Fot. Archiwum Niniwa

Spoko Maroko, dzień 4–5. Błogi odpoczynek, błogosławione zawrotki [+GALERIA]

Rano trzyma nas wczorajszy brak wody, więc ekspresowo filtrujemy tę baniakowo-toaletową. Czeka nas dzień odpoczynku, przed nami 19 km do ostatniej wioski w dolinie – czytamy w relacji Łucji Gorskiej na niniwa.pl.

Zaraz po wyruszeniu rozpromienia nas radość! Widać źródełko wody, a pewność o jej jakości zyskujemy, gdy podchodzi pani z pięknym uśmiechem na ustach, aby również jej zaczerpnąć.

Na trasie znajduje się mała miejscowość a w niej mały sklepik z wyśmienitym sprzedawcą, którym jest Dobi. Ceny klasycznie wyznacza lokals, wpisując przypadkowe liczby na kalkulatorku, po czym rzucając losową cenę.

Wijąc się ścieżkami wąwozu zachwycamy się zielenią koryta rzeki. Dominują tam orzechy włoskie, które wzbudzają radość – podobnie jak figi. W Ouddif witają nas Berberowie z herbatą ze świeżą miętą i cukrem w tradycyjnym berberskjm pokoju, saloniku.

Wygląda to tak: na podłodze powiedzmy że dywan, przy ścianach pufy okryte zupełnie innymi kolorowymi kocami w wyśmienite wzory. Za plecami komfort dodają nam wzorzyste poduszki. Na stolikach prędko pojawia się napój, a do niego migdały i chlebki, do których dostajemy trzy dżemy i oliwę. Rozkosznie jest radować się razem z miejscowymi.

>>> Dlaczego warto pojechać na misje z Wolontariatem Misyjnym NINIWA? [WIDEO]

Panie znajdują miejsce do mycia w domu naszych gospodarzy, Panowie idą na basen robić zupę z ludzi – myć się w zbiorniku wodnym. Pranie, suszenie, odpoczynek. Eucharystia, a po niej gospodarz kolejnego z domów woła nas na kolację.

W innej berberskiej sali o zdobionym suficie siadamy na ziemi. Herbata, kefir, tadżin z warzywami i mięsem, po czym żegnamy się czule.

Wieczorem w mojej części obozowiska rozpoczynamy potańcówkę z muzyką na żywo, tańcuję z ukochanym, a do zabawy dołączają się kolejni.

Łucja Gorska

Dzień 5. Zawrotki i gwiezdne noce

Po dosyć długiej dla większości nocy Łucja budzi nas o 4:30 i w tych mrocznych ciemnościach, lekko po 5:30, wychodzimy z wioski. O dziwo jest to pierwsze dosyć punktualne wyjście z bazy noclegowej, co daje nam nadzieję na coraz lepsze efekty.

Mijamy naszą wczorajszą wannę i sprawnie ruszamy w górę rzeki. Do pokonania mamy 1000 m przewyższeń, niektórzy są przerażeni, niektórzy nie, ale lecimy z tematem. Pierwsza przerwa przy strumyku, napełniamy wszystko do pełna, bo nie wiadomo, gdzie będzie następne źródło. Śniadaniówka wśród skał po ok. 300 m w górę wchodzi elegancko, dowiadujemy się też, ze Kajetan ma urodziny (sto lat!). Ja osobiście wcinam owsiankę, jest również kawka czy szybkie zupki.

Wspinamy się wyżej i wyżej. Przerwujemy przy marokańskich domkach, obserwujemy piękne owce i kozy pasające się na zboczach. Idąc, jak zwykle, wpadamy w kłujące krzaczki i wystające kamienie, poza tym wspinamy się na przełęcz, a prowadzi nas Piotrek. Mapy nie są jasne i Dobi biegnie obczaić teren, i znaleźć ewentualną trasę.

>>> NINIWA Team na Węgrzech: ślimaki w butach i w namiotach [+GALERIA]

Wspinamy się na 2700 m, docieramy na przełęcz i… okazuje się, że przejście jest niebezpieczne, po jednej stronie ściana, po drugiej urwisko. Ojciec decyduje, że nie ryzykujemy i wracamy do początkowej wioski, aby później udać się do jakiejś innej. Reakcje są różne, ale wiemy, że to właśnie to – godzenie się z okolicznościami.

Schodzimy, zatrzymujemy się na przerwę obiadową i Mszę Świętą wśród urokliwych orzechów, które dają upragniony cień i przy strumyku! Odpoczywamy i ruszamy dalej. Po drodze zaczyna padać lekki deszcz, lecz tylko na chwilę. Dalej idziemy głównie po płaskim z lekkimi przewyższeniami. Mijamy kolejne wioski pozdrawiamy mieszkańców.

Po ok 8 km, po godzinie 19, docieramy do wioski Ighil, w której jest sklep! Zapasy powoli się kończą, więc radość jest wielka, co więcej – sklep jest duży i można w nim znaleźć wiele potrzebnych dobroci, a nie tylko batony i serki (jak dotychczas często bywało). Cieszymy się bardzo!

Łucja z Wojtkiem dogadują się z lokalnymi i załatwiają nam spanie na dachu + wodę! Choć jest późno, wiele osób idzie się myć. Jutro wstajemy o 5:00 rano, więc snu trochę będzie, chyba, że ktoś zacznie chrapać… ale przecież błogosławieni Ci, którzy śpią obok chrapiących (druga część innym razem). Noc pod gwiazdami zapowiada się świetnie, oby komarzyska tego nie zniszczyły.

Ola Leleń

Galeria (20 zdjęć)
Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze