Cigacice, PAP/Lech Muszyński

„U nas powódź była gorsza niż w 1997”. Rolnicy próbują wrócić do normalności

„Nasz dom teraz stoi pusty. Wynieśliśmy wszystkie meble na zewnątrz, żeby wyschły. Trzy pokoje w naszym domu nie nadają się do użytku. Nie mamy dokąd pójść, ale nie możemy tracić nadziei. Nasze obory zostały zalane, ale nadal pracujemy i staramy się jakoś żyć” – mówi Justyna Bęcka, rolniczka z Dzierżysławic w województwie opolskim zajmująca się hodowlą bydła. W jej domu cały czas korzysta z nagrzewnicy i osuszaczy powietrza, ale całe sprzątanie może potrwać do przyszłej wiosny.

Południowo-zachodnią część Polski we wrześniu nawiedziła największa powódź od 1997 r. Miasta takie jak Kłodzko, Lądek-Zdrój, Głuchołazy, Stronie Śląskie, zostały zdewastowane przez wodę.

Naruszyła setki dróg i mostów, 426 budynków użyteczności publicznej, ponad 11,5 tys. budynków mieszkalnych i gospodarczych, takich jak szkoły, ośrodki kultury czy budynki lokalnych straży pożarnych. Pod wodą znalazło się 68 tys. ha użytków rolnych, poszkodowanych jest łącznie około 57 tys. osób. To liczby, ale nie sposób zmierzyć skali ludzkich tragedii, utraty dorobku życia czy sąsiedztwa. W następstwie powodzi zginęło dziewięć osób.

>>> Dolnośląskie: szacunkowe straty po powodzi w regionie to minimum 5 mld zł

Według wstępnych szacunków łączne straty materialne w województwie dolnośląskim, opolskim i małopolskim wynoszą 7,6 mld zł. Z jednej strony są znacząco niższe niż te wywołane powodzią w 1997 r., ale i tak łączna kwota jest ogromna. Kataklizm dotknął 120 tys. ha działek rolnych, czyli ponad 2 proc. wszystkich gruntów rolnych w Polsce. To kolejny cios w rolników, którzy tylko w tym roku musieli zmagać się z niespodziewanym gradem i przymrozkami w kwietniu oraz z suszą w lecie.

PAP/Maciej Kulczyński

„U nas powódź była gorsza niż w 1997 r.”

Pan Mirosław Wanzewicz jest rolnikiem z Racławic Śląskich w woj. opolskim – uprawia pszenicę, jęczmień, kukurydzę, rzepak i ziemniaki. Powódź nie oszczędziła jego gospodarstwa.

„Spodziewałem się dużych opadów deszczu w naszym regionie, ale skala przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Główna fala przyszła do nas w niedzielę 15. września i było to coś szokującego. Kiedy myśleliśmy, że najgorsze jest już za nami, przyszła ogromna ulewa. Około godziny 8:15 można było przejechać drogą przez most do kościoła, ale o godzinie 9:00 woda zalała drogę na poziomie 80 cm i była nieprzejezdna” – opowiada rolnik. Pan Mirosław przypomina, że w lipcu jego wieś i gospodarstwo również nawiedziła potężna ulewa, a drogi dojazdowe były nieprzejezdne, na szczęście nie trwała ona długo. „Były u nas podtopienia, ale skala powodzi z września była nieporównywalnie większa. Racławice Śląskie już drugi raz w tym roku doznały siły wielkiej wody” – mówi rolnik.

Niestety los był mniej łaskawy dla rolników w innych częściach woj. opolskiego. Swoją historią podzieliła się pani Justyna Bęcka, która we wsi Dzierżysławice zajmuje się hodowlą bydła, a wielka woda zalała całe jej gospodarstwo oraz dom. „Nikt z nas nie spodziewał się takiej skali kataklizmu. U nas powódź była gorsza niż w 1997 r.” – mówi pani Justyna.

PAP/Michał Meissner

Ogrom zniszczeń

Powódź zniszczyła niemałą część upraw pana Mirosława i wielu innych rolników z Racławic Śląskich. „4 ha moich upraw kukurydzy, które znajdują się obok lokalnej rzeki zostały zalane. Obecnie cała część z nich jeszcze stoi nieskoszona na polu, jednak nie wszystko uległo zniszczeniu” – wyjaśnił rolnik. Jak dodaje, około 0,8 ha upraw kukurydzy udało mu się skosić i przeznaczyć na kiszonkę przed powodzią, jednak zniszczeniu uległy jego pola rzepaku.

Z kolei pan Dariusz Chawa, również rolnik z Racławic Śląskich zajmujący uprawą buraka cukrowego, rzepaku, pszenżyta i kukurydzy, zaznacza, że woda zniszczyła ok. 30 proc. jego pól.

„Na pewno nikt z nas nie spodziewał się tak wielkiej wody. Uprawa buraków, którą  zasiałem w sierpniu została całkowicie zniszczona. Boję się nawet wyobrazić łącznej kwoty wszystkich strat” – mówił rolnik.

>>> Zjednoczeni w walce z powodzią. Poruszające relacje strażaków, harcerzy i duchownych

Pani Justyna z Dzierżysławic wyjaśniła, że aby chronić jej hodowlę musiała przenieść byki ze stodoły do obory, ale to nie wystarczyło, bo oba budynki zostały zniszczone i zalane. Na szczęście żadne ze zwierząt nie ucierpiało, jednak straciła dużą ilość paszy. „Całe nasze siano oraz kiszonki różnego rodzaju zostały zalane i nie nadają się do użytku. Obecnie musimy karmić nasze byki resztkami kukurydzy, ale nie starczy tego na długo” – przyznała.

To niestety nie koniec zmartwień. Woda zalała maszyny rolnicze do prac polnych i urządzenia elektryczne w garażu na terenie gospodarstwa. „Muł osadził się na wszystkich częściach mechanicznych, które zaczną korodować. Póki co udało nam się to wszystko oczyścić, ale nie wiem, w jakim stanie będzie funkcjonować sprzęt przyszłą wiosną, kiedy to rozpoczynamy prace na polu” – wyjaśniła rolniczka. Jak dodała, gdy woda opadła na 5 ha łąk pozostawiła ogromną ilość kamieni i żwiru, a w areał pani Justyny wchodzi w sumie mamy 20 ha.

fot. Anna Gorzelana/misyjne.pl

Wzajemna pomoc i wsparcie

Wszyscy rolnicy z południowej Polski zostali mniej lub bardziej dotknięci przez powódź. Gdy zdali sobie sprawę, jak jest u nich źle, połączyli siły i udzielali sobie wzajemnej pomocy. „Bardzo nam pomogli strażacy z OSP, którzy aktywnie uczestniczyli w zabezpieczaniu naszych posesji. Wielu rolników także udostępniało swoje traktory i ciągniki, a lokalni przedsiębiorcy ciężki sprzęt, jak koparki, na których transportowaliśmy piasek do umacniania wałów” – opowiadał pan Mirosław. Jak dodał, bardzo ich ucieszyła pomoc tych rolników, których powódź bezpośrednio nie dotknęła.

>>> Kłodzko: odpust w oczyszczonym po powodzi kościele franciszkańskim [FOTOREPORTAŻ]

Na brak pomocy również nie narzeka pani Justyna, której powódź zadała najwięcej strat. „Los nas nie oszczędza. Jest nam bardzo ciężko, jednak nie możemy narzekać na brak pomocy, ponieważ otrzymaliśmy od rolników z Wielkopolski i Izby Rolnej z Opola paszę dla naszej hodowli i zapasy różnego rodzaju” – mówiła rolniczka. Przyznała, że pomimo wielu trudności i ogromnych zniszczeń lokalna sołtyska jest bardzo aktywna i angażuje się w organizację pomocy. Ponadto wiele kobiet z Dzierżysławic spontanicznie przyszło pomóc posprzątać dom pani Justyny.

Strażacy również w jej przypadku nie zawiedli. „Przez pierwszy tydzień po powodzi nie mieliśmy wody, bo wodociąg został przerwany. Jednak strażacy z OSP bardzo nam pomogli przywożąc wodę pitną i karmę dla zwierząt” – wyjaśniła.

„Przeraża mnie częstotliwość nagłych zjawisk”

Niestety to nie pierwszy raz kiedy pola uprawne zostały spustoszone przez ekstremalne zjawiska pogodowe. Pan Dariusz podkreślił, że od kilku lat odnotowuje coraz większe straty z tego tytułu. „Przeraża mnie częstotliwość takich nagłych zjawisk. W poprzednich latach mieliśmy do czynienia z suszą i plagą myszy, a tym roku mieliśmy powódź. Z każdym rokiem jest coraz gorzej” – martwił się rolnik z Racławic Śląskich.

Powódź została wywołana przez niż genueński – cykliczne zjawisko atmosferyczne, które w tym roku funkcjonowało „na sterydach”. „Dwa czynniki sprawiły, że jest on aż tak brutalny. Oba związane ze zmianami klimatu” – mówił w rozmowie z Fundacją Polska z Natury dr Michał Marosz z IMGW. „Po pierwsze obserwujemy od lat wzrost temperatury powietrza, ale też temperatury powierzchni wody. Im powietrze jest cieplejsze, tym więcej wilgoci może pomieścić. Tegoroczne lato na południu Europy było ekstremalne jeśli chodzi o temperatury, które często przekraczały 40 st. C. Temperatury Morza Śródziemnego również były bardzo wysokie, więc parowanie wody intensywniejsze” – tłumaczył naukowiec.

Ubezpieczenia i rekompensaty

Nieprzewidywalne zjawiska atmosferyczne to nowa codzienność. W tym aspekcie warto pomyśleć o ubezpieczeniu się na wypadek kolejnych anomalii. Niewielka część poszkodowanych prawdopodobnie nie ubezpieczyła swojego dobytku. Pozostali ubezpieczyli tylko częściowo. Ze statystyk Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (ARiMR) wynika, że 75 proc. polskich rolników wykupuje polisę na budynki gospodarcze. Co drugi rolnik ubezpiecza swoje maszyny, a co czwarty zwierzęta gospodarskie.

Eksperci zgodnie twierdzą, że odbudowa i przywracanie budynków do ponownego użytku potrwa co najmniej do przyszłego roku. Jednak o bieżącej pomocy nie zapomina również państwo polskie.

„W przypadku pomocy dla powodzian, ARiMR uruchomiła przyjmowanie wniosków o pomoc od rolników z terenów objętych klęską żywiołową, których uprawy zostały całkowicie zniszczone w wyniku wrześniowej powodzi” – mówi Agata Łysakowska, rzeczniczka ARiMR.

>>> Caritas Polska przekazała powodzianom ponad 6 mln złotych [+WIDEO]

PAP/Maciej Kulczyñski

Wysokość pomocy ustalana jest na podstawie iloczynu powierzchni danej uprawy (zadeklarowanej we wniosku o przyznanie płatności bezpośrednich), która została zniszczona i stawki pomocy. Wynosi ona w przypadku soi 4 tys. zł/ha, a dla kukurydzy, buraków cukrowych, ziemniaków, konopi włóknistych, tytoniu, chmielu, lnu, winorośli, ziół, słonecznika oraz warzyw – 5 tys. zł/ha.

Ponadto w kwestii ochrony gospodarstw rolnych przed ekstremalnymi zjawiskami,  taką pomoc można otrzymać na inwestycje przyczyniające się do ochrony środowiska i klimatu. Nabór wniosków rozpoczął się 23 października i potrwa do 20 listopada. Wśród inwestycji, na które można otrzymać wsparcie są m.in. te związane z budową lub zakupem zbiorników i urządzeń do poprawy gospodarowania wodą. „Zachęcamy też rolników, żeby ubezpieczali swoje uprawy czy zwierzęta. Jeszcze w tym roku planujemy uruchomić nabór wniosków na dopłaty do składek ubezpieczenia zwierząt gospodarskich” – podkreśla rzeczniczka ARiMR.

„Nie możemy tracić nadziei”

Obecnie największa część wysiłku powodzian koncentruje się na osuszaniu, sprzątaniu i doprowadzeniu budynków do poprzedniego stanu. Okazuje się, że najwięcej do uprzątnięcia jest w gospodarstwie pani Justyny. Jak nam opowiada, woda zalała jej dom na wysokość 80 cm.

„Nasz dom teraz stoi pusty. Wynieśliśmy wszystkie meble na zewnątrz, żeby wyschły. Trzy pokoje w naszym domu nie nadają się do użytku” – mówi rolniczka. Jak dodaje, w jej domu cały czas korzysta z nagrzewnicy i osuszaczy powietrza, ale całe sprzątanie może potrwać do przyszłej wiosny. „Nie mamy dokąd pójść, ale nie możemy tracić nadziei. Nasze obory zostały zalane, ale nadal pracujemy i staramy się jakoś żyć” – podsumowała pani Justyna.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze