YouTube/GutekFilm

„Złapałaś tu Pana Boga za nogi!” – o „Strefie interesów” [RECENZJA] 

Czy da się stworzyć filmową opowieść o piekle obozów koncentracyjnych, unikając przy tym pokazywania dramatu i cierpienia więźniów? Jonathan Glazer udowodnił, że jest to możliwe. W jego „Strefie interesów” obserwujemy rodzinną sielankę – a jesteśmy przy tym niesamowicie wstrząśnięci i przerażeni.  

Nie miałem okazji obejrzeć tego filmu wcześniej – i bardzo tego żałuję. Pojawił się jednak w streamingu – na platformie Max – więc od razu postanowiłem nadrobić tę zaległość. I muszę przyznać, że jestem pod ogromnym wrażeniem tego obrazu w reżyserii Jonathana Glazera. 

YouTube/GutekFilm

Rajskie Auschwitz 

Już przed seansem słyszałem wiele bardzo dobrych recenzji tego filmu. Nieprzypadkowo obraz ten nagrodzono w tym roku dwoma Oscarami – za najlepszy dźwięk i dla najlepszego filmu międzynarodowego. Był też nominowany w najważniejszej kategorii – najlepszy film. Wszystko, nad czym zachwalały się osoby polecające mi ten film sprawdziło się. O czym jest „Strefa interesów”? Można powiedzieć, że o zwykłym, codziennym życiu pewnej rodziny. Sęk w tym, że ta rodzina to Rudolf Höss i jego żona Hedwiga oraz ich dzieci. Rudolf, nazywany przez żonę pieszczotliwie Rudim, to komendant obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Razem z rodziną mieszka w „rezydencji” znajdującej się tuż obok obozu koncentracyjnego. W domu tym, który zresztą istnieje do dzisiaj, toczy się życie. Takie bardzo zwyczajne. Ot, matka opiekuje się dziećmi, mąż codziennie idzie do pracy. Ba, jest nawet tak zapracowany, że czasem zabiera ją i do domu – z Rudolfa prawdziwy pracoholik. Chciałoby się ironicznie rzec, że komendant obozu ma problem z work life balance… Do Hedwigi przychodzą koleżanki na ploteczki, kobieta też przymierza sobie nowe futro i maluje się przed lustrem nowa szminką. Na marginesie dodajmy, że szminka i futro należały do jakiejś Żydówki – nietrudno domyślić się, dlaczego trafiły do domu zarządcy Auschwitz-Birkenau. Rodzina Höss prowadzi iście sielankowe życie. Naprawdę dobrze czują się w tym miejscu. Mają piękny dom, miejscami może nawet zbyt słodko urządzony (jest w nim i bardzo cukierkowaty, różowy pokój). Do tego piękny ogród – zaprojektowany przez Hedwigę. Naprawdę postarała się, by stworzyć przytulną, domową atmosferę! W ogrodzie jest i basen, i sporej wielkości szklarnia z egzotycznymi rodzinami. Nie ma co dziwić się Hedwidze, że na wieść o przeniesieniu męża kategorycznie oznajmiła, że ona i dzieci zostają w Auschwitz. To ich dom! Nie rezygnuje się przecież z takich komfortowych warunków! „Złapałaś tu Pana Boga za nogi!” – słyszy bohaterka od matki, która przyjeżdża z odwiedzinami. 

YouTube/GutekFilm

Bzy, konie i smród 

Siłą „Strefy interesów” jest to, że poprzez ten sielankowy obraz budowane jest tak naprawdę napięcie. Bo przecież widzowie doskonale wiedzą, co znajduje się za murem posiadłości Hössów. Widzimy zresztą czasem gdzieniegdzie jedną z obozowych wieżyczek – obraz, który doskonale kojarzymy. Widzimy też, jak na niebie unoszą się gęste opary czarnego dymu – i doskonale wiemy przecież, skąd w tym miejscu wziął się ten dym. Tak samo słyszymy, jak pośród codziennych zajęć i trosk rodziny Rudolfa i Hedwigi, z oddali dochodzą do nas jakieś krzyki. Albo i wystrzały – które zupełnie nie ruszają naszych bohaterów. Twórcom tego filmu udało się w niesamowity sposób opowiedzieć o piekle II wojny światowej i obozów koncentracyjnych – unikając drastycznych scen, zdjęć z obozu itd. Tutaj naprawdę dominuje rodzinna sielanka, w którą powoli zaczyna wkradać się niepokój. Bo choćby wspomniana matka Hedwigi zaczyna dusić się od dymu i smrodu palonych ciał – co skutecznie utrudnia jej opalanie się na wygodnym leżaczku. Pod osłoną nocy opuszcza dom córki. Oglądając to, jak zwykłe życie prowadzi rodzina komendanta obozu, przechodzą nas ciarki. Przeraża nas zobojętnienie, którego doświadczają bohaterowie – oni naprawdę odcięli się od dramatu, który rozgrywa się w obozie. Dla Rudolfa to zwykła praca – chwalony jest nawet za swoją wydajność. Gdy mówi o obozie i jego mieszkańcach – używa terminologii bardzo technicznej, odbierającej człowieczeństwo obozowym więźniom. Groteskowa jest scena, w której każe zadbać o bzy – żeby pięknie zdobiły ogród. Podobnie scena z koniem – z obu scen wyłania nam się obraz osoby „wrażliwej” na kwestie przyrody… A przecież już na początku filmu widzimy, jak bohaterowie odpoczywają na łonie natury – nad jednym z okolicznych jezior. Fenomenalnie udało się twórcom zagrać cynizmem. Ten film naprawdę przeraża!  

YouTube/GutekFilm

Zagrało tu wszystko 

To jeden z tych filmów, w których dzieje się tak niewiele – a jednocześnie dzieje się niesamowicie dużo. Bo kluczowe jest to, czego w nim nie widać. Czasem nawet dosłownie – jak otwierająca seans scena. Choć właściwie trudno nazwać ją sceną – to po prostu czarny ekran, któremu towarzyszy przejmująca, ale i hipnotyzująca muzyka. Takich symbolicznych momentów jest w tym filmie znacznie więcej (jest nawet kilka scen wyglądających jak negatyw – skonstruowanych tak z pewnych powodów, nie chcę spoilerować). Nagrodzony Oscarem dźwięk jest tu też bardzo ważny – nie tylko przez wystrzały, które słyszymy w tle. Choć także i przez nie – dźwięk pomaga w budowaniu napięcia. Nie byłoby chyba jednak aż tak wielkiego sukcesu tego filmu, gdyby nie wybitne kreacje aktorskie małżeńskiego duetu Hössów. W rolę Hedwigi wcieliła się Sandra Hüller. To zdecydowanie czas tej niemieckiej aktorki. Wystąpiła ostatnio również w głównej roli w filmie „Anatomia upadku”. Co ciekawe, oba obrazy rywalizowały ze sobą o najważniejszego Oscara. Hüller udało się genialnie oddać psychikę i emocje kobiety, która zbudowała w sobie mur – jakby odcinając się od tragizmu wojny i obozu koncentracyjnego. Jej chłód jest przerażający. Christian Friedel z podobnym zaangażowaniem wcielił się w Rudolfa. Zaiste, upiorne małżeństwo. Wspomnijmy jeszcze o tym, że autorem zdjęć do „Strefy interesów” jest Łukasz Żal – operator nominowany do Oscara za „Idę” i „Zimną wojnę”. Jego zdjęcia w „Strefie interesów” poruszają – zwłaszcza detalami – jak widok na wspomniany przepiękny ogród skonfrontowany z dymem z komina kremacyjnego w tle. Można jeszcze wiele napisać o tym wybitnym dziele filmowym – ja jednak po prostu zachęcam do obejrzenia filmu dostępnego już na platformie Max. To nie będzie łatwy seans – ale na pewno jest nam bardzo potrzebny. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze