fot. Dawid Stube

Z samych siebie się śmiejecie [FELIETON]

„Avenue Q” – nowa „ulica” na mapie Poznania. A tak naprawdę – najnowszy spektakl poznańskiego Teatru Muzycznego. Spektakl bardzo zabawny, w trakcie którego widz mierzy się z różnymi – własnymi – uprzedzeniami. A naprawdę – chyba nie ma ludzi od nich zupełnie wolnych! 

Najpierw ostrzeżenie – ten spektakl nie jest dla każdego. I to nie tylko dlatego, że nawet oficjalnie nie jest dla dzieci i młodzieży – powinni go oglądać ludzie dorośli. Ale nie jest też dla wszystkich dorosłych. Jeśli ktoś jest bardziej wrażliwy, ma problem z dystansem do samego siebie i do otaczającego świata – niech zostanie w domu. Niepotrzebnie będzie się frustrował. Ale jeśli ktoś z tym dystansem problemu nie i potrafi pośmiać się także z własnych przywar – ten warto by odwiedził Teatr Muzyczny w Poznaniu. 

>>> Nawiedzanie kościołów jubileuszowych to nie udział w programie lojalnościowym [FELIETON]

Potrzeba dystansu 

„Avenue Q” to musical, który ma już ponad 20 lat. Pierwotnie wystawiany był na Broadwayu – i jest jednym z najdłużej wystawianych tam spektakli – liczba wystawień idzie już w tysiące. Chętnie sięgają po ten musical inne kraje – w Polsce po raz pierwszy „Avenue Q” pojawiło się w 2024 r. na deskach Teatru Muzycznego w Gdyni. Teraz przyszedł czas na Poznań. Widziałem kilka ostatnich premier poznańskiego teatru – bardzo dobrych – więc idąc na „Avenue Q” miałem wysokie oczekiwania. I zostały spełnione – bawiłem się wybornie! Przede wszystkim „Avenue Q” uruchomiło we mnie pokłady sentymentów. Przypomniały mi się lata dzieciństwa, gdy tak czekałem na kolejne odcinki „Ulicy Sezamkowej”. Tak, w tym musicalu odnajdą się najbardziej pokolenia wychowane właśnie na „Ulicy Sezamkowej” – bo dostajemy jakby wariację na jej temat – tyle że w formacie 18+. Wszystko dzieje się na tytułowej „Avenue Q”. Poznajemy jej mieszkańców – niektórzy z nich są ludźmi, inni lalkami lub stworami (właśnie to już pokazuje podobieństwo do „Ulicy Sezamkowej”). Dzieje się w trakcie tego spektaklu wiele. Szczegółów nie zdradzam, by nie spoilerować. Ale zaznaczę, że spektakl ten bywa niegrzeczny – stąd właśnie niekoniecznie nadaje się dla ludzi przewrażliwionych. Ale też – chyba warto walczyć z postawą nadmiernej pruderii, ze swoimi uprzedzeniami, ze stereotypami. Żarty nawiązujące do np. sfery seksualnej można usłyszeć wszędzie. Dlatego nie dziwmy się, że usłyszymy je i z desek teatralnych. Niezależnie od wyznania, płci, wykształcenia, pochodzenia, orientacji itd. – jako ludzie żartujemy sobie z różnych kwestii – i właśnie o tym jest ten spektakl. To satyra na nasze społeczeństwo, które próbuje o czymś nie mówić, zamiatać pod dywan, ukrywać w szafach – a potem okazuje się, że choć nie wypada, to i tak coś nas śmieszy. Dlatego nie bójmy się pójść na niegrzeczny spektakl – on jest też dla nas! Zwłaszcza, że podany jest w bardzo atrakcyjnej i wysmakowanej formie. Znacznie lepszej niż polskie kabarety, które też z grzecznością niewiele mają wspólnego. To przedstawienie uczy nas dystansu do samych siebie! 

fot. Dawid Stube

Nadać życiu sens 

Płynie z „Avenue Q” bardzo konkretny przekaz – ten spektakl przede wszystkim zachęca nas do odkrywania swojego życiowego celu. Tego właśnie szukają bohaterowie tego przedstawienia. Dochodzą do różnych wniosków – celów, nie ze wszystkimi musimy się zresztą zgadzać. Ale ważne, że każdy z nich odkrywa, po co żyję. To ciekawe, że w dość frywolnej, pełnej humoru formie otrzymujemy de facto opowieść o poszukiwaniu odpowiedzi na bardzo podstawowe, egzystencjalne pytania. Bo przecież życie każdego z nas sprowadza się właśnie do tego – do szukania jakiegoś celu/celów. Nadać życiu sens – to dla mnie najważniejsze przesłanie z tej niegrzecznej, musicalowej komedii. I naprawdę, w widzu po obejrzeniu „Avenue Q” rodzi się sporo pytań – właśnie o sens życia, ale i o własne postawy wokół różnych kwestii. Bohaterowie śpiewają w pewnym momencie np., że „w każdym z nas jest mały rasista”. I te słowa, jak i wiele innych, dają naprawdę wiele do myślenia – i do wyprostowania swojego myślenia. Musical ten perfekcyjnie uderza w nasze przywary – pokazując nam, że nawet jeśli jesteśmy bardzo „do przodu” – to nadal mamy w sobie wiele do przepracowania.  

>>> Noworoczny seans o Maryi. Netflix sięga po historię Matki Zbawiciela [RECENZJA]

fot. Dawid Stube

Świetna jest muzyka – to już zasługa oczywiście broadwayowskiego oryginału. Ale urzekają mnie też polskie tłumaczenia piosenek i całego libretta – tu warto docenić sporo żartów, które napisane są wybitnie pod polskiego widza. Żartów (często mocnych) jest tu naprawdę sporo! Wiele dzieje się też w aspekcie ruchu scenicznego. Tutaj zwłaszcza warto docenić aktorów, którzy wcielali się w bohaterów lalkowych. Mieli do zrobienia podwójną robotę – odpowiadali za choreografię swoją i lalek jednoczesnej. Efekt końcowy – bardzo mnie zaskoczył! Oczywiście – pozytywnie. Przyznam, że oglądając „Avenue Q” naprawdę poczułem się jak duże dziecko – jakbym oglądał wspomnianą „Ulice Sezamkową” – tylko w wersji 18+. Nawet dekoracje utrzymane są w stylistyce nawiązującej do tego popularnego programu telewizyjnego. To naprawdę dobre przedstawienie – i warto je obejrzeć, mierząc się ze swoimi uprzedzeniami.  

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze