Oblaccy męczennicy, którzy umierali codziennie. Dziś ich wspomnienie
Większość z nich nie miała nawet 40 lat. Pełni zapału i gorliwości cieszyli się, że niosą Chrystusa tam, gdzie potrzebują Go ubodzy mieszkańcy dalekiej Azji. Czy przeczuwali, że któregoś dnia na laotańskiej ziemi przyjdzie im złożyć ofiarę z własnego życia? Myślę, że na pewno. Żyli przecież tak, by w każdej chwili być na to gotowym.
Można powiedzieć, że Kościół zna setki, jeśli nie tysiące podobnych historii. Akty męczeństwa w obronie wiary towarzyszą jego dziejom od samego początku. W życiu i posłudze sześciu misjonarzy oblatów Maryi Niepokalanej jest jednak coś fascynującego. Dalecy od mistycznych uniesień postawili sobie za cel stać się tymi, wśród których żyją. W życiu kapłańskim i zakonnym byli po prostu herosami swojej codzienności.
>>> Męczennicy z Laosu – o. Jean Wauthier OMI [cz. 1]
Z Chrystusem w życiu i w śmierci
„Utożsamiali się z Chrystusem w życiu i w śmierci” – powiedział o błogosławionych oblatach o. Roland Jacques OMI, postulator ich procesu beatyfikacyjnego. Ta krótka wypowiedź doskonale oddaje to, kim byli i czym żyli ojcowie: Mario Borzaga, Louis Leroy, Michel Coquelet, Vincent L’Hénoret, Jean Wauthier i Joseph Boissel. Pięciu Francuzów i jeden Włoch. Jako misjonarze trafili na trudną ziemię. Niewielu mieszkańców Laosu, państwa na skraju Azji, było skłonnych do współpracy i pomocy. Jeszcze mniej chciało się nawrócić. Totalitarna władza skutecznie terroryzowała ludność. Rządy w regionie dzierżyła komunistyczna partyzantka Pathet Lao. To z rąk jej członków, w latach 1960-1966, oblaci ponieśli śmierć. W pewnym sensie podobną do tego, jakie było ich życie – bez splendoru i w samotności. Żyli bardzo skromnie. Wszystkim, co mieli, chętnie dzielili się z napotkanymi ludźmi. Ich codzienność wypełniona była przede wszystkim długimi, męczącymi marszami z wioski do wioski. Nie tylko sprawowali tam sakramenty. Przynosili lekarstwa, nauczali dzieci, wspierali dobrym słowem. Wieczorami padali ze zmęczenia, żeby za kilka godzin znów wyruszyć w drogę. „Jesteśmy wędrownymi Jezusami Chrystusami”– mawiał bł. o. Wauthier. I podobnie jak pozostali misjonarze, w swoich cierpieniach i trudach posługi umierał codziennie na krzyżu razem ze swoim Mistrzem i Zbawicielem. Tak oblaci rozumieli Ewangelię. Ona była lampą, która oświecała ich podróż z ziemi do nieba.
Otwarci i oddani
Najmłodszy z grupy błogosławionych, o. Borzaga, w chwili śmierci miał zaledwie 27 lat. Uważano go za zdolnego, a przede wszystkim pobożnego kapłana. Rodzinne Włochy opuścił krótko po święceniach. Po przybyciu do Laosu wiele czasu poświęcał nauce języka i miejscowych zwyczajów. Zależało mu, by szybko poznać i zrozumieć najpilniejsze potrzeby Laotańczyków. Wśród pamiątek, które po sobie pozostawił, szczególnie cenną jest „Dziennik człowieka szczęśliwego”. To zapis nie tylko bogatych doświadczeń człowieka, który spotyka się z zupełnie innym myśleniem ludzi, odmienną kulturą i zwyczajami. To przede wszystkim świadectwo przeżywania życia w otwartości wobec tego wszystkiego, co każdego dnia oferuje sam Bóg. Szeroki uśmiech uwieczniony na przedstawiającej go fotografii wydaje się być ilustracją słów, które zapisał w liście do wujka w styczniu 1960 r., niedługo przed męczeńską próbą wiary. Pisał wtedy: „Idziemy naprzód bez lęku; zatrzymamy się tylko, jeśli Pan tak zadecyduje”. Całkowite poddanie Bożej woli wbrew pozorom nie doprowadziło go do śmierci, ale do życia wiecznego.
>>> Laos: beatyfikacja 17 męczenników
Święci codzienności
Chrześcijanie w Laosie stanowią niecałe 0,5% społeczeństwa. Wciąż jednak to ziemia potrzebująca misjonarzy. Oblaci pracują w tym kraju do dziś. Pamięć o męczennikach laotańskich jest tam do dziś bardzo żywa. Można powiedzieć, że ci męczennicy są fundamentem, na którym opiera się mała wspólnota lokalnego Kościoła. Z pewnością dziś, jako cieszący się chwałą nieba, wypraszają Boże błogosławieństwo dla ziemi, którą ukochali. Jako błogosławieni są też inspiracją dla tych, którzy wędrują jeszcze po ziemi w poszukiwaniu Bożych dróg. Mnie w oblackich męczennikach z Laosu najbardziej urzeka to, co pozwoliło im tak otwarcie przyjąć krzyż męczeństwa: ich bardzo ludzka, zwyczajna, a przede wszystkim codzienna świętość.
>>> Poznań: wniesienie relikwii bł. Mario Borzagi OMI do kaplicy w Domu Misyjnym [+GALERIA]
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |