Abp Mieczysław Mokrzycki: Ukraińcy są wdzięczni, że polscy księża ich nie opuścili [ROZMOWA]
Kiedy wizytuję parafie, to wierni często podkreślają, że nasi księża ich nie opuścili, nie wrócili do swojego kraju. To było bardzo ważne, zwłaszcza na początku wojny, kiedy nie wiedzieliśmy jeszcze, jak ta sytuacja wojenna będzie się rozwijać – mówi abp Mieczysław Mokrzycki, arcybiskup lwowski, w rozmowie z Marcinem Wrzosem OMI.
Marcin Wrzos OMI (redaktor naczelny Misyjnych Dróg i misyjne.pl): Wojna w Ukrainie trwa już długo. Dochodzą do nas obrazy tragiczne, przerażające. Jakie są zadania Kościoła w tym czasie? Jaka jest jego rola?
Abp Mieczysław Mokrzycki (arcybiskup lwowski): – Jestem bardzo wdzięczny duchowieństwu w Ukrainie za tę wielką troskę i odwagę. Dodam, że wielu kapłanów mamy z Polski. Kiedy wizytuję parafie, to wierni często podkreślają, że nasi księża ich nie opuścili, nie wrócili do swojego kraju. To było bardzo ważne, zwłaszcza na początku wojny, kiedy nie wiedzieliśmy jeszcze, jak ta sytuacja wojenna będzie się rozwijać.
Księża nie tylko udzielają sakramentów, ale są też blisko ludzi poprzez pomoc humanitarną czy też psychologiczną i duchową. Wielu ludzi straciło swoich synów, ojców, wielu poświęciło swoje życie dla ojczyzny, liczni są okaleczeni, wielu wróciło poranionych, bez nóg i rąk. Potrzebują opieki. Staramy się też szukać dla nich odpowiedniego wsparcia, aby zabezpieczyć ich potrzeby.
Przede wszystkim w zachodniej Ukrainie, tam gdzie jest nasza diecezja, mamy wielu uchodźców wewnętrznych. To są głównie ludzie starsi – w trudniejszej sytuacji materialnej lub tacy, którzy nie wiedzą, jak sobie poradzić w obecnej sytuacji i ułożyć dalej życie. Otaczamy ich szczególną opieką. Mamy też wiele sierot w naszych ośrodkach – na Wieruskiej 40 dzieci, w Jasłowcu 30 dzieci. Pozostają tam pod naszą opieką, a jak wiemy, dzieci często są wywożone przez okupanta w głąb Rosji.
Pamiętam świadectwa naszych współbraci oblatów z pierwszych chwil wojny – Eucharystię sprawowaną w metrze kijowskim, frontowe śluby i chrzty. Pamiętam 22-letniego kleryka Norberta ze Lwowa, który został do Księdza miasta przeniesiony z Kijowa. Spytałem się go, czemu nie wyjedzie do Polski, a on odpowiedział, że oblaci nie opuszczają swych owiec. Kleryk nas zawstydzał. Myślę, że Ksiądz Arcybiskup był wiele razy świadkiem takich decyzji wiary – decyzji o pozostaniu, o tym, że jako pasterze nie możemy zostawić swoich owiec.
– Tak, to było bardzo ważne, że księża pozostali na linii frontu, nie w sensie militarnym, lecz duchowym, aby być z wiernymi i podtrzymać w nich ducha ofiary, solidarności z najbardziej potrzebującymi, ale przede wszystkim, żeby wytrwali w wierze i bronili swojej ojczyzny. To świadectwo wiary ważne nie tylko dla katolików, ale i dla ludzi widzących nasze zaangażowanie w tym czasie, wynikające chociażby z Ewangelii.
Wśród biskupów ukraińskich mamy naszych dwóch współbraci misjonarzy oblatów: bp. Radosława Zmitrowicza oraz bp. Jacka Pyla, który na co dzień posługuje na Krymie. Jak się wspieracie na co dzień we wspólnocie biskupów? Jak to wygląda zwłaszcza z bp. Pylem, który aktualnie jest już po drugiej stronie frontu?
– Jesteśmy bardzo wdzięczni wspólnocie misjonarzy oblatów za to, że ubogacają nasz Kościół archidiecezji lwowskiej, jak i cały Kościół w Ukrainie, swoim charyzmatem, że tak ofiarnie pracują, chociaż w bardzo trudnych warunkach, bo praca we Lwowie i w Kijowie, Czernihowie i w pozostałych miejscach Waszego pobytu nie jest łatwa, gdy nad głową latają rakiety, spadają bomby, są kolejne ofiary. Misjonarze oblaci są blisko ludzi. To dziś jest bardzo ważne.
Pytał Ojciec o biskupa Jacka. Ucierpiał bardzo, bo już od dłuższego czasu jest na terenie okupowanym, na Krymie. W dalszym ciągu jest takim nieoficjalnym członkiem naszej konferencji episkopatu, dlatego że po zajęciu Krymu jako administrator apostolski tego terenu podlega bezpośrednio pod Stolicę Apostolską. Tam, gdzie on jest, niestety nie możemy przekazać pomocy humanitarnej, materialnej, dlatego że nie ma takiej możliwości. Ale cały czas jesteśmy ze sobą związani. Często rozmawiamy przez telefon i niesiemy sobie pomoc duchową. W dalszym ciągu jest odpowiedzialny za liturgię w naszym episkopacie, za drukowanie nowych tekstów liturgicznych. Tak samo bp Radosław jest bardzo zaangażowany, bo jego diecezja kamieniecko-podolska jest bardzo duża. Funkcjonuje tam także ważne seminarium. On realizuje się szczególnie na Drodze Neokatechumenalnej.
Będzie o trudnych sprawach. Oblaci starają się o zwrot kościołów – w Kijowie pw. św. Mikołaja i we Lwowie pw. św. Marii Magdaleny. Oba w czasach komunistycznych zostały odebrane Kościołowi i zamienione na domy muzyki organowej. Kościół w Kijowie obiecano oddać dwa lata temu, ale wciąż są problemy z realizacją tego postanowienia. Taki gest byłby jakąś formą sprawiedliwości historycznej, ale i wdzięczności za to, co katolicy w Polsce i na Ukrainie robią w sytuacji wojny. Jak to wygląda z perspektywy Księdza Arcybiskupa?
– Dla mnie to są sprawy bardzo bolesne i trudne, ponieważ tylko w archidiecezji lwowskiej mamy kilka takich kościołów. W dalszym ciągu staramy się prowadzić procesy cywilne o ich zwrot. Jednak widać, że nie ma dobrej woli politycznej w tym względzie. Zadziwia mnie tylko fakt, że w samym Kijowie, gdzie nie ma takiego nacjonalizmu czy prześladowania Kościoła rzymskokatolickiego, mimo starań Stolicy Apostolskiej czy też wsparcia rządu polskiego, decyzją władz kościół ten w dalszym ciągu nie został oddany.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |