Świadectwo Mołdawii: Modlitwa Pańska pozwala myśleć o wspólnej drodze w wierze
W obliczu napływu wielu uchodźców z Ukrainy modlitwa Ojcze nasz, jako wspólna wszystkim chrześcijanom, tworzy podstawę, na której można myśleć o wspólnej wędrówce doświadczenia wiary – powiedział włoski kapłan prał. Cesare Lodeserto, wikariusz generalny diecezji kiszyniowskiej, obejmującej Mołdawię i Naddniestrze.
W rozmowie z Katolicką Agencją Informacyjną poruszył on szereg spraw, związanych z życiem Kościoła katolickiego w obu tych krajach i z problemem ok. 100 tys. uchodźców wojennych z Ukrainy, jacy znaleźli dotychczas schronienie w Mołdawii.
Piotr Dziubak (KAI, Rzym): Jak wygląda teraz sytuacja w Mołdawii?
ks. Cesare Lodeserto: – Z pewnością ostatnie wydarzenia dotyczące Naddniestrza wywołały chwile większego niepokoju niż było to do tej pory. Wiemy, że jest to terytorium również pożądane przez Rosję. Widzimy, że w polityce wojennej Putina istnieje dążenie do przejęcia tego pogranicza, jeśli można tak nazwać ten obszar. Formalnie nie jest on pod jurysdykcją rosyjską, ale z pewnością Rosja go kontroluje, zważywszy, że od prawie trzydziestu lat jest tam obecny słynny 14. Korpus Armijny [14. Gwardyjska Armia Ogólnowojskowa]. Naddniestrze można określić jako sowiecką zbrojownię, ponieważ znajduje się tam dużo uzbrojenia, używanego w przeszłości.
Mołdawia to mały kraj, z jedną diecezją, powstałą na początku tego wieku.
– Jest to bardzo młoda diecezja, utworzona w 2001 r. Wcześniej, od 1993 istniała tu administratura apostolska Mołdawii. Można więc z całą pewnością powiedzieć, że nasza młoda diecezja ciągle jeszcze stawia pierwsze kroki, z równie młodym biskupem i młodym duchowieństwem. Wielu naszych kapłanów to Polacy. Jest to więc rzeczywistość diecezjalna, która z pewnością żyje w bliskości Kościoła w Polsce. Są u nas księża sercanie i fideidoniści z różnych krajów. Większość katolików jest pochodzenia polskiego, nawet jeśli na co dzień mówią po rumuńsku lub rosyjsku. Jak wiadomo, obecność Polaków w Mołdawii jest bardzo duża i utrzymuje się od wielu lat. To również łączy realia mołdawskie i polskie.
Ile jest parafii?
– Diecezja liczy 20 parafii, w tym 6 w Naddniestrzu i 14 w Mołdawii. Wszystkie parafie w Naddniestrzu mają polskich proboszczów. Katolików jest około jednego procenta. Jest nas 25 księży i biskup. Należy jednak pamiętać o jeszcze jednej sprawie, a mianowicie o polskich tradycjach, które są tu ciągle żywe. Wielu Polaków dzisiaj to prawosławni, chociaż pochodzą z rodzin katolickich. Stało się tak dlatego, że system sowiecki uniemożliwiał wyznawanie katolicyzmu. Kiedy więc tradycja przekazywania wartości religijnych zostaje przerwana, jest oczywiste, że pojawi się coś w zamian, może to być prawosławie lub protestantyzm. Wielu Polaków mówi, że ich dziadkowie lub pradziadkowie byli Polakami i katolikami. Jest to bardzo ciekawy wymiar historii religijnej tego kraju, która w ten sposób podąża i nadrabia tradycję katolickości, już zanikłą, ale która z pewnością pozostała w sercach.
Co, jako Włocha, najbardziej uderzyło Księdza w stylu pracy polskich kapłanów?
– Dziękuję Bogu za różnorodność. Można na pewno zauważyć, że polski katolik jest świadkiem wiary, który gdzieś kiedyś wycierpiał. Włochy ucierpiały w mniejszym stopniu. Można powiedzieć, że Italia jest bardziej “papistowska”. Polski katolik jest świadkiem wiary, którą nosi w sobie i której musiał bronić z niezwykłą odwagą. Wszystko to jest częścią historii, ale to właśnie ona naznacza pokolenia. Mamy do czynienia z polskimi księżmi, którzy mają bardzo jasne zasady, często nawet sztywne, stanowcze. Jest to pozytywny aspekt, który należy oczywiście dostosować do rzeczywistości. My, Włosi, również dostosowujemy się do mołdawskiego kontekstu. Moim zdaniem, to spotkanie różnych kultur i formacji religijnych jest bogactwem, zasobem, darem Ducha Świętego.
Czy Wasi dwaj sąsiedzi, Ukraina i Rumunia, mają duży wpływ na Mołdawię? Czy w jakikolwiek sposób oddziałują na wasz kraj?
– W Mołdawii mamy do czynienia z niezwykłą syntezą. Określam ją jako kraj dwóch dusz, które umieją żyć razem – dusze proeuropejska i prorosyjska. Ma to znaczenie fundamentalne. Piękne w tym jest to, że na przykład Polak może być człowiekiem, który jest syntezą tych dwóch dusz, ponieważ jego historia była właśnie taka a nie inna. I to jest bardzo ważne.
Z pewnością Mołdawia jest krajem, który oddycha trochę rumuńskim klimatem. Jednak unioniści, jeśli można ich tak nazwać, którzy chcieliby przyłączenia jej do Rumunii, stanowią niewielką grupę. Mołdawia to kraj, który wciąż poszukuje swojej tożsamości. Mołdawianie, Węgrzy, Rumuni, Polacy, Włosi, Ukraińcy – to jest Mołdawia. Jest syntezą narodów, ale umie prowadzić dialog, jak to zawsze bywało, zarówno w rzeczywistości radzieckiej, jak i teraz w kontekście europejskim, i trzeba o tym pamiętać. Myślę, że Mołdawia obecnie, w przeciwieństwie do Ukrainy, może być krajem pokoju, spotkania. To geopolityczny zawias, który może rozwiązać wiele problemów. Musi być jednak jasne, że przede wszystkim trzeba rozwiązać problem Naddniestrza.
Jakie widzi Ksiądz rozwiązanie? Jakie pojawiają się propozycje w tym względzie?
– O tym mówi się od lat. Najodpowiedniejszym rozwiązaniem byłoby na pewno utworzenie regionu autonomicznego w ramach Mołdawii. Istnieje już przecież Gagauzja – kraina o nieco tureckiej tradycji, a więc można by stworzyć podobny region. Również dlatego, że nigdy nie spotkałem się z twierdzeniem, jakoby obywatele rosyjskojęzyczni byli dyskryminowani. Wręcz przeciwnie, większość tutejszych mieszkańców mówi po rosyjsku, a nie po rumuńsku czy mołdawsku. Większość Mszy katolickich jest sprawowana w języku rosyjskim. Oznacza to, że nie ma tu dyskryminacji, o której tak często się mówi. Nie ma jednak politycznej woli rozwiązania problemu Naddniestrza.
Ale istnieje jeszcze inny delikatny problem. Od ponad 30 lat Naddniestrze jest całkowicie zależne od Rosji. Gdyby więc Mołdawia odzyskała tę krainę, musiałaby zapłacić Moskwie dużo pieniędzy – za gaz, zadłużenie itp., na co jej po prostu nie stać. Wiążą się z tym jeszcze inne, bardzo trudne zagadnienia, ale niestety zawsze były one odkładane na później.
Dzisiaj jest to dużo większy problem, który może mieć dramatyczne skutki. Zadaję sobie pytanie, ale nie znam odpowiedzi i nawet nie chcę jej szukać: co zrobi Mołdawia, jeśli Rosja wkroczy do Naddniestrza? To bardzo niebezpieczne pytanie. Mamy dobrą prezydent, która zachęca ludność do spokoju i mądrości. Ale jaką decyzję podjąłby Kiszyniów w obliczu takiego wydarzenia? Czy powiedziałby Rosjanom: róbcie, co chcecie? A może powiedziałby: nie wolno wam tego robić? Mołdawia nie ma takiej siły zbrojnej, by powiedzieć: “Ja też będę walczyć”. Byłaby to tragedia i oznaczałaby naprawdę rozpętanie trzeciej wojny światowej. Są to subtelne pytania, które często umykają analizie politycznej. Kryją się za nimi niestety projekty Putina lub innych osób.
Czy parafie w Naddniestrzu mogą funkcjonować? Czy można tam prowadzić działalność duszpasterską?
– Parafie prowadzą normalną działalność, ale nie mogą robić zbyt wielu rzeczy. Jednego z naszych polskich współbraci zatrzymała ostatnio policja, która uznała jego homilię za ekstremistyczną. A ten młody kapłan powiedział tylko, że pokój jest lepszy od wojny, a więc niczego szczególnego. Spowodowało to reakcję, która postawiła go w bardzo trudnej sytuacji. Problem jest już opanowany, ale nie rozwiązany. Trzeba być bardzo ostrożnym. Myślę, że dzięki mądrości duszpasterskiej naszych księży możemy iść naprzód. To, co nieprzewidywalne, jest tu codziennością.
Wielu prawosławnych w Ukrainie nie chce pozostawać w związku z Patriarchatem Moskiewskim, chcą z nim zerwać. Czy widzi Ksiądz coś podobnego w Mołdawii?
– Podejmowanie decyzji religijnych ze względu na wojnę jest największą tragedią. Rzeczywiście istnieje pewne pragnienie autonomii od rzeczywistości moskiewskiej. Widzimy to już w Mołdawii, gdzie metropolia Besarabii, związana z Bukaresztem, z wielkim trudem się ukonstytuowała. My, katolicy, byliśmy świadkami konfliktów między dwiema jurysdykcjami prawosławnymi, które na razie zdołały osiągnąć jakieś zawieszenie broni. Próbowano potem utworzyć autokefalię, kierując się jednak głównie względami politycznymi, a w znacznie mniejszym stopniu religijnymi.
Przekonanie, że metropolia mołdawska jest zależna od Moskwy, oznacza, że również politycy są zawsze kulturowo uzależnieni od określonego świata polityki. Jest to bardzo delikatna sprawa. Jest oczywiste, że wśród prawosławnych istnieje wola osiągnięcia pewnej autonomii, ale w Rosyjskim Kościele Prawosławnym widzieliśmy też, że część tamtejszego duchowieństwa sprzeciwiła się tej “świętej” wojnie. Największym błędem byłoby teraz utożsamianie religii z wojną. Jest to ewangelicznie niepoprawne, a więc nie do przyjęcia.
Kościół w Mołdawii przeżywa czasy mocnych gestów miłosierdzia wobec imigrantów. Otworzyliście również „Stołówkę Papieża Franciszka” i nie chcecie ograniczać się tylko do żywienia ludzi. Dlaczego?
– Przeżywamy doświadczenie Kościoła. Poza dramatyzmem tego wydarzenia widzę w nim szansę na drodze wiary, miłosierdzia. W tej chwili Kościół mocno się jednoczy w gestach miłosierdzia, które pozwala wszystkim kroczyć tą samą drogą. W sprawie przyjmowania uchodźców dokonaliśmy dwóch wyborów. Przede wszystkim jest to służba uchodźcom i rodzinom, które ich przyjmują, oraz służba naszym ubogim, ponieważ Mołdawia jest biednym krajem. A myślenie, że możemy służyć uchodźcom i zapominać o naszych ubogich, nie byłoby właściwe. Drugim aspektem jest zrozumienie tego, że nie można sprowadzać przyjmowania uchodźców do czegoś w rodzaju obozowiska – dajmy im łóżko, ciepły posiłek, a potem niech robią, co chcą. Istnieje wymiar ludzki przyjmowania uchodźców. Karmienie to jedna sprawa. Dawanie życia i nadziei to coś zupełnie innego.
Trzeba też wziąć pod uwagę, że ta imigracja jest zupełnie inna. To są w zdecydowanej większości kobiety i dzieci. W ciągu tych dwóch miesięcy w Mołdawii urodziło się 812 ukraińskich dzieci. A więc jest życie. Naszemu biskupowi chodziło właśnie o zwrócenie uwagi na życie. W ciągu najbliższych kilku miesięcy spodziewanych jest kolejnych 400 narodzin ukraińskich dzieci w naszym kraju. U nas zatrzymało się około 100 tys. Ukraińców. To jest bardzo dużo, jeśli weźmiemy pod uwagę liczbę mieszkańców Mołdawii.
Inną nowością tej fali uciekinierów jest to, że Ukraińcy uciekają ze swoimi zwierzętami: psami, kotami, papugami. Istnieje pragnienie zachowania rodziny. Ktoś mógłby zaprotestować: psy? W “Stołówce Papieża Franciszka” często dajemy puszki dla psów. Może się to wydawać głupie, ale tak nie jest. Bo mimo wszystko, cokolwiek byśmy pomyśleli, to też jest kierowanie uwagi na człowieka.
Wie pan, o co najpierw pytają przybywający imigranci? O dostęp do sieci wifi. Zwykle prosi się o toaletę, papierosa. Istnieje potrzeba łączenia się z mężem czy z ojcem, którzy są na wojnie. Te aspekty stanowią zarys nowej imigracji. Ukrainiec szuka nie tyle przyjęcia do jakiegoś ośrodka recepcyjnego, ile rodziny. Pragnie być przyjęty do rodziny. Te aspekty trzeba brać pod uwagę, w przeciwnym razie umieścimy problem uchodźców w środku machiny wojennej, tak jakby była ona częścią wojny. Nie!
Przyjmowanie i opiekowanie się uchodźcami nie jest częścią wojny. Gościnność jest przeciwieństwem wojny, ponieważ przez te formy mówimy o nadziei, dajemy odwagę, zaufanie, przyjaźń. Obserwujemy to również u dzieci. Czego nauczył nas Covid? Że można prowadzić lekcje na odległość, w sieci. Obecnie powróciliśmy do tego sposobu nauczania, a dzieci przyjęte przez nasze rodziny uczestniczą w lekcjach ze swoimi nauczycielami na Ukrainie za pośrednictwem internetu. Jest to sprawa fundamentalna. Nie zrywają więzi ze swoją historią, swoim krajem, przyjaciółmi, rodzinami.
Czy ludzie proszą Księdza też o pomoc duchową?
– Wiedzą, że są przyjmowani w strukturze katolickiej. Są bardzo zadowoleni, że ich przyjęto, jak mówią, cieszą się pozytywną obecnością. Czasami zdarza się, że przychodzą na liturgię katolicką. Musimy zawsze ukazywać siebie takimi, jakimi jesteśmy. Franciszek powiedział, że mamy być nie głównymi postaciami tego, co się dzieje, ale świadkami miłosierdzia. Ja, ksiądz, przedstawiam się takim, jakim jestem, jaki jest mój styl pełnienia gestów miłosierdzia. Zawsze staram się iść stopniowo, ponieważ przed wiarą jest poznanie. Zanim uwierzę w Boga, muszę Go poznać. W przeciwnym razie Bóg staje się tylko etykietą. Bóg jest wędrówką wiary.
W niektórych sytuacjach proponujemy modlitwę Ojcze nasz, ponieważ jest ona wspólna dla wszystkich chrześcijan. Na tej podstawie można pomyśleć o wspólnej wędrówce doświadczenia wiary. W grę wchodzi także mądrość duszpasterska. Modlitwa Pańska jest bardzo ważna. Pomyśl o Bogu, który jest Ojcem. A ty, dziecko ukraińskie, które jesteś tutaj uchodźcą, odmawiaj tę modlitwę i myśl o swoim ojcu, który walczy. To Ojcze nasz ma niesamowity potencjał i tworzy religijne poruszenie, które jednoczy serca we wspólnej myśli. I to jest ważne. Ewangelizacja musi przechodzić przez to, co wspólne: Ojcze nasz i ojcze, który walczysz. Dwie rzeczywistości, które znajdują wielką pociechę w modlitwie.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |