38 lat temu prof. Religa przeszczepił pierwsze serce – początki kardiochirurgii w Polsce
Przez prawie cztery lata w każdym locie wraz z zespołem transplantacyjnym brał udział sam prof. Zbigniew Religa. Miał ze sobą pojemniki typu lodówka i w nich transportowaliśmy organy. Początkowo były to serce i płuca – mówi płk. Mirosław Czechowski, koordynator lotu, podczas którego transportowano serce do pierwszej w kraju udanej transplantacji
5 listopada 1985 roku kardiochirurg profesor Zbigniew Religa zwrócił się do szefa Sztabu Generalnego WP o pomoc w dostarczeniu serca ze Szczecina dla pacjenta, który czekał na operację w Klinice Kardiochirurgii Wojewódzkiego Ośrodka Kardiologii w Zabrzu. To była pierwsza taka misja, która zapoczątkowała Akcję Serce. Zabieg odbył się w nocy z 5 na 6 listopada. Profesorowi asystowali Andrzej Bochenek, Jerzy Wołczyk, Marian Zębala oraz Bogusław Ryfiński. „To 38 rocznica współpracy lotników i lekarzy, aby ratować życie ludzi kardiologicznie chorych. Ten okres wspominam, jak by to było wczoraj” – powiedział PAP.PL pułkownik Mirosław Czechowski, koordynator pierwszego transplantacyjnego lotu wojskowego do Zabrza.
>>> Włochy: 91-letni emerytowany lekarz otrzymał piętnasty dyplom uniwersytecki
Podkreślił, że ten pierwszy lot wspomina z wielkim szacunkiem do pilotów oraz zespołu transplantacyjnego zaangażowanych w tę akcję. „Ten pierwszy nasz rejs po serce był z bazy w Krakowie do Szczecina. Każdy pilot siedzący za sterem zdawał sobie sprawę, że leci ratując innego człowieka. Nie znamy, nie wiemy kto to jest, ale musimy zrobić wszystko, aby go uratować” – stwierdził i dodał, że na pokładzie było wtedy 6 osób; załoga maszyny i zespół transplantacyjny profesora Zbigniewa Religi.
Wspomniał, że podczas takich lotów transplantacyjnych pomocne okazały się samoloty wojskowe An-12, na podkład którego mogły wjechać dwie karetki z pacjentami oraz samolot An-26, kiedy trzeba było przetransportować jeden ambulans z dawcą. Samoloty stacjonowały na jednym lotnisku w Krakowie i tylko stamtąd samoloty brały swój kurs.”Zasada tej współpracy z lekarzami była bardzo harmonijna, mieliśmy pomagać maksymalnie. Zostałem do niej wytypowany przez ówczesne dowództwo, które nie miało wątpliwości, że trzeba pomagać w tych transportach i ta nasza współpraca trwała przez 25 lat” – dodał pułkownik.
Przypomniał, że przez cztery lata z zespołem transplantacyjnym zawsze latał profesor Religa.”Miał z sobą cztery czy pięć takich pojemników lodówek i w nich transportowaliśmy organy. Początkowo były to serce i płuca. Loty zazwyczaj zaczynały się wieczorem koło 21, 22 godziny, a załoga cały czas dyżurowała w samolocie” – powiedział.
Serce mogło być maksymalnie do trzech godzin poza organizmem człowieka. Jeżeli samolot leciał ze Szczecina do Zabrza to po drodze mijał bazy wojskowe znajdujące się na trasie lotu, gotowe aby w każdej chwili móc przejąć organ lub pacjenta do dalszego transportu.”Koniec trasy. Dzwoni profesor Religa czy jego asystent profesor Cichoń, mówią, że wszystko w porządku i operacja się udała. To była 4 czy 5 godzina nad ranem. Nie mogłem się uspokoić, ze łzami w oczach. A potem do pracy, na godzinę 7.30″ – podsumował pułkownik.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |