Ukraina: dzieci wracają do klas i schronów przygotowanych na wypadek ataku rakietowego Rosji [+GALERIA]
Tysiące ukraińskich dzieci wracają 1 września do szkoły, gdzie prócz czystych zeszytów i nowych podręczników czekają na nie schrony, przygotowane na wypadek ataków rakietowych Rosji. W tym dniu uroczysty dźwięk pierwszego dzwonka może zagłuszyć przerażające wycie syreny alarmowej.
„Będzie apel na boisku szkolnym, choć maksymalnie skrócony. My, nauczyciele, musimy zobaczyć twarze wszystkich naszych dzieci i jest to dziś dla nas bardzo ważne. A dzieci muszą odczuć atmosferę święta bez względu na warunki, w których przyszło nam żyć. Wszyscy adaptujemy się do tej wojny” – tłumaczy PAP Łesia Zasławska, dyrektorka szkoły nr 155 w stolicy Ukrainy, Kijowie.
Przy wejściu do czterokondygnacyjnego budynku szkolnego powiewa niebiesko-żółta flaga państwowa Ukrainy. W środku uczniowie ostatniej, 11. klasy, nadmuchują i rozwieszają kolorowe balony. Witają się radośnie i ze śmiechem opowiadają, jak spędzili wakacje. Jest to ich ostatni rok w szkole.
Rozpoczynali naukę jako sześciolatkowie. Dziś mają po 17 lat. Jedenastą klasę zakończą egzaminem, który jest odpowiednikiem polskiej matury. Zastanawiają się nad przyszłością, ale bardziej martwi ich to, jak przygotują się do najważniejszego testu w ich życiu. Jesienią i zimą, jak rok temu, Rosjanie znów mogą bombardować elektrownie. W ich domach znowu może zabraknąć światła.
„Wojna oznacza trudności, ale do wszystkiego można się przystosować i jakoś z tym żyć. Perspektywa braku światła zimą, kiedy trzeba będzie ostro uczyć się do egzaminów, trochę mnie jednak przeraża” – wyznaje Julia Rudenko z klasy XI A.
Pogodna blondynka przyszła do szkoły dzień przed początkiem roku szkolnego z rodzicami, Wołodymyrem i Anną. Julia to wzorowa uczennica, działaczka samorządu szkolnego i aktywistka – chwali ją dyrektorka szkoły. Ojciec Julii walczy na froncie. Dziś jest w Kijowie, dokąd przyjechał na krótką przepustkę z południa Ukrainy, gdzie trwają zacięte walki z Rosjanami.
„Psychika tych dzieci jest bardziej stabilna niż nas, dorosłych. Dzieci rozumieją, że jest mama i tata. Tata walczy na froncie, a ja jestem tutaj i muszę wspierać mamę, by ojciec, który wypełnia swój obowiązek wobec ojczyzny, był spokojny. Te dzieci są nad wyraz odpowiedzialne” – podkreśla dyrektor Zasławska.
>>> Ukraina: zabici i ranni po rosyjskich ostrzałach kilku miejscowości
„Jasne, że boję się o swoje dziecko, o żonę. Wróg jest podstępny i ma broń, której my nie posiadamy. Obawa o bliskich jest zawsze. Codziennie do siebie dzwonimy, cały czas jesteśmy ze sobą w kontakcie” – wyjaśnia Wołodymyr.
Jego żona, Anna, najbardziej martwi się o córkę, kiedy ogłaszany jest alarm, który ostrzega o nowym rosyjskim ataku. „Wiem, że w szkole ma schron i może się w nim ukryć. Gdy tylko zawyje syrena, dzwonię do niej, by upewnić się, czy jest bezpieczna. Kiedy słyszę, że tak, jestem już spokojna” – zapewnia.
Nowi uczniowie, którzy dopiero rozpoczynają naukę w 155. szkole w Kijowie, tuż po pierwszym dzwonku zapoznają się z instrukcją bezpieczeństwa. Usłyszą, że na dźwięk syreny mają zejść do schronu. Znajduje się on w piwnicach budynku szkoły.
„Podczas alarmu wszyscy w sposób zorganizowany schodzimy do schronu i zajmujemy wyznaczone miejsca. Nie możemy prowadzić tam nauczania, więc dzieciaki grają w szachy, uczestniczą w konkursach i wyplatają siatki maskujące dla naszych żołnierzy” – mówi pani dyrektor. „Nie ma żadnej paniki. Wszystko odbywa się spokojnie. Najważniejsze, że dzieci znają porządek działań. One wiedzą, co mają robić. Kiedy dziecko wie, co ma robić, to zrobi to tak, jak trzeba” – stwierdza Zasławska.
Sofija Zahorulko z klasy XI B wyznaje, że przez ponad półtora roku wojny z Rosją prawie zapomniała, jak wyglądało jej życie wcześniej. „Jest alarm więc idziemy do schronu. To jest dla mnie normalne. Wydaje mi się, że już nie pamiętam, jak wyglądało to wszystko przed wojną. Wszystko to jakoś się pomieszało. Jesteśmy jednak bardzo zdyscyplinowani. I wiem, że jeśli będziemy przestrzegać zasad podczas alarmów, wszystko będzie dobrze. Już chyba nawet nie odczuwamy strachu. Godzimy się z tym, co jest” – mówi.
>>> Ukraina: rośnie przekonanie, że wojna nie zakończy się szybko
Mama Sofii, Inna, dostrzega jednak zmianę w zachowaniu swego dziecka i jego rówieśników. Jej zdaniem za wcześnie spoważnieli, zbyt szybko stali się dorośli. „Coś się w nich zmieniło. Są bardziej dorośli. Szybciej też przystosowują się do tego wszystkiego. Widać to po spojrzeniu i gestach. Ale także po radach, których nam, dorosłym, udzielają. Ostatnie urodziny córka spędziła w piwnicy, gdzie chowaliśmy się przed bombami. Jednak nie narzekamy. Wiemy, że w naszym kraju są tysiące ludzi, którym ta wojna naprawdę złamała życie. Pod tym względem naprawdę mamy dobrze” – mówi pani Inna.
Dyrektor Zasławska uważa, że w czasach wojny troska o dzieci, ich wychowanie i wykształcenie jest tak samo istotna, jak działania żołnierzy na froncie. „Wszyscy wspólnym wysiłkiem zbliżamy się do zwycięstwa. Żołnierze są na wojnie, a my walczymy tutaj, między innymi w tej szkole. To walka o nasze dzieci, czyli naszą przyszłość. I na pewno w niej zwyciężymy” – przekonuje w rozmowie z PAP.
Galeria (6 zdjęć) |
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |