„Zadowalamy się skruchą za popełnione zło, a nie widzimy dobra, które możemy uczynić” [ROZMOWA]
Kolumbia jest jednym z tych krajów, które zdają się uosabiać problemy globalnego Południa. Warto wysłuchać doświadczenia tamtejszych działaczy społecznych, bo przecież i w Polsce mamy wiele z nich do rozwiązania i poprawienia.
Martín Eduardo Cuberos Yáñez jest działaczem społecznym i profesorem w elitarnej szkole Colegio Colombo Britanico w Medellin w Kolumbii. Stara się przekazać swoim uczniom ducha transformacji społeczeństwa na bardziej sprawiedliwe. Sam od kilkudziesięciu lat zajmuje się pomocą potrzebującym. Działalność charytatywna w Kolumbii nie jest łatwa z powodu biurokracji i dążenia rządu do monopolu w tej dziedzinie. Martín się jednak nie poddaje.
Piotr Ewertowski (misyjne.pl): Jak to się stało, że zacząłeś pomagać dzieciom?
Martín Eduardo Cuberos: – Wiele lat temu miałem możliwość w grudniu uczestniczyć w religijnej tradycji kolumbijskiej, która nazywa się nowenna (la novena) przed Bożym Narodzeniem. Celebrowaliśmy nowennę na ulicy blisko miejsca, w którym znajduje się siedziba władz i magistrat miasta Medellin. Zaskoczyła nas, że przybyło tak wiele dzieci i młodzieży. Przychodziły, żeby dostać jakiegoś cukierka lub coś słodkiego. Słodycze były rozdawane po zakończeniu nowenny. Zwróciłem uwagę na to, że spotykanie się z nimi raz w tygodniu o drugiej po południu nie jest wystarczające. Otrzymaliśmy od jednego pana pieniądze, żeby pomagać tym dzieciakom. Kiedy się zbliżyliśmy do nich bardziej, odkrywaliśmy, że to wciąż za mało.
Musiało to być bardziej systemowe.
– Potrzeba pracy bardziej zinstytucjonalizowanej. Nade wszystko należy wykonać pracę prewencyjną – zanim trafią oni na ulicę. Muszą mieć jakiś most, który pozwoli im zobaczyć różne możliwości życia poza narkotykami, przestępczością czy zarabianiem na ulicy. I tak zaczęliśmy 35 lat temu. Ostatnie 20 lat zajmowaliśmy się działalnością prewencyjną. Mieliśmy kilka placówek, do których dzieci i dojrzewająca młodzież mogli przychodzić pod jednym warunkiem – że będą się uczyć. Musieli też być zapisani przez swojego opiekuna. Nie mogliśmy akceptować dzieci lub nastolatków samych, ponieważ to byłoby niezgodne z prawem. Musieli mieć więc prawnego opiekuna, bo my takimi być dla nich nie możemy.
Jedne dzieciaki przychodziły rano i zaczynały od śniadania, po czym uczyły się i kończyły obiadem. Te, które chodziły do szkoły rano, przyjmowaliśmy na obiad, po którym uczyły się i wracały do domów po kolacji. Zapewnialiśmy im towarzyszenie w nauce, pomoc w zadaniach szkolnych i pogadanki motywacyjne, które mówiły o wartościach. Takie towarzyszenie trwało godzinę i przeprowadzane było przez multum wolontariuszy, którzy nie otrzymywali za to żadnych pieniędzy. Oni po prostu chcieli pracować na rzecz tych dzieciaków. Niestety musieliśmy tę inicjatywę przerwać.
Co się stało?
– 7 lat temu mieliśmy duży problem z jedną instytucją rządową. Nałożyła na nas wymagania, których spełnić nie byliśmy w stanie. Zaczęli nas straszyć, że jeśli będziemy kontynuować naszą działalność, to przyjdą z nakazem sądu rodzinnego i zabiorą wszystkie dzieci. Kiedy rozmawialiśmy z ich opiekunami i rodzinami, to nie byli gotowi na takie ryzyko. Dobrze wiedzieliśmy, że istnieje możliwość, że niektóre z ich pociech zabrane zostałyby od rodzin pod domniemanym zarzutem porzucenia ich przez legalnych opiekunów. Zdecydowaliśmy się założyć stowarzyszenie wespół z innymi instytucjami (rządowymi) w nadziei, że pomoże to poprawić warunki. Kilka lat temu wróciliśmy do wzajemnych rozmów i prawdopodobnie od tego roku zaczniemy naszą pracę na nowo. Nie wiemy jeszcze, czy będziemy kontynuować pomoc dla dzieci i nastolatków, czy też zajmiemy się pracą z innymi środowiskami. Główną ideą jest wsparcie osób najbardziej potrzebujących.
Czego potrzebujący potrzebują najbardziej?
– Mój przyjaciel, Facundo Cabral, słynny piosenkarz argentyński, który już niestety nie żyje, pytany o największe potrzeby potrzebujących, powiedział mi, że są kwestie ważniejsze niż rzeczy materialne. Pierwsze to uznanie i pozwolenie odczuć takiej osobie, że jesteśmy równi. Jesteśmy wszyscy dziećmi Bożymi i ta godność czyni nas wszystkich równymi. Po drugie – dać jej miłość i sympatię. To nic nie kosztuje. W naszym społeczeństwie często jest dużo lęków. Mentalność polegająca na tym, że obcy może mnie zaatakować, skrzywdzić. Kiedy widzę na ulicy kogoś smutnego lub zmartwionego, to mam dwie opcje: odwrócić twarz lub uśmiechnąć się i zmienić komuś dzień na inny, lepszy.
W kulturze indyjskiej mówi się, że dzień nieszczęśliwy, to dzień stracony. Dzień, w którym nie byłem szczęśliwy, to dzień, który nie zasługuje na przeżycie. Dlatego powinienem próbować być szczęśliwy zawsze, bo szczęście to nie jest uczucie, to konkretna decyzja. Radość to emocja, podobnie jak smutek. Jeśli ja decyduję się być szczęśliwym to dlatego, że to, co wywołuje we mnie smutek, nie przeszkadza mi w tym, co robię i co muszę zrobić, by realizować się jako człowiek w służbie innym ludziom.
W Ameryce Łacińskiej można łatwo zauważyć biedę na dużą skalę i mnogość problemów społecznych, które dotykają zwłaszcza dzieci. Niektórzy pytają, gdzie jest Bóg, skoro tak wiele dzieci cierpi.
– Dosyć powszechne jest obwinianie Boga za całe zło, które się wydarza. Bóg dał człowiekowi dwa wielkie prezenty. Pierwszym jest życie, a drugim wolność. Mamy wolność do robienia z naszym życiem tego, co chcemy. Oczywiście ideałem jest kochać Boga i bliźnich, ale w naszych sercach jest nasienie zła. W terminologii katolickiej na podstawie Biblii, zwłaszcza Księgi Rodzaju, nazywamy to grzechem pierworodnym. Symbolicznie przedstawia to historia Adama i Ewy. W nas wszystkich to istnieje. Ja mogę wybrać, czy chcę czynić dobro, czy zło.
Problemem jest to, że dzieci, które lądują na ulicy, są „produktem” rodziny dysfunkcyjnej lub rozbitej, w której matka i ojciec nie rozumieją się i wiele dzieci poszukuje rozwiązania w rzeczach, które przynoszą jeszcze większe problemy – lądują na ulicy, angażują się w przestępczość, piją alkohol lub zażywają narkotyki. To wszystko nie jest winą Boga. To nasza wina. Musimy starać się temu zapobiegać, w przeciwnym wypadku jesteśmy współwinni sytuacji. Jeżeli widzę zło i nie podejmuje najmniejszego wysiłku, żeby – w miarę moich możliwości – mu zapobiec lub je ograniczyć, to jakaś część winy spada na mnie.
Czyli grzech zaniedbania.
– Wśród katolików występuje przekonanie, że istnieje coś takiego jak grzech zaniedbania, czyli dobro, które mogę zrobić, a którego nie robię. Zadowalamy się często skruchą za zło, które popełniliśmy, a nie widzimy dobra, które możemy uczynić. Dlatego powinniśmy pomagać potrzebującym. Jesteśmy uprzywilejowani, możemy żyć dobrze i godnie – a więc życie innych tez powinniśmy zmieniać na lepsze. Każdy człowiek ma prawo do życia dobrego i godnego. Na świecie i tutaj w Kolumbii bogactwo jest bardzo źle rozdysponowane. Kolumbia nie jest krajem biednym. Jesteś już od kilku dni i mogłeś zauważyć, że Kolumbia jest krajem Trzeciego Świata (globalnego Południa – przyp. red.), ale ze wszystkimi wygodami Pierwszego Świata. Mamy luksusowe budynki, banki, przemysł itd. Problem w tym, że pieniądze są skoncentrowane w rękach niewielu. Skoro więc mamy ten przywilej posiadania pełnej i kochającej się rodziny, zarabiania godnych pieniędzy, jesteśmy zobowiązani pomagać tym, których to szczęście ominęło. Dlatego to nie Bóg jest winny problemom tego świata, ale my – ludzie, którzy postępujemy w określony sposób.
Oczywiście, możemy zmieniać świat i społeczeństwo naszymi działaniami, ale myślę, że potrzeba także poważnych zmian systemowych.
– Ja nie pracuję tylko z ludźmi potrzebującymi. Jestem profesorem i pracuję na uczelni dla elit. Wielu naszych studentów będzie wyznaczać trendy jutra. Nasi absolwenci znaleźli się na przykład w rządzie Ivana Duque Marqueza (prezydent Kolumbii w latach 2018–2022 – przyp. Piotr. E.). Dlatego w edukacji staramy się przekazać określone wartości tym młodym. W tym celu istnieje u nas specjalna grupa młodzieżowa, z którą wychodzimy, by pomagać osieroconym dzieciom i potrzebującym. Współpracujemy z wieloma fundacjami, na przykład z bankiem żywności, który wspomaga głodujących. To nie jest tylko formacja teoretyczna, lecz przede wszystkim praktyczna. Ci młodzi ludzie z dobrych i dostatnich rodzin mają kontakt z innymi rzeczywistościami, które mogą czasem obejrzeć zza szyby swojego samochodu. Celem jest, żeby posiadali świadomość, że i na nich ciąży obowiązek zmiany na lepsze zastanych realiów.
Nie można zaniedbać żadnych aspektów. Trzeba pracować z politykami i wielkim przemysłem, bo to oni w dużej mierze decydują o tym, jak wygląda nasza systemowa rzeczywistość, ale powinniśmy też dokonywać zmian u podstaw – od nas samych i tego, co my możemy zrobić. To nie muszą być od razu wielkie rzeczy.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |