fot. PAP/EPA/VATICAN MEDIA

Prof. Aleksander Bańka: dzięki Synodowi widzimy Kościół lepiej, szerzej i dokładniej [MISYJNE DROGI]

– Metoda pracy zaproponowana w trakcie rzymskiej sesji Synodu pozwala nazwać swoje oczekiwania, potrzeby, pragnienia. I wszystko dzieje się w niekonfrontacyjny sposób. To jest jej duża zaleta. Bo gdybyśmy przy takiej różnorodności uczestników Synodu spotkali się w debacie, to obawiam się że byłoby wiele napięć. Istniałoby wtedy ryzyko, że wypowiedzielibyśmy sobie wewnątrzkościelną wojnę – mówi prof. Aleksander Bańka w rozmowie z Maciejem Kluczką.

Maciej Kluczka: Trwający w Kościele Synod odbywał się pod hasłem „Ku Kościołowi synodalnemu: komunia, uczestnictwo i misja”. Również dokument, który został ogłoszony na zakończenie pierwszej sesji XVI Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów (pod koniec października) ma w swoim tytule misyjność („Kościół synodalny w misji”). Czy Synod ma szansę sprawić, byśmy my – Polacy – spojrzeli na Kościół z szerszej perspektywy? Byśmy mogli dostrzec sytuację i potrzeby sióstr i braci w wierze w innych krajach?
Prof. Aleksander Bańka: – Mam taką nadzieję. Najczęściej odczytujemy Kościół powszechny z perspektywy naszych lokalnych potrzeb i uwarunkowań, które nas interesują. Często myślimy, że to co jest istotne dla nas, jest równie istotne dla całego Kościoła. I jeśli nasze oczekiwania nie są realizowane, to uważamy, że Kościół idzie niewłaściwą drogą, że popełnia błędy. Oczywiście my także mamy swoje potrzeby i nasza perspektywa również jest ważna i powinniśmy ją nazywać, analizować. Ale jednocześnie musimy wiedzieć, że Kościół żyje wieloma innymi tematami. Dzięki Synodowi powinniśmy zobaczyć Kościół szerzej, dokładniej i po prostu lepiej. Dostrzec kwestie, których często nie dostrzegamy.

Fot. PAP/Albert Zawada

Tym bardziej, że Kościół rozwija się prężnie w wielu regionach poza Europą, którą papież Franciszek nazwał babcią. Są w nich świeccy świadomie uczestniczący w Kościele, współtworzący go aktywnie.
– Zgadza się. Moje doświadczenie z Synodu jest takie, że serce Kościoła bije poza Europą, na pewno poza Europą Zachodnią. Gdy spojrzymy na Kościół w niektórych regionach Afryki i Azji, to na rozpoczęcie formacji w niektórych tamtejszych seminariach czeka się trzy lata. Nie ma tam problemów z powołaniami. Jest wielu młodych i dorosłych świeckich zaangażowanych w życie Kościoła. Są katechiści, którzy ewangelizują. To Kościół bardzo dynamiczny, który ma swoje problemy, który potrzebuje teologicznego zaopiekowania, ale jednocześnie to Kościół młody i żywotny. I jako Europejczycy, jako Polacy, powinniśmy trochę z większą pokorą do tego podchodzić, uczyć się od tych Kościołów tak żywego przeżywania Ewangelii. Tego nam często brakuje. W Europie Zachodniej wiele Kościołów jest w stadium schyłkowym, wręcz umierającym. Ja jednak nie odczuwam w związku z tym niepokoju. To trochę jak z drzewem, czasami jedna gałąź usycha, a gdzieś indziej na tym drzewie wybija nowe życie. Właśnie tak też wygląda Kościół powszechny. Może niedługo to nie Europejczycy będą misyjni wobec Afryki czy Azji, ale to właśnie te kontynenty będą przysyłały nam swoich misjonarzy? Na uniwersytetach teologicznych w Europie, choćby w Rzymie, często studiuje już więcej ludzi spoza Europy niż Europejczyków. Chciałbym więc, żeby nasze oczy lokalne bardziej się otworzyły. Żebyśmy zobaczyli, że jest poza nami i naszymi problemami żywy, piękny, bogaty Kościół i żebyśmy się nim choć trochę zainspirowali.

A czy w trakcie obrad zgromadzenia synodalnego odczuwane było działanie Ducha Świętego?
– Sama metoda prac synodalnych wyrasta z namysłu ignacjańskiego. Papież jest jezuitą, więc pewnie dlatego zaproponował metodę, której korzenie znaleźć można już u świętego Ignacego i w metodzie rozdawania wspólnotowego. Jezuici znają ją od wieków. Ona ma swoje przełożenie na coś takiego, co my nazywamy kręgami MAGIS. To kręgi spotkania i prowadzenia rozmowy w duchu.

Magis
fot. MAGIS Poland/flickr

Tu małe wyjaśnienie dla czytelników. Kręgi MAGIS są integralną częścią warsztatów, rekolekcji i innych spotkań, w trakcie których zwraca się uwagę na budowanie wspólnoty. Składają się z czterech elementów, tzw. kręgów dzielenia. W pierwszym chodzi o to, aby opowiedzieć o tym, jak minął mi dzień, co w nim było dla mnie łatwe i radosne, a co trudne i przykre. Drugi krąg schodzi nieco głębiej – na zasadzie spirali – i dotyczy aspektu duchowego. Polega bowiem na poszukiwaniu Bożej obecności w tym, czego się doświadczyło. Trzeci krąg to z kolei możliwość nawiązania do czyjejś wypowiedzi, do tego, co danego uczestnika w niej ujęło. Czwarty krąg zaś jest jednosłownym podsumowaniem dnia. Uczestnicy tych kręgów muszą więc znaleźć jedno słowo, które najlepiej oddaje to, co się w danym dniu wydarzyło. Taka metoda została zaproponowana przez jezuitów m.in. w 2000 roku przy okazji Światowych Dni Młodzieży w Rzymie.
– Ta metoda pozwala nazwać swoje oczekiwania, potrzeby, pragnienia i intuicje. A wszystko dzieje się w niekonfrontacyjny sposób. To jest jej duża zaleta. Bo gdybyśmy przy takiej różnorodności uczestników Synodu spotkali się w debacie, to obawiam się że byłoby wiele napięć. Istniałoby wtedy ryzyko, że wypowiedzielibyśmy sobie wewnątrzkościelną wojnę. A dzięki metodzie zaproponowanej przez Sekretariat Synodu słuchamy wzajemnie swoich perspektyw. Mimo wielu rozbieżności, które pojawiały się w czasie obrad, było też wiele cennych momentów, kiedy, siedząc w jednej grupie z osobami, którymi się nie zgadzałem, miałem przekonanie, że lepiej się rozumiemy, że się szanujemy, że nie jesteśmy w stanie wojny. Nazywaliśmy swoje inne perspektywy w patrzeniu na pewne tematy, to ta wspólna rozmowa i spotkanie były na pewno dużym krokiem do przodu. Jeśli więc pada pytanie o działanie Ducha Świętego, to widzę je właśnie w tym kroczeniu razem. To duże dobro, widzę w tym działanie Ducha Świętego.

Tuż po zakończeniu pierwszej sesji rzymskiego etapu Synodu rozmawiałem z kard. Gerhardem Müllerem, emerytowanym prefektem Kongregacji Doktryny Wiary. Dla tego niemieckiego kardynała problemem Synodu o Synodalności jest jego abstrakcyjność, bo to Synod „o sobie samym”. Drugą wątpliwością, którą zgłasza kard. Müller jest to, że głos osób świeckich jest według niego tak samo ważny jak osób duchownych. A formalnie ten Synod to Zwyczajne Zgromadzenie Ogólne Synodu Biskupów. Chodzi o jego hybrydowość.
– Ten Synod faktycznie jest pewnym eksperymentem. Skoro zaproponował go papież i nazwał go „zgromadzeniem synodalnym biskupów”, to trzeba przyjąć, że taka jest formuła Synodu, że jest to Synod biskupi. W związku z tym stajemy przed koniecznością przemyślenia tej idei synodalności, która sama w sobie nie jest przecież zamknięta. To, że wcześniej synody miały inną formę nie znaczy, że ten obecny nie może ewoluować. Synod nie jest dogmatem, to pewnego rodzaju tradycja eklezjalna. W związku z tym, skoro papież jest przekonany co do tej formuły Synodu, to mimo wszystkich jej niedogodności i mimo wielu naszych wątpliwości, powinniśmy ją przyjąć i poprawiać, by działała jak najlepiej. To jest nasze zadanie. Zgadzam się, że ten Synod ma hybrydowy charakter, bo ta formuła synodalna jest niedomknięta.
Kiedy zaczęliśmy synodalne rozmowy w Duchu Świętym to oczywiste było to, że każdy chciał wrzucić te tematy, które są dla niego w danym momencie najważniejsze. W związku z tym zrobił się swego rodzaju patchwork problemowy. Z drugiej strony Kościół powszechny tymi wszystkimi sprawami żyje, trudno więc się od tego odciąć. Przed nami rok, by się z tym zmierzyć, pomieścić te kwestie, które zostały wyartykułowane. To będzie zadanie zapewne głównie dla teologów.

A jakie tematy w czasie Synodu rodziły najwięcej dyskusji, a może i sporów?
– Na pewno Kościół staje przed odpowiedzią na pytania dotyczące tego, jak podejść do osób LGBTQ+. Kościół chce ich otoczyć duszpasterską opieką, ale powstaje pytanie o ramy tej opieki. Na jakich zasadach ma dokonać się to włączenie? Gdzie owa inkluzywność powinna mieć swoje granice? Jak ta opieka ma dokładnie wyglądać? Czy to jest kwestia wyłącznie pastoralna czy również doktrynalna? To jest kwestia do przedyskutowania.


Jest też temat diakonatu kobiet. Na dziś nie wiemy, co to tak naprawdę znaczy. Bo jeśli spojrzymy na pierwotny Kościół, to możemy przypuszczać, że funkcjonowały tam diakonisy, ale ich posługa była raczej posługą nauczania kobiet. Była więc to rola podoba do dzisiejszych katechistów, do której nie potrzeba święceń. A dziś, gdy mówimy o diakonacie kobiet, to mówimy o diakonisach stałych czy o katechistkach? To jest pytanie do rozpoznania teologicznego i tym trzeba się uczciwie zająć. Papież powiedział wprost, że kwestia kapłaństwa kobiet jest kwestią zamkniętą. To znaczy, że prawdopodobnie za jego pontyfikatu ta kwestia nie będzie ulegała żadnym zmianom.

Moglibyśmy takich spraw wymieniać więcej, bo na przykład, gdy wyjdziemy poza nasze polskie i europejskie podwórko, zobaczymy kwestię poligamii. To sytuacja, z którą zmaga się Kościół afrykański, gdy na chrześcijaństwo nawraca się cała rodzina, w której jest jeden ojciec, a dziewięć mam. Mają wspólne dzieci, wspólne relacje. I jak to rozstrzygnąć? Kościół afrykański ma na to jakieś pomysły, ale trzeba to robić delikatnie i uważnie, bo kulturowo i mentalnie ci ludzie nie są gotowi na zmianę, którą my – z perspektywy doktryny – byśmy od nich oczekiwali. Jest więc cała lista problemów i wyzwań, które trzeba mądrze rozpoznać.

Fot. PAP/EPA/VATICAN MEDIA HANDOUT

I Synod je pokazuje. Tworzy tę listę i rozpoczyna dyskusję.
– I trzeba przy tym cierpliwej pracy całego Kościoła powszechnego.

A czy dokument końcowy „Kościół synodalny w misji” został dobrze przygotowany? Czy powinien być lekturą dla każdego, kto tworzy wspólnotę Kościoła?
– To dokument przejściowy, on niczego nie rozstrzyga, niczego nie definiuje. Ten dokument zbiera głosy, to zapis pewnej dyskusji i jej konkretnego etapu. Każdy episkopat spojrzy na to, co w tej dyskusji wydaje się kluczowe, co należałoby wyostrzyć. Pewnie nie będziemy się do każdego punktu odnosić osobno. Najwięcej czasu trzeba poświęcić kwestiom, przy których było najwięcej rozbieżności. Trzeba przemyśleć, jak na nie odpowiedzieć, tak by te odpowiedzi były jak najbardziej zgodne z nauczaniem Kościoła i jednocześnie otwarte duszpastersko na potrzeby wiernych na całym świecie. Wiernym w Polsce radziłbym przyjęcie tego dokumentu ze spokojem i przy pogłębionej analizie. To jest dokument roboczy, który przez najbliższy rok będzie analizowany i omawiany. Później z tego dokumentu powstanie dokument roboczy Instrumentum laboris na kolejną rzymską sesję Zgromadzenia Synodalnego. I już na sam koniec papież – jeśli uzna to za stosowne i potrzebne – przygotuje adhortację. Przed nami więc jeszcze długa droga. Na każdym jej etapie przykładajmy właściwą miarę do rozpoznawania tego procesu.

Pan Profesor jest zaangażowany w Synod od samego początku (od października 2021 roku). Czy obecny jego etap jest dla Pana najciekawszy? I czy tego powodem jest to, że możemy zobaczyć, czym żyje Kościół katolicki w różnych regionach świata?
– To faktycznie najciekawsza i najbardziej owocna część Synodu. Wiele mnie uczy. Ta faza daje szersze rozumienie wielu procesów, które zachodzą w Kościele. To doświadczenie bardzo budujące i poszerzające horyzonty. I im bardziej w to wchodzę, tym większy mam spokój, że mimo wielu napięć i trudności to na pewno w tym wszystkim jest Duch Święty. I On ten Synod prowadzi. I nam towarzyszy.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze