
fot. PAP/EPA/ANGELO CARCONI
Wierzę w Ducha Świętego czy w watykańskie bukmacherstwo? [KOMENTARZ]
Dziwne mamy czasem reakcje na bieżące sytuacje. Oczywiste, że niecodziennie papież umiera, ale czy śmierć człowieka nie zasłania nam radości Zmartwychwstania? Czy wyścigi bukmacherskie, który kardynał ma największe szanse na biel nie wyprzedzają modlitwy za Kościół, kardynałów i przyszłego papieża?
Analizy idą w setki tysięcy znaków, a Duch Święty? Jakoś dziwnie nieobecny. Zbyt mocno zapominamy, że Kościół nie jest giełdą nazwisk. I gdy kardynałowie wybierają papieża, ja wybieram Ducha Świętego.

Wybory prezydenta Watykanu?
Mam nieodparte wrażenie, że doświadczanmy w ostatnich tygodniach dwóch kampanii prezydenckich – planowanej, w Polsce, ale i dziwny szum medialny wokół konklawe przybiera formę kampanii postać kampanii, które zdaje się przypominać o wyborach prezydenckich. Nawet nie parlamentarne, bo kto by na nich sprawdzał listę wyborczą? Ale posiadanie swojego faworyta, konkretne oczekiwania i kibicowanie mu to dość częste mechanizmy – zarówno w kontekście wyboru głowy państwa, jak i, niestety, Kościoła. A przecież papieża mamy wybierać nie my, ale Duch Święty przez sumienia kardynałów. Czy my w to jeszcze wierzymy?
Wystarczy, że którykolwiek z kardynałów się gorzej poczuje, a już rozgrzewają się serwery, komentatorzy zmieniają się w watykańskich politologów – znamy to już z poprzednich konklawe. Zresztą, niepokoi nie tylko to, jak mówimy o konklawe, ale kiedy to robimy. Jeszcze przed pogrzebem papieża Franciszka, a nawet gdy jeszcze żył, po Internecie krążyły popularne listy papabili, a parę nazwisk królowało na listach bukmacherskich.

„Duch Święty i my”
Teoretycznie jest to modlitewny czas rozeznawania, czas Kościoła w jego najgłębszym wymiarze: wspólnoty wsłuchanej w Boga. W praktyce jednak nabiera niepokojąco medialno-kibicowskiego charakteru. Każdy kardynał dostaje etykietę: konserwatysta, liberał, otwarty, zamknięty, reformator, trzymający linię, mający szansę, niemający szansy. A przecież Duch Święty nie działa według logiki prawdopodobieństwa i nie czyta sondaży. Nie ogląda rankingów i nie ma słabości do kuluarów. Ale jeśli w to naprawdę wierzymy, to dlaczego dziś zachowujemy się, jakby Kościół był korporacją, a my śledzili wyścig po najwyższe stanowisko?
Oczywiście, rozeznanie nie wyklucza myślenia. Historia pokazuje, że również w Kościele zdarzały się wybory niefortunne – papieże, których pontyfikaty były krótkie, trudne, a czasem gorszące. Nie chodzi mi o infantylne przekonania, że wszystko idzie idealnie – chodzi o niezaniedbanie wzrostu życia duchowego wobec kalkulacji i sensacyjnego momentu w życiu Kościoła. I gdy kardynałowie wybierają papieża, naprawdę dobrze na modlitwie wybierać Ducha Świętego, jemu powierzać sprawy małe i duże, ogólnoświatowe.

Przesunąć ciężar
Trwa okres paschalny, papież umiera w dzień po Zmartwychwstaniu. Czas największej radości, fundament naszej wiary, zwycięstwo Życia, zostało nagle przysłonięte przez śmierć człowieka. Zamiast „Chrystus zmartwychwstał!” ludzie witają się: „Papież nie żyje”. Zamiast kontemplacji pustego grobu, przeglądamy profile papabili. Jakbyśmy przestali wierzyć, że Kościół żyje dlatego, że Jezus żyje, a nie dlatego, że ma dobrze dobranych liderów.
Jeśli faktycznie wierzymy, że Duch Święty działa w sumieniu kardynałów, cały ciężar przesuwa się z polityki na modlitwę. I nie chodzi o to, że kardynałowie stają się nagle nieomylni, ale że mimo ich ludzkich ograniczeń Bóg potrafi prowadzić swój Kościół. Nie wbrew ludziom – ale przez ludzi, którzy pozwolą się poprowadzić. A to zupełnie inna historia.
Więcej milczenia
Duchowość wydarzeń takich jak konklawe – i to, co do nich prowadzi – wymaga ciszy, Bóg przychodzi w „szmerze łagodnego powiewu”, a nie w medialnym hałasie. Dlatego kardynałowie zostają „odcięci” od świata – może dobrze, byśmy również się wyciszyli, na chwilę zamilkli, powierzając Bogu nowego pasterza?
>>> Osoby zaangażowane w organizację i przebieg konklawe złożą przysięgę

Często nie potrafimy wytrzymać ani chwili bez komentowania, obstawiania, oceniania. Jakbyśmy nie umieli już przeżywać rzeczy Kościoła wKościele, a potrzebowali tego wszystkiego: narracji o reformatorze i antyreformatorze, o froncie północnym i południowym, o geopolityce i teologicznych przeciąganiach liny. A może to raczej nasze serce chce mieć wpływ, przewidzieć, skontrolować, oswoić tajemnicę? Bo konklawe, choć odbywa się w Kaplicy Sykstyńskiej, jest wydarzeniem o wymiarze mistycznym. Jest jednocześnie wydarzeniem bardzo ludzkim i głęboko boskim, jeśli tylko Kościół otwiera się na Ducha Świętego. Tylko kto dziś jeszcze o Nim mówi?
Trudno nie odnieść wrażenia, że zamiast towarzyszyć papieżowi w ostatnich miesiącach jego starości, w modlitwie o światło dla Kościoła, popularne były kalkulacje dotyczące przyszłości. Jakbyśmy się ścigali: kto pierwszy ogłosi, kto następny, trzeba „zdążyć przed Duchem Świętym”. A przecież Kościół nie może żyć w nieustannej gorączce polityki. Kościół nie może przejąć języka tego świata, jeśli chce być znakiem innego. Nie może zamienić modlitwy w marketing. Czasem trzeba po prostu uklęknąć.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |