fot. PAP/Mykola Kalyeniak

Tęsknota za zwyczajnością. Dwa lata wojny [FELIETON] 

Powinniśmy czuć się odpowiedzialni za świat, w którym żyjemy. I nawet jeśli globalnie niewiele możemy zdziałać – to lokalnie możemy już coś zrobić. W rocznicę ataku Rosji na Ukrainę warto uświadomić sobie, jakie znaczenie ma solidarność, którą okazujemy naszym zaatakowanym sąsiadom. 

Dwa lata temu, 24 lutego 2022, europejska rzeczywistość zmieniła się diametralnie. Władimir Putin rozpoczął pełnoskalową wojnę z Ukrainą – a poniekąd też z całą kulturą Zachodu. Konsekwencje wojny oczywiście odczuwamy w całej Europie – choćby przez szalejącą (ostatnio już trochę mniej) inflację. Ale nie oszukujmy się – to Ukraińcy przede wszystkim odczuwają na co dzień, co oznacza ta wojna. W przededniu rocznicy wybuchu wojny trafiła w moje ręce powieść „Drabina” Eugenii Kuzniecowej (Wydawnictwo ZNAK). To książka roku 2023 w Ukrainie. Mi osobiście uświadomiła, co jest chyba największą tęsknotą czasu wojny – dla Ukraińców, a w mniejszym stopniu i dla nas. To tęsknota za zwyczajnością. 

Dzieje się życie 

Życie niby jakoś się toczy, niby rozgrywa się codzienność – jak wcześniej. Ale to wszystko jest „niby”. Bo wiemy doskonale, że do tej prawdziwej, niewojennej codzienności nam daleko. Tym bardziej do niej daleko Ukraińcom. A jednak jakoś żyją, bo przecież czas płynie i życie wciąż się rozgrywa. Podziwiam zwłaszcza tych naszych sąsiadów ze Wschodu, którzy nie opuścili swoich domów i mieszkają w cieniu wojny. Owszem, nie całe terytorium Ukrainy jest niebezpieczną przestrzenią. Ale nawet w tych bezpiecznych miejscach ducha wojny zapewne czuć. Czuć oddech wroga, który czai się gdzieś za bliższym czy dalszym rogiem. Eugenia Kuzniecowa daje nam niewielką objętościowo powieść, która właśnie dotyka takiego zwykłego, codziennego życia w cieniu wojny. Życia, które toczy się pomimo wojny. To nie jest łatwy dla nas czas – dlatego warto szukać takich perełek, które pomagają przetrwać te lata. „Drabina” to właśnie taka perełka – dająca nadzieję, przypominająca nam też o tym, jak ważny w trudnych czasach jest humor i dystans do siebie. 

Ludzie i zwierzęta 

„Drabina” opowiada o doświadczeniu uchodźczym, które jest codziennością wielu Ukraińców, ale nie tylko ich, bo przecież ze swoich domów muszą uciekać ludzie w różnych rejonach świata. Niemniej, to właśnie osoby w kryzysie uchodźczym pochodzące z Ukrainy są nam teraz najbliższe – bo przecież to nasi sąsiedzi. Akcja książki rozgrywa się kilka tygodni po 24 lutego 2022 r. Tolik, mężczyzna w średnim wieku, ułożył sobie życie w Hiszpanii. Do jego domu przyjeżdża kilka osób z Ukrainy – uciekając przed wojną. Jest matka, siostra, wuj… Są i dwie kotki, będące zresztą ważnymi bohaterkami tej historii. Jest i pies Władik. Fakt, że osoby uchodźcze biorą ze sobą także zwierzęta najlepiej pokazuje dramat wojny. Bo to przecież diametralna odmiana życia – o 180 stopni. Bierze się ze sobą to, co najważniejsze – ludzi, z którymi się mieszka, ale i zwierzęta – i ucieka się od zła. I choć Kuzniecowa swoją powieść okrasza mnóstwem humoru, czasem bardzo ostrego, to czytelnik przez cały czas nie zapomina o tym, że w tle czai się wojna. Że to wszystko tylko pozory normalnego życia. Jednocześnie jest to kojące – że pomimo wojny daje się jakoś żyć. I na miejscu – w Ukrainie, i na obczyźnie – jak to jest w przypadku bohaterów „Drabiny”. Postaci wykreowane przez Kuzniecową dzielą się ze sobą troskami i radościami codziennego życia, uczą się też żyć razem – przecież nie tak łatwo odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Mieli swoje przyzwyczajenia, nawyki – a teraz muszą odnaleźć się w swoistym „patchworku”. Nagle jedno gospodarstwo domowe tworzą ludzie, którzy wcześniej mieszkali osobno.  

Odpowiedzialność 

Eugenia Kuzniecowa między wersami zadaje różne pytania, które były i naszym udziałem w kontekście wojny w Ukrainie. Pyta choćby o zaangażowanie na froncie mężczyzn w sile wieku. O Toliku wielu z nas pewnie by powiedziało: „Dlaczego nie ma go na froncie? Dlaczego nie walczy?”. Ja go akurat rozumiem – też bym miał problem z odnalezieniem się w walce. Tolik ma w sobie rozkminy na ten temat. A jednocześnie przyjmuje rodzinę i w ten sposób realizuje jakoby swój „obowiązek” wojenny. „Wiesz, te miesiące z nimi były dla mnie bardzo trudne, ale odnosiłem wrażenie, że jest w tym jakiś sens, że coś robię, a teraz czuję się za wszystkich odpowiedzialny” – mówi gdzieś pod koniec powieści. Właśnie tego powinna globalne nauczyć nas wojna – odpowiedzialności za innych. I nie chodzi o odnalezienie się na foncie – chodzi o zrobienie czegokolwiek. I dotyczy to tak mieszkańców kraju bezpośrednio dotkniętego działaniami, jak i nas – tylko pośrednio czujących na sobie oddech Władimira Putina (jak bardzo złowieszczo brzmią te słowa kilka dni po tym, jak cały świat usłyszał o śmierci Aleksieja Nawalnego – i jakoś trudno nam uwierzyć w to, że była to śmierć przypadkowa). Poczujmy się odpowiedzialni za świat, w którym żyjemy. To od nas zależy jego przyszłość. 

Potrzeba normalności 

Przypomina nam też Eugenia Kuzniecowa prawdę o tym, że obok świata ludzi, często bardzo brutalnego, jest też świat przyrody, który rządzi się swoimi prawami. I owszem, czasem weń ingerujemy – ale on ma ogromną zdolność do odradzania się. Natura rozwija się, czas płynie – pomimo tego, że gdzieś rozlewa się krew. „Matka i Hryhoriwna były zgodne co do tego, że ani jeden kwiat nie powinien uprzyjemniać życia żadnemu wrogiemu żołnierzowi, a jednocześnie nie miały wpływu na to, że na okupowanym podwórzu Hryhoriwny kwiaty zakwitły bujnie jak rzadko kiedy”. Ten cytat daje mi wiele nadziei. Bo zło trwa czasem krócej, czasem dłużej, ale w końcu przemija. A świat trwa pomimo tego ludzkiego zła. I nawet tam, gdzie czai się to zło – przyroda robi po prostu swoje.  

Minione dwa lata były bardzo dynamiczne. Na froncie (a właściwie na frontach) działo się wiele. Wielu Ukraińców, broniąc swojej ojczyzny, straciło życie, inni zostali ranni. Wojenna pożoga nie skończy się z dnia na dzień, na razie nie widać szans na zakończenie tego konfliktu. Sami niewiele możemy zdziałać – ale na pewno możemy okazywać swoją solidarność Ukraińcom i Ukrainie. I możemy okazywać ją na co dzień – przez proste gesty kierowane w stronę Ukraińców. I, co ważne, róbmy też wszystko, by w miarę normalnie żyć, by trochę codziennością przykryć szaleństwo wojny. Taka normalność jest nam potrzebna. Ja w ramach normalności zachęcam do przeczytania „Drabiny” Eugenii Kuzniecowej (Wydawnictwo ZNAK). Potrzeba nam takich drobnych rzeczy, które dają nadzieję. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze