„Serbski kod Leonarda da Vinci” w Warszawie tylko do 31 października
To ostatnie kilkadziesiąt godzin, żeby obejrzeć niezwykły artefakt, jaki gości w Polsce – Ewangeliarz Mirosława, jeden z najstarszych zabytków serbskiego piśmiennictwa z XII w i jeden z najpiękniejszych manuskryptów na świecie, który powstał w połowie XII wieku i nazywany jest „serbskim kodem Leonardo da Vinci”.
Jak wyjaśniła PAP Katarzyna Dragovic, która wraz ze swoim mężem, Nononem Dragovicem, przyczyniła się do sprowadzenia tego zabytku do Polski, ewangeliarz został napisany i iluminowany dla księcia Mirosława z Humu, brata Stefana Nemanji, protoplasty najsłynniejszej serbskiej dynastii. „Za cenę tego manuskryptu można było w tamtych czasach wybudować dwie potężne twierdze albo 22 ławry (klasztory)” – zaznaczyła. Dragovic wyjaśniła, że ewangeliarz zawiera wybór fragmentów z czterech ewangelii, ułożonych według porządku czytania w roku liturgicznym. Przekazała, że teksty liturgiczne na każdy dzień ozdobione są setkami iluminacji i inicjałów, które reprezentują pamięć ludzkości o wszystkim, co działo się od początków cywilizacji.
„Zawierają wszystkie ważne mity świata i przedstawienia religijne w cudownym i tajemniczym połączeniu tekstu i obrazu. Dlatego też Ewangeliarz Mirosława otrzymał kolokwialnie nazwę +serbski Kod Da Vinci+. Między innymi naziści, mający obsesję na punkcie tajnych, zaszyfrowanych wiadomości z przeszłości, szukali w nim ukrytych przesłań” – przekazała PAP Katarzyna Dragovic.
Co ciekawe, dopiero w badaniach kilku ostatnich lat odkryto głęboką symbolikę inicjałów i ich bezpośredni związek z tekstem.
„Okazało się, że serbscy średniowieczni mnisi posiadali niezwykłą wiedzę nie tylko o tekstach chrześcijańskich, ale także o mitologii greckiej, rzymskiej, egipskiej i słowiańskiej, o starożytnych poetach, o najbardziej skomplikowanych twierdzeniach Arystotelesa, o botanice, medycynie i historii – byli to najlepiej wykształceni ludzie w Europie tego czasu” – podkreśliła rozmówczyni PAP.
W 2005 roku UNESCO umieściło Ewangeliarz Mirosława w swojej bibliotece „Pamięć Świata”, uznając go za jeden ze 120 najcenniejszych dóbr kultury pisanej, stworzonych przez cywilizację ludzką.
Oprócz samego tekstu cyrylicy na piękno Ewangelii Mirosława składają się wspaniałe miniatury z bizantyjskimi motywami fantastycznej flory i fauny.
Równie ciekawe były losy relikwiarza, choć pierwsze 700 lat na to nie wskazywało, gdyż spoczywał on sobie bezpiecznie w monastyrze Chilandar na świętej górze Atos i było mu tam, jak wskazała Dragovic „jak u Pana Boga za piecem”, dzięki czemu uniknął losu wielu innych serbskich, cennych dokumentów, „które przez ten czas zostały zniszczone, spalone, ukradzione”.
Przełom nastąpił w 1896, kiedy mnichów na górze Atos odwiedził król Serbii Aleksander Obranowic. „Legenda mówi, że mnisi tak się ucieszyli z wizyty króla, że sprezentowali mu ewangeliarz, ale bardziej prawdopodobne jest to, że zostali do tego zmuszeni” – oceniła rozmówczyni PAP i wyjaśniła, że Chilandar był zadłużony i mnisi byli pod dużą presją.
Co ciekawe, dwa dni po tym, jak ewangeliarz opuścił klasztorne mury, na górę Atos przyjechali wysłannicy rosyjskiego cara, który także miał chrapkę na to dzieło sztuki. Wiadomo było o tym od 1845 r., kiedy to wizytujący Chilandar władyka kijowski Porfiry Uspenski wyrwał z ewangeliarza jedną kartkę i zabrał ją do biblioteki carskiej w Piotrogrodzie. Jest ona znana jako pojedyncza „kartka petersburska”.
Od tej pory, jak wskazała Dragovic, zaczęły się przygody ewangeliarza, a ludzi, którzy wchodzili w jego posiadanie, spotykał zły los. Czego się zresztą można było spodziewać, gdyż w Chilandarze przechowywano także akt założycielski monastyru z X w., „który kończy się zdaniem, że każdego, kto wyniesie stamtąd jakąkolwiek rzecz będącą klasztorną własnością, dosięgnie kara boska” – zaznaczyła Dragovic.
Np. król Aleksander zakończył swój żywot w maju 1903 r., kiedy to grupa oficerów wdarła się do pałacu królewskiego i zamordowała jego oraz jego żonę, królową Dragę. Co znamienne, z pałacowego sejfu napastnicy skradli tylko jedną rzecz – właśnie ów ewangeliarz.
Zaginionego artefaktu bezskutecznie poszukiwano latami, na co wpływ miały także wojny – dwie bałkańskie oraz pierwsza światowa. Jednak w 1915 r. skarb został odnaleziony w skrzyniach ostatniego króla Serbii Piotra I Karađorđevicia – to ten, który zdobył tron na skutek puczu wojskowego i pozbycia się Aleksandra Obranowica.
Podczas wojny ewangeliarz, wraz Głównym Skarbcem Państwa, znajdował się pod czujną opieką dwóch serbskich oficerów, nieraz cudem unikając zniszczenia, jak w prawosławne Boże Narodzenie 6 stycznia 1916 r., kiedy to austriacki pilot otrzymał rozkaz zbombardowania statku, na którym znajdowali się serbscy uchodźcy oraz cenne dokumenty, m.in. Ewangeliarz Mirosława. Jako, że pilot z pochodzenia także był Serbem, zrzucił bomby tak, żeby nie uszkodzić statku.
Katarzyna Draagovic wskazała, że po zakończeniu wojny w 1918 „Ewangeliarz trafił do Biblioteki Narodowej Serbii, a Piotr I Karađorđevic zginął z rąk chorwackich nacjonalistów”, po czym regent książę Paweł zdecydował się przenieść świętą księgę do nowo utworzonego muzeum swojego imienia. „I dobrze się stało, gdyż wiosną 1941 r. Biblioteka Narodowa Serbii spłonęła, wraz z całymi zbiorami, od niemieckich bomb”.
Później ewangeliarz spoczywał w sejfie Banku Narodowego w Belgradzie, a następnie został przeniesiony do klasztoru Rača – mnisi zakopali go pod ołtarzem. Przetrwał tam do końca wojny, choć w 1943 r. klasztor został spalony. Obecnie ewangeliarz – z wyjątkiem jednej kartki, która wciąż pozostaje w Rosji – spoczywa w Muzeum Narodowym Serbii w Belgradzie.
„Za czasów komuny kustoszka tego muzeum trzymała na nim ostentacyjnie nogi, dziś przysięga na nią prezydent Serbii” – zaakcentowała Gragovic.
Dodała jednocześnie, że choć ta księga ma wielkie znaczenie przede wszystkim dla Serbów, to powinna był znana także innym Słowianom. Napisana jest w języku starocerkiewno-słowiańskim – nawiasem mówiąc, uczą się go poloniści – który był kiedyś wspólnym językiem dla ogromnego obszaru sięgającego od Adriatyku przez Morze Czarne po Bałtyk.
„To był język dyplomacji i liturgii, który w Polsce został wyparty przez łacinę” – wyjaśniła Dragovic.
Wskazała, że charakterystyczną cechą tego języka w formie pisanej jest to, że pomiędzy wyrazami nie ma odstępów.
„Stosuje się znaki interpunkcyjne, ale wszystkie wyrazy pisane są łącznie” – podała.
Ewangeliarz można oglądać do 31 października w warszawskim Centrum Kultury Prawosławnej. Prezentowana jest doskonała kopia zabytku która – jako jedna z 300 egzemplarzy na świecie – powstała dzięki mecenasowi sztuki z Belgradu Veljko Topalovićovi. Oryginał jest zbyt cenny i kruchy na podróżowanie po świecie.
Topalović powiedział PAP, że „mówiąc o Ewangeliarzu Mirosława należy podkreślić jego trzy wyjątkowe cechy: dramatyczną historię manuskryptu, głęboką symbolikę średniowiecznych iluminacji i siłę, z jaką podnosi na duchu ludzi na całym świecie, inspirując ich do niesamowitych przedsięwzięć”.
Z kolei Dragovic dodała, że każda kopia księgi jest „niesamowicie droga, bo kosztuje ok. 15 tys. euro”. „Bo to jest najbardziej doskonała kopia, jaką sobie można wyobrazić – jest robiona dokładnie tak, jak w XII w., ma oprawione w skórę drewniane okładki i ręcznie nanoszone złoto na litery”.
Katarzyna Dragonowic jest Polką, a jej mąż Nonon Serbem. Od lat popularyzują kulturę serbska w Polsce i polską w Serbii. Nonon został uhonorowany odznaką „Zasłużony dla kultury polskiej”.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |