Sprawdź, dlaczego nie warto zwlekać ze spowiedzią…
Sakrament, według książkowej definicji, to obrzęd religijny rozumiany jako widzialny znak Bożej łaski. Artykuł 1131 Katechizmu Kościoła Katolickiego mówi, że „sakramenty są skutecznymi znakami łaski, ustanowionymi przez Chrystusa i powierzonymi Kościołowi”. Na owej skuteczności chciałbym się na chwilę zatrzymać.
Czasami aż wstyd iść do spowiedzi… Bo „znowu zgrzeszyłem”, bo „przecież już sobie obiecałem”, bo „było już dobrze, ale znowu upadłem”… Wtedy decyzja jest taka: albo leżysz, albo wstajesz.
Paradoksalnie – niekiedy może być szczególnie trudno pójść do spowiedzi tym, którzy robią to regularnie. Właśnie tym, którzy starają się być blisko Boga i słuchać Jego głosu, często uczestniczą w Eucharystii, często się modlą, czytają Słowo Boże, z Bogiem rozmawiają. Moment upadku jest wtedy tym bardziej bolesny, jest bowiem wtedy tak blisko, tak niedaleko, tuż obok spotkania z Jezusem. Wtedy człowiekowi jest po prostu wstyd. Ogarnia go żal, że zawiódł, że sprawił ból Temu, który nie bacząc na ból, odkupił nas od śmierci wiecznej. Przy tych uczuciach często potrafią pojawić się takie myśli: „Może jeszcze nie warto iść do spowiedzi?”, „Może dam Tobie, Boże, i nam chwilę spokoju?”, „Może nie chcesz mnie widzieć?”
Ja jednak pobiegłem, postanowiłem przekroczyć próg konfesjonału. Z gorzkimi uczuciami: zły na siebie i z obawą przed Bogiem Ojcem. I gdy już zamknąłem drzwi konfesjonału i gdy zacząłem mówić (a było już po mszy św.), ksiądz jakby nieco zniecierpliwiony poprosił: „Ale proszę do konkretów, nie mamy dużo czasu”. Uderzyło mnie to! Jakby wiedział, z czym przychodzę. Jakby Bóg powiedział: „Mów od razu, nie owijaj w bawełnę”. Po wyznaniu grzechów pierwszym zdaniem księdza było: „Jezus nie gardzi Tobą, ale twoim grzechem” i dodał: „Nie mów: nigdy więcej. Nie słowa się liczą, a czyny. Bóg wie co będzie, przecież sam Piotrowi, który wiele obiecywał powiedział: Jeszcze tej nocy, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz”.
Po raz kolejny doświadczyłem tego, jak bardzo namacalnym znakiem Bożej łaski jest Sakrament spowiedzi świętej. To moment, gdy dobitnie czuję, że rozmawiam nie z księdzem, ale z samym Bogiem, że to On podpiera moją twarz, kieruje moje oczy ku Niemu i mówi: „Wstań i nie grzesz więcej”. To On ociera moje łzy (jak Maryja), to On pomaga nieść mój krzyż (jak Szymon z Cyreny) i to również On mówi, że jest przy mnie. Gdy po takim spotkaniu mogę przyjąć Chrystusa w sakramencie Komunii Świętej, nie ma większej radości, pełniejszej jedności i większej pewności, że On mnie kocha i cieszy się, że wróciłem.
Paradoksalnie – im bardziej poobijany przyjdziesz… im bardziej skruszony, zmartwiony, zły, zdołowany, osłabiony, tym większego ukojenia zaznasz. Bo przecież lekarza potrzebują nie zdrowi, ale ci, co się źle mają. Każdemu więc, kto po kolejnym upadku odkłada decyzję o przystąpieniu do sakramentu pokuty, bo „może nie warto”, bo „Jezus pewnie nie chce mnie teraz widzieć”, podpowiadam, że jest zupełnie odwrotnie. Jezus szuka nas, jak pasterz, który ze stada 99 owiec zagubił tę jedną. Trwanie w grzechu tylko zwiększa nasz dystans od Dobrego Pasterza. Pojawią się kolejne pagórki, kolejne zalesione tereny i droga powrotna do Niego staje się coraz trudniejsza. Nie pozwólmy sobie na to. Jak najszybciej znów trafmy w Jego ręce – tam jest najbezpieczniej. Gdy wejdziemy z Nim w taką relację, tak bliską i pełną miłości, nie będziemy chcieli tego zmienić. Daj się dotknąć Jego łasce. Daj się dotknąć Jezusowi – On czeka na Ciebie.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |