Siostra Daria: nie muszę na nic zasługiwać, tylko chcieć pełnić Jego wolę [ROZMOWA]
Siostra Daria Tyborska już od roku prowadzi konto na Instagramie, na którym nie tylko opowiada o swoim powołaniu, lecz także dzieli się tym, jak wygląda życie zakonne i stwarza przestrzeń do dyskusji dla młodych. W rozmowie z Karoliną Binek m.in. wyjaśniła, czym zajmują się siostry betanki oraz o czym marzyła, gdy była młodsza.
W jaki sposób odkryła Siostra swoje powołanie? Kiedy pojawiły się pierwsze myśli o wstąpieniu do zakonu?
– Myślę, że odkryłam je poprzez uczestniczenie w sakramentach Kościoła, ale też poznawanie samej siebie. Ponadto dostrzegałam to, że moje serce „bije bardziej”, kiedy myślę o drodze zakonnej. W odkrywaniu powołania pomagało mi należenie do wspólnoty, bycie na modlitwie i poznawanie Chrystusa.
Widziałam w zapisanej relacji na Instagramie pytanie o to, czy chciała mieć Siostra męża i dzieci.
– Tak. Chciałam mieć dużo dzieci i poniekąd się to udało. Natomiast myśl o powołaniu zrodziła się we mnie samoistnie. Później jednak stwierdziłam, że raczej się do tego nie nadaję, wiec odsuwałam tę myśl od siebie. Ale im dłużej byłam w Kościele, słuchałam słowa, im bardziej poznawałam siebie, tym bardziej czułam, że coś się przede mną otwiera. Rezygnacja z marzeń o rodzinie i dzieciach była pewnym kosztem, który podjęłam, ryzykując, że pójdę do zakonu, żeby zobaczyć, jak tam jest. Bo podejmując tę pierwszą decyzję o wstąpieniu, człowiek wciąż ma w sobie niepewność. Wtedy następuje dalszy etap rozeznawania powołania. Ale sama fascynacja Jezusem i to, co On uczynił dla mnie, bardzo mnie popchnęło do tego, żeby spróbować i zaryzykować. I nawet jeżeli miałabym po prostu odejść, to ze świadomością, że spróbowałam i skosztowałam.
Jak zareagowała Siostry rodzina i znajomi na wiadomość, że chce Siostra wstąpić do zakonu? Byli w szoku? A może się domyślali?
– Dla rodziny na pewno był to bardzo duży szok. Chyba najbardziej przeżywała to moja mama. Jej było najtrudniej z myślą o tym, że córka zaraz zniknie i wyjedzie na drugi koniec Polski, bo pochodzę z Wielkopolski, a całą początkową formację odbywałam na Lubelszczyźnie, w Kazimierzu Dolnym. Moi znajomi z kolei chyba niedowierzali. Ale właściwie tak samo jak ja. Usłyszałam od nich takie „okej” z rezerwą, że jeszcze do nich wrócę. Niektórzy nawet protestowali i mówili, żebym się zastanowiła, że może lepiej nie iść do zakonu. Ale w znacznej mierze przeważał szok i taka niepewność, co teraz ze mną będzie.
Zgromadzenie, do którego zdecydowała się siostra wstąpić, to betanki. Dlaczego akurat ten zakon? Co najbardziej w nim Siostrę zainteresowało?
– Kiedy pojawiły się we mnie myśli o powołaniu, w mojej parafii nie było żadnego zgromadzenia zakonnego. Nie miałam więc jak poznać i skosztować takiego życia, więc usilnie modliłam się do Jezusa, że jeżeli on chce mnie w takiej formie życia, to żeby mi pomógł. Bo kiedy wpisałam sobie w internecie „zgromadzenia zakonne”, to pojawiło mi się ich naprawdę wiele. Przeglądałam różne strony, sprawdzałam, jak siostry żyją, jak wygląda ich codzienność i powiem szczerze, że nie było na tej liście sióstr betanek. Ale zdecydowałam się pójść na studia do Gdańska z intencją: Jezu, Ty mi pomożesz, bo sama sobie nie dam rady. Po przeprowadzce stwierdziłam, że chcę być aktywna w życiu parafii i Kościoła i zdecydowałam się dołączyć do wspólnoty, która pomoże mi rozwijać się na duchowej ścieżce. Tak przez przypadek trafiłam do jezuitów. Na mszy świętej podczas ogłoszeń wypowiadała się jedna siostra zakonna. Nie na temat powołania, a na temat wolontariatu, do którego bardzo chciałam się zapisać. To byłą pierwsza przyczyna, przez którą mogłam tak naprawdę zajrzeć w życie zakonne i mieć kontakt z siostrami i dać się oczarować tym, czym zajmują się osoby konsekrowane.
>>> Ks. Krzysztof Freitag SAC: nie wyobrażam sobie kapłaństwa bez świeckich [ROZMOWA]
Jakie są główne zadania sióstr betanek? Na czym polega Wasz charyzmat?
– Jako siostry mamy za zadanie otaczać kapłanów modlitwą i pomagać im w pracy parafialnej i duszpasterskiej, więc wszędzie tam, gdzie są kapłani, są też siostry betanki, nie tylko do pomocy fizycznej, żeby ich odciążać, ale też do wsparcia duchowego, żeby budować siostrzano-braterskie wspólnoty, a przez to właśnie troszczyć się o parafian.
W dniu naszej rozmowy udostępniła Siostra na Instagramie informację o Betańskiej Misji Wspierania Kapłanów. Włączyć może się w nią każdy czy tylko osoby konsekrowane?
– Jedna z naszych sióstr 24 lata temu miała pomysł, żeby ten betański charyzmat rozszerzyć nie tylko na nas, jako na siostry, ale też na osoby świeckie. W związku z tym założyła Betańską Misję Wspierania Kapłanów. To jest misja, która zrzesza wszystkie osoby chcące modlić się za księży. Mamy w niej przypisane dwie modlitwy, które odmawiamy każdego dnia. Jedna to modlitwa za konkretnego kapłana, któremu towarzyszy się duchowo i imiennie, a druga to modlitwa do Matki Bożej za całe duchowieństwo. Z naszej Misji wysyłamy legitymację oraz modlitewnik z tymi dwoma modlitwami.
W ciągu dnia jest więc chociażby wspomniana już modlitwa. A czym jeszcze zajmuje się Siostra w zwykły dzień?
– W chwili obecnej studiuję na KUL-u nauki o rodzinie. A poza tym oraz poza prowadzeniem Betańskiej Misji Wspierania Kapłanów, formą mojej posługi jest towarzyszenie osobom młodym w ich rozwoju duchowym, a także w rozeznawaniu przez nich powołania. To jest duża część mojego życia, która pochłania mój czas w pozytywnym znaczeniu, bo wiem, że to jest coś, czym Jezus wypełnia moje serce i wiem, że mogę się tym dzielić. Jestem też w internecie po to, żeby szukać młodych, mieć z nimi kontakt i być dla nich dostępną we wszystkich potrzebach, jakie dzisiaj mają oraz w tym, z czym borykają się w swoim życiu nie tylko prywatnym, ale także w wierze, we wszystkich kryzysach i trudnościach, które przechodzą w chwili obecnej.
Osobiście wybrała Siostra, że chce w zgromadzeniu zajmować się sprawami związanymi z młodzieżą?
– U nas w Zgromadzeniu, i pewnie nie tylko, jest tak, że kiedy składamy śluby, to po złożeniu ślubów otrzymujemy tzw. dekret od Matki Generalnej i tam jest informacja, do jakiej posługi Matka nas posyła. Ja, kiedy złożyłam pierwsze śluby i kiedy otworzyłam dekret, przeczytałam, że jestem posłana do pracy z młodzieżą i do tworzenia Betańskiej Misi Wspierania Kapłanów. Ta decyzja padła więc odgórnie, przyjęłam ją i z radością ją wypełniam.
Jaka jest dzisiejsza młodzież i czego najbardziej potrzebuje od Kościoła?
– Obecności, szczerości i czułości wobec wszystkich słabości oraz chorób, które ją dotykają. Ważne też, by chcieć być z młodymi ludźmi, wysłuchać ich i uszanować wszystko, co ze sobą niosą. To przynosi wiele uzdrowienia, gdy jako Kościół potrafimy znaleźć miejsce na poranione części ich życia, które są poukrywane i przysłonięte, żeby nikt ich nie naruszył.
Siostra też się czegoś uczy od młodzieży?
– Zdecydowanie. Uczę się od nich prostoty w stawaniu przed Chrystusem, uczę się szczerości w walce o dobro i w walce o prawdę.
>>> Poznańska pielgrzymka: wszystkie trudności są po to, aby nas umocnić
Konto na Instagramie też zdecydowała się Siostra założyć dzięki młodym?
– W dużej mierze były to sugestie osób młodych, z którymi miałam kontakt przez Facebooka. I to właśnie z ich strony wyszła inicjatywa, żeby założyć tam konto i dzielić się życiem wiary oraz życiem zakonnym. Na początku miałam duży dystans do tego pomysłu, bo nie byłam pewna, czy znajdę czas, czy będę potrafiła to uczynić, czy to będzie na tyle wartościowe, że młodzi będą chcieli obserwować moje konto i czytać to, co napiszę. Ale pytając o to Jezusa na modlitwie stwierdziłam, że jeśli nie spróbuję, to się nie przekonam. I spróbowałam dokładnie rok temu, bo w czerwcu 2022 roku. Byłam faktycznie zaskoczona, że to chwyciło i że osoby młode chcą nas w internecie. Że chcą naszego życia jako sióstr zakonnych, chcą życia wiary. Ale też szukają osób, w których znajdą oparcie, które gdzieś są i chcą do Jezusa prowadzić. Bo skoro w internecie jest tyle młodych i innych osób, to dlaczego nie ma być tam także nas? Skoro Ewangelia ma się nieść, to myślę, że ma się nieść też właśnie tam.
Sama trafiłam na Siostry konto przez to, że ktoś ze znajomych udostępnił informację o powrocie Siostry na Instagram. Wiadomo już, dlaczego poprzedni profil został usunięty?
– Pewnego dnia zostałam rano poinformowana, że moje konto zostało zablokowane. Podeszłam do tego na spokojnie, bo stwierdziłam, że to może jakiś błąd w systemie. Odwołałam się, wypełniając w tym celu formularz. Trzeba było też wysłać zdjęcie swojej twarzy z kodem na potwierdzenie tożsamości. Dość szybko dostałam informację, że moje konto nie zostało potwierdzone, zostaje całkowicie usunięte i że nie można się już odwołać od tej decyzji. Byłam w szoku, bo było napisane, że naruszam zasady społeczności, a przecież nie publikowałam treści, które mogłyby kogoś gorszyć. Co prawda kilka dni wcześniej w czwartek tradycyjnie już przypomniałam ludziom o modlitwie za kapłanów i akurat wtedy było dużo intencji, które publikowałam na relacji. Może więc to było powodem… Niemniej, byłam naprawdę poruszona reakcjami ludzi z internetu, którzy zaczęli mnie szukać, pytać, co się stało i motywować do tego, żeby wrócić. W tym akurat pomogła mi inna siostra z Instagrama, bo okazało się, że z mojego telefonu nie można założyć nowego konta. Dziś mogę już powiedzieć, że była to łaska, że mogłam wrócić – i to jeszcze z takim przytupem. To cieszy, że moja obecność była ważna, zauważona i przynosiła dobro. Poniekąd to wzruszające, że nie jest dla innych obojętne, że człowiek tam jest, że wkłada wysiłek i czas, aby publikować treści dotyczące wiary czy też powołania i swojego życia.
W jednym z postów odniosła się Siostra do tego, co dał Siostrze ten czas bez Instagrama. Można powiedzieć, że on też przyniósł dobre owoce?
– Myślę, że pierwszym silny owocem była wolność. Wolność, że przecież ci ludzie nadal istnieją, że ja też nadal istnieję, choć nie mam z nimi kontaktu. Mam dzięki temu zdrowe podejście, że jeśli mnie nie będzie, to się nic nie stanie. Może faktycznie Jezus przez moją nieobecność nie przekaże czegoś, co chciałby przekazać, ale nie od tego zależy zbawienie świata. Bo przecież Jezus nadal działa i jest obecny. Potrzebowałam dystansu, żeby to, co tworzę, tworzyć w wolności i w granicach mojej roztropności. Ponadto opowiadałam Jezusowi na modlitwie o tym, co się u mnie działo i miałam wtedy wewnętrzne przekonanie, że dla Jezusa jest ważniejsza moja cicha codzienność, której może nie widać na Instagramie, bo tam pokazuje się tylko fragment życia. Zrozumiałam, że o wiele więcej zbawiennych skutków przyniesie prowadzenie życia opartego na miłości, na rezygnacji z mojego ego, na wybieraniu Jezusa, na miłowaniu moich sióstr oraz ludzi, których spotykam, bez świadków dookoła. To było dla mnie przypomnienie, że można być w internecie i świadczyć o Jezusie. Ale to moje życie teraz ma największą wartość w oczach Bożych. Bo co z tego, że ja będę robić relacje, pisać posty, jeżeli moja codzienność i życie we wspólnocie czy na studiach będzie totalnie oderwane od Chrystusa i od Ewangelii. Kolejnym owocem braku obecności na Instagramie było również to, że dzięki temu przyszło do mnie później więcej nowych osób, bo ludzie udostępniali informacje, że wróciłam. Później, kiedy powiedziałam na swoim profilu, że mamy misję, żeby modlić się za kapłanów, to zgłosiło się bardzo dużo osób. Jezus posłużył się więc tą stratą tak, że poprowadziła do zysku i do mojego większego zaufania Jego miłości. Do zaufania w to, że On wyprowadzi ze wszystkiego dobro i że pokaże, że nie ma rzeczy niemożliwych.
Jaka jest Siostry społeczność, co ją najbardziej ciekawi na Instagramie? Są jakieś tematy, które interesują ją szczególnie?
– Myślę, że bardzo mocno interesują ją aspekty przeżywania wiary, modlitwy, relacji z Jezusem. Widzę, że jest dużo osób, które chcą zobaczyć, jak wygląda życie siostry zakonnej, czym jest powołanie, jak to powołanie się odkrywa. Bo wśród obserwujących są też osoby, które rozeznają swojej powołanie i przyglądają się mojemu, bo są ciekawe, kim jest siostra zakonna, czym jest jej życie, jak ono wygląda, z czego się składa i czy można być częścią takiego świata.
Pojawia się też dużo wiadomości od obserwujących? Jakie kwestie najczęściej w nich poruszają?
– Dostaję bardzo dużo wiadomości. Cieszę się z tego, bo mam potwierdzenie, że Instagram to nie jest pusta przestrzeń. Ważne jest też spotykanie tych ludzi na ulicy. Czasami ktoś się do mnie odzywa i mówi, że mnie zna z internetu. To dla mnie wielka wartość – poznanie człowieka, nie ikonki, nie zdjęcia profilowego. Wtedy staje przede mną żywa dusza. Wiele osób pisze też do mnie z prośbą o modlitwę, o pomoc w rozeznaniu powołania albo z prośbą o spotkanie. Cieszę się, że to nie jest tak, że ja tylko gadam w internecie do ściany. Czasami podzielę się jakimś cytatem, fragmentem z Pisma Świętego i później ludzie piszą, że kogoś to dotknęło, że dziękuje za te słowa, za myśl, obraz, że jest to dla nich ważne. Cieszę się, że to idzie w dwie strony, że relacje w świecie internetowym naprawdę się nawiązują. Bo są osoby, z którymi te relacje dojrzewają, stają się głębsze, częstsze.
Jest życie zakonne, modlitwa, Instagram. A co Siostra lubi najbardziej robić w czasie wolnym?
– Bardzo lubię czytać książki, grać na gitarze i śpiewać. To jest bardzo duża przestrzeń mojego serca. Chociaż nie jestem do tego specjalnie uzdolniona, to bardzo lubię śpiewać Jezusowi, to też jedna z moich form modlitwy, uzewnętrznienia się. Bardzo lubię też spacerować, jeździć na rowerze. W czasie wolnym zajmuję się również Instagramem oraz odpisywaniem na wiadomości na Facebooku. Do tego jeszcze spotykam się z różnymi osobami. Nie tylko z młodzieżą, bo też z moimi siostrami, z parafianami, z kapłanami. To są przestrzenie, którymi wypełniam najczęściej mój czas wolny.
W niedawno dodanym poście na Instagramie napisała Siostra: „Jak wiele te kilka lat temu uważałam, że mogę Mu dać, a ile w rzeczywistości się okazało, że potrafię”. Życie zakonne rzeczywiście tak bardzo zweryfikowało te wcześniejsze oczekiwania?
– Przede wszystkim zweryfikowało fałszywe obrazy siebie i życia zakonnego jako idealnego. Człowiek jako młody niesie ze sobą wiele ideałów, marzeń, które czasem mają mało pokrycia z życiem codziennym. Jestem bardzo wdzięczna za to, że Jezus daję tę łaskę stawania w prawdzie o sobie, tutaj rodzi się właśnie prawdziwa wolność. Kiedy decydowałam się wejść na drogę życia zakonnego, to była we mnie gotowość, zapał, przeczucie, że przecież sobie poradzę, że potrafię to i tamto, że chcę, że mam dobrą wolę. A potem w obliczu wielu wyzwań czułam, że staję się o wiele mniejsza i że zbyt mocno pokładałam nadzieję we własnych siłach, bo jak szybko się okazało – wcale tak wiele ich nie ma, a miłość moja jak „obłok poranny i jak rosa, która szybko znika”. W to miejsce właśnie wkracza obietnica Jezusa, że moc w słabości się doskonali, a poza tym to czysta przestrzeń do dojrzewania w świętości. Doświadczam we wspólnocie swoich słabości i grzeszności i w tym widzę Miłość Bożą, bo nadal jestem kochana i nadal Bóg mi przebacza i siostry także. Doświadczam również słabości i grzeszności moich sióstr i tutaj widzę przestrzeń na to, abym i ja kochała i przebaczała, jak mnie Bóg pokochał i jak mi przebacza. Tutaj Jezus daje mi przestrzeń, abym kochała, jak sama zostałam umiłowana i była Jego uczennicą. Na przestrzeni tego czasu od wstąpienia do Zgromadzenia do dzisiaj odkrywam prawdę o sobie, o świecie i o Bogu, którego miłosierdzie naprawdę jest wielkie. To jest takie oczyszczenie duchowe, wolność i zależność nie od siebie, od swoich sił, bo przecież widzę, że ich nie mam, a od tego, że „Ty, Boże, mimo wszystko jesteś, nawet jeżeli ja sobie nie radzę”. I to jest niesamowite, że ja nie muszę na nic zasługiwać, tylko chcieć pełnić Jego wolę, tylko chcieć być nadal Jego służebnicą, chcieć kochać, bo jak nie będę chciała, to zepsuję całą robotę. Tylko tyle i aż tyle – chcieć tylko Jezusa i chcieć pełnić tylko Jego wolę – a to niszczy wszystko co związanie z egoizmem i niezdrowym przywiązaniem do siebie.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |