Wszyscy jesteśmy w Domu Wielkiego Brata. Na własne życzenie
O ile program Big Brother może być ciekawym eksperymentem społecznym, o tyle może być również sygnałem dla wielu ludzi, że obnażanie się z prywatności, a czasem nawet intymności przynosi tak upragnioną przez wielu rozpoznawalność.
Do Polski powróciło najbardziej popularne reality show na świecie. Mowa oczywiście o programie Big Brother. Szesnaścioro uczestników zostało zamkniętych pod jednym dachem. Przez najbliższe trzy miesiące będą razem mieszkać, jeść, spać i wykonywać różne zadania. W międzyczasie będzie dochodziło do eliminacji, w których decydujący głos będą mieli widzowie rozstrzygający o tym, kto ma opuścić Dom Wielkiego Brata. Budynek naszpikowany jest kamerami we wszystkich pomieszczeniach. Prywatność uczestników została ograniczona do minimum – oczywiście na ich własne życzenie. Czym się kierowali, startując w castingu? Chęcią bycia rozpoznawalnymi? Chęcią pokazania swojego życia całej Polsce? Taka potrzeba obnażania się staje się chyba coraz bardziej powszechna. Bo gdyby spojrzeć na to nieco szerzej to… większość z nas jest w Domu Wielkiego Brata. Na własne życzenie.
Podglądamy innych
Na ekranach naszych telewizorów, komputerów, tabletów i smartfonów możemy podglądać życie szesnaściorga uczestników reality show. Ale równie dobrze możemy podglądać naszych bliższych lub dalszych znajomych, który na Instagramie, Facebooku czy Twitterze ujawniają coraz więcej szczegółów ze swojego życia. Sami zresztą chętnie pokazujemy swoje życie innym. Nie chcę tego jednoznacznie oceniać, bo przecież taka komunikacja w dzisiejszym świecie jest zupełnie normalna i może wnosić wiele dobrego. Nigdy wcześniej nie mogliśmy porozumiewać się na taką skalę jak dzisiaj. Można i trzeba mądrze z tego korzystać. Problem pojawia się wtedy, kiedy korzystamy z tego głupio.
Więcej lajków – wyższa samoocena
Wielu ludzi wpada dzisiaj w pułapkę uzależniania swojej samooceny od tego, w jaki sposób są postrzegani w mediach społecznościowych. Do rangi najważniejszego problemu urasta kwestia tego, ile osób polajkuje nasze zdjęcia lub da nam „follow” na Twitterze czy Instagramie. – Kiedy wrzucam zdjęcie na mój profil na Facebooku i widzę małe zainteresowanie nim, to wpadam w złość. Nie potrafię już tego kontrolować – mówi 16-letnia Karolina. Dziewczyna przyznaje, że postrzega swoją wartość głównie przez pryzmat mediów społecznościowych. – Z jednej strony irytuje mnie to, że tak jest, ale nie potrafię z tego wyjść. Chcę mieć poczucie, że jestem akceptowana, a lajki dają mi to poczucie. Im jest ich więcej tym czuję się pewniejsza siebie – przyznaje.
Rozpoznawalność za wszelką cenę?
O ile program Big Brother może być ciekawym eksperymentem społecznym, o tyle może być również sygnałem dla wielu ludzi, że obnażanie się z prywatności, a czasem nawet intymności przynosi tak upragnioną przez wielu rozpoznawalność podnoszącą samoocenę. A przecież wszystko ma granice. Nie tylko kamerki w Domu Wielkiego Brata są nakierowane na uczestników. Sami kierujemy kamerki naszych smartfonów na nas samych i udostępniamy nasze życie innym. Zadbajmy w tym o umiar i zdrowy rozsądek.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |