Wielki Post „na ostro” [FELIETON]
Post ścisły w każdą środę i piątek, codziennie kąpiele tylko w zimnej wodzie, zero alkoholu, słodyczy i napojów słodzonych, brak seriali, filmów, korzystania z internetu dla rozrywki, a przede wszystkim godzina modlitwy dziennie – tak ze znajomymi przeżywamy Wielki Post już od… 1 stycznia.
Podałem na wstępie kilka działań z różnych życiowych przestrzeni, jakie zaczęliśmy stosować, by przygotować się do Wielkanocy. Pewnie niejedną osobę potrafią dzisiaj szokować. Gdy jednak porównamy to z tym, jak ludzie pościli dawniej, wygląda to na dość powściągliwe wyrzeczenia. Muszę jednak przyznać, że nie jest łatwo. Paradoksalnie, w okresie przed Wielkim Postem było zadziwiająco łatwo zachowywać te wszystkie postanowienia, dopiero w czasie Wielkiego Postu przyszły ogromne trudności, zaczęła się prawdziwa walka duchowa. Chociaż bowiem kiedyś pokutowano „ostrzej” pod względem umartwień cielesnych, to nie było dostępu do rozrywek multimedialnych, ani też tak szeroko rozpowszechnionych łakoci jak słodycze czy słodzone napoje. Dzisiaj tych „uprzyjemniaczy” życia jest dużo więcej. To sprawia właśnie, że wbrew pozorom to obecne czasy są do postu idealne. Co więcej, to dzisiaj potrzebujemy go bardziej niż kiedykolwiek.
To nie umartwienie jest najważniejsze
Chciałbym jednak ciężar przenieść z tych „szokujących” umartwień na to, co stanowi prawdziwą istotę wyzwania, którego się podjęliśmy. Zaangażowaliśmy się w katolicki program Exodus 90. Powstał on w USA i jest przeznaczony dla mężczyzn. Trwa nie tylko przez okres Wielkiego Postu. Zaczyna się już na 90 dni przed Wielkanocą – w tym roku było to zatem 1 stycznia. Program ma na celu pogłębienie relacji z Bogiem i z ludźmi oraz kreowanie ludzi prawdziwie wolnych, czyli takich, którzy nawet w sytuacjach niekomfortowych i trudnych są zdolni wybierać dobro. Każdy uczestnik ma też swoje prywatne „dlaczego”, jakiś konkretny cel, który stara się osiągnąć poprzez te wszystkie praktyki pokutne. Oczywiście, tym celem nie jest odchudzanie czy lepsze samopoczucie (chociaż przy okazji wielu osiąga i takie rezultaty), lecz wyjście z jednego z obszarów zniewolenia, jakie każdy z nas ma w swoim życiu.
Powiedziałbym, że absolutnym centrum, wokół którego są jedynie rozstawione te wszystkie przyciągające uwagę dyscypliny, jest codzienna „święta godzina”, czyli godzina poświęcona jedynie Bogu w modlitwie (nie wlicza się do tego czasu porannego ofiarowania Bogu, wieczornego rachunku sumienia oraz niedzielnej mszy świętej). Rekomenduje się, żeby czas ten spędzać przed Najświętszym Sakramentem z minimum 20 minutami medytacji. Ku mojemu zdziwieniu – to właśnie ten element programu był z początku dla mnie najtrudniejszy. Oczywiście, od lat modliłem się codziennie (różaniec, krótkie rozważanie Pisma Świętego), ale taka dłuższa głęboka medytacja czy adoracja nadal stanowiła u mnie praktykę nieregularną. Nie zdawałem sobie nawet sprawy z tego jak daleko w rzeczywistości, wbrew moim hucznym deklaracjom, więź z Bogiem znajduje się na liście moich priorytetów. W niektóre dni bowiem było trudno znaleźć tę godzinę na modlitwę, nawet rozbijając ją na dwie mniejsze części. Czy w takim wypadku nadal mogłem mówić, że Bóg jest dla mnie NAJWAŻNIEJSZY? No chyba nie.
>>> Wielki Post to „pracowity chrzest” – przewodnik po wielkopostnych niedzielach
Te godzinne modlitwy stały się także naprawdę niesamowitym czasem, podczas którego jeszcze wyraźniej mogę słyszeć głos Boga przemawiającego przez Pismo Święte czy przeznaczone na dany dzień rozważania. To uważam za najpiękniejszy element całego wyzwania i będę chciał to kontynuować także po Wielkanocy w sposób regularny, a nie tak jak wcześniej – „kiedy będzie czas”. Wystarczy takie rzeczy po prostu odpowiednio spriorytetyzować i zaplanować, i voilà.
Post dla człowieka, nie człowiek dla postu
Kolejnym ważnym elementem programu, istotniejszym niż sama dyscyplina pokutna, jest większe skupienie się na ludziach. Człowiek odłączony od hałasu informacyjnego i medialnego jest w stanie lepiej skoncentrować się na drugim. Ze względu na tego drugiego można też pewne praktyki poluzować w pewnych sytuacjach lub nie mają one po prostu zastosowania – obejrzenie filmu z przyjaciółmi, na który mnie zaprosili, nie jest złamaniem dyscypliny. Oczywiście, mógłbym siedzieć w kącie i robić coś innego w tym czasie, ale to kompletnie mija się z celem wszystkich tych praktyk.
Warto jednak przestrzec, że to są pewne uzasadnione wyjątki. Zmęczenie czy złe samopoczucie nie uprawniają do ciepłego prysznica czy cukierka „na lepszy humor”. Dozwolone jest poluzowanie JEDNEJ dyscypliny w niedzielę lub święto oraz gdy chcemy świętować coś z najbliższymi – walentynki, urodziny żony lub męża (urodziny przyjaciela czy przyjaciółki już się w to niekoniecznie wliczają). I tak, będąc na weselu – w sobotni wieczór, a więc w wigilię niedzieli – zjadłem ciasto, odpuszczając sobie całkowicie alkohol czy coca-colę. Tylko w przypadku walentynek rekomendowane było poluzowanie więcej niż jednej praktyki pokutnej, by relacja z tą najważniejszą osobą w życiu mogła być odpowiednio świętowana.
>>> Na Wielki Post kard. Schönborn proponuje „rozbrojenie słów”
Warto też ostrożnie podchodzić do postu żywieniowego, zwłaszcza jeśli danego dnia mamy niespodziewany mocny wysiłek fizyczny, wyjątkowo dużo pracy, a przede wszystkim trawi nas jakaś choroba. Post ścisły to bowiem ok. 1,9 posiłku z 3, które zwyczajowo spożywamy. Organizm to odczuwa. Są też przypadki, gdy to miłość wymaga nieco odpuszczenia, np. wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych. W jeden z piątków byłem z misjonarzem w bardzo ubogiej wiosce w Gwatemali. Gospodarze wiele nie mieli, ale specjalnie dla nas ugotowali zupę z koguta. Byłoby kompletnym nietaktem odmówienie chociaż kilku łyków. Zjadłem niewiele, ale wystarczająco, by ucieszyć gospodarzy.
Kilka owoców praktyk pokutnych
Post ścisły sprawia, że w niektóre dni odczuwałem naprawdę potężny głód, a nawet osłabienie. Taki stan pozwolił mi na zwiększenie empatii wobec ubogich i głodujących, których mamy wokół siebie. Oni przecież odczuwają to niemal każdego dnia, a często jedzą pewnie jeszcze mniej. Uświadomiłem sobie również ponownie, że powinienem być wdzięczny za możliwość zaspokojenia podstawowych potrzeb bytowych. Mogę nie tylko zapewnić swojemu organizmowi odpowiednią ilość pokarmu, lecz także dopchać się śmieciami w postaci chipsów i piwa.
Zimne prysznice stosowałem już wcześniej z rana. Jedyną różnicą jest to, że wcześniej mogłem sobie wybrać, kiedy mam ochotę akurat na taki prysznic. Teraz się zobowiązałem kąpać w zimnej wodzie przez całe 90 dni. Jest to naprawdę dobra metoda na zwiększenie samodyscypliny, lecz także na polepszenie samopoczucia. Od dawna zauważyłem, że takie kąpiele dają mi bardzo dużo energii do działania oraz mocno zwiększają i jednocześnie stabilizują poziom dopaminy, odpowiedzialnej za motywację. Ciepły prysznic relaksuje, ale i rozleniwia. Tak naprawdę najgorsze jest pierwsze kilka sekund pod zimną wodą oraz sama decyzja, aby pod nią wejść. W tych pierwszych momentach naprawdę potrzeba czasem wysiłku woli, ale potem organizm nie tylko się przyzwyczaja, lecz wręcz zaczyna czerpać z tego przyjemność.
Jednym z najpiękniejszych elementów tego wyzwania jest post od internetu i telewizji. Internetu i urządzeń elektronicznych używamy tylko w sytuacjach koniecznych. Przyznaję, że bywa trudno, ponieważ używam komputera i mediów społecznościowych do pracy, obecnie też staram się rozwijać swoje własne konta. W takim momencie jest bardzo dużo pokus, by obejrzeć jakieś głupie wideo, a może i nawet serial, a co. Jednak te dni, w których udało mi się w 100 procentach korzystać z mediów tylko w tym, co konieczne, były najpiękniejsze. Lepiej się pracuje i wypoczywa, łatwiej się modlić, rozmowy z innymi ludźmi są głębsze. Uważam, że jedną z najpoważniejszych przeszkód utrudniających w XXI w. pokój serca, skupienie oraz tworzenie głębokich więzi z innymi są właśnie media w różnorodnej postaci. Korzystanie z nich z umiarem jest czymś bardzo ważnym. Generalnie dzisiaj różne „uprzyjemniacze” mocno nas paraliżują, sprawiając, że stajemy się słabi i bezradni nawet wobec najmniejszych pokus. Wszystko ma być „na już”. Jesteśmy niewolnikami własnych namiętności oraz tych, którzy na nich zarabiają. Paradoksalnie, to odmawianie sobie poprawia nasze psychiczne, a często i fizyczne samopoczucie.
Przyznaję, że miałem już niemało „upadków”. A to zdarzyło mi się kupić colę, a to na Instagramie jakieś wideo zbyt mocno przyciągnęło moją uwagę, a to zdecydowałem się na ciepłą wodę. Chodzi o to, żeby te „upadki” nie stały się czymś regularnym ani nie pociągały za sobą poluzowania kolejnych dyscyplin. Post to nie są zawody ani próba udowodnienia sobie czegoś. To przede wszystkim doświadczenie własnej słabości, które ma prowadzić do większego przylgnięcia do Boga. Jeśli post nie zbliża Cię do Boga, to po co w ogóle pościsz?
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |