ks. Manfred Deselaers

fot. Michał Lewandowski

Spotkać Boga w Auschwitz [ROZMOWA]

O tym, gdzie Rudolf Höss, komendant obozu koncentracyjnego, spotkał Boga w Auschwitz z ks. Manfredem Deselaersem rozmawia Michał Jóźwiak.

 

Czym jest dla Księdza Auschwitz? 

Dla większości ludzi Auschwitz to miejsce, które warto zobaczyć, atrakcja turystyczna. Wszystko zmienia się jednak, kiedy już się tutaj jest. Wtedy większości osób towarzyszy duże wzruszenie, nawet jeśli nie widać tego na pierwszy rzut oka. To miejsce daje do myślenia. Dla mnie jest to głęboka rana i dotykanie jej ciągle jest bardzo bolesne. Auschwitz jest znakiem tego, jak okrutny może być człowiek wobec drugiego człowieka. I nie test to kwestia ogólnoludzka, ale bardzo konkretna. Chodzi o to, co Niemcy robili z przedstawicielami innych nacji: Polakami, Żydami, Romami. Jak to możliwe? Jak do tego doszło? To pytania, które się nasuwają i jednocześnie niepokoją, bo skoro stało się to raz, to może stać się i drugi. Auschwitz jest też cmentarzem, miejscem modlitwy i pamięci.

Czym grozi brak pamięci o tym, do czego doszło w Oświęcimiu? 

Pamięć w narodach polskim, żydowskim i niemieckim jest bardzo mocna. Te narody już na poziomie edukacji szkolnej, w programie nauczania, dbają o przekazywanie wiedzy o Holocauście. W Niemczech mówi się o tym na historii, religii, na lekcjach języka niemieckiego czy wiedzy o społeczeństwie. Jednak każdy naród robi to po swojemu. Zagrożeniem nie jest tylko brak wiedzy, ale i brak dialogu.

>>> Jedni budują obozy śmierci, drudzy osiągają w nich świętość

Uważa Ksiądz, że odrobiliśmy tę lekcję? Na świecie nie brakuje przecież zła na wzór tego, które miało miejsce podczas II wojny światowej. Mamy III wojnę światową w kawałkach, jak mówi papież Franciszek. 

Wnioski z Auschwitz nigdy do końca nie zostaną wyciągnięte. Ponadto nie chodzi o jakieś teoretyczne konkluzje, ale bardziej o uczenie się współistnienia z innymi narodami. Auschwitz to jest przede wszystkim zniszczenie relacji i trzeba je odbudować. Tego nie można jednak zrobić samemu – konieczne jest tutaj doświadczenie spotkania i życzliwego dialogu. Tylko tak można odbudować wzajemne zaufanie, choć jest to oczywiście trudna droga, bo przeszłość stanowi głęboką ranę.

Czyli konieczne jest poznawanie i rozumienie cierpienia drugich. 

Jest pan redaktorem portalu misyjnego i na pewno wie pan, że dialog nie polega na samym głoszeniu swojego przesłania. Nie na tym polega praca misjonarza. On musi również wsłuchać się w to, co ludzie mają mu do powiedzenia i powinien próbować ich zrozumieć. To sposób myślenia, który wokół Auschwitz przyczynił się do powstania Centrum Modlitwy i Dialogu i innych podobnych instytucji, które mają sprzyjać rozmowie i pojednaniu. To wszystko mało w obliczu tego, co się tu wydarzyło, dlatego dużo jeszcze przed nami.

Wierzy Ksiądz w moc dialogu? 

Wierzę, ale trzeba zawsze pamiętać, że dialog nie zaczyna się od mówienia, lecz od słuchania. Dla każdej ze stron inny aspekt tego miejsca jest istotny. Niemcy zwracają uwagę szczególnie na dokumentację, Polacy na los więźniów, a Żydzi z kolei na komory gazowe. Naszym zadaniem powinno być rozumienie tych punktów widzenia, żeby zbudować pełny obraz. Należy także posłuchać swojego sumienia i zadać sobie pytanie: co to ma wspólnego ze mną? Ja na przykład często zastanawiam się, po której stronie płotu bym się znajdował.

Kto odpowiada za te zbrodnie? Ideologia czy naród?

A czym jest ideologia bez narodu? Bez ludzi? Hitler doszedł do władzy i stworzył rząd nie dzięki ideologii, ale pomimo tej ideologii. Kiedy już doszedł do władzy, stworzył system totalitarny. W Niemczech był oczywiście jakiś ruch oporu, ale niewystarczający. Ideologia sama w sobie nie jest winna – może być co najwyżej fałszywa. Odpowiedzialność zawsze jest po stronie człowieka. Miałem wujka, księdza, który podczas II wojny światowej przestrzegał rodziców, aby nie posyłały dzieci do Hitlerjugend. Trafił za to do obozu w Dachau. Trudno więc powiedzieć, że cały naród jest winien. Powiedziałbym raczej, że winne było państwo niemieckie. Jako Niemcy mamy pewne dziedzictwo i nie możemy powiedzieć, że nie mamy z tym nic wspólnego. Duży wpływ na niemiecką kulturę pamięci miało przemówienie prezydenta Niemiec Richarda von Weizsäcker z 8 maja 1985 r. ze słowami: „Schuld ist, wie Unschuld, nicht kollektiv, sondern persönlich” (Wina, jak niewinność, nie jest zbiorowa, ale osobista). Mówi jednak o „trudnej spuściźnie” pozostawionej przez przodków obecnego pokolenia i wzywa wszystkich Niemców do zaakceptowania przeszłości.

Stając w obliczu tak wielkiego zła naturalne jest chyba pytanie o Boga? Spotyka się Ksiądz z takimi pytaniami? Jak Ksiądz na nie odpowiada? 

Gdzie był Bóg w Auschwitz? W godności tych wszystkich ofiar. Bóg ich stworzył i kochał do końca. Naziści tej godności nie widzieli, nie uznawali i nie szanowali, ale Bóg tak. Oni zostali zniszczeni tylko pozornie, bo Bóg przyjął ich w swoim domu. Głęboko w to wierzę. Rozpoznanie tej godności w drugim człowieku rodzi poczucie odpowiedzialności za bliźniego także dzisiaj.

Znalazł Ksiądz Boga także w życiorysie komendanta obozu, Rudolfa Hössa? 

Pisałem o nim doktorat. Jest taka „scena” w jego życiorysie, kiedy dostrzega na rampie patrzące na niego kobiety i dzieci. Potem już nie może patrzeć na swoją rodzinę. Próbuje zapomnieć, wyprzeć ze świadomości ten obraz, ale mu się to nie udaje. Bóg patrzył na Hössa oczami więźniów. Gdzie Höss spotkał Boga w Auschwitz? W tych twarzach, które sam opisuje i nie może o nich zapomnieć, a także w swoich wyrzutach sumienia. Potem, w krakowskim więzieniu, kilka razy pisze o tym, że jest głęboko zawstydzony tym, że traktują go jak człowieka. Pisze, że dopiero w polskich więzieniach odkrył, co to znaczy człowieczeństwo, które stracił, służąc w SS. Chodzi o relację międzyludzką jako miejsce spotkania z Bogiem. Höss niestety tłumił swoje sumienie zamiast odpowiadać na jego podpowiedzi tak, jak na przykład zrobił to św. Maksymilian Kolbe.

Wyzwolenie obozu koncentracyjnego Auschwitz, 27 stycznia 1945 r.

Patrząc po ludzku, Kolbe przegrał – poniósł śmierć. Ale jego postawa była chyba jedynym możliwym w tej sytuacji zwycięstwem dobra nad złem. 

Nie wiem czy jedynym możliwym, ale na pewno zwycięstwem. Miłość jest zwycięstwem w świecie nienawiści. Byli więźniowie podkreślali, że Kolbe pokazał im, iż jest coś ważniejszego od samego przeżycia. Postawa św. Maksymiliana to zwycięstwo nawet nad śmiercią.

Byli więźniowie, z którymi się Ksiądz spotkał, widzieli nadzieję na lepszy świat? 

Wszyscy by tego chcieli, ale nadzieję na to ma niewielu. Świat wcale nie jest lepszy niż wtedy. Trudno jest tworzyć kulturę dialogu, choć jest ona konieczna, jeśli chcemy żyć razem w zgodzie. Trzeba mniej mówić o innych, a więcej z innymi i zacząć od słuchania.

Dopóki jednak są ludzie, którzy identyfikują się z postawą Kolbego, jest chyba na to szansa? 

Niestety można uwielbiać Kolbego, przedstawiać go jako „swojego” bohatera, jednocześnie zamykając się na dialog. To duże zagrożenie w odbudowywaniu wzajemnych relacji. Kolbe podróżował ze swoimi przekonaniami nawet do Japonii, ale w czym tkwił sekret sukcesu jego działalności? W miłości, otwartości na ludzi. Przesłanie, które głosił, było prezentem, a nie czymś, co próbował narzucić. Na tym polega bycie misjonarzem.

Czyli lekcja płynąca z Auschwitz jest taka, że najpierw należy otwierać uszy, a dopiero później usta. 

Proponuję cztery kroki: 1. Milczeć i słuchać tego miejsca. 2. Milczeć i słuchać własnego serca 3. Prowadzić dialog. 4. Modlić się. Wszystko zaczyna się od milczenia i słuchania.

 

Rozmawiał Michał Jóźwiak
_______________________________
Ks. dr Manfred Deselaers jest niemieckim duszpasterzem, od blisko 30 lat pracuje w Centrum Modlitwy i Dialogu w Oświęcimiu. Zajmuje się działalnością pionu edukacyjnego, koncentruje się na religijnym znaczeniu pamięci o Auschwitz.

fot. wyróżniające: Michał Lewandowski

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze