rodzina

fot. picsea/unsplash

Adopcja odkłamana. Wielka miłość i ludzka niemoc [RECENZJA]

Ostrzegam. Nie będę w tej recenzji obiektywny. Nie wiem do końca, czy można. Z autorką, a w zasadzie z autorami – Heleną i Janem, spotkałem się w czasie rekolekcji dla rodzin adopcyjnych. Miałem romantyczną wizję adopcji. Wiecie: wspaniali ludzie w niewidocznych strojach supermenów, batmanów, z wielkim serduchem i uśmiechem. Żadnych problemów, a jeżeli już, to takie same jak te, z którymi mierzą się rodziny biologiczne. Rzeczywistość bywa różna.

Książkę „Adopcja odkłamana. Wielka miłość i ludzka niemoc” przeczytałem w dwa wieczory. Nie mogłem się od niej oderwać. Być może to „wina” tego, że znałem autorów i im po prostu życzliwie kibicowałem. Ale pewnie i dlatego, że językiem lekkim, do czytania, bez zbędnego patetyzmu, piszą o poważnych i trudnych sprawach, często ich przerastających. Do tego jest doprawiona klimatem chrześcijańskim – doprawiona, a więc ze smakiem i humorem, bez zbędnej dewocji.

Czasem stosuje się taki zabieg, że dzieci są z brzuszka i serduszka – słyszałem to u rodzin, które w pieczy zastępczej mają kilkoro dzieci. Oby wszystkie, także te biologiczne, były z serduszka. „Adopcja odkłamana, czyli należałoby rzec prawdziwa, jest zaskoczeniem dla czytelnika. Rozbija schematy, jakie mamy odnośnie do tego tematu. Niezbędna pomoc dla tych, którzy są w procesie adopcyjnym, albo wkrótce w niego wejdą. Ale książkę tę powinni też przeczytać również ci, którzy stoją z boku, obserwują rodziny adopcyjne. Dlaczego? Bo okazuje się, że adopcja jest inna niż nam się wydaje. A jaka? Zaskakująca” – piszą wydawcy.

>>> Rodzicielstwo jest jak misja kosmiczna [FELIETON]

W książce są opisane wszystkie etapy rodzicielstwa adopcyjnego. Towarzyszymy autorom od spotkania zapoznawczego w ośrodku adopcyjnym, przez przyjęcie do rodziny wpierw ośmioletniego Mateusza, aż po codzienność już czteroosobowej rodziny z sześcioletnim Krzysztofem. Dorastają. Budują relacje. I rodzice, i dzieci. „Jasno się nas informuje, że domach dziecka nie ma zdrowych ślicznych superdzieci, jak z obrazka reklamującego «wioski dziecięce». To nie te czasy, kiedy można adoptować sierotę, czyli dziecko, którego rodzice po prostu nie żyją. Większość, jeśli nie wszystkie pociechy, czekające na dom i miłość, to poranione i skrzywdzone dzieciaki z bardzo trudnych rodzin. Takie «jeże», które nie chowają swoich kolców, bo nie wiedzą, co znaczy «bezpiecznie»” – to zapis ze szkolenia dla rodziców. Czytamy o telefonie powiadamiającym o tym, że czeka na nich Mateusz, o perypetiach prawnych, o bezsilności. „Wczoraj Mateusz stwierdził: «Ale ze mnie debil», co się niestety czasem zdarza, bo jego samoocena jest raczej na kiepskim poziomie. Postanawiam zareagować gwałtowniej niż zwykle, więc wparowuję do pokoju, doprowadzam do kontaktu wzrokowego i stanowczym głosem mówię, patrząc mu prosto w oczy, że jak jeszcze raz obrazi w ten sposób mojego syna, będzie miał ze mną do czynienia! I żebyście widzieli tę konsternacje, te rozszerzone źrenice i dymiącą od myślenia czaszkę. I jaki efekt? Słowa Mateusza pełne oburzenia, zdziwienia i takiej dwustuprocentowej pewności: «Przecież to ja jestem Twoim synem»”. Jest o kradzieży dokonanej przez syna w markecie, o rodzicach wychodzących z domu, aby ochłonąć, o wsparciu przyjaciół i osób ze wspólnoty. Jest o wybuchach emocji, pytaniach, radach, i twierdzeniach wkurzających rodziny adopcyjne. Ale są też piękne momenty: pierwszy raz wypowiedziane słowa „Mamo, tato, kocham Was”… Książka momentami wzrusza.

Zachęcam. To dobra książka nie tylko dla rodzin adopcyjnych, ich znajomych i kandydatów do tego rodzicielstwa. Ta książka pokazuje, że bezinteresowna miłość w dzisiejszych czasach jest możliwa, ale i że wcale nie jest łatwa.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze