Kardynał Quevedo OMI: Zabijali, jeśli ktoś nie recytował fragmentów Koranu
Istnieje realna nadzieja na pokój pomimo terroryzmu i rozbijania figur Maryi – z kardynałem Orlando B. Quevedo OMI, arcybiskupem Metropoli Catabato na Filipinach, rozmawia Justyna Nowicka.
Justyna Nowicka: Ojcze, z dużym poruszeniem oglądaliśmy w Internecie film, na którym dżihadyści niszczą katedrę w Marawi, opluwają i rozbijają figury Maryi.
Kard. Orlando B. Quevedo OMI: Na Filipinach istnieją dwa rodzaje terroryzmu: jeden jest przestępczy, a drugi – ideologiczny. Przestępczy jest ten z Grupy Abu Sayaff, która z powodów ideologicznych oddzieliła się od rewolucyjnego Frontu Wyzwolenia Narodowego Moro (MNLF). Walczy o autonomię muzułmańską, a także oderwanie od Filipin wysp Mindanao, Palawu i archipelagu Sulu. Aby wspierać działalność rebeliantów, zaczęto porywać ludzi dla okupu. Było to opłacalne. Dzisiaj jest to grupa bandytów zarabiająca miliony dolarów na porwaniach. Nie mają wyrzutów sumienia, kiedy zabijają porwanych, cudzoziemców i Filipińczyków, za których nie mogą dostać okupu. Ich lider zadeklarował poparcie dla idei ISIS, ale to fałsz, który służy politycznej grze.
Natomiast ideologiczny terroryzm uprawia niedawno powstała grupa Maute. Bracia Maute zadeklarowali swą wierność idei ISIS i pod czarną flagą ISIS przejęli miasto Marawi. Ich aspiracją i celem jest przywrócenie złotego wieku Kalifatu, tzw. Proroka i pierwszego Kalifa Mohammada. Chcą ustanowić kalifat w Mindanao, który będzie niezależny od rządu Filipin, zupełnie wolny od „niewiernych”.
To byli właśnie oni?
Tak. To właśnie Grupa Maute, zniszczyła obrazy religijne w mojej sąsiedniej diecezji, a dokładnie prałaturze terytorialnej, w Marawi. Zrównała Katedrę z ziemią. Spalili także protestanckie kolegium, zatrzymali wielu chrześcijan (katolików i protestantów), w tym księdza i pracowników Kościoła. Zabijali cywilów uwięzionych w mieście, jeśli nie potrafili recytować fragmentów Koranu. Swoich członków, którzy zostali zabici podczas oblężenia Marawi, nazywają męczennikami. Przyciągają do swojej grupy wielu młodych muzułmanów.
Ojcze Kardynale, a dlaczego doszło do rozwoju terroryzmu na Filipinach?
Na terroryzm składa się wiele czynników: niesprawiedliwość społeczna, ubóstwo i zacofanie, zaniedbania ze strony rządu, dyskryminacja, historyczne uprzedzenia między muzułmanami a chrześcijanami. Do tego dochodzi niepowodzenie rządu, jeśli chodzi o skuteczne reagowanie na ruchy chcące stworzyć kalifat na Filipinach.
Może na Filipinach dochodzi do zderzenia cywilizacji chrześcijańskiej i muzułmańskiej?
Teoria zderzenia cywilizacji nie dotyczy aktów terroryzmu w ostatnim czasie. Konflikty zbrojne między muzułmanami a chrześcijanami na Filipinach sięgają XVI w., gdy w 1521 r. hiszpański badacz, Ferdynand Magellan, przywiózł chrześcijaństwo na wyspy. Później Hiszpanie nazwali nasz kraj „Las Islas Filipinas” – od imienia króla Filipa Hiszpańskiego. Ale od 1521 r. islam przejął władzę na wyspach, z których składa się nasz kraj, na ponad 250 lat. Na wyspach rządziły islamskie sułtanki, w tym Manila. Rządzili samodzielnie dużym pasem wysp od Luzon do Mindanao. Hiszpania próbowała odbić całe Filipiny. Pokonali muzułmańskich władców Manili w drugiej połowie 1500 r., ale nie udało się zdobyć Moros, czyli południowej części wyspy Mindanao.
Był to więc po pierwsze konflikt polityczny, a po drugie religijny, ponieważ Hiszpanie próbowali zdobyć i przekształcić Moros mieczem i krzyżem. Moros z powodzeniem opierał się hiszpańskim próbom podboju i przekształcenia przez następne czterysta lat. Historyczne uprzedzenia między muzułmanami a chrześcijanami narodziły się i pogłębiały w tych latach konfliktu zbrojnego, który wszczęli chrześcijanie.
W 1898 r. Amerykanie pokonali Hiszpanów w wojnie hiszpańsko-amerykańskiej. Moros w ziemi Mindanao, którą posiadali i rządzili przez sześć stuleci, stali się mniejszością. Programy rządowe otworzyły Mindanao na fale chrześcijańskich imigrantów z centralnych i północnych wysp Filipin. W ciągu mniej niż pięćdziesięciu lat, od 1920 do 1965 r., większość muzułmanów stała się mniejszością, na terytorium ograniczonym do tego, co obecnie jest Autonomicznym Regionem Muzułmańskiego Mindanao. We wczesnych latach siedemdziesiątych rewolucyjny MNLF próbował zbrojnie wywalczyć niepodległość Moro. Terroryzm pojawił się, gdy negocjacje pokojowe między kolejnymi ugrupowaniami terrorystycznymi chcącymi wyzwolenia Moro i rządem zawiodły. To z powodu prób zdobycia i przekształcenia Morosów przez chrześcijan walczyli oni z „niewiernymi”.
Nie jest zatem to wszystko biało-czarne i proste do zrozumienia.
W przypadku Filipin przyczyną terroryzmu nie jest starcie cywilizacji ani nienawiść do chrześcijan. Aktualnych wydarzeń nie można rozważać inaczej, jak tylko w politycznym i historycznym kontekście podbojów oraz walki o władzę. Jednak pomimo głęboko zakorzenionych uprzedzeń, zwykli chrześcijanie i muzułmanie na Filipinach żyją we względnej harmonii i pokoju. Nawet w czasie oblężenia Marawi przez Maute muzułmańscy pracodawcy pomagali swoim chrześcijańskim pracownikom znaleźć bezpieczne miejsce, podczas gdy chrześcijanie z Iligan pomagali muzułmańskim uchodźcom, którzy uciekli z Marawi.
Czy kiedy dochodzi do aktów terroryzmu, do niszczenia kościołów, kiedy giną ludzie, wciąż możliwy jest dialog chrześcijańsko-muzułmański?
Obecnie podejmowane są inicjatywy w różnych częściach Mindanao. Na szczeblu regionalnym spotkania biskupi – ulamowie (IRD) odbywają się regularnie. To ciało składa się z biskupów katolickich, pastorów protestanckich i ulamów muzułmańskich.
Chociaż nie można prowadzić dialogu z samymi terrorystami, to ich nauczyciele religijni mogą wytłumaczyć im, że błędnie interpretują Koran. Jak najszybsze zatwierdzenie przez rząd projektu Ustawy Podstawowej Bangsamoro, która wyraża podstawowe aspiracje terytorium Moros do niepodległości, do stanowienia suwerennego kraju, mogłoby odwieść wielu terrorystów z Mindanao i rozczarowanych młodych od działań zbrojnych.
Czytałam, że Filipińczycy są ludźmi pogodnymi, że konflikty osobiste nie przeradzają się w przemoc.
Filipiński „Bayanihan”, czyli jedność w pracy i współpracy dla osiągnięcia wspólnego celu, nie oczekując niczego w zamian, również pomaga promować radość. Silne więzi rodzinne są przenoszone także za granicę, gdzie obce sobie filipińskie robotnice pozbawione rodzin pozdrawiają się wzajemnie „kuya” (brat) lub „ate” (siostra), zmniejszając tęsknotę i dając sobie radość rodzinną.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |