„Szara wiara” – czym jest? I dlaczego jest nam potrzebna?
„Cudów nie ma” – tak się często mówi. I może to powiedzenie nie powinno dotyczyć życia duchowego, to jednak – spróbuję Cię, Drogi Czytelniku, przekonać – że Kościół i życie w Kościele to także całkiem szare dni. Cuda oczywiście są i cudownie też bywa, ale nie nieustannie. Warto to sobie uświadomić, szczególnie w chwilach zwątpienia…
O „szarej” wierze mówił ostatnio, w kościele warszawskich kapucynów, br. Szymon Janowski OFMCap. w czasie spotkania grupy „Żniwo wielkie”. To potrzebna i dobra lekcja dla tego, który już trochę w Kościele jest, trochę widział, trochę słyszał, był na niejednych rekolekcjach, ale teraz „dopada” go doświadczenie zwykłego dnia, zupełnie szarego. „W sumie bardzo lubię okres zwykły, gdy nie ma żadnych wspomnień, świąt, wielkich wydarzeń. Gdy jest zwykła Eucharystia, choć oczywiście żadna zwykła nie jest” – przyznał na samym początku spotkania brat Szymon. A co może być dobrego w tym szarym, nieco monotonnym czasie? Czy on jest potrzebny? Czy w ogóle dobry? Czy wiara może lub powinna być szara?
Otóż tak. „Wydawać nam się może, że gdy nie doświadczamy w życiu duchowym niczego nowego, spektakularnego, gdy przychodzimy do kościoła, ćwiczymy się duchowo, ale nie ma fajerwerków, to dzieje się coś złego” – tłumaczył duchowny. Co robić, gdy nie ma duchowych pociech? Gdy zdaje się, że Boga wcale blisko nie ma? W takiej sytuacji mogą rodzić się w nas pewne mechanizmy i błędy myślenia o Bogu i o nas samych, o tym, gdzie jesteśmy i co się z nami dzieje. Możemy nawet poczuć się zostawieni przez Boga, możemy poczuć się jak chrześcijanie drugiej kategorii: że życie duchowe ucieka nam gdzieś między palcami. Niekiedy zaczynamy porównywać się z innymi. Możemy zazdrościć tym, którzy żywo przeżywają swoją wiarę. Możemy mieć poczucie nieumiejętności odnalezienia się w Kościele. „Jestem niewystarczająco dobrym katolikiem” – tak mówią niektórzy. To może nieść niedobre konsekwencje – możemy się zniechęcić, nawet odwrócić od Kościoła.
Szczyty mogą być pułapką
Warto sobie uświadomić, że nie da się cały czas być na duchowych wyżynach, na duchowym „haju”. Niektórzy bardzo cenią sobie spotkania grup charyzmatycznych, gdzie dużo jest uwielbienia, emocjonalnej modlitwy. „Tam wszystko musi być głośne, na zewnątrz i wypowiedziane. Są grupy – mam takie doświadczenia ze spotkań grup protestanckich – gdzie nawet przez chwilę nie można samemu w ciszy posiedzieć, bo od razu pytają, czy wszystko jest ok” – mówił br. Szymon. Czasami niektórzy udają uniesienie, by nie odstawać od innych. „Inni – wiem, to dość brzydkie słowo – odlatują w charyzmaty, mówienie językami i wieczne uniesienia” – mówił kapucyn i od razu zaznaczył, że oczywiście nikogo nie chce urazić, nie chce dezawuować tych grup i takiego klimatu religijności. On jest potrzebny, ale nie może być jedyny. Możemy dojść do sytuacji, że gdy nie ma cudów – to nie ma i Boga. To jest pułapka, to może działać wręcz jak uzależnienie. Taki stan błogości produkuje w nas endorfiny, od których można się uzależnić. Później tego uczucia ustawicznie szukamy, a nie da się ciągle być w ekstatycznym uwielbieniu, na górze.
Wiara to przede wszystkim codzienność
Czym więc jest szara wiara? Codziennością. I dodajmy – potrzebną codziennością. Szara wiara to zwyczajne przeżywanie. Brat wskazał wtedy na obecny w nawie głównej kościoła obraz Przemienia Pańskiego. I wyjaśnił: „To szczególny moment w życiu uczniów. Wtedy, po całej szarości dni, wchodzenia na górę, zobaczyli Jezusa uwielbionego, później jednak musieli zejść z góry, musieli zejść do szarej wiary. Taka jest właśnie wiara: większość w szarości, przez chwilę na szczycie”. I tak jak w wierze jest przecież i w życiu.
Szukanie duchowych wrażeń to niebezpieczeństwo: „Przestrzegam przed tym, bo to może być pułapka. Duchowość też opiera się na rozsądku, na rozwoju, a nie tylko na przeżywaniu”. Są osoby, które żyją tylko wydarzeniami charyzmatycznymi, odwiedzają kolejne rekolekcje, zjazdy, jeżdżą za każdym znanym rekolekcjonistą. To sytuacja, gdy ciągle czegoś szukamy, ciągle za czymś biegniemy, a w końcu uniesienia stają się normą. „I gdy będziesz świadkiem siódmego wskrzeszenia, to przy ósmym już się to nie ruszy. Gdy się wjedzie na wszystkie górskie szczyty świata, to co wtedy?” – mówił nieco humorystycznie br. Szymon. Nie można być wiecznym zdobywcą. Szare i zwykłe dni są potrzebne, by się rozwijać w wierze, wzrastać w niej. Później wchodzimy na kolejne poziomy, szczyty. Ćwiczyć się duchowo i rozwijać na szczycie się jednak nie da. Nie ma tam do tego po prostu warunków. To tak jak we wspinaczce wysokogórskiej, tej realnej. „Gdy wchodzisz na górę, szanujesz jej logikę – przygotowania, zdobycie szczytu, ale i zejście z niego. Na samym szczycie spędza się tylko minuty, tam się nie da długo być, trzeba schodzić do bazy, i zaczyna się znowu szare obozowe życie. Tak jest też z wiarą” – mówił.
Nie samymi szczytami człowiek żyje
Szara wiara, czyli codzienność, może być nudna, nieciekawa. Kapucyn przywołał tu synonimy słowa „szary”: to „jednostajny”, „mało urozmaicony”, „monotonny”, „nudny, „ciemny”, „mglisty”, „zachmurzony”, „pochmurny”. „I taka jest większość naszego życia” – mówił z uśmiechem kapucyn i przypomniał słowa piosenki zespołu Dżem: „W życiu piękne są tylko chwile”. „Nie bójmy się szarości, nie bójmy się nieatrakcyjności, nudy, chwili ciszy. Ona może wprowadzić stabilizację, w ciszy można poukładać myśli, fakty” – dodawał. Szarość to tak naprawdę – czy tego chcemy, czy nie – stan normalny, ale też stan, którego się boimy. A gdy boimy się codzienności, to nie jesteśmy w stanie się niczym nasycić. To ciągła wędrówka i tęsknota. Przez to jesteśmy smutni, nie jesteśmy w stanie się czymś ucieszy. Co wtedy zrobić? Odpowiedzią powinno być to, by przyjąć stan faktyczny. Powoli i konsekwentnie. Jak przy wspinaczce na wysoką górę.
W ostatnich czasach modny i popularny jest „kult nawrócenia” (najlepiej spektakularnego) i liczne świadectwa na ten temat. „Najlepiej, gdy ktoś może wyjść na ambonę i powiedzieć: Zabiłem 30 osób i spaliłem dwie wioski, ale Bóg mnie dotknął i odtąd jestem dobrym człowiekiem” – żartował br. Szymon przyznając, że trochę koloryzuje: „W szarości dzieje się życie. Po prostu. Szarość to czas zwykły. Jest nam dany to, byśmy dojrzewali. Po to mamy dużo czasu zwykłego (także w liturgii) żeby to, co jest naszym doświadczeniem, historią, relacją z Bogiem miało czas na przepracowanie, dojrzenie. Znajdźcie moment na ciszę, zatrzymanie, by w tej szarości znaleźć dystans do tego, kim jestem i co mam robić.”
Na koniec jeszcze piosenka, o której wspomniał br. Szymon. Tym razem to Kasia Kowalska i jeden z najnowszych jej utworów „Aya”:
„To, czego pragniesz, jest już w Tobie,
To, czego chcesz, już masz”.
„To ciekawe słowa, w sumie klimat św. Augustyna” – mówił br. Szymon i dodał: „Potrzebujemy odkryć siebie jako stworzonego przez Boga i stworzonego dobrze. Jesteśmy tym, który ma prawo do życia i ma prawo cieszyć się z tego życia. To już jest w tobie, nie masz tego zdobywać, tylko przeżywać. Pełnimy wtedy wolę Bożę – rozwijamy się właśnie w tej szarości”. Szarość nie jest wcale czymś jednostajnym – ma wiele odcieni i pozwala nam na rozwój. Także rozwój w wierze. Polubmy szarość, bo dzięki niej widzimy kolory!
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |