Abp Michalik: opieka Matki Bożej była dla papieża kuloodporną kamizelką

Dokładnie 40 lat temu, 13 maja 1981 r. na placu Świętego Piotra w Rzymie wystrzelił pistolet wymierzony w papieża Jana Pawła II. – Papież przecież nie używał kuloodpornych kamizelek, dla niego kuloodporną kamizelką była Opatrzność i opieka Matki Bożej. To się okazało bezpieczniejszą drogą – podkreślił emerytowany metropolita przemyski.

Arcybiskup senior archidiecezji przemyskiej dobrze pamięta ten upalny dzień. – Często pracując do południa w Papieskiej Radzie ds. Świeckich, a po południu w Kolegium Polskim w Rzymie często uczestniczyłem słuchając w radiu czy oglądając w telewizji papieskie audiencje. Wtedy przeniesiono audiencje z godzin porannych na popołudniową, na siedemnastą, ze względu na gorący maj – wspomina w rozmowie z KAI hierarcha. Miało to zapewnić większy komfort udziału w audiencji wiernym, jak i samemu papieżowi Janowi Pawłowi II.

Informacja o zamachu było wielkim szokiem dla wszystkich obecnych w Rzymie, a w ciągu kilkunastu kolejnych minut dla ludzi na całym świecie. – Oddech wstrzymali wszyscy uczciwi ludzie. W Kolegium naszym też było duże poruszenie. Oczywiście jak w takich sytuacjach reagować? Wypada wierzącemu człowiekowi tylko się modlić. Kilku kolegiastów, czyli księży mieszkających w Kolegium Polskim, natychmiast pojechało na plac Świętego Piotra. Niektórzy zostali tam modląc się całą noc – mówi o wydarzeniach sprzed 40 lat arcybiskup.

>>> Abraham Foxman o zamachu na Jana Pawła II: 40 lat temu nienawiść próbowała uciszyć głos pojednania i pokoju 

Kilka miesięcy po zamachu abp Józef Michalik zapytał ojca świętego Jana Pawła II o to, czy nie przewidywał takiej sytuacji i czy teraz nie boi się jechać na plac Świętego Piotra. – Papież odpowiedział bardzo prosto i szczerze, jak to on zwykle robił: „ja zdawałem sobie sprawę, bo cóż łatwiejszego, jak strzelać do papieża, który jedzie nieosłonięty i bierze bezpośredni udział z wiernymi w tych spotkaniach. To wszystko jest włączone w program tej posługi” – przytacza historię rozmowy z papieżem Polakiem hierarcha.

Fot. Flickr/
Levan Ramishvili/public domain

– Papież przecież nie używał kuloodpornych kamizelek, dla niego kuloodporną kamizelką była Opatrzność i opieka Matki Bożej. To się okazało bezpieczniejszą drogą – podkreślił w rozmowie z KAI poprzedni metropolita przemyski.

Arcybiskup po latach zauważa, że zamach i wydarzenia, które są z nim związane nie są przypadkowe. – Przecież przez kilka minut przejechali kartką w momencie popołudniowego szczytu, tego napięcia drogowego, tego trafiku bardzo mocnego do kliniki Gemelli. Obok jest przecież szpital Świętego Ducha, ale zdecydowano, i mądrze, że jedziemy do Gemelli. To najlepszy i najnowocześniejszy szpital. Dalej, profesor, który ma operować jest na operacji w klinice Piusa XI, to jest w innej nieodległej dzielnicy. Rzuca wszystko i pędzi do Gemelli. To dzisiaj powiemy, że to przypadki? Nie! – mówi zdecydowanie abp Michalik.

Podobnie nieprzypadkowy jest tor lotu kuli. – Ona poraniła papieża i ludzi, ale tej głównej aorty nie drasnęła. Przeszła obok niej. To wszystko dzisiaj widzimy zupełnie inaczej. Pan Bóg chciał pokazać, że w największych tarapatach On jest ważniejszy niż technologia ideologii wrogiej Kościołowi, która sięgnęła po wypróbowane według nich metody: usunąć, strzelić, zabić, wyeliminować człowieka – mówi hierarcha o środowiskach wrogich Kościołowi Katolickiemu.

Okazało się, że nad tym wszystkim czuwał Pan Bóg. – Stanął Ktoś inny w obronie tego bezbronnego człowieka i ta ochrona Tego Kogoś jest skuteczniejsza – dodaje arcybiskup senior Józef Michalik.

Zamach na życie papieża Jana Pawła II miał miejsce w środę, 13 maja 1981 r., o godz. 17:19 na placu Świętego Piotra w Rzymie. Zamachowcem był Turek, Mehmeta Ali Ağcę. Kula trafiła papieża w brzuch oraz rękę. Jak ustalili śledczy, chwilę wcześniej Ağca celował w jego głowę. Jan Paweł II schylił się wtedy do małej dziewczynki Sary Bartoli i wziął ją na ręce. Ranny papież osunął się w ramiona stojącego za nim sekretarza Stanisława Dziwisza. Ochrona przewiozła Jana Pawła II do Polikliniki Gemelli, gdzie poddano papieża sześciogodzinnej operacji. Do pełni zdrowia jednak nigdy nie wrócił. Papież wierzył, że swoje ocalenie zawdzięczał nie tylko szczęściu, ale przede wszystkim Matce Bożej Fatimskiej.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze