Abp Galbas: duchowny jest przekonany, że wie lepiej, ale to nie ma nic wspólnego z Kościołem
– Nie wiem czy jakakolwiek instytucja oprócz Kościoła ma taką śmiałość, by zaproponować szczerą dyskusję o samej sobie. Taką, w której każdy głos jest ważny – mówi w rozmowie z KAI abp Adrian Galbas, przewodniczący Rady ds. Apostolstwa Świeckich, koordynator synodu w Polsce.
Marcin Przeciszewski, Tomasz Królak (KAI) KAI: Jak ocenia Ksiądz Arcybiskup bieżący stan prac synodalnych w Polsce, które trwają od pięciu miesięcy? Czy spełnia Księdza oczekiwania?
Abp Adrian Galbas: Cóż, na pewno warunki społeczno-polityczne, w których odbywa się synod, a więc najpierw pandemia, a teraz wojna w Ukrainie – nie sprzyjają jego przebiegowi. Ludzie nie mają zbytnio głowy i serca do myślenia i mówienia o czymkolwiek innym, choć z drugiej strony to, co obserwujemy teraz w naszych wspólnotach, ta niezwykła mobilizacja dobra, otwartość na przybyszów z Ukrainy, pomoc materialna, to też synod. Synodowi nie sprzyja także to, co się dzieje w Niemczech w kontekście tamtejszej drogi synodalnej.
Nie jest też tajemnicą, że są takie środowiska w Kościele, które synod jawnie torpedują, tak zresztą, jak i wiele innych propozycji papieża Franciszka. Uważają synod za nieszczęście, za rozmywanie doktryny Kościoła, jego „protestantyzację” i jeszcze czynią to nieraz w obraźliwy sposób.
Wielu ludzi świeckich nie jest też zainteresowanych synodem, nie dlatego, że uważają go za zły, ale uznają siebie za niekompetentnych. To nie są przeciwnicy synodu, ale nie są też jego aktywnymi uczestnikami.
Podczas gdy w Internecie odbywa się wielki ruch, tych, których być może w Kościele już nie ma, ale do synodu się przekonali i wiążą z nim nadzieję. Są to chyba przede wszystkim ludzie młodzi…
– W ogóle ci zaangażowani w synod to głównie przedstawiciele młodszego i średniego pokolenia. To prawda, że bardziej aktywni są oni w spotkaniach synodalnych, które odbywają się na platformach cyfrowych, bo tam synodu jest też bardzo dużo, choć są tacy, którzy mówią, że synod w Internecie, to zaprzeczenie idei synodu. Nie zgadzam się z tym. Platformy cyfrowe są przestrzenią dla tych, którzy na spotkania bezpośrednie nigdy by nie przyszli. Może w
Internecie częściej formułowane są zdania bardziej odważne, ale to nie jest niebezpieczne…
>>> Sekretarz generalny Synodu Biskupów odwiedzi Warszawę
A jak dużo ludzi angażuje się w Polsce w synod?
– Niewiele, ale też nikt nie oczekiwał, że zaangażują się wszyscy. Jest to pewnie w granicach 5 procent obecnych w
parafii. W Internecie jest na pewno więcej, coś bardziej szczegółowo będzie można o tym powiedzieć za kilka tygodni. Ale, jak mówię: nikt nie liczył, że nagle 100 procent katolików, a przynajmniej 100 procent praktykujących, aktywnie zaangażuje się w synod.
Widać, że niemiecka Droga Synodalna nieco namieszała w recepcji synodu zwołanego przez Franciszka.
– Trochę tak. Bardziej jeszcze narracja na jej temat. Synod zaczął się niektórym kojarzyć z czymś niebezpiecznym, czego być może należałoby się obawiać. Patrzmy jednak na to co jest. Ja się cieszę, że spotkania synodalne się odbywają, że mają dość dobrą dynamikę, także z tego, że pojawiają się w nich różne, bywa, że i przeciwstawne głosy, że ludzie mają odwagę mówić.
I na czym ta odwaga polega?
– Po prostu na dzieleniu się swoim doświadczeniem Kościoła, tym jak widzą Kościół, co pomaga im wzrastać w wierze, a co utrudnia bycie w Kościele. W tej drugiej grupie wypowiadanych jest wiele zdań na temat relacji duchowni – świeccy, związku Kościoła z władzą cywilną, jakości posługi duszpasterskiej, ale też tego, jak trzeba będzie taką posługę zorganizować w sytuacji gwałtownie zmniejszającej się liczby księży.
Jak pracują ogólnopolskie struktury synodu?
– Przewodniczący Episkopatu powołał czteroosobowy zespół koordynujący przebieg synodu w Polsce. Nie odpowiada on za przebieg synodu w diecezjach, to jest odpowiedzialność każdego biskupa diecezjalnego. Zespół ma pomóc w wymianie doświadczeń synodalnych, informacji, a także w przyszłości zająć się przygotowaniem syntezy ogólnopolskiej. Co miesiąc Instytut Statystyki Kościoła, którego Dyrektor jest członkiem zespołu, organizuje spotkania online z odpowiedzialnymi za przebieg prac w diecezjach. To są bardzo ciekawe dyskusje, które nie mają charakteru instruktażowego, ale są praktyczną okazją do dzielenia się swoimi refleksjami i doświadczeniami.
W najbliższym czasie planujemy także dwa spotkania bezpośrednie. Odbędą się one w Warszawie. Najpierw, 2 kwietnia, dla koordynujących prace w diecezjach i tydzień potem dla świeckich zaangażowanych w synod.
Wkrótce powstaną syntezy na poziomie diecezji. Wedle jakiej metodologii będą one tworzone i jakie wnioski z nich wynikają?
– Synteza to pewnie będzie jeden z najtrudniejszych elementów całego synodu. Nie ma być ona streszczeniem drogi synodalnej, sprawozdaniem z niej, czy tym bardziej stenogramem. Bardziej powinna zmierzać do wydobycia emocji, pragnień, przemyśleń, które ujawniły się czasie synodu. Celem syntezy jest więc wydobycie “tego, co wspólne”. Taka jest zresztą etymologia słowa „synteza”. Proszę zobaczyć, że te dwa słowa: „synteza” i „synod” są bardzo zbieżne. Synod, to „wspólna droga”, a synteza to „ułożenie w jednym miejsce tego co wspólne”.
W przygotowaniu syntezy chodzi więc o proces wspólnego działania, w efekcie którego kładzie się razem pewne rzeczy (przykłady, idee, myśli) w jednym miejscu, którym w tym przypadku jest 10-stronicowy dokument. Synteza jest więc efektem wspólnego procesu i jest tak samo ważna jak sam proces.
Ostatnio otrzymaliśmy konkretne sugestie ze strony Sekretariatu Generalnego na temat tego jak tworzyć syntezy. Dokument jest już dostępny w języku polskim i dobrze, żeby znały go osoby odpowiedzialne za przygotowanie syntez diecezjalnych, co na pewno ułatwi przygotowanie syntezy ogólnopolskiej. W sugestiach Stolicy Apostolskiej bardzo wyraźnie zostało podkreślone, że synteza ma być zapisem w istocie bardzo „przeżyciowym”…
A nie beznamiętnym protokołem.
– Tak, zwłaszcza, że ma mieć 10 stron. Sekretariat Synodu sugeruje, by pierwsze dwie były poświęcone opisowi ducha spotkań, następne – odpowiedzią na synodalne pytania, odniesieniem się do konkretnych problemów, także z uwzględnieniem „głosów mniejszościowych”, nie dominujących, a jednak obecnych, a przez to istotnych. Ostatni element syntezy ma zawierać propozycje wniosków, które byłyby poddane dalszemu rozeznaniu Kościoła.
Ważna jest tu także rola biskupa, który nie tyle ma cenzurować, co powinno, a co nie powinno pojawić w syntezie, bo synteza nie jest po to, by Kościół lokalny dobrze w niej wypadł. Przede wszystkim biskup powinien zadbać, by każda z intuicji, jakie pojawiły się podczas prac synodalnych, znalazła swoje miejsce w syntezie.
Pierwotnie planowaliśmy, żeby zakończyć tworzenie tych syntez na poziomie diecezjalnym do 15 maja, ale było wiele głosów proszących o wydłużenie tego terminu. Ostatecznie więc zdecydowano, że syntezy diecezjalne mogą być przygotowywane do końca czerwca.
A czy środowiska katolików świeckich – liczne ruchy i wspólnoty apostolskie – także włączyły się w synod i przekazują swoje postulaty i wnioski? Jaki jest ich wkład w prace synodalne?
– Na razie jest to etap pracy wewnątrz tych środowisk, podobnie zresztą jak w zakonach. Wspólnoty te albo włączają się w prace synodalne w ramach diecezji, albo same tworzą zespoły synodalne, przygotują syntezę, którą potem przekażą na szczebel ogólnopolski. Mam więc nadzieję, że będzie synteza dominikańska, franciszkańska, ale także synteza oazowa, Akcji Katolickiej, czy Drogi Neokatechumenalnej. To będzie bardzo ciekawe.
>>> Archidiecezja warszawska: trzecie synodalne spotkanie proboszczów i świeckich
Jaki będzie tego plon?
– Zobaczymy, za wcześnie by o tym mówić. Wartością jest już sam synodalny – dobrze pojęty – ferment, który się zaczął…
Co do intencji papieża, to Franciszkowi chodzi chyba najbardziej o to, aby cały Kościół uczynić bardziej synodalnym. Zdaniem Księdza Biskupa co to dokładnie oznacza, czy idziemy w tym kierunku i w jaki sposób idziemy?
– Franciszek, jako doświadczony jezuita i pasterz, wie, że mało z tego, co dojrzałe i trwałe, dzieje się szybko, od razu i na łapu capu. To, co proponuje w synodzie jest przynajmniej tak stare jak praktyka ignacjańskiego rozeznawania, która wydała już dużo wspaniałych owoców.
Jednym z najważniejszych potwierdzeń synodalności byłoby to, gdyby świeccy bardziej uczestniczyli także w procesie rozeznawania różnych spraw Kościoła, na każdym jego szczeblu. Przyzwyczailiśmy się do sytuacji, w której świeccy są tylko wykonawcami poleceń duchowieństwa. Rozeznanie odbywa się gdzieś na górze, a potem świecki ma to wykonać, zazwyczaj zresztą też pod kontrolą duchownego. Duchowny jest przekonany, że wie więcej i lepiej. Tylko, że to nie ma nic wspólnego z rozumieniem Kościoła, o którym nie tylko mówi Franciszek, ale o którym jasno przeczytamy w soborowej Konstytucji Duszpasterskiej o Kościele, czy Dekrecie o apostolstwie świeckich, nie mówiąc już o Dziejach Apostolskich. Papież nazywa je podręcznikiem Kościoła synodalnego.
Czyli?
– Pamiętam, jak ze zdumieniem, a było to w pallotyńskim nowicjacie, dowiedziałem się, że w Wieczerniku podczas Zesłania Ducha Świętego nie byli tylko sami Apostołowie. Umknął mi szczegół, o którym pisze przecież św. Łukasz, że Piotr przemówił w obecności braci, których było około stu dwudziestu. Nawet dokładnie nie wiadomo ilu. Wiemy, że była tam też Maryja i inne kobiety. Papież mówi: to jest Kościół synodalny: siedzimy w kupie, Piotr, biskupi, księża, świeccy, mężczyźni, kobiety, młodzi, starsi. Modlimy się, słuchamy, rozeznajemy, dzielimy się tym, co słyszymy i co rozpoznajemy jako głos Ducha Świętego, i zgadzamy się, że ostateczną decyzję podejmie Piotr, a my będziemy mu posłuszni.
Wszyscy, tak duchowni jak i świeccy, na mocy sakramentów chrztu i bierzmowania, cieszymy się asystencją Ducha Świętego, wszyscy więc możemy odpowiedzieć na pytanie: jak rozumiem to, czego Duch Święty chce od Kościoła w danym momencie jego historii? Czego chce od Kościoła powszechnego jak również od Kościoła w Polsce? Na tym między innymi polega synodalność, której – mam nadzieję – dzięki temu synodowi nauczymy się i którą zdecydowanie bardziej będziemy praktykować.
Także przez kolejne lata, już po zakończeniu obecnego synodu?
– Tak oczywiście, bo chodzi o to, by Kościół na trwale stał się znacznie bardziej synodalny. Nie mamy powiedzieć za kilka tygodni: ok, synod żeśmy odbębnili, teraz przechodzimy do innych spraw. Papież by chciał, a myślę, że nie tylko on, by styl synodalny pozostał w Kościele na stale. Chyba nie ma innego wyjścia.
Ale – jak sądzi Ksiądz Arcybiskup – czy synod o synodalności w skali Kościoła powszechnego, doprowadzi tylko do ożywienia ducha synodalnego czy także do konkretnych reform strukturalnych?
– Mam nadzieję, że ożywi wiele istniejących w Kościele struktur, które już wyrażają jego synodalność. Myślę o różnego rodzaju radach, które teoretycznie są przecież w każdej parafii. Świetnie jest to napisane w Instrukcji o nawróceniu duszpasterskim parafii. Nie trzeba wymyśla nic innego, tylko da życie temu, co już istnieje. Ale, żeby to było możliwe najpierw musi przekształcić się nasza mentalność, właśnie w duchu synodalnym. A to może okazać się trudniejsze niż cokolwiek innego. Jakie będą inne zmiany, które wywoła synod, to zobaczymy. On trwa na wszystkich kontynentach i te głosy z synodalnych dyskusji będą bardzo różne. Potem trzeba będzie szukać tego, co w nich wspólne i szczególnie istotne. To wszystko zapowiada się bardzo ciekawie.
A na ile niebezpieczna jest niemiecka Droga Synodalna, na ile może ona wpłynąć na wyniki obrad synodu na jego międzynarodowym, rzymskim etapie? Tego wielu się obawia, choć synod biskupów, jest instytucją doradczą a obowiązujące decyzje podejmuje papież?
– Osobiście nie przeżywam jakiegoś „mega strachu” na samo wspomnienie niemieckiej Drogi Synodalnej. Duch Święty działa nie tylko nad Wisłą. Nad Renem także. Bardzo ważne są pytania, które stawia Kościół w Niemczech. Dobrze je usłyszeć, tym bardziej, że pojawiają się nie od dziś, nie tylko tam i raczej szybko nie umilkną. Nie można mówić naszym siostrom i braciom w Niemczech, że postawili złe pytania. Oczywiście można mieć inną na nie odpowiedź. Zresztą, moim zdaniem ta, którą próbuje dać Kościół w Niemczech zasadniczo nie jest właściwa, podobnie jak sam sposób dochodzenia do odpowiedzi, w drodze większościowych głosowań. Ale, jak pan słusznie zauważył, każdy synod, także i ten w Niemczech, ostatecznie jest poradą, a nie postanowieniem.
Nie sposób nie zapytać o polski Kongres Katolików i Katoliczek. Czy jest jakaś harmonia pomiędzy ich działaniami a Synodem, jak te drogi przebiegają?
– Kongres jest jednym z bardziej dynamicznych podmiotów uczestniczących w synodzie. Po początkowej wrzawie medialnej, atmosfera wokół Kongresu uspokoiła się. Kongres pracuje po cichu, ale w interesujący sposób. Nie jest to jakieś gremium ostro rewolucyjne, a tym bardziej takie, które by miało na celu zniszczenie Kościoła. Kongres opracował dwa dokumenty: pierwszy o parafii, drugi o ekologii. Ich lektura jest pożyteczna. Może nie są one jakoś specjalnie nowatorskie, raczej zbierają to co już wcześniej powiedziano, np. we wspomnianej Instrukcji o duszpasterskim nawróceniu parafii, encyklice Laudato si, czy nawet w Kodeksie Prawa Kanonicznego.
To, o czym warto we wszystkich dyskusjach o Kościele ciągle pamiętać, to by nie pisać recepty tylko dla innych, z pominięciem siebie. Czasem można mieć wrażenie, że niektórzy mówią: ok, odnówmy Kościół, to znaczy niech zreformuje się duchowieństwo i niech to zrobi tak i tak. Tu jest instrukcja odnowy, którą jak najszybciej zastosujcie. Takie obawy formułowano na początku także pod adresem Kongresu.
Rozumiem, że pozostaje Ksiądz Biskup optymistą, że synod pozytywnie zmieni rzeczywistość Kościoła w Polsce w kierunku głębszego wprowadzenia ducha synodalności, choćby z tego powodu, jak się Ksiądz wyraził, że „nie ma innego wyjścia”?
– Optymizm optymizmem. Mam nadzieję, że tak się stanie. Nadzieja jest ważniejsza niż optymizm…
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |