Fot. PAP/EPA/RUSSIAN DEFENCE MINISTRY PRESS SERVICE/HANDOUT HANDOUT

12-letni Sasza z Mariupola: od roku szukam swojej mamy

„Nazywam się Sasza i mam 12 lat” – rozpoczyna swoją opowieść chłopiec z bombardowanego Mariupola. Rosyjscy żołnierze odebrali chłopca matce. Dziecko miało zostać adoptowane przez rosyjską rodzinę, ale uratowała go babcia. Według władz w Kijowie, Rosjanie mogli porwać nawet 150 tys. ukraińskich dzieci.

>>> Polski biskup odwiedził ukraińskie matki z dziećmi

Reporter PAP poznał opowieść Saszy we Lwowie podczas konferencji „Zjednoczeni dla sprawiedliwości”. Chłopiec opowiedział uczestnikom historię bombardowania, rozdzielenia od matki i niedoszłej adopcji. „Od marca ubiegłego roku szukam swojej mamy” – opowiadał Sasza. „Zostaliśmy rozdzieleni w obozie filtracyjnym. Rosjanie powiedzieli mi, że moja mama już mnie nie chce. Mówili, że wyślą mnie do rodziny zastępczej w Rosji. Nie pozwolili mi nawet pożegnać się z moją mamą” – relacjonował.

>>> Cała Polska będzie modliła się za papieża Franciszka

W swojej opowieści Sasza wyjaśnił, jak dostał się do rosyjskiego obozu filtracyjnego. „W mieszkaniu nie mieliśmy już wtedy ani prądu, ani gazu, ani wody. Kiedy rozpoczęło się kolejne bombardowanie usłyszałem ogromny wybuch. Nagle poczułem jakby coś bardzo gorącego trafiło mnie w głowę. Krzyczałem do mamy, że bardzo boli mnie oko” – mówił chłopiec. Kiedy zakończyło się bombardowanie, matka w pośpiechu zabrała dziecko do mariupolskiego Kombinatu Metalurgicznego im. Ilijcza, w którym przebywali jeszcze wtedy wojskowi lekarze. Medycy opatrzyli dziecku oko.

Czekamy na Śnieżanę

„Zostaliśmy już w tej fabryce, jednak nasi żołnierze nie mieli już więcej amunicji i nie mogli walczyć. Wszyscy zostaliśmy wzięci jako zakładnicy. Rosjanie wrzucili nas do ciężarówek jak zwierzęta i przewieźli nas do jakiegoś hangaru we wsi Bezimenne pod Nowoazowskiem. Siedziałem w tym obozie i czekałem na mamę, którą gdzieś zabrali. Jednak nie wracała. Żołnierze powiedzieli mi, że zabiorą mnie do domu dziecka, a potem weźmie mnie do siebie rosyjska rodzina” – opowiadał Sasza. Z obozu filtracyjnego pod Nowoazowskiem chłopiec trafił do Doniecka. „Po około miesiącu nareszcie udało mi się zdobyć telefon, schowałem się w toalecie i zadzwoniłem do babci. Powiedziałem jej gdzie jestem” – relacjonował.

Nauka języka polskiego w klasztorze dominikanek w Żółkwi Fot. PAP/Karina Sało

Babcia Saszy, pomimo ostrzeżeń, pojechała do Doniecka po dziecko. „Kiedy moja babcia przyjechała, bałem się, że zabiorą mnie od niej tak samo jak od mojej mamy” – mówił chłopiec. Kobiecie udało się jednak odzyskać wnuka. „Płakaliśmy ze szczęścia, że udało nam się w końcu odnaleźć. Zabrałam Saszę do siebie. Nadal jednak czekamy na Śnieżanę (matka chłopca – PAP). Mamy nadzieję, że nadal żyje. Mamy nadzieję, że gdziekolwiek teraz jest to wróci do nas, wróci do Saszy” – powiedziała babcia chłopca.

Może być ich nawet 150 tys.

Historia Saszy jest jedną z tysięcy podobnych historii ukraińskich dzieci, które zostały siłą deportowane do Rosji podczas trwającego konfliktu. Jednak jemu jako jednemu z nielicznych udało się szczęśliwie wrócić do rodziny. Jak poinformowała w niedzielę doradczyni prezydenta Ukrainy ds. praw dzieci Daria Herasymczuk, władze wiedzą o 16 221 ukraińskich dzieciach porwanych i wywiezionych do Rosji. Jak zastrzegła, liczba ta nie jest jednak pełna.

Przed dwoma tygodniami rzecznik praw człowieka Ukrainy Dmytro Łubinec informował, że do Rosji mogło zostać nielegalnie wywiezionych nawet 150 tys. ukraińskich dzieci. Jak mówił, najwięcej dzieci deportowano do Rosji z regionów, które znalazły się pod okupacją, czyli z obwodów ługańskiego, donieckiego, chersońskiego, zaporoskiego i z Krymu.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze