Unijna dyrektywa zagrożeniem dla polskich miejsc pracy
Nowelizacja unijnej dyrektywy o delegowaniu pracowników może zagrozić setkom tysięcy polskich miejsc pracy. To ostatni moment na to, by usłyszano Polaków w Europie.
To już półmetek prac nad kontrowersyjną nowelizacją unijnej dyrektywy o delegowaniu pracowników. Na początku przyszłego roku znany będzie jej ostateczny kształt. Według obecnych założeń przedsiębiorstwa wysyłające tymczasowo swoich pracowników poza Polskę będą płacić im wynagrodzenie według standardów lokalnych. Nad całością pracują w tzw. trylogu: Komisja Europejska, Parlament i Rada UE.
Projekt był głównym tematem niedawnej wizyty w Polsce unijnej komisarz ds. zatrudnienia Marianne Thyssen. Jak przyznała wtedy, rzeczywiście budzi on kontrowersje i nie każdemu się podoba.
Komisarz Unii Europejskiej ds. zatrudnienia, Marianne Thyssen, przyznaje, że głównym celem nowelizacji jest „zapewnienie równych zasad dla przedsiębiorców w Unii Europejskiej i skutecznej ochrony pracowników. (…) Chodzi o wprowadzenie zasady równej płacy za tę samą pracę w tym samym kraju”. Choć wielu środowiskom nie podoba się ten pomysł, komisarz przekonuje, że zależy jej by polscy pracownicy delegowani, których jest w krajach członkowskich UE ponad 400 tys., nie byli traktowani jak „ludzie drugiej klasy”. Powodem, dla którego zaczęto rewizję przepisów był fakt, że dla wielu społeczeństw przemieszczanie pracowników powoduje presję z powodu obniżenia płac i ograniczonej ochrony socjalnej.
Nowa dyrektywa może być jednak zagrożeniem dla Polski i innych 10 państw unijnych, ponieważ, jak wskazują eksperci, zmniejszy konkurencyjność przedsiębiorstw i całego rynku, szczególnie usług. Polska wyjątkowo na tym ucierpi, ponieważ co piąty delegowany pracownik w Unii jest Polakiem. Usługi polskich firm staną się droższe niż tych lokalnych, dodatkowo zostaną one dodatkowo obciążone ograniczeniami. Zamiast zburzyć, może to odbudować mur między Europą wschodnią i zachodnią.
Dla pracodawców wysłanie pracownika za granicę będzie wiązało się natomiast z dokładnym przestudiowaniem lokalnego prawa pracy, szeregiem kosztów związanych z transportem, zakwaterowaniem, obsługą administracyjną czy prawną. „W efekcie ryzyko i koszt usługi będą tak duże, że klient zrezygnuje i zatrudni firmę lokalną” – mówi Stefan Schwarz, prezes Inicjatywy Mobilności Pracy.
W lipcu br. Komisja Europejska odrzuciła żółtą kartkę 11 krajów UE sprzeciwiających się wprowadzeniu nowych regulacji. Sygnalizowano, że zmiana nie jest zgodna z Traktatem, oraz że pogorszy sytuację biedniejszych krajów członkowskich. Przeczy to idei pomocniczości, którą kieruje się Unia.
„Solidarność” wypowiada się jednak pozytywnie o nowelizacji i chętnie wprowadziłaby jeszcze kilka innych rozwiązań. „Główny problem, z jakim przychodzą obecnie do nas pracownicy delegowani, to brak informacji od pracodawcy o minimalnych warunkach zatrudnienia w kraju oddelegowania plus bariera językowa, a więc problem z uzyskaniem dostępu do przepisów kraju świadczenia usługi” – zaznaczyła dr Ewa Podgórska-Rakiel z Zespołu Prawnego Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”. Brak wiedzy prowadzi z kolei do zaniżania wynagrodzeń poniżej minimum obowiązującego danego kraju.
Kwestia dyrektywy pojawi się jako jeden z tematów IV Europejskiego Kongresu Mobilności Pracy. Będzie on miał miejsce w Krakowie w dniach 7–8 listopada. Spotkają się na nim przedstawiciele polskich władz, europarlamentarzyści, eksperci z Komisji Europejskiej, pracodawcy i przedstawiciele pracowników.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |