnie zarejestrowanych w Niemczech milion dwieście tysięcy katolików z polskim obywatelstwem lub z dwoma – pierwszym niemieckim i drugim polskim. Ale ocenia się, że w Niemczech jest dwa miliony dwieście tysięcy ludzi z Polski, czyli milion więcej. Nie wszyscy chcą się zapisywać do Kościoła, co pociąga za sobą konieczność płacenia tzw. podatku kościelnego – nie czują tego zakotwiczenia, jak również zobowiązania do materialnego zabezpieczenia Kościoła. Chociaż nie to jest najistotniejsze w duszpasterstwie, ale dla nas jest istotnym miernikiem tego, czy ktoś przyznaje się do przynależności do Kościoła. Z duszpasterstwem polskim jest związane, w zależności od regionu, od siedmiu do dziesięciu procent polskojęzycznych katolików. Dobrze, jeśli drugie dziesięć procent uczestniczy w duszpasterstwie niemieckim – tak też bywa, bo na przykład ludzie mają tam bliżej na Mszę św. Czyli Kościół (duszpasterstwo polskie) obejmuje maksymalnie dwadzieścia procent polskojęzycznych katolików.

Czy ludzie świeccy angażują się w życie parafialne?

– Gdy byłem rektorem, kładliśmy duży nacisk na pracę z laikatem. Współodpowiedzialność świeckich za parafię, za wspólnotę wierzących widzę nie jako niebezpieczeństwo, ale jako dużą szansę. Tylko, że wymaga to zarówno otwartości księdza, jak i rozumienia przez świeckich swojej roli i pozycji. Tu nie chodzi o to, że – jak to się dzisiaj w Niemczech podkreśla – kto ma siłę i pieniądze, ten ma władzę. Nie tak jest w sprawach Kościoła. Jeżeli księdza stać na transparentność swoich wydatków i ich odpowiednie uzasadnienie, to ludzie jeszcze bardziej są ofiarni. Wiem to z osobistego doświadczenia, bo byłem dwadzieścia lat proboszczem, gdy budowaliśmy dwa domy parafialne i remontowaliśmy kaplicę. Ponadto wszystkie nasze parafie muszą regularnie zdawać finansowe rozliczenia z dochodów i rozchodów – podlegamy, tak jak lokalny Kościół, pod stałą kontrolę.

Na ile w działalności polskich parafii jest realizowany program duszpasterski Kościoła w Polsce, a na ile program Kościoła w Niemczech?

– Kościół w Niemczech nie ma swojego programu duszpasterskiego. Natomiast jest bardzo wyczulony na to, gdybyśmy powiedzieli głośno, że realizujemy program duszpasterski Kościoła w Polsce. Taka jest kościelna struktura i oficjalne dokumenty Kościoła o tym mówią, że ludzie się powinni integrować, czyli powinni się czuć związani z Kościołem kraju osiedlenia. Byłoby wobec tego kontrproduktywne, gdybyśmy preferowali polskie programy duszpasterskie. Kaznodziejstwo – nieraz o tym mówiliśmy na zebraniach dekanalnych – powinno być w większości przypominaniem katechizmu. Oczywiście porusza się też zagadnienia społeczne.

fot. unsplash

Kościół w Niemczech obecnie przechodzi metamorfozę. Szuka swego miejsca. Odbija się to w mediach w Polsce, które nie zawsze – a czytam na co dzień strony internetowe – oddają rzeczywistość taką, jaka jest, pisząc o schizmie itd. A to jest typowo niemieckie szukanie rozwiązania problemu, który ma wiele aspektów, w tym także ultramontanistyczne nastawienie do Watykanu, niezależnie skąd pochodzi papież. Niektórzy biskupi, nie chcę twierdzić, że idą na „łatwiznę”, ale wychodzą naprzeciw temu, co Jan Paweł II powiedział kiedyś kardynałowi Karlowi Lehmannowi (w latach 1987-2008 przewodniczącemu episkopatu Niemiec), żeby się starał o łączenie Kościołów, o powrót katolików i protestantów do jedności. Tylko, że w niektórych wypadkach obserwujemy raczej protestantyzację Kościoła katolickiego.

Mówi Ksiądz, oczywiście, o tak zwanej Drodze Synodalnej Kościoła w Niemczech. Czy polskie parafie też się w nią włączają?

– W tej chwili w Drodze Synodalnej nie ma ani jednego obcokrajowca, a tym samym nie ma Polaków.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze