
fot. PAP/EPA/ANGELO CARCONI
USA: publicysta katolicki o wyjątkowym spojrzeniu amerykańskiego papieża na Kościół
Matthew Walther, wydawca katolickiego magazynu „The Lamp”, zamieścił 25 maja w „New York Timesie” swoje uwagi na temat amerykańskiego pochodzenia nowego papieża. Zwrócił uwagę, że katolicyzm przetrwał w Stanach Zjednoczonych „nie dzięki imperialnym przywilejom, lecz w wyniku adaptacji”.
Zdaniem autora, „każdy, kto potrafi opisać różnorodność tego Kościoła bez uproszczeń i karykatur – bez sprowadzania amerykańskiego katolicyzmu do czapek MAGA [zwolenników D. Trumpa] albo tęczowych flag – może mieć wyobraźnię potrzebną do objęcia całej wiary”. I Leon XIV ma taką wyobraźnię i może ona stać się jego dużym atutem w kierowaniu całym Kościołem katolickim – stwierdził publicysta.
Na wstępie porównał obecną sytuację Kościoła ze średniowieczem i jego „społeczeństwem obligatoryjnym” (compulsory socjety – określenie użyte przez historyka R. W. Southerna w 1970 r.). Zauważył, że „dziś trudno nam sobie wyobrazić Kościół katolicki nie jako dobrowolne stowarzyszenie jednostek, lecz jako całkowity organizm społeczny, z którego można było się wydostać jedynie przez ekskomunikę, grożącą wiecznym potępieniem”.
Według Walthera, „na postindustrialnym Zachodzie religia stała się kwestią wyboru, nawet dla tych, których ochrzczono w wieku niemowlęcym”. I katolicyzm, podobnie jak inne religie, „podlega dziś logice rynkowej, zmuszony do konkurowania z innymi sposobami poszukiwania samorealizacji we wspólnocie podobnie myślących”.

Jego zdaniem, jest to najbardziej widoczne w Stanach Zjednoczonych, gdzie „Kościół katolicki od zawsze działał bez wsparcia państwa, w otoczeniu wielu innych opcji religijnych, często walcząc o przetrwanie”. Publicysta zaznaczył, że „choć wielu z nas wciąż nie może się otrząsnąć z niedowierzania po wyborze Leona XIV na pierwszego amerykańskiego papieża, to znaczenie jego «amerykańskości» wykracza poza sam fakt elekcji. To, co kiedyś uchodziło za wyjątkowe amerykańskie doświadczenie wiary jako coś dobrowolnego, improwizowanego, tymczasowego, stało się dziś domyślną rzeczywistością katolickiego życia na całym świecie”. Autor jest przekonany, że „pod tym względem jego pochodzenie może być jednym z jego największych atutów jako lidera Kościoła”.
Kiedy stacja NBC News poprosiła arcybiskupa Chicago kard. Blaise Cupicha o komentarz po wyborze amerykańskiego Ojca Świętego, ten rozpłakał się. „Kultura Chicago i Środkowego Zachodu wydała papieża. To wspaniałe” – powiedział kardynał. Walther uważa jednak, że „może nawet Cupich nie docenił wyjątkowo amerykańskiego charakteru doświadczenia wiary przez Leona XIV”.
Potomek Kreoli – w spisie powszechnym z 1900 roku rodzinę jego matki określono jako czarnoskóra – przyszły papież dorastał w parafii, w której obecnie jego kościół został zdesakralizowany, a ściany pokryto graffiti. Ma on dwóch braci, będących niemal archetypami swojego pokolenia: John to grający w Wordle [prosta gra słowna, wynaleziona w 2021 w USA i tam najbardziej rozpowszechniona – KAI] emerytowany dyrektor szkoły, mieszkający całe życie w rejonie Chicago. Drugi brat – Louis mieszka na Florydzie, jest głośnym zwolennikiem MAGA a sam siebie opisuje jako „niezbyt religijnego człowieka”. Awans społeczny braci z ceglastych domków do klasy profesjonalnej, ich rozproszenie pod względem politycznym i geograficznym – to kwintesencja amerykańskiej historii katolicyzmu po Soborze Watykańskim II, to opowieść o rozdarciu, mobilności i wolnym wyborze.
>>> Leon XIV: małżeństwo kanonem miłości między mężczyzną a kobietą

Gdy jednak Robert Francis został wybrany na papieża, trzej bracia nadal rozmawiali ze sobą co tydzień przez telefon. „Fakt, że obecny Leon XIV, mimo że większość swego życia kościelnego spędził za granicą – w Peru i w Rzymie – zdołał utrzymać więź z braćmi, nie przestając być ich bratem, jest niebagatelnym osiągnięciem. Świadczy o talencie nie tylko do mediacji, ale także do jednoczenia tego, co historia rozdzieliła” – napisał wydawca „The Lamp”.
Jego zdaniem, może stać się to ważnym atutem w rękach nowego papieża. „Ten zmysł jednoczenia był widoczny już wcześniej. W 2012 r. podczas synodu poświęconego ewangelizacji we współczesnym świecie (obecny) Leon powiedział, że Kościół katolicki często mówi językiem niezrozumiałym dla otaczającej go kultury. Ludzie, których chce usłyszeć, są już uprzedzeni i uważają Ewangelię nie tylko za błędną, ale za «ideologiczną i emocjonalnie okrutną». W takich warunkach głoszenie prawdy nie wystarczy, ale trzeba rozumieć kontekst. Głoszenie prawdy w miłości dotyczy nie tylko tego, czego Kościół naucza, ale także jak, kiedy i komu” – uważa autor.
Podkreślił, że jest to „coś zupełnie innego niż akademickie podejście wydziału teologii czy biurokratyczna perspektywa kurii. Leon postrzega Kościół nie jako teorię do sprawdzenia ani program do wdrożenia, ale jako rzeczywistość do przeżycia, często chaotycznie, niespójnie, z większym zapałem niż jasnością”.
Sięgając znowu do historycznej perspektywy Walther zauważył, że Leon XIII jako pierwszy papież pisał obszernie o Stanach Zjednoczonych. W encyklice „Longinqua Oceani” z 6 stycznia 1895 r. wyrażał umiarkowany optymizm wobec Ameryki, traktując ją jako obiecującą, ale wciąż peryferyjną część Kościoła, zależną od duchowego i intelektualnego wsparcia Europy. Nie wyobrażał sobie świata, w którym Kościół amerykański mógłby reprezentować katolicyzm w szerszym ujęciu.

Nawiązując do tej „prowincjonalności“ Amerykanów autor przyznał, że bywają oni prowincjonalni (parochial), i to (nie tylko) w dobrym znaczeniu. „Ale możliwe, że nasze osobliwe i niejednolite doświadczenie katolicyzmu dało nam szczególny wgląd. Katolicyzm dotarł tu późno – u schyłku epoki chrześcijaństwa. Przetrwał nie dzięki przywilejom imperialnym, lecz w wyniku adaptacji. Przetrwał jako tożsamość etniczna i źródło języka moralnego, który dał nam zarówno New Deal, jak i unieważnienie wyroku Roe kontra Wade [zezwalającego na aborcję – KAI]. Dziś odradza się dzięki setkom tysięcy latynoskich imigrantów i kontrkulturowemu ruchowi młodych w parafiach miejskich, wypełnionych łaciną, kadzidłem i płaczącymi dziećmi” – wskazał publicysta.
Zauważył, że „każdy, kto potrafi opisać ten hałas bez uproszczeń i karykatur, bez sprowadzania amerykańskiego katolicyzmu do czapek MAGA albo tęczowych flag, może mieć wyobraźnię potrzebną do objęcia całej wiary”.
Zwrócił też uwagę na to, że „powszechność Kościoła katolickiego nie jest abstrakcyjna, ale tak złożona jak «Boska komedia» Dantego. Jest kosmopolityczna, ale zarazem niezorganizowana (cosmopolitan but disorderly). Obejmuje tradycjonalistów przywiązanych do Mszy Trydenckiej, ludzi przyzwyczajonych do nowoczesnych liturgii w Ameryce Łacińskiej i Afryce oraz setki milionów wiernych, którzy nigdy się nad liturgią nie zastanawiali. Obejmuje odstępców, rozwodników i osoby żyjące w ponownych związkach. Obejmuje prześladowanych wiernych w Birmie, dzieci ze slumsów Manili, polskie babcie, japońskich wyznawców Matki Bożej z Akity i – tak jest – fanatycznych kibiców z Chicago przywołanych przez postać Billa Swerskiego”.
Podsumowując swe rozważania M. Walther wyraził pogląd, że „jeśli Leon XIV zdoła ogarnąć to wszystko, jego amerykańskie korzenie z pewnością będą miały w tym swój udział. Jego wybór nie jest oznaką ostatecznego poddania się Watykanu nowoczesności, lecz przypomnieniem, że mimo wszystkich trudności Kościół trwa, [ale] nie jako twierdza czy intelektualna doktryna, lecz jako lud”.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |