
fot. pixabay/Perfecto_Capucine
To jeszcze książka? Czy już serial? [FELIETON]
Nie wiem jak Wy, ale ja szybko przyzwyczajam się do bohaterów książek czy seriali. I ich twórcy potrafią sprytnie wykorzystać ten fakt – proponując nam kolejne odsłony przygód ulubionych bohaterów.
Czytam właśnie „Kasprowego” – dziesiąty tom przygód Wiktora Forsta, jednego z czołowych bohaterów Mróz-universum. Książki o Forście Remigiusz Mróz publikuje najczęściej raz w roku, tak samo jak o Joannie Chyłce i Kordianie Oryńskim. Pisarz ten, jak i wielu innych, przyzwyczaił swoich czytelników do regularnego publikowania nowych powieści – kilka razy w roku. I właśnie o owym przyzwyczajeniu chcę napisać kilka słów.
>>> O książkach, których okładki odpadały z zaczytania [PODKAST]
Streaming zmienił seriale
Kultura popularna w dużej mierze zdominowana jest w ostatnich latach przez seriale – przede wszystkim dzięki wielkim platformom streamingowym, które nowe treści proponują swoim odbiorcom prawie każdego dnia, bez względu na porę roku. Nie sposób być na bieżąco z nowościami nawet jednej z nich – jeśli chcemy mieć życie też poza streamingiem, to musimy solidnie selekcjonować, co chcemy obejrzeć. Fabuły współczesnych seriali mają bowiem do siebie to, że przyzwyczajają odbiorców. Do niedawna, gdy platformy streamingowe nie miały jeszcze takiego znaczenia, lub gdy ich nie było, wysokobudżetowe seriale bardzo często były opierane na tzw. sprawie odcinka. To zwłaszcza było widać np. w serialach kryminalnych czy medycznych.
Najważniejsze było morderstwo, nad którym pracowali w danym odcinku detektywi. Czy też choroba, którą próbowali wyleczyć medycy. Sprawy prywatne bohaterów miały trzecio- albo i czwartorzędne znaczenie. Widz mógł więc bez większych komplikacji oglądać serial „na wyrywki” – co któryś odcinek, nie po kolei, jak mu pasowało. Obecnie nawet procedurale, których w telewizjach linearnych wciąż nie brakuje, mocno skupiają się nie tylko na sprawie odcinka, ale i na ciągłej fabule – historii lekarzy czy detektywów. Tak, by widz mocno zaangażował się w oglądanie i zaczął być ciekawy, co też wydarzy się u jego ulubionych bohaterów. A że teraz w streamingu jest wszystko, także klasyczne propozycje telewizyjne, to szybko możemy wciągnąć się w przygody ulubionych bohaterów. Dostępne są non stop.

Książki jak seriale
Zacząłem o książkach, a nagle piszę o serialach. Ktoś może zapytać, czy czegoś nie pomyliłem. Otóż, nie. Odnoszę bowiem wrażenie, że wiele książek, które się teraz ukazują – idą właśnie tropem seriali. Mam tu na myśli zwłaszcza pozycje tych najbardziej poczytnych, chętnie kupowanych autorów – często wydawanych seryjnie. I często publikujących rocznie jedną, dwie, trzy… i więcej książek. Wspomniany Remigiusz Mróz, ale i Marcel Moss czy Max Czornyj to pierwsze z brzegu nazwiska. Co ciekawe, w dużej mierze zjawisko to dotyczy właśnie literatury kryminalno-sensacyjnej. Co upodabnia te książki do seriali? Właśnie owo budowanie przyzwyczajenia, poniekąd „uzależnianie” czytelników od siebie. Wziąłem to w cudzysłów, bo jednak czytanie to bardzo pozytywne zjawisko i warto czytać jak najwięcej – obyśmy tylko z takimi uzależnieniami walczyli. Niegdyś, mam wrażenie, książki raczej były osobnymi dziełami. Nawet jeśli powstawały serie – jak choćby lubiane przeze mnie powieści o Ani Shirley, kolejne tomy Jeżycjady czy kryminały z Herkulesem Poirotem – to jednak bez większego trudu można było czytać je nie po koeli, wyrywkowo itd. Ba, tak było nawet z pierwszymi tomami Harry’ego Pottera. Sam zacząłem czytać sagę J.K. Rowling od drugiego tomu. I dopiero po lekturze kupiłem sobie pierwszą część. Teraz książki to często odpowiedniki odcinka lub ewentualnie sezonu popularnego serialu. Tak naprawdę – często nawet bez wyraźnego początku i zakończenia. Bo popularni autorzy w książkach stosują te same mechanizmy, którymi kierują się twórcy seriali.

Zainteresować czytelnika/widza
Owszem, każda książka ma swoją fabułę, główne wątki itd. – ale bardzo ważna jest też ciągłość akcji. Bez znajomości poprzednich tomów czytelnik bardzo często wiele traci. Nie zna bowiem istotnych wydarzeń, które doprowadziły do „tu i teraz” bohaterów. Nie zna kontekstów, które są niezbędne do pełnego zrozumienia fabuły. To oczywiście w jakimś stopniu zabieg czysto biznesowy – przyzwyczajony czytelnik kupuje kolejne tomy, bo chce wiedzieć, co dzieje się dalej. Dzięki temu książki stają się bestsellerami. Tak jest choćby z większością książek Mroza – bo przecież gdyby Chyłka nie sprzedawała się tak dobrze, to nie napisałby o jej przygodach kilkunastu książek (spodziewam się, że po wakacjach ukaże się kolejna – oby!).
Jak w serialu – sięgamy po kolejny sezon/tom, by wiedzieć, jak potoczą się losy ulubionych bohaterów. Zwłaszcza, że bardzo często i książki, i seriale kończą się cliffhangerem. Zawieszenie akcji w jakimś jej ważnym punkcie ma zatrzymać widza i czytelnika. Ma go zainteresować. Zostajemy z pytaniami – a odpowiedzi na nie uzyskamy, sięgając po kolejny tom. Lub po kolejny sezon. Muszę powiedzieć, że do perfekcji mechanizm ten opanował wspomniany już kilkukrotnie Remigiusz Mróz. Bo on nie tylko zawiesza akcję poszczególnych tomów. Stworzone przezeń uniwersum jest tak obszerne, że bohaterowie z jakiejś serii pojawiają się też w innych seriach. Czyli – czytelnik nie przyzwyczaja się jedynie do swojej ulubionej serii, ale do całego uniwersum. I sięga po powieści z różnych serii. Wszak chcemy wiedzieć, co u naszych bohaterów, gdy występują „gościnnie” w nieswojej serii.
Do lektury!
Książki upodabniają się do seriali. Można zapytać, jak oceniam to zjawisko. Otóż – pozytywnie. Bo odbieram tak wszelkie zjawiska, które przyczyniają się do wzrostu czytelnictwa. Sprytne przyzwyczajenie czytelników sprawia, że więcej czytają. I jest też szansa, że tym czytaniem zarażą kolejne osoby. Bo przecież, gdy coś nas mocno „wkręci”, to z chęcią dzielimy się tym z innymi. Chcemy im coś polecić, zachęcić do lektury. Sam po sobie widzę, jak lgnę do książek, serii, które już znam z poprzednich tomów – i jestem ciekaw, jak rozwinie się akcja. Tak samo zresztą potrafię wciągnąć się w seriale. Myślę, że ten serialowy trend książkowy będzie się umacniał – i bardzo dobrze, bo może dzięki niemu czytać będziemy więcej i częściej. I owszem, może nie będzie to do razu najwyższa jakościowo literatura – ale tak naprawdę to właśnie literatura popularna chyba najmocniej podbija rankingi czytelnictwa. Więc ją czytajmy – bez wstydu. Nie zapominając też oczywiście o innych gatunkach literatury. Dobrego oglądania. I czytania.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |