Terroryzm oswojony
Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Informacje o kolejnych atakach terrorystycznych nie wywołują nawet już tak silnych emocji. Wczoraj Londyn, dzisiaj Sztokholm, jutro… No właśnie. Co jutro?
Po każdym zamachu we wszystkich mediach padają te same słowa: „Oni uderzają w naszą kulturę, w nasz styl życia”, „Europa nie jest już bezpieczna”, „Do zamachu może dojść praktycznie w każdym europejskim mieście”. Kiedyś słuchaliśmy tych opinii z zapartym tchem, bo mieliśmy wrażenie, że na naszych oczach świat się zmienia. Ale od kilkunastu lat żyjemy już w rzeczywistości, w której zamachy i ataki takie jak ten w Sztokholmie dokonują się praktycznie co tydzień. Przywykliśmy. I chyba zrozumieliśmy, że nic nie możemy na to poradzić.
Każdy może przecież wsiąść do samochodu, skierować auto w grupę ludzi i zabić zupełnie niewinne osoby. Przerażające, jak cienka jest granica między normalnością a chaosem. Harmonię od paniki dzieli jedynie decyzja jednego szaleńca wtopionego w wielomilionowe europejskie społeczeństwo. Jeden ruch kierownicą, mocniejsze wdepnięcie pedału gazu i Stary Kontynent pogrąża się w strachu, a wszystkie media na czerwonych paskach podają liczbę zabitych i rannych.
Ktoś powie, że zamachy to sprawka muzułmańskich imigrantów, którzy z niecnymi zamiarami przyjeżdżają do Europy lub radykalizują się, kiedy rzeczywistość zaczyna ich przerastać. Owszem, takich scenariuszy również nie brakuje. Problem polega jednak na tym, że zbyt łatwo ulegamy pokusie generalizowania. Politycy chętnie podejmują się podsycania antyimigranckich nastrojów, bo najzwyczajniej w świecie im się to opłaca. Obietnica pozbycia się imigrantów brzmi jak zapowiedź uporania się z terroryzmem, a za bezpieczeństwem zagłosuje każdy. To prostsze niż poszukanie realnych i skutecznych rozwiązań. Obserwujemy więc falę populizmu, który niebezpiecznie upraszcza nasze myślenie. A geneza terroryzmu jest więcej niż skomplikowana. Kiedy w 2003 r. Stany Zjednoczone przeprowadziły inwazję na Irak Jacek Kuroń napisał:
„Jeśli chcemy, aby Irakijczycy przyjęli nasze wartości kulturowe, musimy sięgnąć po terror. Ale prawdę mówiąc, nie wierzę, aby nam się to powiodło. Jeśli zatem nie będziemy mogli ich nawrócić, pozostanie nam ich zabić. I w taki oto sposób rozpętaliśmy wojnę cywilizacji. I nie łudźmy się, że skończy się ona wraz ze zdobyciem Bagdadu. Ta wojna będzie trwać tak długo, jak długo będzie żył ostatni »obcy«, który nie zechce przyjąć wartości naszej cywilizacji”.
Czynników składających się na tę „wojnę cywilizacji” inspirowaną często przez gry i interesy polityczne jest mnóstwo. Nie sposób ich tutaj przedstawić i skomentować. Obie strony latami dolewały oliwy do ognia. Lepiej jednak zadać sobie pytanie: co z jutrem? Czy kolejny dzień musi przynieść zamach w innym europejskim lub amerykańskim mieście? Niestety, nie wydaje mi się, żebyśmy znaleźli na to jakieś lekarstwo. Tak samo jak nie zaradzimy pijanym kierowcom, którzy w Polsce zabijają w wypadkach około 250 osób rocznie lub mordercom, których ofiarami w naszym kraju pada z kolei ponad 500 osób rocznie. Zamachy to kolejna plaga, która będzie nękała Europę jeszcze bardzo długo. Nie znajdziemy sposobu na to, aby zawczasu udaremnić wszystkie złe intencje – czy to zamachowców, czy to nożowników, czy to zwykłych morderców. Zło jest niestety obecne od zawsze, nieznacznie zmieniają się tylko jego formy.
Terroryzm to jedno z zagrożeń społecznych. Trzeba mu przeciwdziałać, bo nie możemy się godzić na zło. Ale nigdy nie stworzymy społeczeństwa idealnego, w którym nic złego nas nie spotka. To utopia. Im szybciej pozbędziemy się złudzeń, tym szybciej uda nam się oswoić świat, w którym żyjemy. I może wtedy łatwiej będzie nam go zmienić.
fot. EPA/JONAS EKSTROMER SWEDEN OUT
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |