fot. Peter Paul Rubens – Ignacy Loyola/ wikimedia commons

20 maja rozpoczyna się Rok Ignacjański „W Chrystusie ujrzeć wszystko na nowo”

Chcemy, aby Rok Ignacjański był czasem naszego nawrócenia i czerpania z bogactwa naszego charyzmatu – podkreśla w wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej o. Tomasz Ortmann SJ, przełożony Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego w Polsce.

Przed inauguracją Roku Ignacjańskiego, który potrwa od 20 maja do 31 lipca 2022 r., o. Ortmann SJ mówi m.in. o jezuickich dziełach realizowanych w Polsce oraz o wyzwaniach duszpasterskich, jakie dla całego Kościoła w Polsce i Towarzystwa Jezusowego przyniosła pandemia koronawirusa.

Łukasz Kasper (KAI): W najbliższą niedzielę 16 maja w Sanktuarium św. Andrzeja Boboli na warszawskim Mokotowie odbędą się uroczystości inaugurujące Jubileuszowy Rok Ignacjański, który w Towarzystwie Jezusowym na całym świecie potrwa od 20 maja 2021 do 31 lipca 2022 r. Hasło Roku Ignacjańskiego brzmi: „W Chrystusie ujrzeć wszystko na nowo”. Jak należy je interpretować?

O. Tomasz Ortmann SJ, przełożony Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego w Polsce: Te słowa pojawiają się w kontekście nawrócenia św. Ignacego Loyoli, do którego doszło w latach 1521-1522. Opisuje on je w swojej autobiografii. Wspomina, że po doświadczeniu, jakim były rany doznane w czasie bitwy o Pampelunę, jego domownicy zaczęli zauważać w nim wewnętrzne zmiany. On sam także to odczuwał i w pewnym momencie zadał sobie pytanie: „Co to za nowe życie, które teraz rozpoczynamy?”. Coś nowego się zaczynało. Zatem hasło nawiązuje do tego wydarzenia, ale od strony refleksji czysto chrześcijańskiej wskazuje, kto jest źródłem tej nowości. Stąd owo odniesienie do Chrystusa, aby w Nim widzieć wszystko, co nowe. To też pokazuje istotę zbliżającego się jubileuszu i tego, co w tym czasie chcielibyśmy przeżyć: odnowienie i nawrócenie, ale nie własnymi siłami, nie po ludzku, tylko z inspiracji Jezusa Chrystusa.

>>> Papież o swoim duchowym mistrzu

św. Andrzej Bobola, fot. Wikipedia

Generał jezuitów o. Arturo Sosa SJ w przesłaniu na Rok Ignacjański wspomina o pragnieniu „odkrycia nowego entuzjazmu wewnętrznego i apostolskiego, nowego życia, nowych dróg podążania za Panem”.

– Tak, chcemy się zwracać ku Temu, który jest Źródłem. Pan Bóg jest Bogiem nowego życia, co przeżywamy w trwającym obecnie okresie wielkanocnym. Dla Ignacego nowe w ramach nawrócenia było podjęcie decyzji o pielgrzymce do Ziemi Świętej. Okazało się jednak, że ta pielgrzymka nie jest możliwa i że Pan Bóg ma wobec niego inne plany, co ostatecznie zaowocowało założeniem Towarzystwa Jezusowego. Ignacy daje nam zatem pewne narzędzia do działania i ufamy, że one wyzwolą także w nas coś nowego, zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i wspólnot oraz instytucji zakonnych.

Jak Rok Ignacjański będzie przeżywany przez polskich jezuitów?

– Oficjalnie Rok Ignacjański rozpocznie się 20 maja, ale 16 maja przypada wspomnienie św. Andrzeja Boboli, patrona Warszawy i Polski, także jezuity. Uznaliśmy zatem, że to dobry moment na inaugurację polskich obchodów Roku Ignacjańskiego. W czasie uroczystej Mszy św. w Sanktuarium św. Andrzeja Boboli przy Rakowieckiej w Warszawie, której przewodniczyć będzie Ks. Biskup Piotr Jarecki, rozpocznie się też w obu polskich Prowincjach peregrynacja ikony św. Ignacego, która została przygotowana specjalnie na tę okazję razem z jego relikwiami. Potem obchody rozpoczną się w lokalnych wspólnotach, nie tylko jezuickich, ale i razem ze świeckimi, wśród których posługujemy.

Jezuici i wszyscy, którym bliska jest duchowość ignacjańska, będą w tym czasie świętowali 500-lecie nawrócenia św. Ignacego (20 maja 1521) oraz 400-lecie jego kanonizacji (12 marca 1622). Ignacy Loyola może być także dziś drogowskazem do osiągania osobistej świętości dla każdego z nas?

– Św. Ignacemu przyszło żyć w świecie równie skomplikowanym jak obecnie. Co może dziwić, Kościół w tamtych czasach był bardziej pogubiony niż dziś, z tym, że dziś mamy większą świadomość tego, co się wokół nas dzieje. Wtedy jednak św. Ignacy nie tylko się nie zagubił, ale od razu zaczął też inspirować innych. Jego duchowość ma w sobie coś takiego, że przeżywa swój rozkwit właśnie wtedy, gdy pojawiają się jakieś napięcia i niepokoje. Ignacy postawił na dwie kwestie: źródłem odnowy duchowej ma być Pan Bóg a budowanie tej relacji przez człowieka musi się odbywać w jedności z Kościołem. Marcin Luter też miał poczucie, że potrzebna jest odnowa, ale próbował jej dokonać poza jednością z Rzymem. Św. Ignacy tę jedność utrzymał. Dziś przykład jego życia, które doprowadziło do założenia Towarzystwa Jezusowego i zbudowania duchowości ignacjańskiej, może w tym względzie, ale i w wielu innych inspirować.

>>> Jak podejmować decyzje? Radzi… św. Ignacy Loyola

Pomnik św. Boboli, fot. arch. krakowska

Dziś Towarzystwo Jezusowe to zakon na świecie i w Polsce niemal wszechstronny. Prowadzi parafie, uczy, ewangelizuje, posługuje na misjach, kieruje mediami, wspiera chorych i potrzebujących, wydaje książki, płyty, a nawet gry. Pewnie jeszcze dużo pominąłem…

– Przy czym nie powinno się tej naszej działalności jakoś specjalnie wyolbrzymiać, bo wszystkie rodziny zakonne, prowadząc różne dzieła ewangelizacyjne, uczestniczą w tej samej Bożej misji. To nie jest misja jezuitów, dominikanów i innych, ale samego Boga. W centrum tego wszystkiego jest Kościół, który staramy się wspomagać w tym, co uważamy za istotne. Myślę, że im bardziej jesteśmy wierni Kościołowi, tym bardziej jesteśmy też wierni św. Ignacemu. Chcemy służyć Kościołowi tak jak on sam służył. Jedna ze wprowadzonych przez niego zasad brzmiała: trzeba iść tam, gdzie istnieje największa potrzeba, ale i tam, gdzie nikt inny nie chce iść. Z kolei, gdy widzimy, że ktoś inny może coś robić lepiej niż my, to takie dzieło mu zostawiamy i podejmujemy inne zadania. Choć w codziennym życiu zakonnym nie jest oczywiście łatwo zostawiać coś, co funkcjonowało, dawało poczucie stabilności, i ruszać ku czemuś nowemu. Przykładem jest nasze zaangażowanie w Redakcję Programów Katolickich TVP. Na prośbę Episkopatu Polski na przełomie lat 80. i 90. to jezuici kładli podwaliny pod tę redakcję, ale potem z niej odeszliśmy, gdy okazało się, że ktoś inny może to kontynuować. Ta wielość prowadzonych przez nas dzieł jest zatem na bieżąco rozeznawana. A to pomaga nam dostrzec, na co w danej chwili powinniśmy być bardziej uważni. Wachlarz naszej posługi jest bardzo szeroki, ale, jak wspomniałem, cały czas trzeba być czujnym na wyzwania, które przynosi świat. Pandemia sprawiła na przykład, że potrzebna jest większa aktywność w mediach społecznościowych, po to, aby dotrzeć do jak największej liczby osób, które nie mają dostępu do dotychczasowych środków uczestnictwa w życiu religijnym.

Do tych wszystkich dzieł potrzeba ludzi. Ilu jest obecnie jezuitów w obydwu polskich prowincjach? Jak wielu jest świeckich współpracowników?

– W obydwu polskich prowincjach: Wielkopolsko-Mazowieckiej i Polski Południowej jest nas obecnie ponad 550 zakonników. Do tego trzeba dodać niezliczoną – dosłownie, bo nie prowadzimy takich statystyk – liczbę osób świeckich, w różny sposób zresztą z nami związanych. To z jednej strony osoby zatrudnione w naszych placówkach, z drugiej strony wolontariusze oraz organizatorzy i koordynatorzy rozmaitych inicjatyw, a ponadto członkowie ruchów o inspiracji ignacjańskiej, jak choćby Wspólnoty Życia Chrześcijańskiego. Tych osób jest na pewno kilkakrotnie więcej niż samych jezuitów w Polsce.

Św. Stanisław Kostka – polski jezuita, jeden z katolickich patronów Polski, fot. cathopic

Z okazji Roku Ignacjańskiego chcemy naszych najbardziej zasłużonych świeckich współpracowników uhonorować reliefem (płaskorzeźbą) św. Ignacego, na której w języku hiszpańskim wyryta jest sentencja z Ćwiczeń Duchowych „We wszystkim kochać i służyć”. Chcemy się w ten sposób im odwdzięczyć i tym samym też pokazać, że Rok Ignacjański nie będzie tylko świętowaniem samych jezuitów, ale też wszystkich osób, które czerpią z tej duchowości i nas wspierają. Zresztą wkład osób świeckich w rozwój jezuickiej wspólnoty pokazują liczby w kontekście światowym: o ile bowiem w latach 70. Towarzystwo Jezusowe liczyło ponad 30 tys., obecnie jest nas połowa, to znaczy 15 tys. Natomiast mimo tego spadku o połowę liczba dzieł, które obecnie prowadzimy, podwoiła się. Jest to możliwe właśnie dzięki naszym świeckim współpracownikom. To też pokazuje wagę naszej współpracy ze świeckimi i to, jak wiele im zawdzięczamy.

A jaka jest recepta jezuitów na podtrzymanie dobrych relacji szczególnie z młodymi osobami świeckimi? Dzisiejsze młode pokolenie zdaje się być na bakier z Kościołem. Pytam o to także w kontekście nowych powołań zakonnych…

– No cóż, gonimy młodych! Niewątpliwie jest to problem. Nasz Generał zainicjował w ubiegłym roku na ten temat refleksję na poziomie całego Towarzystwa Jezusowego. Młodzież stanowi też jedną z naszych czterech tzw. preferencji apostolskich, które przyjęliśmy w 2019 r. Mówi ona o tym, by być z młodymi ludźmi tam, gdzie są, gdyż są to kluczowe miejsca, w których Kościół stara się odkryć i zrozumieć lepiej działanie Ducha Świętego w danym momencie ludzkiej historii. Mamy się w młodych wsłuchiwać, bo w tej gonitwie, o której wspomniałem, nie chodzi o to, że my ich gonimy z naszymi odpowiedziami, tylko gonimy po to, aby ich lepiej słuchać i żeby oni nam pokazywali, gdzie tych odpowiedzi szukać. Tu znowu się kłania ta intuicja z Ćwiczeń Duchowych: priorytetem jest rzeczywistość, a w kontekście młodych – ich pytania, problemy, potrzeby. To jest punkt wyjścia do naszych propozycji dla nich. Niewątpliwie najważniejsze jest słuchanie tego, co młodzi mówią. Oni mają na pewno dosyć tego, że ktoś im mówi, jak jest lub jak powinno być – zwłaszcza, jeśli to robią dorośli. Preferencja ta wyraża natomiast przekonanie, że serce młodych jest po właściwej, po Bożej stronie. Ufamy im, co nie jest łatwe dla nas, dorosłych, ale uważamy, że Pan Bóg pracuje w ich sercach, a my w tę pracę powinniśmy się wsłuchać. Jak to wygląda w codzienności? Na poziomie duszpasterstw akademickich czy młodzieżowych, o ile stosowane są elementy ignacjańskiej pedagogii, to uważam, że odbiór ze strony młodych jest dobry. Tak się np. dzieje, gdy podejmując intuicję św. Ignacego o czynieniu z wyobraźni sprzymierzeńca w naszej modlitwie, czyni się to samo w pracy z młodzieżą, która jest zdominowana przez kulturę obrazu, kulturę obrazkową (np. komunikowanie ze sobą za pomocą Snapchata itp.). Wszystko to może być dla nas punktem zaczepienia w pracy duszpasterskiej. Takim bardzo konkretnym przykładem jest propozycja „obrazkowa” dla młodych jednego z naszych flamandzkich współbraci, bazująca na duchowości ignacjańskiej: „Seeing more”, którego polską adaptację („Dostrzec więcej”) opracowały Wspólnoty Życia Chrześcijańskiego.

fot. PAP/Darek Delmanowicz

Ważne jest też doświadczenie bycia razem. Widać to chociażby w czasie pandemii, jak młodym na tym zależy. Nawet wbrew obostrzeniom. Chcąc zatem trafić do młodzieży, trzeba i ten aspekt brać pod uwagę, oczywiście poza czasem pandemii. Ważnym tu jest znaleźć coś, co będzie takim „klejem” stwarzającym okazję do spotkań, do bycia razem. I tak np. jeden z naszych współbraci zainicjował już kilkanaście lat temu rekolekcje pod żaglami. Jezioro, morze szybko nauczy młodych tego, co na lądzie byłoby dla nich często tylko teorią, a więc wagę współpracy w grupie, współodpowiedzialności, szacunku wobec żywiołu itp. Na wodzie sami się zorientują, że jeśli pewnych zasad się nie respektuje, jeśli nie przestrzega jakichś uzgodnień, to i siebie i innych naraża się na niebezpieczeństwo. Inny przykład to projekt-pielgrzymka „Droga Abrahama”: zamiast mówić młodym o losach patriarchy, zbiera się grupę osób, które wędrując przez tydzień (bez żadnych zabezpieczeń, bez pieniędzy, telefonów, jedzenia i zaplanowanych noclegów) wędrują też w głąb siebie w żywy sposób, niejako na własnej skórze poznając historię Abrahama. To takie przykłady bardziej wyszukane, co nie znaczy rzadkie. Prostym natomiast „klejem” dla młodych może też być – jak to jest w przypadku jednego z moich współbraci, który jest katechetą – jeżdżenie do szkoły na… hulajnodze.

Znakiem rozpoznawczym jezuickiej formacji duchowej są rekolekcje ignacjańskie. W czym tkwi ich nieustający fenomen?

– Odwołałbym się tutaj znowu do źródła, o którym wspominałem wcześniej, czyli do relacji z Panem Bogiem. Od Niego wszystko się bowiem zaczyna. I właśnie Ćwiczenia Duchowe św. Ignacego są tym narzędziem, które do tego bezpośredniego kontaktu z Bogiem prowadzi. A człowiek tego bardzo potrzebuje, aby odejść od utartych schematów i doświadczyć żywego Boga. Duchowość ignacjańska to daje, bo bierze pod uwagę całokształt ludzkiej natury. Nie jest to „pompowanie” głowy jakimiś nowymi ideami o Panu Bogu, tylko docieranie do wszystkich warstw ludzkiego życia, w tym m.in. do sfery uczuciowej i wyobraźni. Punktem wyjścia dla medytacji ignacjańskiej jest rzeczywistość i próba odpowiedzenia na nią w świetle medytowanego Słowa Bożego. Ludzie to odkrywają i potem chcą się tym dzielić, zwłaszcza teraz, w pandemii, gdy w pełnym anonimowości świecie brakuje im żywego, osobistego kontaktu z Panem Bogiem. Rekolekcje te do tego stopnia cieszą się popularnością w Polsce, że są głoszone nie tylko przez jezuitów, ale też świeckich czy inne rodziny zakonne.

W obecnym czasie nie są oczywiście organizowane rekolekcje stacjonarne, korzystamy natomiast z mediów społecznościowych i chyba przez każdy dom zakonny w Polsce takie internetowe rekolekcje były prowadzone. W Warszawie jest też tradycja radiowych rekolekcji ignacjańskich, organizowanych przez Wspólnotę Życia Chrześcijańskiego. Zmieniona jest tylko ich forma, ale dynamika pozostała bez zmian. W centrum jest spotkanie człowieka z Bogiem poprzez Pismo Święte, a do tego nie trzeba nigdzie wyjeżdżać. Oczywiście takiej osobie zawsze towarzyszy ktoś duchowo wyrobiony, podający kolejne ćwiczenia do medytacji, a środki społecznego przekazu dają taką możliwość.

Towarzystwo Jezusowe inwestuje siły w tworzenie lub dzieł edukacyjnych. Długa i pełna uznania jest tradycja jezuickiego szkolnictwa. I dziś niektóre instytucje cieszą się wielkim szacunkiem i popularnością, jak choćby Akademia Ignatianum w Krakowie czy Bobolanum w Warszawie, obecnie współtworzące Akademię Katolicką.

– To prawda, ale konkurencja jest duża. Trudno dziś dotrzeć do młodych ludzi z ofertą edukacyjną. Młodzi mają priorytety, które wyznacza współczesny świat, więc niekoniecznie idą po linii wyznawanych przez nas wartości. Niemniej jednak ciągle jest wiele osób, które doceniają edukację jezuicką, czy szerzej – katolicką. Jeszcze parę lat temu nie prowadziliśmy szkół podstawowych tylko licea, ale rzeczywistość pokazała, że jest duże zapotrzebowanie na szkoły podstawowe. Jest dużo rodziców, którym zależy na chrześcijańskim wychowaniu ich dzieci. Ale też wielu rodziców zwraca uwagę na bezpieczeństwo i szkoły – nazwijmy je – wyznaniowe bardziej im się z tym kojarzą. Dobrym przykładem jest Szkoła Podstawowa im. św. Ignacego Loyoli w Łodzi, prowadzona przez Stowarzyszenie „Mocni w Duchu”, czyli świeckich inspirujących się duchowością ignacjańską. Szkoła powstała w czasie epidemii – wydawałoby się, że w najgorszym momencie – a okazało się, że od nowego roku szkolnego podwoi liczbę uczniów. Ale mówimy tu o sytuacji innej niż zwykle: gdy sami rodzice wspierają powstanie i funkcjonowanie placówki oświatowej, co jest oczywiście wyzwaniem. Ze studentami jest inaczej, są już pełnoletni. Z reguły przychodzą na nasze uczelnie, bo im zależy, bo poszukują, albo też kształcą się na dwóch kierunkach i mają potrzebę zdobycia formacji teologiczno-filozoficznej. Ale na przykładzie Ignatianum, gdzie jest dużo kierunków typowo świeckich, widać, że jest także potrzeba zdobywania fachowego wykształcenia, biorącego pod uwagę wartości chrześcijańskie.

fot. unsplash

Istotną i chyba pionierską rolę na tej mapie jezuickich instytucji zajmujących się formacją spełnia Centrum Ochrony Dziecka przy Akademii Ignatianum, kierowane przez o. Adama Żaka SJ, koordynatora ds. ochrony dzieci i młodzieży przy Konferencji Episkopatu Polski. Ta działalność pozwoliła m.in. wdrożyć zasady prewencji przed molestowaniem seksualnym w wielu kościelnych środowiskach, także u samych jezuitów.

– To zagadnienie wymaga, zwłaszcza ze strony ludzi Kościoła, wielkiej pokory. Ja bym powiedział, że ta „pionierskość” przyszła o wiele za późno – tak w Kościele, jak i w Towarzystwie Jezusowym. Wszystkim nam zabrało trochę czasu, by poddać w wątpliwość przeświadczenie, że ten problem nas nie dotyczy – a taka pokusa niestety była, bo nie o wszystkim się mówiło i nie o wszystkim się wiedziało.

W naszych obu polskich Prowincjach takie wytyczne zostały opracowane w 2010 roku. Dotyczą one zasad bezpiecznego zachowania, wsparcia dla osób pokrzywdzonych i procedur reagowania na zgłaszane przypadki. Wytyczne te są oczywiście zgodne z tym, co postanowił Episkopat Polski, ale są też dostosowane do sytuacji w naszych zakonnych wspólnotach. Z jednej strony są to zasady pomagające reagować na to, co już się zdarzyło, ale z drugiej strony mają pomóc w kształtowaniu naszej wrażliwości oraz bezpiecznych i przejrzystych zachowań. Potrzeba tu swoistej czujności, ale i roztropności, aby móc rozpoznać różne sytuacje, z których przecież nie każda musi oznaczać niestosowne zachowanie. Wytyczne te podlegają regularnej rewizji w kilkustopniowej skali zaangażowania (od bycia biernym do bycia proaktywnym).

Powróćmy na chwilę do trwającej już ponad rok pandemii koronawirusa. Jak ten trudny czas przeżywają w swoich wspólnotach jezuici?

– Traktujemy ten czas jako pewien proces. Pierwsza fala epidemii prawie w ogóle nie dotknęła żadnej z naszych dwóch Prowincji. Nie mówię tu oczywiście o sytuacji duszpasterskiej, która uległa całkowitemu paraliżowi. Mam na myśli przypadki zakażeń moich współbraci. Bardziej już nas dotknęły druga i trzecia fala: z powodu COVID-19 zamykane były nie tylko całe wspólnoty, ale też paru współbraci niestety zmarło. Dla mnie jako prowincjała najważniejsze w tym czasie było zrównoważenie względów bezpieczeństwa i dobra wiernych. Z jednej strony należało pamiętać o tym, że musimy im nieść naszą posługę na tyle, na ile w danej sytuacji jest to możliwe. Niewątpliwie ta sfera wirtualna, o której już rozmawialiśmy, odegrała bardzo dużą rolę. Wiele wspólnot było tu bardzo aktywnych. Przy czym od początku chodziło nam o to, aby to komunikowanie się nie polegało tylko na realizowaniu transmisji z liturgii, ale też na propozycjach, które będą wymagały swoistej interakcji ze strony wiernych: rekolekcje w życiu codziennym, łódzka akcja „Fitness z proboszczem” czy różne programy edukacyjne. Ale ważne też było to, aby nasi duszpasterze byli bezpośrednio przy tych osobach, do których są posłani w parafiach lub konkretnych wspólnotach. Była to kwestia wychodzenia z sakramentami – większej dostępności Eucharystii, a przynajmniej dostępu do komunii świętej poza godzinami czy spowiedzi. Wiadomo, że w tym czasie pojawiły się tzw. dwa Kościoły – komunii do ust i komunii na rękę. Nam chodziło o to, aby pamiętać o wszystkich wrażliwościach i nikogo nie wykluczać.

Druga kwestia to przygotowanie się na czas po pandemii. Czas izolacji był dobrą ku temu okazją, aby już wtedy się pytać: co dalej? Dla mnie istotnym było i jest, aby moi współbracia nie poprzestali na przeświadczeniu, że musimy po prostu doczekać do końca epidemii, restrykcje zostaną wycofane i wtedy wrócimy do tego, co robiliśmy przedtem. Jeśli byśmy tak myśleli, to już przegraliśmy. To nie zadziała. Nie odnajdziemy już bowiem wiernych takich, jakimi byli przed pandemią. Wiele propozycji duszpasterskich, kiedyś sprawdzonych, będzie już zupełnie nieadekwatnych. Potrzeba czegoś nowego, dlatego ważne według mnie było już wtedy, w czasie izolacji, rozpoczęcie kształtowania otwartości na to, co nastąpi. Rok Ignacjański też może się przysłużyć zrozumieniu, z czym i do kogo będziemy teraz szli. Nas współbracia w Azji ukuli pojęcie „powrotu do nowej normalności”, w której będziemy musieli się odnaleźć. To jest wyzwanie stojące przed całym Kościołem – trudne, bo jest pokusa, aby nic lub zbyt wiele nie zmieniać. Ale niewątpliwie w tym kontekście będzie się ważyła przyszłość Kościoła: czy z całej tej sytuacji wyjdziemy mądrzejsi, czy tylko po raz kolejny będziemy powtarzać te same pytania, wyzwania, które nosimy od jakiegoś już czasu (wychodzenie do ludzi, nowe pomysły duszpasterskie, współpraca większa ze świeckimi)? Zdaje się, że pewna granica została przekroczona i po prostu nie można już tylko pozostać na etapie pytań, haseł – nie można nadal i tylko o tym mówić. Bo wtedy będziemy podobni do tych, o których mówi prorok Jeremiasz w rozdziale 14: „Moje oczy łzy wylewają bezustannie dniem i nocą, bo wielki upadek dosięgnie Dziewicę, Córę mego ludu, klęska przeogromna. Gdy wyjdę na pole, oto mieczem zabici. Jeśli pójdę do miasta, oto męki głodu. Nawet prorok i kapłan niczego nie pojmując błąkają się po kraju”.

Czego zatem w związku z Rokiem Ignacjańskim wypadałoby życzyć polskim jezuitom?

– Żebyśmy się nawrócili, a dokładniej – jak pisze nasz o. Generał w liście ogłaszającym Rok Ignacjański – abyśmy „pozwolili Panu Bogu dokonać naszego nawrócenia”. Nawrócenia, czyli abyśmy umieli zaczerpnąć z bogactwa naszego charyzmatu: żeby Ćwiczenia Duchowe były naszym życiem; żeby to nasze życie kształtowały, a nie były tylko narzędziem, którym się posługujemy w pracy z innymi. Czas jubileuszu to chyba dobra okazja, aby to, z czym idziemy do innych, służyło też nam samym – do nawrócenia osobistego, do nawrócenia naszych wspólnot i instytucji.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze