ks. Jan Czuba, fot. archiwum Komisji KEP ds. Misji

Tarnów: ruszył etap diecezjalny procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego księdza Jana Czuby

W Tarnowie rozpoczął się etap diecezjalny procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego księdza Jana Czuby – misjonarza w Republice Konga, który 26 lat temu został tam  przez rebelianta podczas wojny domowej. Inauguracja procesu miała miejsce w Wyższym Seminarium Duchownym. W uroczystości wzięli udział przedstawiciele rodziny. – Bardzo to wszystko przeżywam, że mogłam przylecieć do Polski i być na tak wspaniałej uroczystości. Mój brat był wyjątkową osobą, bardzo kochał wszystkich ludzi. Patrzył zawsze na niebo i dużo się modlił – opowiada siostra misjonarza Janina Leja, która przyleciała ze Stanów Zjednoczonych.

– Kiedy Jan był na ostatnim urlopie w Polsce ja się pytałem jakie ma plany, a on mi odpowiedział, że zostanie na misji do końca – wspomina brat misjonarza Stanisław Czuba, a jego żona Zofia dodaje: – Janek był dobrym człowiekiem, życzliwym, gorliwym, oddanym sprawie Kościoła i misjom. Modlimy się o jego beatyfikację.

To ważny dzień dla Kościoła tarnowskiego  – mówi bp Andrzej Jeż. – Przygotowania były długie, chociaż trzeba przyznać, że rozpoczęcie procesu przyspieszyło dla nas w sposób niespodziewany. Diecezja w Kinkali, gdzie śmierć poniósł ks. Jan Czuba, otworzyła się na ten proces, co pozwoliło nam podjąć dalsze kroki procesowe. W diecezji tarnowskiej będzie pracował trybunał, a pomocniczy na terenie Konga, gdzie będą przesłuchiwani świadkowie tamtych wydarzeń – dodaje.

>>> 25 lat temu zginął ks. Jan Czuba, tarnowski misjonarz. Wkrótce rozpocznie się jego proces beatyfikacyjny

W gronie osób, które modliły się o rozpoczęcie procesu jest proboszcz parafii św. Antoniego w Krynicy-Zdroju ks. Jan Wnęk. Kapłan pochodzi ze Słotowej, był przyjacielem ks. Jana. – Po śmierci ks. Jana przez miesiąc modliłem się o spokój jego duszy i od razu rozpocząłem się modlić o beatyfikację, jeżeli będzie taka wola Boża. Nie wiem, czy ktoś się dłużej modlił, niż ja, ale nasza przyjaźń zobowiązuje. Dziś mogę zacytować Symeona ’ Teraz, o Panie, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju’, bo moje oczy zobaczyły, że proces się rozpoczyna.

Ks. Marian Pazdan ponad 30 lat głosił Ewangelię w Republice Konga i dobrze znał ks. Jana Czubę. – Gdy przyjechał do Konga, to nas odwiedził daleko w buszu. Poznaliśmy młodego, radosnego misjonarza, pełnego sił. Odwiedzał nawet wioski w górach, gdzie można było tylko dojść na piechotę i tam głosił Ewangelię. Z Polski przywoził matki pszczoły i uczył ludzi, jak zakładać pasieki. Podczas inauguracji procesu przedstawiono życiorys kandydata na ołtarze, zaprzysiężony został trybunał, który będzie przesłuchiwał świadków.

Papież w Demokratycznej Republice Konga, Fot. PAP/EPA/CIRO FUSCO

Zanim Kościół ogłosi, że mamy nowego błogosławionego czy świętego, musi być przeprowadzony wnikliwy proces, który zbada życie kandydata na ołtarze. Proces beatyfikacyjny będzie się toczył w kierunku udowodnienia heroiczności cnót. Wymagany będzie cud za wstawiennictwem Sługi Bożego.

Osoby, które posiadają informacje dotyczące życia ks. Jana Czuby, a w dalszej perspektywie łask, które przypisywane są jego wstawiennictwu, mogą się kontaktować się z Biurem Postulacyjnym Procesu Beatyfikacji i Kanonizacji ks. Jana Czuby, które mieści się w Kurii Diecezjalnej w Tarnowie ul. Piłsudskiego 6 w Tarnowie. W parafiach będzie też trwała modlitwa o beatyfikację ks. Czuby. W wymiarze diecezjalnym będzie ona miała miejsce każdego 27. dnia miesiąca w Słotowej, rodzinnej parafii kandydata na ołtarze.

>>> Jak Kościół w Polsce pomaga misjonarzom i wspiera misje?

Ks. Jan Czuba urodził się w Pilźnie 5 czerwca 1959 r. Podstawowe wykształcenie zdobył w rodzinnej wiosce Słotowa, a w Pilźnie ukończył Liceum Ogólnokształcące (1974-1978). W strukturach seminaryjnego życia pełnił funkcję prezesa Koła Misyjnego, co było zapowiedzią jego przyszłej drogi poświęconej misjom. Święcenia kapłańskie przyjął z rąk  bp. Jerzego Ablewicza w dniu 27 maja 1984 r. Jako neoprezbiter pracował w parafii Bobowa (1984-1988).

Przygotowanie do pracy misyjnej odbył w Warszawie, w Centrum Formacji Misyjnej (1988-1989), a później (od czerwca do sierpnia) w Paryżu. Uroczyście do podjęcia misji w kraju przeznaczenia misyjnego został posłany w dniu 2 czerwca 1989 r. w Gorlicach. Wtedy otrzymał krzyż misyjny. W tym samym roku w październiku dotarł do Konga i rozpoczął swoją posługę na południu kraju, w diecezji Kinkala. Pracował w dwóch misjach: Mindouli (X 1989-XI 1992) i Loulombo (XI 1992-X 1998). W tej pierwszej był wikariuszem, podobnie i w drugiej – do 1994 r., następnie został jej proboszczem.

Kiedy wiosną 1988 roku wracał po decydującej o wyjeździe do Konga rozmowie z abp. Jerzym Ablewiczem, był pełen radości, którą chciał się natychmiast podzielić. Nie czekał aż jego brat Stanisław wróci do domu, lecz udał się do miejsca jego pracy i tam podzielił się z nim radosną informacją. 

ks. Jan Czuba, fot. diecezja tarnowska

Na rozległym terenie parafii w Mindouli, jako wikariusz podejmował zadania ewangelizacyjne na miejscu, jak i udawał się do dojazdowych kaplic wioskowych, których wtedy było ponad 30. Po pierwszych czterech latach swej posługi w Loulombo, pozostał sam na niwie misyjnej. Przez cały czas swego pobytu zajmował się formacją katechistów, ludzi odpowiedzialnych za stowarzyszenia czy animatorów z różnych wspólnot parafialnych, a także formacją dzieci i młodzieży z grup katechizmu. Prowadził normalne duszpasterstwo. Miało ono również wymiar maryjny, o czym świadczy wybudowana przez niego grota obok kościoła. Przywiózł do niej statuę Matki Bożej z Fatimy, którą niestety rozbito w czasie wojny domowej. Zbudował dla miejscowej ludności małą przychodnię i aptekę.

Odwiedzał wioski, opisując swoją posługę w listach. Zrekonstruował kościół w Passa Mine i kilka kaplic w  Pays Ba Dondo. W Kinkembo zbudował dom parafialny, a w nim punkt apteczny. Był też promotorem rozwoju w innym sensie – uczył ludzi sztuki pszczelarstwa. Sam korzystał z owocu pracy pszczół, ale też przyuczył do tej sztuki jednego z parafian. Zajmował się też inną dziedziną hodowli, choć na małą skalę. Miał w specjalnie wybudowanej zagrodzie kilka baranów. To było również zajęcie dla miejscowych osób, którym je powierzył. Miał też ambitne plany w związku z wykorzystaniem wody w nieopodal płynącym strumyku oraz występującymi w tej okolicy skałami wapiennymi. Uznając potrzebę pracy sióstr, wybudował dom zakon­ny, który wyposażył w potrzebne sprzęty. Gdy potrzeby się zmieniły, zaczął budować drugi. Śmierć jednak nie pozwoliła mu na jego dokończenie. Marzyła mu się jego Afryka w Loulombo, jako 'kraina mlekiem i miodem płynąca”. Nade wszystko jednak był orędownikiem pokoju. W swoim rejonie był bowiem wieceprzewodniczącym komitetu rozbrojeniowego Dla pokoju.

>>> Płock: plenerowa wystawa o „polskim szaleńcu” – misjonarzu kard. Adamie Kozłowieckim

Abp Jerzy Ablewicz, posyłając go na pracę misyjną i wręczając mu misyjny krzyż, wypowiedział znamienne słowa: 'To jest uroczystość, która posiada specjalną wymowę, bo w tej chwili w jakiś szczególny sposób urzeczywistnia się Boży plan”. Ten Boży plan wypełnił się jego śmierci. Zginął tuż przed plebanią w dniu 27 października 1998 r., w wyniku użycia broni palnej przez rebelianta. Dwa dni przed śmiercią napisał list do swojego kolegi, poprzednika na probostwie w Loulombo, w którym zamieścił znamienne słowa: 'Zostaję na miejscu do końca”. Są to jednocześnie słowa jego testamentu.

Wojna domowa – trwająca od czerwca do grudnia 1997 r. – stworzyła dodatkowe okoliczności, w których mógł przelewać swoją miłość pasterską na mieszkańców Loulombo. Organizował pomoc medyczną dla umierających na cholerę i dla każdego, kto w tych cięż­kich dniach potrzebował niezbędnych lekarstw. Dlatego też odłożył urlop i pozostał wśród tych, którym był tak bardzo potrzebny na co dzień i we wszystkim. Kiedy rok później skorzystał z urlopu, powrót do swoich wiernych w Loulombo był wyborem. Aż trzy razy, krótko przed śmiercią, rozmawiał z siostrami o swoim odejściu z tego świata, które przeczuwał.

Kilka miesięcy przed śmiercią wyznał publicznie: 'Ta misja w Loulombo jest moja, jest moją misją z wyboru. (…) Żyję ich życiem, a oni żyją moim. (…) Moje serce zakorzeniło się tam”. Na dwa dni przed śmiercią powiedział: „Jestem księdzem i swoje życie od­dałem Bogu. Jeśli Bóg zechce, abym złożył świadectwo przez moją śmierć – nawet gdybym zanurzył się w głęboką wodę i tam się ukrył – poniosę śmierć”. A podczas obiadu, na dwie godziny przed śmiercią, poprosił siostry: „Gdy umrę tutaj, nie odsyłajcie mojego ciała do Polski, ale pochowajcie je, obok groty, w trumnie z białych desek”.

Pogrzeb ks. Jana, po tradycyjnym opłakiwaniu zmarłego, odbył się dzień po śmierci. Wziął w nim udział – obecny zupełnie przypadkowo – rodak z Loulombo, ks. Bernard Yindoula. Przybyło też kilkunastu parafian. Reszta uciekła po wydarzeniu. Niemal przez trzy lata, z powodu ciągłej rebelii, nie było dostępu do grobu. Tradycyjne poświęcenie grobu, w obecności polskich sióstr misjonarek i misjonarzy oraz rodzeństwa ks. Jana, miało miejsce we wrześniu 2001 r. Dokonał go ówczesny biskup Kinkala – Anatole Milandou.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze