pexels

#Adwent: Jezus przyszedł ze świętym Mikołajem 

Dawniej podczas rorat przedstawiciele różnych stanów, np. rycerze czy kupcy, podchodzili do celebransa, a on pytał każdego z nich: „Czy jesteś gotowy na sąd Boży?”. Ten odpowiadał: „Tak, jestem gotowy na sąd Boży”. Ta formuła przypomniała mi się 6 grudnia, kiedy dotarło do mnie, że wiadomość o śmierci Ani to prawda, a nie jakaś straszna pomyłka. 

W dzień św. Mikołaja jak zwykle wstawała wcześniej, by przed pracą zdążyć na roraty. Nagle osunęła się na podłogę koło łóżka. „Pomóż mi” – powiedziała do męża i straciła przytomność.  

Telefon na pogotowie. Czekanie na karetkę dłużące się w nieskończoność. Potem SOR i komunikat: „Nie mamy tu neurochirurga, jedźcie do innego szpitala”. W karetce dochodzi do zatrzymania krążenia, a czterdziestominutowa reanimacja jest nieskuteczna. 

Ten suchy opis zupełnie nie pasuje do jej osoby i charakteru. Znakomity fachowiec na kierowniczym stanowisku – stanowcza, czasami dosłowna w wydawaniu poleceń, bardzo sumienna i pracowita, przykład zaangażowania w pracę. Spiritus movens wielu inicjatyw społecznych: grupy rodziców ministrantów, rady rodziców w szkole, rady osiedla, na którym mieszkała, grupy rodziców młodych sportowców, koła przyjaciół harcerstwa. Miała niesamowitą cechę: od lat nastoletnich organizowała ludzi wokół cennych, dobrych i ważnych spraw. Mało kto jej odmawiał, choć do niczego nie zmuszała. Umiała tak pokierować ludźmi, że wspólnie robili dobre rzeczy. W niektórych przypadkach dyskretnie pomagała sama, bo dostrzegała to, czego inni nie widzieli. W tym wszystkim była ogromnie samodzielna i świetnie zorganizowana. Umiała też bawić się i cieszyć, a do radości zachęcała innych. Organizowała bale i spotkania towarzyskie, jeździła na pielgrzymki i wycieczki, a podczas wakacji cieszyła się słońcem. Kiedy jeszcze nie było Internetu, na każde święta wysyłała ponad sto kartek. Na każdej były inne życzenia, przeznaczone dla tej jednej, konkretnej osoby. Pamiętała o urodzinach i imieninach. Dlatego jej niespodziewana śmierć zabolała tak bardzo, tak wielu ludzi.  

Szczególnie gdy nagle umiera osoba w sile wieku, dobra dla wszystkich, żona i matka, zostawiając w połowie obowiązki zawodowe i rodzinne przygotowania do świąt, córkę przed maturą i syna pod koniec podstawówki zastanawiamy się, jak to jest możliwe i dlaczego Pan Bóg do tego dopuszcza. Widocznie ona „była gotowa na sąd Boży”. Widocznie akurat do niej Pan Jezus przyszedł dwa tygodnie wcześniej niż do nas wszystkich. I choć kościół był pełen szlochających ludzi, a na cmentarzu nie było widać końca konduktu, to w uszach brzmiały słowa z kazania: chciała iść na roraty, do Pana Jezusa. Tymczasem to Pan Jezus przyszedł do niej. 

A ty, czy jesteś gotowy? 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze