Wszystko zaczyna się w rodzinie. O zapale misyjnym wśród dzieci [MISYJNE DROGI]
Kilka lat temu zobaczyłam w sieci krzyczące nagłówki: „Dzieciom kazano przynieść kopertę do kościoła”, „Ksiądz rozwścieczył rodziców. Oto, co kazał zrobić z pieniędzmi dzieci z Komunii”. Aż mnie zaciekawiło, co takiego wymyślił ów ksiądz?
Obiektywny autor pisał: „Podobno datki od dzieci komunijnych miały zostać przekazane na cele misyjne. Rodzice nie byli jednak do tego przekonani”. Nie wiem, skąd u autora i rodziców taka podejrzliwość… Może sądzili księdza swoją miarką lub mieli z kopertami tylko jedno skojarzenie – to niezgodne z prawem. Pewnie nie słyszeli o akcji „Dzieci komunijne dzieciom misji” i dniu misyjnym w Białym Tygodniu. Jeszcze mniej prawdopodobne, że przeczytali 41. numer soborowego dekretu misyjnego, który głosi: „W krajach już chrześcijańskich świeccy współpracują w dziele ewangelizacji, pielęgnując w sobie i w innych znajomość i umiłowanie misji”.
Znajomość i umiłowanie misji” winny być pielęgnowane przez każdego ochrzczonego. Rodzice katoliccy dodatkowo mają pielęgnować je także u swoich dzieci. Rodzina zaś – skoro nazywana jest Kościołem domowym, to tak jak i Kościół powszechny winna być misyjna. Nie brak przykładów na to, że atmosfera religijna w rodzinnym domu i szczere oddanie rodziców sprawom Bożym mogą w sposób istotny wpłynąć na dziecko. Potwierdzają to życiorysy św. Tereski od Dzieciątka Jezus czy bł. Marii Teresy Ledóchowskiej. O rodzinnym wspieraniu misji mogą zaświadczyć także Joanna Bigard i jej matka Stefania, które nie szczędziły nawet swego majątku, wiedząc, że mogą dzięki niemu opłacić koszty nauki i utrzymania seminarzystów. Gdy miałam sześć lat, mama kupiła mi na stoisku przy kościele książeczkę Zofii Jasnoty pt. „Mały misjonarz” (sama wybrałam!) i jak to się skończyło – właśnie widać…
Trzeba jednak przyznać, że bywa i tak, że to dzieci wzniecają zapał misyjny rówieśników oraz dorosłych. Zdarza się, że po lekcji religii o misjach dzieci wracają z folderem misyjnym, wylosowanym misjonarzem, którego mają „omodlić” lub zaproszeniem na spotkanie koła czy ogniska misyjnego. Szczerze przejęte losem rówieśników z innych kontynentów opróżniają skarbonkę i modlą się dłużej niż zwykle… Ich entuzjazm udziela się pozostałym członkom rodziny.
>>> Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę <<<
Aby jednak młody człowiek nie wyrósł z zapału misyjnego, gdy strój kolędnika zrobi się już za ciasny, potrzeba pogłębionej świadomości misyjnej. Świadomości, której nie rozwija się na drodze „akcji”, ale na drodze „formacji”. Akcje są ważne i potrzebne – jak powiew świeżego powietrza w wietrzonej w czasie przerwy sali. Gdyby jednak w szkole były same przerwy, marny byłby poziom edukacji… Ważne więc, by rodzina pamiętała o misjach na co dzień, nie tylko od święta – w modlitwie, w ofiaraności, ofiarowaniu cierpienia… Aby mówiła innym, że misje to nie tylko egzotyczne kraje i urocze pamiątki, ale ludzie, którym trzeba zanieść Jezusa i Jego Dobrą Nowinę o zbawieniu. Idealnie by było, gdyby wszyscy członkowie rodziny wzajemnie wspierali się w trosce o misje. Szczególnie, że dziś jest ku temu wiele możliwości! Aby jednak kształtować otwartość na siostrę i brata z końca świata, najpierw trzeba umieć dostrzec potrzeby domownika. Aby mówić o Bogu na innym kontynencie, wpierw trzeba rozmawiać o Nim (i z Nim!) pod własnym dachem. Wszystko zaczyna się w rodzinie – także zapał misyjny.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |