
fot. Antoni Jezierski/misyjne.pl
Trzy powody nieskutecznej modlitwy. Jak modlić się, gdy nic nie czuję? Odpowiada ks. dr Jan O’Dogherty
W Wielkim Poście wracamy do podstaw. Modlitwa. Mimo że wielu ludzi wie o tym, że jest ważna i pomocna w życiu chrześcijanina, to jednak nierzadko zdajemy sobie sprawę z tego, że ten temat „leży” w naszym życiu duchowym. Jest tyle „szkół modlitwy”, ile czasami błędnych koncepcji na jej temat. Być może łatwo się w tym wszystkim pogubić.
Z tego powodu o duchowości i modlitwie rozmawiałem z ks. dr. Janem O’Doghertym posługującym w Opus Dei. Skoro w Wielkim Poście jesteśmy szczególnie zachęceni do modlitwy, postu i jałmużny, może warto prześwietlić bardziej właśnie ten pierwszy temat? A może wciąż jest wiele rzeczy, których o modlitwie nie wiemy?
Antoni Jezierski (misyjne.pl): Chyba nie ma takiego przykazania, które mówi: „Módl się”. Wielki Post jest jednak takim czasem, kiedy Kościół wprost mówi o modlitwie jako jednej z dróg. Dlaczego w Wielkim Poście modlitwa jest tak ważna?
Ks. dr Jan O’Dogherty: – Chociaż nie ma przykazania, które wprost mówi o modlitwie, to jednak pierwsze i najważniejsze przykazanie to jest „Kochać Boga z całego serca i ze wszystkich sił” – a to jest niemożliwe bez modlitwy. Relacja z Bogiem kieruje się podobnymi zasadami, co relacja z ludźmi. Chłopak, który kocha dziewczynę i chce z nią ułożyć przyszłość – co robi? Chce z nią rozmawiać często, każdego dnia, wysyła SMS-y, dzwoni. Modlitwa to podtrzymywanie miłosnej relacji z Bogiem. Nie możemy kochać Pana Boga bez słów, bez rozmowy. Jest jedna przypowieść w Ewangelii, która ma tytuł – resztę tytułów dodał Kościół. Mam na myśli „Przypowieść o tym, że zawsze powinniśmy się modlić i nie ustawać” (Łk 18). Mówi ona o niesprawiedliwym sędzi i kobiecie. Modlitwa jest niezbędna, żeby kochać Boga. Jest zadaniem na ziemi i przygotowaniem do tego, co będzie w niebie. Bo na czym tak naprawdę polega niebo? To nie raj przyjemności, jak mówią muzułmanie – choć na pewno będzie przyjemnie (śmiech) – ale nie jest to istota nieba. Ono polega na tym, żeby być z Bogiem, kontemplować Go, być zachwyconym Nim. Modlitwa przygotowuje nas do tego, do kontemplacji z Nim twarzą w twarz.

Co by powiedział Ksiądz osobie, która już dawno się nie modliła? Może nie jest w stanie tak podejść do modlitwy lub nawet nie pamięta żadnej z modlitw…
Ks. dr Jan O’Dogherty: – W Katechizmie Kościoła Katolickiego jeden z tytułów brzmi tak: „Walka o modlitwę”. Modlitwa wymaga walki, wymaga starania. Trzeba chcieć się modlić. Jeśli ktoś nie chce – to nie może, ewidentnie się nudzi. Trudnością jest to, że na ziemi nie widzimy Boga. Dlatego na początku każdej modlitwy trzeba obudzić swoją wiarę: „Panie, wiem że tu jesteś. Wiem, że mnie słyszysz. Chcę z Tobą rozmawiać”. Nawet kiedy mówisz: „Panie, chciałbym z Tobą rozmawiać i nie wiem co powiedzieć” – to już rozmawiasz. To już jest modlitwa. Albo mówisz: „Chciałbym się modlić, ale nie umiem” – to też jest już modlitwa. Czasami, gdy mąż wraca z pracy i jest zmęczony, a żona tego dnia jest również zmęczona, to siadają razem po kolacji i nie mówią nic. Ale są blisko siebie. Mąż czasami ją zapyta: „Jak ci dzisiaj poszło?”. „Dobrze” – odpowie żona. I cisza. A Pan Bóg nam też mówi: „Kiedy się modlicie, nie bądźcie wielomówni” (Mt 6). Na modlitwie każdy wyraża się po swojemu, z prostotą, naturalnością. Inaczej się modli kobieta, inaczej mężczyzna. Inaczej modli się inżynier, inaczej lekarz. Każdy ma swoją treść modlitwy, swoje sprawy. Większość ludzi, kiedy myśli o modlitwie, to myśli: prośby. Co jest dobre i oczywiście bardzo nam potrzebne. Ale czy tylko to? Kiedy spotkamy Pana Boga w dniu sądu, po śmierci, najpierw raczej upadniemy na kolana i naszą pierwszą modlitwą będzie adorowanie Go i dziękowanie Mu za to, że jest dobry. O modlitwie dziękczynnej czasami zapominamy tu, na ziemi. Zapominamy Mu powiedzieć, że Go kochamy. Na modlitwie musimy walczyć o nasze skupienie i temat rozmowy. Zawsze są do naszej dyspozycji książeczki do rozważania. Ale przede wszystkim trzeba chcieć.
>>> Naboje, miny i zniszczone domy – tak powstał „Krzyż Pokoju” [FELIETON]
Spójrzmy na modlitwę w kontekście Wielkiego Postu. Droga krzyżowa czy gorzkie żale to trochę, a może nawet bardzo smutne nabożeństwa. Zwłaszcza, gdy słyszysz w Kościele, że „Twoje grzechy zabiły Jezusa”. Jak rozważać mękę Chrystusa, żeby nie dołować się?
Ks. dr Jan O’Dogherty: – Są różne wrażliwości. Niekażde nabożeństwo odpowiada każdemu. Ja bardzo lubię te nabożeństwa, które wymieniłeś. Ale nie każdy musi praktykować każde nabożeństwo. Natomiast, myślę, że przeproszenie Pana jest jednym z głównych kierunków naszej modlitwy. Adoracja, dziękczynienie i przeproszenie – to ważne. Kiedy nie przepraszamy Boga – to może stać się poważnym problemem. Papież Pius XII powiedział kiedyś takie zdanie, powtarzane później przez kolejnych papieży: „Grzech tego wieku to utrata poczucia grzechu”. Kiedy człowiek nie ma poczucia grzechu, nie ma poczucia, że musi przeprosić. To jest straszne. Jest to grzech przeciwko Duchowi Świętemu. Męka naszego Pana powoduje u nas poczucie żalu i skruchy. Czy to jest smutne? Jest smutne w pewnym sensie, bo smutne jest, że grzeszymy. Ale to jest taki smutek dobry, nie każdy smutek jest zły. Kiedy obraziłem Pana Boga i jest mi przykro, to jest to dobry smutek. Dobrze jest przepraszać Pana Boga, tak jak narzeczony, gdy przeprasza narzeczoną za to, że musiała czekać na niego na ulicy pięć minut. Tylko pięć minut. Ale on przeprasza: „Tak mi przykro, słuchaj, były korki”. Boli go, że jego ukochana czekała na niego. Dlatego dobrze jest, kiedy męka naszego Pana budzi w nas dobre poczucie grzechu – nie przesadne ani skrupulanckie. Czuć żal z miłości – to jest bardzo dobre, zdrowe. Chyba nic tak wymownie, jak męka naszego Pana, nie budzi w nas tego poczucia.

„Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie” – pisze w swoim liście św. Jakub (Jk 4,3). Czy można źle się modlić?
Ks. dr Jan O’Dogherty: – Święty Augustyn, który jest retorykiem i lubi grę słów, mówi, że kiedy modlitwa wydaje się nieskuteczna, przemawiają za tym zazwyczaj trzy przyczyny: „mala, male albo mali”. Te łacińskie zwroty oznaczają odpowiednio: „mala” – kiedy prosimy o rzeczy niedobre i wtedy Pan Bóg nie daje nam tego; „mali” – kiedy to my jesteśmy źli i nie mamy prawa żądać czegoś od Pana; „male” – czyli modlimy się źle. A kiedy się modlimy źle? Na pewno wtedy, kiedy modlimy się bez zaufania, wiary, wytrwałości i pokory. Na przykład, kiedy ktoś się modli niecierpliwie: „Już prosiłem tyle razy i nie dostałem – dalej już nie mogę. Mam prawo żądać, aby Bóg dał mi to i tamto”. Jeśli prosimy, a tak naprawdę żądamy, to jest nie fair w relacji do Boga. On czasami pozwala nam prosić długo w jakiejś intencji. Dlaczego? Nie jesteśmy Bogiem. Ale wiemy, że jak mówi św. Paweł: „Pan Bóg we wszystkim współdziała dla dobra tych, którzy Go miłują” (por. Rz 8,28). Czasami Pan Bóg nie spełnia naszej prośby, ponieważ chce nam dać coś lepszego. Kiedy człowiek modli się gorliwie, to jest dobre dla niego, a Pan Bóg pozwala mu prosić o więcej. Pan Bóg nas doświadcza. Syrofenicjanka w Biblii mówi do Jezusa: „Panie moja córka jest opętana przez diabła, pomóż mi” (por. Mk 7,24-30). Pan Bóg – pozornie – nie słuchał jej. Pozwolił, by ona prosiła. Doświadczył jej wiarę. Podobnie nas Pan Bóg doświadcza, żeby zobaczyć, czy mamy wiarę, czy kochamy, czy potrafimy zaufać. Modlitwa nie jest inwestycją w banku, gdzie przychodzimy i mówimy: „Mam prawo odzyskać tyle i tyle odsetek”.
>>> O połamanym celibacie. Z wrażliwością i empatią [RECENZJA]
A tak w praktyce – jak powinien wyglądać czas na modlitwę? Niektórzy mówią o tym, by wyznaczyć sobie na modlitwę konkretną godzinę, może pół godziny. Inni mówią, że najlepiej modlić się niemal nieustannie, również pracą i czymkolwiek, co w danej chwili robimy.
Ks. dr Jan O’Dogherty: – Ewidentnie czas trzeba mieć. Bez czasu nie ma modlitwy. Jak ten czas zorganizować? Cóż, są różne możliwości, duchowości, szkoły. Kościół sugeruje wiernym mieć jakiś rytm modlitwy. Chodzi o rytm codzienny, cotygodniowy, comiesięczny czy coroczny. Przykładem tego jest liturgia, która ma rytm coroczny. Przez cały rok rozważamy, medytujemy nad różnymi etapami życia Chrystusa. Najbliższy nam jest jednak, myślę, rytm codzienny. Mamy z nim do czynienia każdego dnia. Dobrze jest mieć jakiś plan. Głęboki sens ma modlitwa rano i wieczorem. Pierwszą myśl po obudzeniu możemy skierować do Niego i powiedzieć, że „kochamy Go najbardziej”. Możemy ofiarować Mu wtedy cały dzień. Z kolei wieczorem czasami idziemy spać jak piesek. Gdy pies jest zmęczony, szuka ciepłego kącika, kładzie się i zasypia. A człowiek, dziecko Boże, nie potrafi pójść spać bez rozmowy z Bogiem. Bez powierzenia Mu swojej ostatniej świadomej myśli. A w trakcie dnia mamy wiele modlitw, które mają za cel uświęcać poszczególne momenty. Na przykład modlitwa Anioł Pański, która pomaga nam w tym przełomowym momencie dnia – w przejściu z rana do popołudnia. Ta modlitwa przypomina nam o tym, jak Maryja odpowiedziała na głos Pana. Modlimy się także przed posiłkiem, aby nie jeść jak piesek. Pies je i jest zadowolony. Człowiek też, ale możemy także podziękować Panu Bogu za to, że mamy co jeść. Modlimy się także przed podróżą, aby było bezpiecznie. Modlimy się przed pracą, aby powierzać ją Panu Bogu. To wszystko są bardzo krótkie modlitwy. Ale warto też przeznaczyć sobie w trakcie dnia trochę dłuższy czas na modlitwę osobistą, rozważanie, medytację. To nie tylko dla zakonników, to dla każdego. Taka modlitwa osobista może być bardzo różnie odmawiana, bo każdy ma swoje tematy. Inne tematy do rozważania ma ksiądz, inne architekt, jeszcze inne astronauta. Warto podczas modlitwy przeczytać Ewangelię i spróbować odnieść ją do swojego życia. Możemy też korzystać z książek do medytacji. Jest wiele naprawdę dobrych.
Serce, rozum i wola. Czym tak naprawdę się modlimy? Jaką „część” siebie mamy najbardziej angażować, żeby nie kierować się w modlitwie wyłącznie uczuciem?
Ks. dr Jan O’Dogherty: – Dobre pytanie. Możemy się modlić całą swoją istotą – rozumem, wolą i sercem. Możemy mieć takie dni, że więcej widzimy sercem, albo i takie, kiedy więcej dostrzega nasz rozum. Najlepiej zaangażować całą swoją istotę. Kiedy kontemplujesz mękę Jezusa Chrystusa, rozum rozważa tę prawdę i mówi: „To jest Bóg-człowiek, który umiera za moje grzechy”. Wtedy serce reaguje od razu: „Panie, przepraszam, tyle cierpiałeś za mnie”. I wola, przez którą przemawia: „Panie, nigdy więcej. Postaram się”. Wiadomo, że serce pomaga bardzo mocno. To najgłębsza część naszej istoty. Ale może także nastąpić pewne wypaczenie, kiedy modlę się sentymentalnie. To znaczy, kiedy „mam serce”, uczucie – wtedy mogę przedłużać modlitwę, ale kiedy serce nie odpowiada – wtedy już nie ma modlitwy. A czasami są dni, kiedy serce nie odpowiada. Mamy gorsze dni. Serce nie reaguje. Mogę wtedy mówić: „Panie, kocham Cię, chociaż nic nie czuję. Pomodlę się, chociaż nie mam ochoty”. Czasami jestem suchy jak piasek. Jednak chcę być wierny Bogu.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |