fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

Tatuażysta i katolik: nie da się powiedzieć, że tatuaże są dobre albo złe [ROZMOWA]

– Meksyk jest trochę surrealistyczny, także jeśli chodzi o wiarę. Ludzie w imię wiary robią tu rzeczy, które wydają się prawie niemożliwe – mówi Bryan, tatuażysta i zaangażowany w swojej parafii katolik.

Bryana Pereza poznałem podczas prezentacji o Polsce w parafii św. Józefa, Męża Maryi w dzielnicy Benito Juarez w Zapopan w Meksyku. Należy do tamtejszego duszpasterstwa młodzieży. Jego pracą jest wykonywanie tatuaży. Jak twierdzi, w ocenie moralnej tatuaży ważna jest intencja i treść, a nie sam fakt zrobienia sobie tatuażu. Po godzinach stara się przyciągać zagubionych młodych do Boga i do Kościoła.

Piotr Ewertowski (misyjne.pl): Nie zawsze byłeś blisko Boga. Jak to się stało, że teraz jesteś osobą wierzącą i mocno zaangażowaną w życie lokalnej wspólnoty parafialnej?

Bryan Perez: – Moi rodzice są bardzo wierzącymi katolikami, ale próbowali mnie wychowywać w wierze nieco „na siłę”. Czułem się do tych praktyk bardzo przymuszany. Dodatkowo mam naturę nieco buntowniczą. Dlatego miałem swój czas buntu. Postanowiłem odrzucić Boga, a nawet zanegować Jego istnienie. Zacząłem uznawać się za ateistę. To był wielki błąd, który popełniłem. Twierdziłem, że logika i nauka mówią, że wiara to są bajki.

Nawróciłem się w wieku 23 lat. Doświadczałem wewnętrznej pustki, której nie mogłem niczym zaspokoić. Oczywiście, jak to się mówi, „korzystałem” wówczas dużo z życia, prowadziłem niezdrowy (moralnie i fizycznie) tryb życia, ale to w żaden sposób mnie nie wypełniało.

fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

Pewnej niedzieli czułem się bardzo źle, pusty w środku. Od lat nie byłem na mszy i nagle coś mnie tknęło, żeby jednak się na nią wybrać. Moja mama nie chciała mi wierzyć, że wychodzę do kościoła (śmiech). Od tylu lat słyszałem, że Bóg odpowiada na nasze problemy, choćby przez Ewangelię. Byłem wobec tego sceptyczny, ale poszedłem. Po raz pierwszy w życiu tak skupiałem się podczas Eucharystii. I zgadnij, jaka była Ewangelia tego dnia?

Przypowieść o synu marnotrawnym?

– Dokładnie! Bardzo się z tym identyfikowałem. Usłyszałem od Boga, że mnie zaprasza, że jestem mile widziany po tylu perturbacjach i tylu latach życia w oddaleniu od Niego. To było Słowo, którego wówczas potrzebowałem. To było też dla mnie wezwanie do spowiedzi. Postanowiłem kolejny raz „sprawdzić”, czy to, co się głosi w Ewangelii jest prawdą. Wyspowiadałem się u jednego z księży. On też zachęcił mnie, żebym przystąpił do duszpasterstwa młodzieżowego.

Tam ludzie przyjęli mnie z otwartymi rękami. Zaprosili mnie też na rekolekcje. Uznałem to za kolejny nieoczekiwany prezent od Boga, więc – mimo że nigdy nie byłem na rekolekcjach i nie wiedziałem, z czym się to je – zdecydowałem, że pojadę. Tam otrzymałem błogosławieństwo za błogosławieństwem.

Nie zatrzymałeś wiary tylko dla siebie.

– Otrzymałem od Boga zaproszenie, aby służyć chłopakom takim jak ja, którzy wciąż są zagubieni, zwłaszcza chłopakom z mojej dzielnicy. Zacząłem pokazywać im zdrowszy sposób życia – nie ma nic złego w zabawie, ale zażywanie narkotyków czy bójki to nie jest droga do szczęścia.

fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

Zauważyłem, że Bóg zaczyna działać i posługiwać się mną w ewangelizacji. Jeden z moich towarzyszy z parafii ma 18 lat i trzy razy był już na odwyku narkotykowym. Kiedy kolejny raz mama chciała go wysłać do kliniki, to dała mu ultimatum – albo rekolekcje, albo odwyk. Rekolekcje były więc dla niego początkowo ucieczką, ale tam doświadczył nawrócenia. Teraz jest zaangażowany w parafii i sam służy innym.

Lubi ze mną iść na mszę. Mówi, że ja go rozumiem. Moje doświadczenia pozwalają mi utożsamiać się z takimi ludźmi. W ten sposób mogę im pomagać. Mogę ofiarować nieco z tego, co sam otrzymałem za darmo od Boga w swoim czasie.

Parafia i wspólnota, jaka się tam tworzy, jest bardzo ważna dla Twojego życia wiary, prawda?

– Dokładnie. Naprawdę tworzymy zgrany zespół, pomimo że różnimy się bardzo mocno między sobą. Ja jestem tatuażystą, jedna dziewczyna zajmuje się muzyką, ktoś inny jest studiach itd. Wydaje się, że to ludzie z kompletnie różnych środowisk, a jednak łączy nas Chrystus.

W Polsce i w Meksyku często też, słyszy się, że tatuaże dla katolików są generalnie czymś niewłaściwym czy wręcz złym i demonicznym. Co byś odpowiedział na takie zarzuty?

– Mówiąc szczerze, nie mogę powiedzieć, że tatuaże są dobre albo złe. Widzę je jako pewną formę artystycznej ekspresji. Są ludzie, którzy chcą za ich pomocą upamiętnić coś albo kogoś ważnego, są ludzie, którzy proszą o wizerunek Chrystusa, Jego Matki albo swoich własnych rodziców. Myślę, że istotna jest tutaj intencja, z którą to robisz, oraz co konkretnie chcesz sobie wytatuować. Na przykład ja otwarcie deklaruję, że nie wykonuję tatuaży śmierci (w tym Świętej Śmierci) czy demonów, ponieważ doświadczenia innych ludzi mówią, że takie rzeczy bardzo mocno szkodzą. Ja nie chcę nikomu szkodzić. Robię tylko to, co lubię – dla osób, które chciałyby coś ważnego wyrazić czy upamiętnić w formie tatuażu – to w końcu jest na całe życie.

Meksyk jest bardzo różnorodny pod względem wiary, ale są pewne cechy wspólne meksykańskiej religijności. Szczególnie żarliwym i ortodoksyjnym katolicyzmem wyróżniają się właśnie te tereny, stan Jalisco. Co myślisz o wierze w Meksyku?

– Musimy zrozumieć, że Meksyk jest trochę surrealistyczny, także jeśli chodzi o wiarę. W Meksyku się czci bardzo świętych, lecz zdarza się, że w sposób nieco, nazwijmy to, konkurencyjny. Są tacy, co mówią, że oni wierzą w Matkę Bożą z Talpa, inni, że w Matkę Bożą z San Juan de los Lagos, tamci w jeszcze inną, ale przecież ostatecznie to ta sama Maryja (śmiech). Niektórzy postrzegają różne wezwania czy różnych świętych jakby grali na stadionie piłkarskim o puchar lepszego i skuteczniejszego (śmiech).

Kaplica Matki Boże z Talpa znajdująca się u zbocza wąwozu/fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

Czasami mówię, że strasznie biedny jest w Meksyku św. Juda Tadeusz, bo dają mu tyle roboty. Tak wielkie jest do niego nabożeństwo w różnych dzielnicach. Czasem prosi się go o rzeczy, które nie są dobre. Kolejnym powszechnym kultem cieszy się oczywiście Maryja w jej wezwaniu z Guadalupe. To coś esencjonalnego dla naszego kraju. To dla nas najlepsza Matka, Opiekunka, która ochroni, wstawi się u Boga w naszych sprawach. To są jednak do pewnego stopnia rzeczy pozytywne. Trzecią tendencją, negatywną, jest Święta Śmierć czy proszenie niektórych świętych o rzeczy wprost złe, niemoralne, niezgodne z naszą wiarą.

Inną sprawą jest mieszanka katolicyzmu z praktykami przedhiszpańskimi. Nie chodzi o synkretyzm. Zobaczysz na przykład tańce prekolumbijskie, które dzisiaj wyrażają cześć dla Chrystusa i Matki Bożej.

Wyrażanie wiary jest tutaj bardzo demonstracyjne.

– Tak, siła wiary, żar, z którym tutejsi wierni ukazują swoją wiarę, jest bardzo demonstracyjna. Popatrz na tę kaplicę, która leży w wąwozie. Zejść po tych kamieniach nie jest tak łatwo, zwłaszcza, jak się coś dźwiga. Z materiałami budowlanymi to ciężki orzech do zgryzienia. A jednak ją zbudowano. Takich kapliczek w trudno dostępnych miejscach znajdziemy więcej. Na szlaku pielgrzymim do Matki Bożej z Talpa pomiędzy trudno dostępnymi wzgórzami również taką zbudowano. Człowiek aż się zastanawia, jak oni przenieśli tyle materiału, by postawić tu taki mały budyneczek.

Ludzie w imię wiary robią rzeczy, które wydają się prawie niemożliwe. To jeden z aspektów naszego meksykańskiego surrealizmu. Ludzie chodzą na wielodniowe pielgrzymki nawet pod koniec życia, jak już ledwo mogą się ruszać. Często proszą o coś Boga lub o wstawiennictwo Maryi i innych świętych, obiecując, że zrobią coś, jeśli ich prośba się spełni. I tak, potem wypełniają swoje przyrzeczenie – idą na pielgrzymkę czy budują kapliczkę. Niektórzy latami wypełniają takie przyrzeczenie. To, co możemy powiedzieć o Meksyku i wierze w tym kraju, to to, że słowo jest tu bardzo cenione. Jeżeli ktoś coś przyrzekł szczerze Bogu, to wypełni to z całą żarliwością.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze