Szef Caritas Spes w Charkowie: ludzie nawet w największej biedzie umieją się dzielić
Na dramatyczne zmniejszenie pomocy humanitarnej dostarczanej w Ukrainę wskazuje ks. Wojciech Stasiewicz. Polski kapłan posługuje w Charkowie, gdzie kieruje diecezjalną Caritas Spes, która swym zasięgiem obejmuje też tereny przyfrontowe.
Od kilku miesięcy trwa intensywny ostrzał samego Charkowa i okolicznych wiosek. Coraz częściej celami rosyjskich rakiet są budynki mieszkalne, szkoły, przedszkola czy szpitale. Ks. Stasiewicz opowiada o wojennej codzienności miasta, duszpasterstwie, które oznacza trwanie przy cierpiących i wciąż nowych wyzwaniach, które rodzi wojna.
Katolicka Agencja Informacyjna: Jak wygląda sytuacja w Charkowie?
Ks. Wojciech Stasiewicz: – Uzależniona jest od tego jak silny danego dnia jest ostrzał i czy mamy dostęp do prądu, bo przerwy w dostawach są częste i coraz dłuższe. Wyzwaniem dla mężczyzn jest też mobilizacja, a raczej zmuszanie do niej siłą bez patrzenia na sytuację rodziną i inne zaangażowania tych ludzi, którzy często są już choćby wolontariuszami czy działają w obronie terytorialnej. Ogromnym wyzwaniem jest bardzo duża ilość uchodźców, dużo osób przybywa każdego dnia, bo działania wojenne w wioskach wokół Charkowa są tak ciężkie, że nie da się tam już żyć. To rodzi wyzwania związane ze znalezieniem dachu nad głową, pracą i codziennym utrzymaniem.
Jak ludzie radzą sobie w tej sytuacji?
– Zupełnie inaczej sytuacja wygląda, kiedy ktoś ma rodzinę i ktoś w rodzinie pracuje. Mimo że każdy z nas żyje tutaj w stresie, to pomocna dłoń bliskich bardzo pomaga. Gorzej wygląda sytuacja, jeżeli ktoś żyje samotności. U uchodźców, którzy wyczerpani przybywają do Charkowa z terenów, które były pod intensywnych ostrzałem grają też emocje. Dochodzi do agresji i roszczeń typu: dlaczego nie ma pomocy, dlaczego nie ma dla nich pracy. Widzę, że ludzie wierzący, i nie mówię tu o przynależności do jakiegoś konkretnego Kościoła, mają jakąś większą odporność, przynajmniej do pewnego momentu. Sakramenty, modlitwa dają im siłę. Wiara w tym czasie naprawdę pomaga, daje nadzieję, ufność sprawiając, że ten człowiek potrafi się zwyczajnie uśmiechnąć w tym tak trudnym czasie. A proszę mi wierzyć, to jest bardzo dużo.
Jak wojenna codzienność zmieniła wasze duszpasterstwo?
– Nasze duszpasterstwo tak naprawdę sprowadza się do jednego: do bycia, bycia dostępnym, bycia otwartym, bycia dyspozycyjnym. Nigdy nie wiemy, kiedy ktoś przyjdzie do naszego kościoła, czy do naszego domu. Nie wiemy, kiedy zastuka do naszych drzwi, bo jeden chce coś zjeść, drugi potrzebuje ubrania, a trzecia osoba może potrzebuje przede wszystkim rozmowy, modlitwy. Ludzie przychodzą do kościoła po prostu posiedzieć, często są to ludzie z definicji niewierzący, w których sercu coś się dzieje. Więcej niż zwykle ludzi przychodzi do spowiedzi, proszą też o modlitwę za swych bliskich walczących na froncie. To jest nasza codzienność. Pilnujemy też regularnego odprawiania mszy i innych nabożeństw, na które wciąż przychodzą ludzie, chcą przyjmować Jezusa w Komunii Świętej. Przede wszystkim jednak jesteśmy z ludźmi i dla ludzi wtedy, gdy akurat tego potrzebują.
Jak wojna zmienia Księdza kapłaństwo?
– Uczy mnie większej otwartości i ogromnej cierpliwości. Nie mogę się śpieszyć, gdy ktoś przyjdzie wypłakać się, powiedzieć o jakiejś trudnej sytuacji, o utracie kogoś bliskiego, czy o kimś z rodziny kto jest w niewoli. To są bardzo trudne sytuacje, gdy żyjesz nie mając informacji, co się stało z twoim synem, bratem czy mężem, nie wiesz czy żyje, czy jest w niewoli? To są bardzo trudne sytuacje, ale właśnie na tym polega teraz nasza wspólna posługa. Myślę tu zarówno o księżach, jak i siostrach zakonnych: bycie, towarzyszenie ludziom niezależnie od trudu sytuacji w jakiej się znaleźli. Uczę się też większej wdzięczności. Zastępowałem ostatnio kolegę na mszy w maleńkiej wiosce. Ludzie są tam bardzo biedni. Do kościoła przyszło z dwanaście osób, a po liturgii każda z nich przekazała coś na utrzymanie parafii: jakieś ogórki, pomidory, ziemniaki. Porusza mnie zawsze to, jak ludzie nawet w największej biedzie umieją się dzielić.
Najtrudniejsze dla Księdza chwile tej wojny?
– Kiedy jestem z ludźmi, słucham ich trudnych historii i nie wiem co mógłbym im powiedzieć. Często lepiej jest pomilczeć i po prostu być. To nie jest obojętność czy brak współczucia. Zawsze modlę się za tych ludzi i za konkretne opowiedziane mi historie. Wciąż zaskakuje mnie to, że potrafią po jakimś czasie przyjść i podziękować, że przy nich trwałem. Dopiero wtedy często zaczynamy więcej rozmawiać, potrafią tworzyć się mocne więzy. Z jednej z podcharkowskich wiosek musiała ostatnio uciekać kobieta, która wcześniej mocno angażowała się tam wraz z naszą Caritas w niesienie pomocy. Teraz sama znalazła się w sytuacji tylu tysięcy uchodźców, którym wcześniej pomagała – z niewielką torbą w ręku i bez domu. Mimo bólu, którego doświadczyła stara się uśmiechać. Pomaga nam przygotowywać w kuchni posiłki dla potrzebujących i, choć każde uderzenie rakiety rodzi w niej lęk, to dziękuje za to, że daliśmy jej bezpieczniejszy dach nad głową niż obecnie jej rodzinny dom.
W Charkowie możecie pomagać potrzebującym m.in. dzięki Caritas Polska i programowi „Rodzina rodzinie”…
– Jest to dla nas ogromne wsparcie, bardzo zresztą potrzebne. Ostatnio do programu włączyliśmy rodzinę uchodźców, jest w niej ośmioro adoptowanych dzieci! Rakieta uderzyła w ich dom i go kompletnie zniszczyła. Przez kilka miesięcy tułali się aż trafili do Charkowa. Jakimś cudem trafili do nich nasi wolontariusze i stwierdzili, że pomoc jest konieczna, tym bardziej, że dwoje dzieci jest niepełnosprawnych. Mimo że wiele doświadczyli wciąż są bardzo życzliwi, otwarci. Ostatnio bardzo się cieszyli, bo wszystkie dzieci dostały nowe buty. Mówili mi, że idą przez życie mimo trudności, bo wierzą w Pana Boga, dużo się modlą i doświadczają też obecności dobrych aniołów, których Bóg na różne sposoby im podsyła.
Na wojnie najbardziej cierpią dzieci, jak im pomagacie?
– Najmłodsi przeżywają nie tylko ostrzały, ale też to, że od dwóch lat nie chodzą do szkoły, bo zajęcia na naszym terenie są prowadzone tylko zdalnie i nie mają szans na spotkanie z rówieśnikami. Teraz są wakacje, ale dzieci nie mają możliwości gdzieś wyjechać i odpocząć. Staramy się więc stworzyć im namiastkę wakacji w świetlicach, które prowadzimy. Przeważnie znajdują się one w piwnicach i służą też jako schrony. Mamy grupy animatorów, które prowadzą zajęcia aktywizujące dla dzieci – gry, zabawy, malowanie, wystawianie przedstawień. Dzięki pomocy dobroczyńców 30-osobowa grupa dzieci wraz z opiekunami wyjechała też do Włoch i spędza właśnie dwa tygodnie na Sardynii.
Jakie nowe wyzwania stają przed Caritas w Charkowie?
– Ostatnio uruchomiliśmy bardzo potrzeby projekt odwiedzin obłożnie chorych w ich domach. Mamy 500 takich osób. Wiemy, że potrzebują tego wsparcia i przynajmniej raz w miesiącu je odwiedzamy – lekarz, pielęgniarka i pracownik socjalny. Otrzymują wsparcie żywnościowe, medyczne, konieczną pomoc pielęgniarską. Niestety coraz trudniej nieść nam systematyczne wsparcie, ponieważ dociera bardzo mało pomocy humanitarnej. To, że jest z nią kiepsko, to nic nie powiedzieć. Jak przyjedzie jeden tir na miesiąc, to już jest dobrze. A ja nie mogę osobie w potrzebie powiedzieć – przyjdź do mnie za miesiąc, to ci pomogę. Dlatego wciąż proszę wszystkich ludzi dobrej woli, by o nas nie zapominali. Wasze wsparcie ratuje życie wielu ludzi! Potrzeba nam pilnie leków, żywności, bardzo pożądane są pampersy dla dzieci, ale także dla dorosłych. Dla dzieci potrzebujemy artykułów papierniczych, które pozwalają nam na ratowanie ich dzieciństwa przez prowadzenie zajęć aktywizujących. Potrzebujemy też odzieży i butów. Przez Charków przechodzi tysiące ludzi, którzy muszą się ewakuować i często uciekają dosłownie tak jak stali. Przyjeżdżają i proszą o ubranie na zmianę, o całe buty. Śpiwory, pościel, poduszki to też rzeczy, o które pytają.
Czy chciałby Ksiądz na koniec o coś poprosić?
– Bądźcie dalej z nami! Bardzo prosimy o modlitwę o pokój i o to, żeby szczególnie tutaj, gdzie sytuacja jest teraz naprawdę trudna nasi wolontariusze i nasi żołnierze mieli siłę do dalszych działań i mogli bronić naszego życia. Prosimy też o każde możliwe wsparcie. To wszystko pozwala nam trwać i nie tracić nadziei mimo przedłużania się konfliktu. Muszę przyznać, że jestem bardzo zbudowany hartem ukraińskiego społeczeństwa: oni wiedzą, że stoją po tej dobrej stronie, wiedzą, że bronią wartości, dlatego też mimo całego cierpienia są bardzo silni. Każda modlitwa i każde materialne wsparcie ich w tej walce umacnia.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |