Abp Gądecki: Wielkanoc jest najważniejszą prawdą chrześcijaństwa
Człowiek jest całością razem ze swoją sferą duchową. Mówienie, żeby tę sferę duchową wyeliminować, znaczy zubożyć człowieka. To nie prowadzi do żadnej neutralności, bo człowiek nie może być neutralny – powiedział PAP przewodniczący Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki.
PAP: W Kościele przeżywamy święta Wielkiej Nocy. Co jest sednem tych świąt?
Abp Stanisław Gądecki: Samą istotą Wielkanocy jest właśnie zmartwychwstanie Chrystusa. Ono nadaje sens nie tylko temu wydarzeniu wielkanocnemu, ale w ogóle całemu ziemskiemu życiu Jezusa, dlatego że Wcielenie – czyli najpierw poczęcie, potem narodzenie Pana Jezusa, cała jego publiczna działalność – zyskują swój sens właśnie w zmartwychwstaniu. Oczywiście po drodze jest krzyż dźwigany jako ciężar za odpuszczenie grzechów, ale to, co jest najważniejsze, to że historia Chrystusa i chrześcijaństwa nie kończy się na krzyżu, tylko kończy się właśnie na powstaniu Chrystusa z martwych i nadziei zmartwychwstania dla wszystkich, którzy są w Chrystusie.
Co fakt, że Chrystus zmartwychwstał, zmienia w życiu chrześcijanina?
Zmienia to, co ten chrześcijanin dopuści. Jeśli człowiek wchodzi w zmartwychwstanie Chrystusa, jeśli partycypuje w nim, to wtedy rozpoznajemy to nie po jego gadaniu, ale raczej po tym, jak wyglądają jego późniejsze uczynki, czyli jak wygląda jego droga powstania z martwych. Bo zawsze owoce zmartwychwstania są dwojakie: z jednej strony te ziemskie, a z drugiej strony niebiańskie. Widzimy te ziemskie w tym, co nazywamy drogą odrodzenia duchowego, a niebiańskie w tym, że Chrystus tych, którzy są Jego, wprowadza do życia, które jest większe od tego życia naszego, i które trwa wiecznie.
W święta Wielkiej Nocy katolicy wpatrują się w krzyż Chrystusa. Nie ma ksiądz arcybiskup wrażenia, że dla współczesnych krzyż i cierpienie jest tematem niewygodnym?
Na pewno tak jest, dlatego że nasza cywilizacja na naszych oczach przybiera kształt cywilizacji przyjemności. To znaczy człowiek chce wieść życie przyjemne, wszystkie reklamy są ukierunkowane w takim celu, żeby pokazywać: „to się tobie należy”. Oczywiście chodzi o to, żeby wydobyć pieniądze od człowieka, ale przedstawione jest to w takiej formie, że „ta przyjemność się tobie należy”. Samo też pokazywanie w reklamach tylko pewnego typu człowieka – to znaczy młodego, pięknego, uszminkowanego – też ostatecznie prowadzi do tego, że nie ma miejsca dla chorych, dla cierpiących, ponieważ nie widzi się żadnej wartości cierpienia, żadnego waloru w tym, co jest związane z chorobą i cierpieniem. A przecież choroba i cierpienie jest nieuchronną częścią naszego bytowania na ziemi. Rzadko się zdarza taki człowiek, który umrze nagle, gwałtownie, i nie zdąży cierpieć w tym życiu. Więc kierowanie i edukowanie ludzi w tę stronę kultu przyjemności jest znowu oszustwem tego świata. To jest nic innego aniżeli oszustwo, ponieważ właśnie pomija pewną istotną część naszej tożsamości i naszego bytowania na ziemi.
Jak dobrze przeżyć święta?
W same święta należy zachować spokój ducha. Skoro tak dużo w rodzinach jest niszczone przy tych spotkaniach wspólnych poprzez dyskurs polityczny czy spory polityczne, to wypadałoby skupić się na rzeczywistości duchowej. A jeżeli już tego się nie da zrobić, to przynajmniej przeżyć z radością te święta, nie wchodząc w kwestie, które przynoszą zgorzknienie i rozdrażnienie między ludźmi, i zazwyczaj nie przynoszą żadnego rozwiązania, bo każdy chce wygrać swoją prawdę i w żaden sposób od niej nie odstępuje. Więc lepiej, żeby zawczasu pomyśleć raczej o tym, co my możemy zrobić dla dobra rodziny, w jaki sposób umocnić naszą rodzinę, jak zadbać o dzieci w tym czasie, żeby również ich przeżywanie świąt było rzeczywiście głębsze, aniżeli tylko zabawa z maskotkami.
W wielu rodzinach kultywuje się świąteczne zwyczaje bez odniesienia do ich religijnych korzeni. Co by ksiądz arcybiskup powiedział tym Polakom, którzy święta traktują jedynie jako tradycję i okazję do rodzinnych spotkań?
Żeby nie zaniedbywali tych spotkań. Nawet jeżeli mają one tylko laicką postać, to wnoszą jakieś dobro ludzkie w rodziny i pomagają rodzinom rozwinąć też to, co nazywamy miłością społeczną. Dlatego dobrze jest, gdy te spotkania w takim duchu są przeżywane.
Oczywiście byłoby lepiej, gdyby można było wejść na wyższy poziom i zwrócić też uwagę na to, co przekracza człowieka i ten jego wymiar czysto materialny, pomyśleć trochę o tym dobru duchowym, które jest udzielane przez Chrystusa. Bo święta przeżywane bez Chrystusa coś wnoszą, ale nie wnoszą tego, co istotne. Natomiast z Chrystusem zmieniają naszą perspektywę oceny świata, oceny ludzi, jednocześnie poddają sposoby tego, co byśmy nazwali polepszeniem, działaniem na rzecz świata lepszego, tym co tym w ruchach społecznych nazywa się działaniem per mondo migliore, praktycznie działanie takie, które po sobie chcę zostawić coś lepszego, a nie tylko to co było przedtem.
To zresztą nie tylko problem rodzin. W wielu instytucjach – np. szkołach czy urzędach – zaleca się nie mówienie wprost o religijnym aspekcie świąt. Dotyczy to zwłaszcza Bożego Narodzenia, ale także świąt Wielkiej Nocy.
Wypieranie tego charakteru świątecznego czy religijnego jest dosyć symptomatyczne. Ono zazwyczaj rozwija się i postępuje do przodu dzięki mniejszości, to znaczy mniejszości starają się narzucić swoją wizję większości i ze względu na tchórzliwość większości zazwyczaj osiągają swoje cele. Ale my powinniśmy patrzeć na rzecz z innego punktu widzenia. Człowiek jest pewną całością, to znaczy nie da się człowieka poćwiartować, że on tutaj jest bytem społecznym, a poza szkołą jest bytem religijnym, albo w kościele tylko jest bytem religijnym czy w swoim własnym domu. Nie, człowiek dźwiga balast całego siebie wszędzie, czy on jest w urzędzie, czy jest w szkole, czy jakimkolwiek miejscu publicznym. On jest całością, razem ze swoją sferą duchową. I teraz mówienie, że byłoby pięknie, gdyby tę sferę duchową wyeliminować, to znaczy po prostu zubożyć człowieka, pomniejszyć człowieka. Każdy, kto działa w takim kierunku, nie zdaje sobie sprawy z tego, że nie powiększa człowieka, ale pomniejsza.
To, że komuś się nie podoba akurat taka forma czy obecność rzeczywistości religijnej, to jeszcze nie eliminuje wolności innych ludzi i możliwości ekspresji religijnej innego człowieka. Dlatego właśnie uważam za bardzo szkodliwe wprowadzanie tego wojującego liberalizmu, czy jeszcze lepiej laickości, która chce rozdzielać państwo od Kościoła, człowieka od szkoły i tego wyrazu religijnego. To nie prowadzi do żadnej neutralności, bo człowiek nie może być neutralny. Człowiek musi być zawsze tożsamością swoją wychylony do przodu i zawsze reprezentuje jakąś całość. Okroić człowieka pod tym pozorem, że państwo jest odrębne od Kościoła, szkoła od katechezy – to jest po prostu powiedzieć, że trzeba człowieka poszatkować, nie pozwolić, żeby pewna część człowieczeństwa w ogóle zaistniała. To jest nic innego tylko terroryzm.
Istnieje wolność ekspresji i to, że coś się mnie osobiście nie podoba nie znaczy, że ja muszę narzucać moją wizję świata innym. Nie jest właściwe, żeby jednostka narzucała innym swoją wizję jako jedyną właściwą, do której wszyscy muszą się dostosować. Ponieważ krzyż mnie drażni, to trzeba go usunąć z przestrzeni publicznej. Ale setki tysięcy ludzi to nie drażni, a nawet podnosi do góry. Czy ze względu na jednego należy rezygnować z tego, co przysługuje innym, i to w większości? Na pewno nie.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |