Fot. Justyna Nowicka/misyjne.pl

To miejsce zmienia wszystkich – i potrzebujących, i tych, którzy pomagają [REPORTAŻ]

Umówiliśmy się w poniedziałkowe przedpołudnie. To nie lada wyczyn, bo wtedy w schronisku i ogrzewalni dla osób w kryzysie bezdomności trwa „gaszenie pożarów” po weekendzie. Jest mnóstwo spraw do załatwienia „na już”.

Anna Michalak jest kierowniczką Schroniska pn. Domu Charytatywnego „Przystań”, a Grzegorz Galbierczyk kierownikiem Ogrzewalni im. Św. Jana Bożego, Łaźni i Świetlicy dziennego pobytu na ulicy Krańcowej w Poznaniu.

„Zasadą, która porządkuje naszą pracę jest przekonanie, że człowiek może pokonać każdy swój problem przy pomocy Pana Boga i drugiego człowieka” – czytamy na stronie internetowej. Kiedy rozmawiamy, to widzę, że to nie tylko piękne słowa wypisane na stronie, ale to, czym starają się w swojej pracy żyć. I muszę przyznać, że jest to w pewien sposób zaraźliwe.

…żeby się „odpalały” dobre rzeczy

Anna opowiada: „Kontener terapeutyczny jest dla mnie takim wymarzonym miejscem, o który walczyłam dwa lata. Wreszcie jest przestrzeń, by spotykać się z ludźmi, którzy chcą tutaj działać i z tymi, którzy tego naszego działania potrzebują. Czyli z naszymi podopiecznymi, zarówno z ogrzewalni, jak i ze schroniska”.

W kontenerze ma swoje zajęcia świetlica terapeutyczna, która jest organizowana razem ze stowarzyszeniem Ziarno Dobra, prowadzi to Małgosia – jako terapeuta zajęciowy i Anna – jako coach. Świetlica są to autorskie zajęcia, które prowadzone są jeszcze w dwóch innych miejscach w Poznaniu. Razem z projektem Caritas Poznań Laudato si’ organizowane są też kursy szycia. – Przychodzą głównie panie, chociaż ostatnio przyszedł także pan z ogrzewalni – słyszę.

Poza tym są też zajęcia organizowane przez Centrum Wolontariatu Caritas Poznań. W najbliższym czasie w ramach tej inicjatywy, we współpracy z harcerzami, będzie budowana tratwa. W planach jest także jej zwodowanie. – Docelowo chcemy zapraszać ludzi, którzy pragną się podzielić swoją pasją. Mamy nadzieję, że będą się zgłaszały do nas osoby, które mają jakieś hobby, czy to fotografię, czy wędkowanie, czy każde inne – i chcą pokazać to, czym się zajmują naszym paniom i panom, którzy przychodzą do ogrzewalni. Chodzi o odkrywanie swoich talentów, albo o pogadanie sobie z osobą, która ma podobne zainteresowania. Czasami w rozmowach odkrywamy, jak bardzo różne zainteresowania mieli ludzie zanim przyszedł kryzys bezdomności.

Fot. pixabay/pascualamaia

Grzegorz opowiada: „Żeby też «odpalały się» takie rzeczy, które są bardzo dobre, a które obecnie są gdzieś głęboko zakopane. Ta mała rzecz, ten talent, to hobby może sprawić, że osoba w kryzysie może «zapalić się» do zmiany czy pójścia w stronę nowego życia.

W tych zajęciach chodzi także o stworzenie „zwyczajności” – by nie pracować tylko na deficytach i na zajmowaniu się kryzysami. Ale chodzi także o stworzenie przestrzeni rozrywki, o oderwanie się od codzienności. To też sprzyja przywracaniu dobrostanu psychicznego i poczuciu, że w życiu też mogą być przyjemne chwile, pomimo tego, że w tej chwili akurat człowiek znalazł się w kryzysie bezdomności.

Anna: „Organizowane będą także «wtorki dla panów», w czasie których panowie będą się mierzyć w rozgrywkach szachowych, warcabach i w grze w „Rummikub”. Panie będą się spotykać się w czwartki”.

Park, łąka i bule

Anna: „Zanim stanął kontener, powstał ogród terapeutyczny. Była to przestrzeń, która zarastała chwastami i teren się po prostu degradował. Myślałam o tym, żeby w tym miejscu zrobić park, ale wiedziałam, że nie mamy na to funduszy. Wtedy Grzegorz powiedział do mnie, żebym zrobiła projekt. I przyprowadził koleżankę swojej żony, która zajmuje się projektowaniem zieleni i powstał piękny projekt. A później jeszcze podpowiedziała nam, że możemy napisać do Wielkopolskiego Funduszu Ochrony Środowiska i rzeczywiście udało nam się stamtąd pozyskać środki na realizacje tego projektu. Do tego mamy opiekę ogrodniczą. I muszę powiedzieć, że kiedy w tym roku zobaczyliśmy efekt, tę przepiękną łąkę z chabrami, makami, rumiankami, to był taki widok, że umieraliśmy z zachwytu. A do tego wszystkie inne kwiaty i rośliny. Było po prostu pięknie. Zrobiliśmy ścieżki we własnym zakresie, a ławki dostaliśmy z fundacji Ławkodawca. Aby nie wycinać gałęzi, nie uszkodzić zieleni, nasz kontener terapeutyczny dosłownie wylądował. To znaczy sprowadziliśmy dźwig, żeby umieścić go na właściwym miejscu i nie zniszczyć drzew ani innej zieleni podczas przewożenia ciężarówką”.

Fot. Justyna Nowicka/misyjne.pl

W planach są warsztaty kulinarne, które także będą odbywać się w kontenerze terapeutycznym, a nawet bulodrom, czyli tor do gry w bule. Grzegorz opowiada: „Gra w bule przypomina grę «w dołka», grę «w korale», «w dunie» czy też «w kapsle», w które grało się kiedyś na szkolnych boiskach i myślę, że to może pomóc panom i paniom sięgnąć do dobrych wspomnień z dzieciństwa, które są przecież cennym zasobem w kontekście pomocy w odbudowywaniu życia. To jest także okazja do tego, żeby porozmawiać i powiedzieć rzeczy, których być może nie mówi się w innych okolicznościach, bo człowiek za bardzo się pilnuje. A ja wierzę, że kiedy ludzie zaczynają ze sobą rozmawiać, to wtedy dzieją się dobre rzeczy.

Marzy się nam także siłownia zewnętrzna. Choćby ze trzy sprzęty, na których mogliby ćwiczyć zwłaszcza młodzi panowie. Zdarza się, że pytają, czy jest taka możliwość, żeby poćwiczyć”.

Wydawało się niemożliwe

Grzegorz: „W sezonie zimowym w ogrzewalni osoby potrzebujące mogą spędzić noc, zjeść ciepły posiłek, wypić ciepłą herbatę czy kawę. Mogą liczyć na pomoc pracownika socjalnego, psychologa, mogą także uzyskać pomoc przedmedyczną czy po prostu zrobić sobie pranie, od razu z suszeniem. Przez skorzystanie z ogrzewalni czy z łaźni, która działa w czasie dnia, taka osoba może zaspokoić bardzo podstawowe potrzeby. Może skorzystać z przestrzeni, by po prostu zebrać myśli i zobaczyć, w jakim miejscu życia jest. Może pomyśleć, czy chce skorzystać z pomocy, którą my też proponujemy”.

Fot. Justyna Nowicka/misyjne.pl

Mój rozmówca kontynuuje swoją opowieść: „Kontener, który dostaliśmy od darczyńców pozwala, by właśnie tam przenieść nasz magazyn. A w naszym dotychczasowym magazynie przygotowujemy miejsce specjalnie dla pań. Zresztą, trzeba powiedzieć, że jeśli chodzi o panie to w Poznaniu jest dość trudna sytuacja. W zasadzie jest tylko jedno miejsce, na ulicy Starołęckiej, które przyjmuje panie. Faktycznie pań, które potrzebują pomocy jest coraz więcej, więc sytuacja na pewno nie będzie łatwa.

Zauważamy wzrost liczby osób, które są w różnych kryzysach – które prowadzą do utraty przez te osoby mieszkań i domów. W ciągu ostatnich dwóch lat spotkaliśmy wiele pań, które znalazły się w bardzo trudnym położeniu i po prostu żyją na ulicy. Widzimy to w łaźni, też w ogrzewalni. Jest to jakiś niepokojący trend”.

Ćwiczenie z wyobraźni

Grzegorz zaprasza nas do zrobienia pewnego ćwiczenia: „Funkcjonowanie na ulicy jest przerażające, opowiadają o tym osoby, które do nas przychodzą. Możemy to sobie trochę wyobrazić, jeśli mamy doświadczenie, że czekaliśmy gdzieś w nocy na przesiadkę, na jakimś nieciekawym dworcu. Jest to nieprzyjemny moment, kiedy człowiek widzi, że wokół w domach ludzie śpią normalnie, a człowiek w nocy musi sobie organizować życie. I nawet jeśli jest to czekanie kilka godzin w nocy, to nie jest to miłe i przyjemne. Teraz wystarczy sobie wyobrazić, że to trwa całą noc i to nie incydentalnie, ale przez cały czas. Nie są to ani miejsca bezpieczne, ani wygodne.

Oprócz wzrostu kryzysu bezdomności wśród pań widzimy także zwiększanie się skali tego problemu wśród młodych ludzi. Wiele jest także takich osób, które spotykaliśmy tutaj w ogrzewalni 10 lat temu, a później w jakiś sposób unormowały swoje życie, były w stanie wynająć pokój. Ale niestety wojna w Ukrainie miała duży wpływ na sytuację lokalową w Polsce, ceny wynajmu poszły w górę i takie osoby nie są już w stanie temu podołać. I niestety wracają na ulicę”.

Fot. pixabay/Jackie_Chance

Anna: „Przed nami zima, więc tak naprawdę wtedy zobaczymy, jaka jest sytuacja. Kiedy jest ciepło, ludzie korzystają jeszcze z możliwości przenocowania gdzieś w namiocie, na działkach, w chaszczach czy w lesie – po prostu tam, gdzie czują się bezpiecznie. Tam da się wytrzymać do pewnego momentu, a później będzie walka o miejsce w ogrzewalni. Co prawda poszerzamy teraz naszą ogrzewalnie, chociaż wydawało się to niemożliwe, ale i tak obawiamy się, że tych miejsc będzie za mało.

W czasie zajęć w świetlicy, które prowadzimy razem z Małgosią, jest czas na pracę nad sobą, wzmacnianie zasobów, ale jest także czas na kawkę, na rozmowę z nimi. I jedna z pań opowiadała trochę z humorem, ale to był taki śmiech przez łzy, że ich największym problemem jest to, gdzie znaleźć darmową toaletę. Albo które miejsce jest na tyle bezpieczne, że będzie mogła przespać całą noc, nikt jej stamtąd nie wyrzuci, ani nikt jej nie zaatakuje. Te miejsca są bardzo ukrywane i trzymane w tajemnicy, ponieważ są cenne. Kiedy kładę się do łóżka i przypominam sobie o takich historiach, a przypominam sobie bardzo często, to mam w sobie ogromną wdzięczność za to, że miałam takich rodziców, a nie innych, i takie możliwości, a nie inne. Mam swoje łóżko i swój dach nad głową”.

>>> Zupa to tylko pretekst, bo chodzi o spotkanie [REPORTAŻ]

Niepewność

Moja rozmówczyni mówi dalej: „Bardzo łatwo jest nam nieraz oceniać innych ludzi, ale kiedy rozmawiamy z osobami, które przychodzą do ogrzewalni, nieraz widzimy, jak wiele jest powodów wejścia w kryzys bezdomności i jak często są to sytuacje tak trudne, że w zasadzie nie ma innej możliwości niż ta, żeby się to skończyło bezdomnością. Historie rodzinne, historie związane z daleką przeszłością, przemoc, związki… Szczególnie mam tutaj na myśli kobiety. One bardzo często są po prostu ofiarami. Bezbronnymi ofiarami”.

Grzegorz: „Kryzys bezdomności jest tak naprawdę wypadkową wielu kryzysów. Skutki pandemii, wojna u naszych wschodnich granic, to wszystko skutkuje w nas wszystkich napięciami i różnego rodzaju trudnościami. A o wiele bardziej odczuwają to osoby, które zmagają się z życiem na o wiele bardziej podstawowym poziomie. Widzimy w sobie, wśród pracowników, a zwłaszcza w tych osobach strach, ogromną niepewność jutra, to, że w zasadzie w dzisiejszym świecie nie ma niczego pewnego”.

Fot. pixabay

To miejsce zmienia

Grzegorz: „Cieszę się z tego, co się dzieje, co nam się tutaj udaje robić, jak poszerzamy ofertę pomocy dla osób potrzebujących. To miejsce nie tylko zmienia osoby, które zwracają się po pomoc. Ale ono zmienia wszystkich: nas, wolontariuszy, darczyńców, choć możemy się tym zmianom nie poddać. Możemy chwycić to, co jest nam dawane i przemieniać swoje życie i swoje myślenie. Ania mówiła, że żyje z większą wdzięcznością i ja mam tak samo. Kiedy osoby przychodzą tutaj i nie chcą się zdecydować na zmianę – to nie jestem tym jakoś zdegustowany, bo sam nieraz nie byłem w stanie pewnych rzeczy zrobić. Ale nie wiem w jakim momencie będę za rok, dwa czy za pięć lat.

Czekam na takich ludzi, którzy w formie wolontariatu będą chcieli poświecić jeden dzień w miesiącu na to, żeby przyjść i pracować w przestrzeni ogrzewalni, łaźni czy też schroniska”.

Ania dopowiada: „Chcemy wolontariuszom oddać bardzo konkretne działanie. Przychodzi do nas siostra Dorota, która przez kilka lat pracowała we Francji, bezpośrednio z ludźmi żyjącymi na ulicy. I Grzegorz oddał jej część swojej funkcji opiekuna, ma swój kawałek odpowiedzialności. A zainspirowaliśmy się do takich działań, będąc na wizycie studyjnej w Caritas w Wilnie. Tam przy każdej placówce jest wolontariat składający się z naprawdę zaangażowanych ludzi, którzy mają szkolenia i podejmują ważne dla funkcjonowania placówki zadania. I wolontariusze bardzo sobie cenią te odpowiedzialności, ponieważ oni wiedzą, że ich praca i zaangażowanie mają realny wpływ na funkcjonowanie danego miejsca. Na przykład osoba opiekuje się dziećmi, podczas gdy matki tych dzieci idą na zajęcia dla osób uzależnionych. Albo na jedną noc jest opiekunem i zostaje w ogrzewalni czy w łaźni i robi te wszystkie rzeczy, które są przypisane do tej funkcji”.

Grzegorz: „Ludzie, którzy pracują w obszarze pomocowym mają doświadczenie ogromnego ubogacenia poprzez to, co się wydarza w relacji między osobami, które się spotykają. To wymaga trochę zmiany naszej mentalności. Wolontariusz to nie jest tylko osoba, która przychodzi i coś daje. Mogę powiedzieć za siebie, jak wiele niebagatelnych rzeczy otrzymałem od tych ludzi, którym staram się pomagać. Są to rzeczy, których nie da się kupić. Kiedy rozmawialiśmy z osobami na Litwie, mogliśmy zobaczyć, że oni rzeczywiście także tego doświadczają, że dostają coś, co zmienia ich życie, a czego w żaden inny sposób nie można «nabyć»”.

  • #poznanwspiera „Sfinansowano ze środków budżetowych Miasta Poznania”
Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze