Fot. Antoni Jezierski/Misyjne Drogi/misyjne.pl

Tęsknota za normalnością [FELIETON]

Pokora, pokora i jeszcze raz pokora. Bez niej ciężko księżom przebić się do świeckich. Ale i świeckim bez pokory trudno będzie zrozumieć księży.  

My i oni – świeccy i duchowni. Taki podział pewnie dla wielu z nas jest „naturalny”. Ba, dobrze, gdy pojawia się tu litera „i” – bo bywa że jest tam „vs”. Dwa przeciwstawne sobie światy. Czy aby na pewno? 

Nie mam autorytetów 

Przez lata w powszechnym przekonaniu ksiądz „to był ktoś”. Duchowni cieszyli się ogromnym autorytetem i byli stawiani za wzorce osobowe. Odnoszę wrażenie, że to się teraz mocno zmieniło. Dla wielu z nas księża nie są już autorytetami, za którymi ślepo należy podążać. Nie ukrywam, że dla mnie osobiście żaden ksiądz autorytetem nie jest. I nie był – nawet tak popularny w Polsce Jan Paweł II. Księża nie są dla mnie autorytetami – ale nie z powodu różnych spraw, zwłaszcza obyczajowych, z ich udziałem, które co jakiś czas wypływają. Nie, dla mnie nikt nie jest autorytetem, bo uważam, że nie ma człowieka, za którym mógłbym w pełni, bez żadnych wątpliwości podążać. Taki wzorzec osobowy nie istnieje. A właśnie z tym mi się kojarzy autorytet. Owszem, niektórzy ludzie mają pewne cechy, które mi imponują. Robią rzeczy, które podziwiam i działają tak, że chciałoby się ich naśladować. I wtedy – w tych konkretnych cechach czy działaniach – są dla mnie przykładem. Ale na pewno nie są całościowym autorytetem. I takie działania czy cechy do naśladowania znajdę pewnie wśród znajomych księży (choć nie wszystkich). Ważne, żeby iść swoją drogą – i czasem inspirować się na niej czymś fajnym, co robią inni. 

>>> Proboszcz w wielkim mieście: cieszy mnie, kiedy ludzie przestają być dla siebie anonimowi

Z nami, nie obok nas 

Podział na świeckich i duchownych jest sztuczny i warto zrobić wszystko, by go zakopać. Więcej pewnie muszą zrobić w tym temacie sami księża niż świeccy. Pokolenia ich poprzedników mocno bowiem pracowały na to, by zbudować wizerunek księdza oderwanego od rzeczywistości, będącego jakby „nad” laikatem. Nie chodzi mi tu oczywiście o zerwanie z sakramentem kapłaństwa. Wiadomo, że w kwestiach kultu zawsze będą świeccy i duchowni. Ale to powinno ograniczać się tylko do kultu. W każdej innej materii jesteśmy ludźmi – ksiądz proboszcz z miejscowej parafii, sprzedawczyni z warzywniaka na rogu, nauczyciel z miejscowej szkoły, policjantka spotkana na ulicy czy przyjaciele, z którymi umówiliśmy się na kawę. I chciałbym, żeby ten ludzki wymiar księdza wychodził na pierwszy plan. Żeby ksiądz pokazywał, że jest jednym z nas, a nie że jest obok nas. Żebyśmy szli razem, w jednej grupie, żeby on się nas nie wstydził i nie traktował nas z wyższością. Lub, co jeszcze gorsze, „po macoszemu”. Dlatego doceniam tych księży, którzy z jednej strony służą Bogu i Kościołowi, a z drugiej strony „trzymają” z nami. Bardzo cenię sobie normalność, zwyczajność – i chciałbym, żeby tacy też byli księża. Wydaje mi się, że tylko jeśli księża będą „jednymi z nas” uda się zatrzymać odpływ wiernych z Kościoła.  

zdj poglądowe, Fot. Grzegorz Szpak

Przejdźmy na „ty” 

Jak miałaby wyglądać ta „normalność” w wykonaniu księży? Bardzo zwyczajnie. Zacznijmy od podstaw relacji. Czy naprawdę do księdza, zwłaszcza w podobnym wieku, musimy zwracać się per „proszę księdza”? Tym bardziej absurdalnie wygląda jak np. ktoś mający na oko 50 lat zwraca się do księdza młodszego o połowę per „ojcze”. Drodzy księża, korona Wam z głowy nie spadnie, jeśli zaproponujecie nam mówienie sobie na „ty”. Ba, może takim drobnym gestem bardzo nas do siebie zbliżycie i jakiś mur zostanie zburzony. Inna sprawa, uważam, że przechodzenia na „ty” nie musi proponować ksiądz – może to zrobić świecki. Wystarczy trzymać się klasycznych zasad savoir-vivre’u. Zupełnie inaczej rozmawia się z drugim na takiej „równej” stopie. Nie ma wtedy bariery, jest tak zwyczajnie, normalnie. I można wtedy pogadać o wszystkim. Bo tego też oczekuję od księży – że nie będą wyłącznie specjalistami od teologii i Pana Boga. Oczekuję, że pokażą, że ich życie jest takie jak nasze. Że też zastanawiają się nad tym, w co się ubrać, co zjeść, że mają ochotę czasem wyskoczyć (ze świeckimi, a nie tylko w księżowskim gronie!) do kina czy na piwo. Taki „zwyczajny” ksiądz swoją postawą przyciągnie do Kościoła wahających się znacznie bardziej, aniżeli ten, którego plebania przypomina dwór z monarchą i służbą.  

>>> Ks. Michał Tomiak: ksiądz nie powinien być kumplem tylko przewodnikiem [PODKAST]

Swój 

Tak, potrzeba tego, by księża zeszli do ludzi. To już się w wielu miejscach dzieje. Po czym poznamy takiego księdza? Po tym, że na pierwszy rzut oka może nawet nie powiemy, że jest księdzem, ale na pewno wyczujemy, że jest fajnym, dobrym człowiekiem. Takim swoim człowiekiem. To wszystko wyraża się w drobnych gestach, w zainteresowaniu, w rozmowie. Tak buduje się dobry kontakt na linii ksiądz – świecki. I takim przykładem przyciąga się do Kościoła. Pamiętam, jak przed laty spowiadałem się w kościele parafialnym u jednego księdza, który zawsze przyjeżdżał gościnnie w pierwszy piątek. To była spowiedź, ale i pełna troski i zainteresowania rozmowa – co u mnie się dzieje. Poczułem wtedy, że puszczają mury, że ten ksiądz autentycznie nie chce być tylko przedstawicielem instytucji, ale dobrym człowiekiem, który interesuje się innymi. Do wypracowania w sobie takiej postawy potrzeba chyba najbardziej pokory. Dlatego chyba najważniejszym zadaniem domowym, które mają do odrobienia księża jest nauka – wciąż na nowo – pokory. Żeby nigdy nie patrzeć z góry, ale zawsze z równego poziomu. I żeby nie było, nam – świeckim – także często potrzeba lekcji pokory. Pokory potrzeba wszystkim z jednego powodu – bo jesteśmy ludźmi. I jest w nas tendencja do tego, by z tej pokory rezygnować. A ona jest niezbędnym warunkiem do tego, by między księżmi i świeckimi, by między ludźmi w ogóle, zaistniała dobra relacja. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze