Muzeum Auschwitz-Birkenau, fot. EPA/Juan Herrero

Truda Stricks – mała polska Żydówka, o której wszyscy myśleli, że zginęła w Auschwitz

Życie i ocalenie małej polskiej Żydówki wyrwanej z nazistowskiej furii dzięki odwadze włoskiego małżeństwa, które Jad Waszem uzna za Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata opisuje watykański dziennik “L`Osservatore Romano”. Dziś mieszka w Stanach Zjednoczonych i ma 86 lat, a Maria Grazia Lancelotti zrekonstruowała jej historię, odkrywając, jak „1000 uchodźców, dzięki amerykańskiemu prezydentowi Rooseveltowi, wypłynęło z Neapolu 20 lipca 1944 r. do Stanów Zjednoczonych na pokładzie statku Gibbons, wśród nich mała dziewczynka z matką”.

Gertruda w 1944 roku ma zaledwie pięć lat. Należy do polskiej rodziny żydowskiego pochodzenia, a w Europie, w której machina Zagłady rozpoczęła swój marsz śmierci, jej los wydaje się przesądzony. Po ucieczce z Francji wraz z rodzicami przybywa do Rzymu. Stolica jest okupowana przez siły nazistowsko-faszystowskie, a dziewczynka zostaje schwytana wraz z ojcem: oboje zostają zamknięci w więzieniu Regina Coeli w oczekiwaniu na transport do Fossoli (niedaleko Carpi), a następnie do Auschwitz. Los, jak wiemy, bywa okrutny, często nawet odrażający, i wystarczy należeć do „niewłaściwej” religii lub narodu, by stracić jakąkolwiek szansę na przyszłość. Czasem jednak, bardziej niż nam się wydaje, zawiera niespodzianki i trzeba umieć pojąć, jak powiedział Italo Calvino, „kto i co pośród piekła nie jest piekłem”. Wtedy dramat staje się okazją do odrodzenia i zbawienia. To są rozsuwane drzwi życia.

>>> Znicze na grobach Polaków niosącym pomoc więźniom Auschwitz

W lutym tego samego roku Izydor Stricks (tak nazywa się ojciec dziecka), w chwili, gdy ma zostać przewieziony wraz z Trudy do obozu przejściowego w ciężarówce, w momencie, gdy pojazd rusza, zdąża przekazać córkę nieznanej kobiecie, która jest świadkiem deportacji. Nazywa się Marcella Ficca i jest żoną Alfredo Monaco, lekarza w więzieniu. To jest moment. Scena, która w swojej tragiczności wydaje się wręcz filmowa, a w obrazie odjeżdżającej ciężarówki, zostawiającej za sobą życie, można niemal zobaczyć tę z Anną Magnani w niezapomnianej “Rzym miasto otwarte”. Chociaż Trudę, w porównaniu do Piny, bohaterki filmu Roselliniego, spotka zdecydowanie inny los. Tak więc Alfredo – który od 1986 roku będzie dyrektorem medycznym szpitala Forlanini przez prawie piętnaście lat – i Marcella chronią ją i „adoptują” przez kilka miesięcy. Między nimi słowa nie pomagają się zrozumieć, polski i włoski są odpowiednio niezrozumiałymi idiomami, a zwycięża tylko język miłosierdzia i danej miłości.

W czerwcu 1944 roku matka Fanny, która przez te miesiące ukrywała się w klasztorze, odnalazła córkę dzięki pomocy gminy żydowskiej. Od tego momentu ślad po Gertrudzie zaginął. Aż do dziś.

fot. pixabay

Rekonstrukcją tej niesamowitej historii zajmuje się profesor Maria Grazia Lancellotti, dyrektorka liceum Orazio w Rzymie, która koordynuje badania historyczne w ramach projektu Il civico giusto (Prawy obywatel), zrodzonego z pomysłu Paolo Masiniego, aby zebrać przykłady solidarności i człowieczeństwa w latach faszyzmu i praw rasowych. „Sprawiamy, że przemawiają – dzięki głosom znanych aktorów, od Giovanniego Scifoniego przez Neri Marcorè po Enzo Decaro – pałace i budynki publiczne, w których wydarzyły się te historie”, mówi L’Osservatore Romano. I dodaje: „Nasz cel jest nie tylko historiograficzny, ale także edukacyjny: chcemy, aby młodzi ludzie, zgromadzeni w sieci szkół Memorie. Una città, mille storie (Miasto, tysiąc historii), aktywnie uczestniczyli w zbieraniu, przepisywaniu i ponownym opracowywaniu świadectw, aby zrozumieć, w jaki sposób świat jest owocem wyborów, dużych i małych, których musimy dokonywać każdego dnia”.

Historia Gertrudy „naprawdę pojawiła się niespodziewanie”, wyjaśnia dalej. „Pracując nad życiem małżeństwa Monaco i badając materiały na temat ucieczki z rzymskiego więzienia Regina Coeli Giuseppe Saragata i Sandro Pertiniego, którą para wraz z innymi wspierała, natknęliśmy się na zeznania Marcelli, która w filmie przechowywanym w archiwach RAI opowiedziała o tej małej dziewczynce”. Na tej podstawie zaczęliśmy przekopywać się przez źródła ustne i archiwalne, „zaczynając od jedynych dostępnych danych, nazwiska dziewczynki i jej ojca: Stricks”. Doprowadziło to Lancellotti do zebrania sprzecznych informacji: „Wszystkie dokumenty wskazywały, że Trudy zginęła razem z Izydorem w Auschwitz, jednak opowieści Monaco mówiły o jej powrocie w ramiona rodzonej matki”. W pewnym momencie punkt zwrotny: „Porównując dane, w tym różne formy, w jakich można było zapisać nazwisko, odkrywamy mało znaną historię 1000 uchodźców, którzy dzięki amerykańskiemu prezydentowi Franklinowi D. Rooseveltowi, wyruszył 20 lipca 1944 roku z Neapolu w kierunku Stanów Zjednoczonych, na pokładzie statku Gibbons: były wśród nich dwa nazwiska, które odnosiły się właśnie do Polki i jej matki. Zrozumiałam, że to nie może być przypadek i dzięki tej małej wskazówce przepłynęliśmy ocean i dokonaliśmy rewelacyjnego odkrycia.”

>>> Już ponad 20 państw deklaruje udział w 80. rocznicy wyzwolenia Auschwitz

Gertrude żyje, dziś ma osiemdziesiąt sześć lat i nadal mieszka w USA. „Zorganizowaliśmy spotkanie dla jej syna Briana i jego żony, którzy specjalnie przyjechali do Włoch, spotkanie z wnukami małżeństwa Monaco, którzy mieli już dwoje dzieci, kiedy gościli Trudy. Z drugiej strony, Gertrude nawiązała z nimi kontakt online. Alfredo i Marcella szukali jej przez całe życie, ale niestety zmarli, nie wiedząc, jak potoczyły się jej dalsze losy. To było bardzo poruszające spotkanie, odwiedziliśmy więzienie Trastevere, a także klasztor, w którym schroniła się Fanny. Prawdziwa podróż pamięci po Rzymie”. Gertrude i jej syn rozpoczęli procedurę uznania monachijskiej pary za Sprawiedliwych wśród Narodów Świata w Jad Waszem. Poznano także losy ojca Trudy, który zginął nie w Auschwitz, jak sądzono, ale w Mauthausen. Niesamowity jest temat wyboru, gdy znajdziesz się na rozdrożu, tak jak to przydarzyło się Izydorowi. Wystarczyło jedno spojrzenie jego i Marcelli, aby zmienić bieg losów małej dziewczynki. Wtedy jego natychmiastowy gest „rozpaczy-miłości” jest uderzający, całkowicie owiany tajemnicą: jakkolwiek na to spojrzysz, jest to wybór rozdzierający serce. Jak również ten, nie brany za pewnik, tych, którzy nie odwrócili się, jak odważyli się to zrobić Monaco”.  Jest to wartość małej historii, która splata, krzyżuje i często tworzy Wielką Historię. „I w której każdy z nas, nie zdając sobie z tego sprawy, zostawia swój ślad” – podsumowuje Lancellotti.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze