Wczoraj nie wróci, a jutro może nie nadejść – program dwunastokrokowy dla uzależnionych
„Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec uzależnienia, że straciliśmy kontrolę nad naszym życiem”. Tak brzmi pierwszy z dwunastu kroków wspólnoty pracującej na tym programie. Jest to program skierowany do osób uzależnionych, który ma na celu pomóc im w wyjściu z nałogu.
Program 12 kroków ma swoje korzenie w grupach oksfordzkich związanych z luteranizmem. Powstał na bazie Nowego Testamentu – zauważalne jest w nim zwłaszcza odwołanie do Listu św. Jakuba oraz do Kazania na górze. Wpływ na niego miał też psychiatra Carl Gustav Jung oraz William James. To jego książka „Różnorodność doświadczenia religijnego” była jednym z popularniejszych tekstów pomagających w wychodzeniu z nałogu. Z czasem powstał model „Minnestota”, czyli znana nam dzisiaj metoda, którą w Polsce zaczęto wprowadzać w Ośrodku Terapii Uzależnień w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.
W 12 krokach kilkukrotnie znajduje się odniesienie do Siły Wyższej, którą katolicy nazywają Bogiem. Na początku Bóg był rozumiany w tym programie jako Bóg chrześcijański, ale z czasem został On zastąpiony właśnie określeniem Siła Wyższa. Dzięki temu w tym programie może odnaleźć się każdy – również ateista i agnostyk.
W jednym z punktów w opisywanej metodzie następuje otwarcie się na wsparcie Siły Wyższej, co może ułatwić uzależnionym odrzucenie swojej słabości. W jeszcze innym wspomina się o stałym tworzeniu rachunku sumienia, a w kolejnym o szukaniu, tworzeniu lub odbudowaniu więzi z Bogiem. Rozwój duchowy jest bardzo ważnym etapem wychodzenia z nałogu.
– Rozwój duchowy w przypadku realizowania metody dwunastu kroków powinien nastąpić. Bo jeśli nie nastąpi, to szkoda naszego czasu i energii. Poprzez uczestnictwo w programie chcemy się zmienić. A bez Boga czy też bez innej Siły Wyższej nie damy rady. Zasada w tym przypadku jest prosta: rób, bo to działa. Można oczywiście na początku tego nie czuć i nie widzieć w tym wszystkim sensu. On może przyjść dopiero z czasem. Natomiast my i osoby dołączające do nas prosimy o otwartość umysłu, gotowość i całkowitą szczerość – mówi Adam.
Neutralnie, dla wszystkich
Spotkania grup dwunastokrokowych zazwyczaj odbywają się przy parafiach. Jak zauważa w rozmowie ze mną Adam – księża są bardzo otwarci na niesienie pomocy drugiemu człowiekowi i dlatego zgadzają się na wynajęcie sali. Ważne jest, żeby sama grupa była neutralna i niezależna – niezwiązana z żadną grupą polityczną i nie zajmowała stanowiska w żadnej sprawie. Żadna z grup nie jest też prowadzona przez kapłana. Prowadzącymi są osoby świeckie.
– Oczywiście naszym członkiem może być osoba duchowna, ale nie jest tak, że w jakiś sposób bardziej ją wyróżniamy. Wszyscy są u nas ze sobą równi. Może się nawet okazać, że na nasze spotkania przychodzi jakiś ksiądz, a my nie mamy o tym pojęcia. Z tego samego względu dobrze odnaleźć się może u nas ateista. On w nic nie wierzy. Dla niego bóg nie musi być rozumiany religijnie. Bogiem może być dla niego wspólnota. Ważne, by wierzył, że ta siła jest mu przychylna. Choć paradoksalnie często dzieje się tak, że te osoby z ateistów stają się agnostykami, a następnie zaczynają wierzyć w Boga – opowiada Adam.
Metoda dwunastu kroków pogłębiła również jego wiarę, o czym mówi tak: „Jeśli ja w życiu nie będę wypełniał tylko swojej woli, ale wolę mojego Boga, czyli Jezusa Chrystusa, to tylko wtedy wszystko będzie w porządku. Nawiązujemy do tego też w naszej metodzie. Bo ważne jest w niej, aby wykonać wszystko na 100%. Jeśli tak robimy, ale efekt jest inny niż oczekiwaliśmy, to znaczy, że tak miało być, że wola mojego Boga była wobec danego zadania inna niż mi się wydawało. Jednocześnie dzięki temu wiem, że każde wydarzenie ma sens. Często zauważamy to dopiero po dłuższym czasie”.
>>> Klika – stowarzyszenie dla osób z niepełnosprawnościami, które jest jak rodzina [REPORTAŻ]
Wczoraj nie wróci
Realizujący metodę 12 kroków wychodzą z założenia, że trzeźwość i czystość darowana jest im każdego dnia na nowo – od momentu, w którym się budzą, aż do chwili, w której pójdą spać. – Wczoraj nie wróci, a jutro może nie nadejść. Dzisiaj cieszę się z tego, że jutro jadę na grzyby. I nieważne, czy uda mi się coś zebrać. Ważne, że mam na to czas, że mogę odpocząć w lesie. Kiedyś wcale nie sprawiałoby mi to radości. Bo liczyło się dla mnie tylko posiadanie narkotyków – wspomina mój rozmówca.
W takim nastawieniu dużo pomaga Program, który uczy rozwiązywania problemów i tego, że każdy z nas ma prawo mieć różne emocje wobec jakichś wydarzeń. Ale nie zmienia to faktu, żeby w trudnej sytuacji zacząć szukać rozwiązania i przystąpić do działania, zamiast tylko się załamywać.
W metodzie 12 kroków zostało zapisane, że każdy popełniony czyn niesie za sobą konsekwencje. Zadaniem realizujących ją jest branie za nie odpowiedzialności i nieuciekanie od nich: „Program mi mówi, jak mam żyć. Jeśli chcę złamać przepis, to mogę to zrobić. Nikt mi tego nie zabroni. Tylko muszę pamiętać, że niesie to konsekwencje, które muszę ponieść. Nie chodzi o to, by być idealnym. Bo nie ma ludzi idealnych i nigdy nimi nie będziemy. Idealny był tylko Jezus Chrystus. A ja mam dążyć do tego, żeby być jak najlepszym człowiekiem. W historię mojego życia wpisane są różne czyny. I popełniając je, często trudno nam się do nich przyznać. Tymczasem program przypomina, by stanąć w prawdzie, nazwać rzecz po imieniu, nie okłamywać się”.
>>> OCEiK i Herbaciarnia u Oblatów – miejsca, w których historia łączy się z kulturą [REPORTAŻ]
Kula śnieżna
„Jeśli zostawię coś nieprzepracowane, nierozwiązane, nawet jakąś małą rzecz, to na zasadzie efektu kuli śnieżnej może to do mnie wrócić i mnie zniszczyć”. Te słowa Adama po naszej rozmowie chyba najbardziej zapadły mi w pamięć. W dużej mierze odnoszą się one do jego historii. Najpierw dowiedział się o metodzie 12 kroków, a następnie dołączył do wspólnoty anonimowych alkoholików. Nie do końca potrafił się w niej jednak odnaleźć ze względu na fakt, że bardziej czuł się narkomanem niż alkoholikiem. Z czasem znalazł więc grupę dla anonimowych narkomanów, która również realizowała program 12 kroków, który mojemu rozmówcy udało się tam dokończyć.
Podczas realizacji tej metody najtrudniejszym krokiem do przejścia był dla Adama krok pierwszy – samo uznanie, że jest się bezsilnym wobec nałogu i że czyjeś życie stało się niekierowalne.
– Przyznanie, że jestem bezsilny wobec nałogu jest jednocześnie przyznaniem, że jestem osobą chorą. Moja bezsilność wobec określonych substancji polega na tym, że ja wiem, że one są. Jeśli ktoś mnie zapyta, czy lubię narkotyki, to odpowiem, że tak. Jeśli zapyta, czy lubię stan, w jakim jestem po zażyciu narkotyków, to też usłyszy odpowiedź twierdzącą. Ale dzisiaj już zdaję sobie sprawę z tego, że narkotyki to w pewnym sensie coś, na co ja mam alergię. Nie umiem ich brać. Mój organizm sobie z nimi nie radzi. Ja wiem, że narkotyki są, że były i że będą. Ale dzięki temu, że uznałem swoją bezsilność wobec nich, one dzisiaj nie władają moim życiem. Moja choroba jest w jakimś stopniu zaleczona, ale ja wiem, że nigdy nie wyzdrowieję, że ona będzie ze mną do końca życia – mówi Adam.
Życie osoby, która zaleczyła w sobie narkomanię lub alkoholizm to w jakiś sposób ciągłe uważanie – na to, czy w jakimś ciastku nie znajduje się alkohol, czy nie znajdzie się go w napoju albo w cukierku. Nawet najmniejsza ilość może przypomnieć uzależnionemu smak i spowodować powrót do nałogu.
Nie będzie przypału?
Krok jedenasty brzmi: „Staraliśmy się przez modlitwę i medytację poprawiać nasz świadomy kontakt z Bogiem, tak jak Go rozumieliśmy, prosząc jedynie o poznanie Jego woli wobec nas oraz o siłę do jej spełnienia”. Jest on także uznaniem, że nie na wszystko ma się wpływ. Jak zaznacza Adam – osoby uzależnione często wracają do nałogu, bo w pewnym momencie uznają, że są już zdrowe, że nie potrzebują Boga i modlitwy. W ten sposób odsuwają się od Niego, a zamiast tego pojawia się ich ego, czyli najgorsza część choroby.
– Wraz z tym dużą rolę zaczyna odgrywać nasza głowa. A głowa osoby uzależnionej powie jej wszystko, co tylko ta osoba chce usłyszeć. To serce i sumienie mówi: „Stary, nie rób tego”. Głowa w tym samym czasie dodaje: „Zrób to, przecież nie będzie przypału”. Tylko że jednocześnie zapomina przypomnieć, że wcześniej za każdym razem ten przypał był – wyjaśnia.
Między innymi dlatego mówi się, że program 12 kroków jest programem na całe życie. Owszem, przechodzi się przez te kroki w określonym czasie. Natomiast najważniejsze jest, żeby później realizować je każdego dnia. Jeśli ktoś po ukończeniu programu dojdzie do wniosku, że to już koniec leczenia, to można powiedzieć, że to leczenie nie do końca miało sens. Bo kręgosłup moralny osoby uzależnionej bardzo łatwo można złamać.
Krzywda i zadośćuczynienie
W metodzie 12 kroków istotnym elementem jest zadośćuczynienie, o czym mój rozmówca opowiada tak: „Ja skrzywdziłem bardzo dużo osób, w tym na przykład moją żonę. Nie jestem w stanie zadośćuczynić jej w sposób techniczny. Mogę powiedzieć jej, że przepraszam. Ale te kilka lat życia, które jej zepsułem nie wynagrodzę upieczeniem przeprosinowego ciasta. Będę jej zadośćuczynił do końca życia. Tak samo mojej mamie – nie mogę jej wynagrodzić nieprzespanych nocy i bezdechów, które miałem po narkotykach. Mogę natomiast budować z nią relację od nowa. Kiedy czegoś potrzebuje – jestem. Pomagam jej. I ważne, by pamiętać, że zadośćuczynienie nie jest dla mnie. Ono jest dla drugiego człowieka”.
Bycie dla drugiego to także ważny etap po przejściu wszystkich kroków z programu. Każdy, kto zrealizuje 12 kroków, może stać się dla innych sponsorem, czyli osobą, która przeprowadzi przez Program kogoś innego, kto chce pracować nad swoim rozwojem duchowym. Istotą tej metody jest przekazywanie pomocy dalej.
– Pomagając jednej osobie, nie zmienię świata. Ale mogę zmienić świat tej osoby – podsumowuje Adam.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |