fot. Wydawnictwo ZNAK

Agata Puścikowska, autorka „Sióstr z powstania”: momentami nie byłam w stanie pisać, płakałam

„Współczesne siostry otworzyły przede mną archiwa. Do tej pory mówiło się o siedmiu, może ośmiu zgromadzeniach, które brały udział w powstaniu. Naprawdę było ich co najmniej 24. Podkreślam, co najmniej 24, bo prawdopodobnie więcej!” – mówi w rozmowie z Maciejem Kluczką autorka książki „Siostry z powstania”. Książka została wydana w 2020 roku, tuż przed 76. rocznicą wybuchu powstania warszawskiego.

Agata Puścikowska przejrzała setki stron pamiętników, kronik, albumów, wysłuchała wielu świadectw o bohaterstwie, heroizmie sióstr zakonnych, które razem z mieszkańcami Warszawy uciekały z płonącego miasta, ale również razem z nimi do tego miasta wracały, by podnosić je z gruzów. Służyły im a przez lata ich rola w warszawskim zrywie niepodległościowym była zapomniała. Kilka dni temu do księgarń – nakładem wydawnictwa Znak – trafiła książka, która tę pamięć ma przywrócić. Między kolejnymi akapitami rozmowy publikujemy jej fragmenty.

Robiłyśmy, co się dało, by choć tyle współczucia okazać tej skrwawionej, bólem szarganej Matce – Ojczyźnie: bronią ją, ratować, wspierać jej siły w agonii. (fragment kroniki powstańczej jednego z zakonów)

Publicystka, reportażystka Agata Puścikowska, fot. Marcin Jończyk

Maciej Kluczka (misyjne.pl): Rozmawiamy chwilę przed 1 sierpnia, czyli przed 76. rocznicą warszawskiego zrywu powstańczego. Z tą datą zbiegła się data premiery Pani książki „Siostry z powstania”. Wcześniej były „Wojenne siostry”. Czy dzięki tym dwóm publikacjom zna już Pani wszystkie bohaterskie siostry najnowszej historii Polski?

Agata Puścikowska (dziennikarka, felietonistka i reportażystka): Tych książek nie da się porównywać. „Siostry z powstania” to nie jest druga część „Wojennych sióstr”. Moja poprzednia książka to było 19 historii konkretnych kobiet z konkretnych zgromadzeń, które ratowały ludzi w czasie wojny. Na pierwszym planie był człowiek, zgromadzenie było w tle tych opowieści. To były historie o walce, o kobiecej sile, odwadze, heroizmie, martyrologii. Natomiast „Siostry z powstania” to nieco odwrotna narracja. Udało mi się, tak naprawdę jako pierwszej w Polsce opisać szeroko 24 zgromadzenia żeńskie uczestniczące w powstaniu warszawskim. Jeden rozdział to jedno zgromadzenie, i opis aktywności podejmowanych przez siostry. Wszystko zostało opisane na podstawie faktów, wspomnień, w oparciu o pamiętniki, historie, świadectwa do tej pory niepublikowane.
Współczesne siostry otworzyły przede mną archiwa. Do tej pory mówiło się o siedmiu, może ośmiu zgromadzeniach, które brały udział w powstaniu. Naprawdę było ich co najmniej 24. Podkreślam, co najmniej 24, bo prawdopodobnie więcej! Gdy piszę o zgromadzeniach, np. o szarytkach, to oczywiście piszę o miejscach, wydarzeniach, o pomaganiu powstańcom i ludności cywilnej, o ratowaniu każdego człowieka i o tym, jak ratowały też same siebie. To była dramatyczna walka. Natomiast w każdym rozdziale poznajemy też konkretne, postaci i ich życie. W niektórych zgromadzeniach znalazłam nawet kilkanaście takich sióstr. Dotychczas często zapomniane – moim zdaniem warte przypomnienia i poznania.

siostry z powstania

Siostry dominikanki, fot. archiwum Zgromadzenia Sióstr Dominikanek Misjonarek Jezusa i Maryi

Nie było problemu z przekonaniem sióstr do otwarcia archiwów? Czy trzeba było niekiedy więcej razy zapukać albo zatelefonować?

Siostry bardzo chętnie odpowiadały na propozycję współpracy. Niektóre siostry wręcz, jak same się wyraziły, „czekały na telefon”. Inne same się ze mną kontaktowały: „Pani Agato, też mamy wspomnienia”. Zaskakiwały mnie bardzo pozytywnie chęcią pokazania swoich dawnych bohaterek. Nie napisałabym tej książki bez ogromnej otwartości i chęci pomocy ze zgromadzeń. To pokazuje, że siostry są zdeterminowane, by pokazać światu swoje bohaterki, oddać im hołd i należne w historii miejsce. Wcześniej, w kontekście powstania, mówiło się trochę o benedyktynkach sakramentkach, bo o nich pisał Miron Białoszewski. Mówiło się o Franciszkankach Rodziny Maryi, o urszulankach szarych. Jeśli ktoś zna Warszawę to wymieni jeszcze Twierdzę Zmartwychwstanek (zespół klasztorno-szkolny ss. zmartwychwstanek w Warszawie przy ul. Krasińskiego 31; pełnił rolę szpitala i silnego punktu obrony podczas powstania warszawskiego – przyp. red.).

Pracujemy przy świeczkach, używając do bardziej precyzyjnej roboty lampki elektrycznej, tzw. ba-teryjki. W pewnym momencie podmuch bomby gasi świece. Wydaje się, jakby coś na głowie usiadło. Zapach prochu i pył cegły zaczyna coraz bardziej dusić. Trzymam w rękach straszliwie porozrywaną nogę jakiejś sanitariuszki, a w głębi serca polecam duszę Bogu, myśląc, że lada chwila będzie koniec. (fragment książki „Siostry z powstania”, wyd. Znak)

siostry z powstania

Urszulanki szare, fot. archiwum Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego

O innych zgromadzeniach w powstaniu – nawet część historyków nie miała pojęcia. Książka to gruba cegła, powstawała ponad rok, ale ważny etap pracy nad książką przypadł już na czas epidemii. W czasie lockdownu nie mogłam już jeździć po klasztorach i pracować nad archiwami. Trzeba było to zorganizować inaczej. Proszę zwrócić uwagę na to, że te wspomnienia często były pisane „ludzką ręką”. I wtedy pomoc sióstr była nieoceniona. Siostry były więc w swoich domach, ja byłam w swoim, siostry (niektóre miały ponad 80 lat) skanowały, fotografowały, i wysyłały do mnie materiały. Zależało im, by prace nad książką się nie zatrzymały. Na potrzeby tej książki siostry wertowały archiwa i – również ku swojej wielkiej radości – znajdowały kolejne pamiątki.

Przeczytaj też >>> Siostry samarytanki w powstaniu warszawskim. Z modlitwą na ustach szły na śmierć 

Czyli uratowała Pani te archiwa przed przykryciem kurzem na długi, być może zbyt długi czas. A jakiego rodzaju to były dokumenty źródłowe? Kroniki, zdjęcia, zapiski, pamiętniki?

Pamiętajmy, że po powstaniu cała Warszawa została zniszczona, a ludzie wygnani. Dla sióstr nie było taryfy ulgowej, ten sam los spotkał także zakony. Zostały uchodźcami. Niektóre trafiły do obozu Dulag 121 (niemiecki, nazistowski obóz przejściowy w okolicach Pruszkowa, przeznaczony dla mieszkańców Warszawy wypędzonych z miasta w czasie powstania 1944 r. – przyp. red.) Archiwa w większości spłonęły. Siostry kombinowały, starały się zachować materiały i np. zakopywały je w ziemi, ukrywały. Oczywiście pod warunkiem, że miały czas, że Niemiec nie stał im z karabinem nad głową. W większości przypadków było jednak tak, że dokumenty były niszczone. A dopiero jakiś czas po wojnie, siostry próbowały odtworzyć swoje powstańcze historie. Pracowałam więc na pamiętnikach albo kronikach retrospektywnych, pisanych po powstaniu, po 1945 r., Siostry po wojnie wracały do ciężkich warunków, do zrujnowanych domów, a mimo to działały, pomagały ludności cywilnej w odbudowie miasta. Otwierały punkty pomocowe. To kolejny rozdział heroizmu sióstr, które żywiły i leczyły wracającą z tułaczki Warszawę.

fot. Archiwum Instytutu Prymasa Wyszyńskiego

A czy Warszawa zapomniała o siostrach? Nie ma uliczki, tabliczki czy choć małego skweru ich imienia. A przecież odegrały ważną rolę w powstaniu i po nim…

Siostry bardzo mocno angażowały się już w czasie okupacji, wiele sióstr należało do Armii Karmowej, były zaprzysiężone. Oficjalnie i dokładnie nie wiemy, w jak wielu zgromadzeniach były siostry, które należały do AK. W czasie wojny działały w konspiracji.Często nawet siostry z jednego zakonu nie wiedziały, które z nich należały do AK, a wiedziała np. tylko przełożona. Dopiero w latach 50. czy 60. dowiadywały się o tym, gdy otrzymywały krzyże zasługi, odznaczenia. Czy Warszawa zapomniała? Oczywiście. Zapomniała z kilku powodów. Po pierwsze –po 1945 r., gdy weszła władza ludowa, nawet powstańcy się nie ujawniali, bo groziły za to represje. Siostry tym bardziej, bo zgromadzenia żeńskie były inwigilowane. Dodatkowo szalała powojenna bieda. Trzeba było zająć się ciężką pracą i zatroszczyć o utrzymanie zgromadzenia. Siostry w końcu umierały, a nie wszystkim udało się spisać wspomnienia. Niektóre po prostu w ogóle nie chciały mówić o swoim bohaterstwie. Później przyszła wolność i teoretycznie można było mówić o powstańczych czasach. Ale wiele z sióstr, które jeszcze żyły, wolała milczeć i zachowywać zakonną pokorę. Ostatecznie one nie walczyły dla swojej chwały, tylko w nieludzkich czasach służyły przede wszystkim Bogu, a potem ludziom.

>>> Podczas powstania warszawskiego wszystkie klasztory w stolicy włączyły się w pomoc walczącym

Siostry robią swoje, po cichu. W czasie wojny i w czasie pokoju.

Oczywiście, mówiło się o ich historii w pewnych środowiskach. Szarytki, urszulanki szare, franciszkanki Rodziny Maryi, benedyktynki sakramentki, – miały doskonale nawet wydane wspomnienia i historie zakonu. Ale to jest procent wszystkich sióstr zaangażowanych w powstanie. W latach 90. indywidualne historie powstańcze zaczęły oglądać światło dzienne. Najpierw mówiło się o żołnierzach, później o żołnierkach, następnie o kapelanach, a teraz – myślę, że to bardzo naturalnie – przyszedł czas na odkrywanie wielkiej roli sióstr. Odkrywamy kolejne karty historii warszawskiego powstania. Fascynujące, że po tylu latach od walk, można tak wiele odkryć.
Po tych, którzy byli na świeczniku schodzimy niżej, głębiej, do cichych bohaterów, bohaterek.

Gdy Państwo przeczytają książkę, to się przekonają że jej bohaterki, głęboko zapadają w pamięć. Po „Wojennych siostrach” myślałam, że już nie będę kolejnych historii i bohaterek mocno przeżywać. Myliłam się: momentami nie byłam w stanie pisać, bo po prostu płakałam rzewnymi łzami.

A czy udało się dotrzeć do siostry, która żyła w czasie powstania? Albo do rodziny którejś z sióstr?

Dwie siostry, które walczyły w powstaniu, opisałam już szczegółowo w„Wojennych siostrach”. Miałam bowiem świadomość, gdy rozmawiałam ze 103-letnią siostrą Lucyna Reszczyńską, że po prostu trzeba się spieszyć. Chciałam, by doczekała publikacji. To była cudowna osoba, wspaniała szarytka. I tak się stało, że premiera „Wojennych…” była w październiku 2019 r., a miesiąc później siostra Lucyna zmarła. Była szczęśliwa, gdy trzymała tę książkę. Rozmawiałam też z urszulanką, siostrą Janiną, która w czasie powstania była jeszcze siedemnastolatką z rozwianym włosem.. Pierwsze śluby zakonne przyjęła tuż po powstaniu. Siostra żyje, ma 94 lata. Niestety, inne moje bohaterki już nie żyją. Wiele z nich zmarło w ostatnich latach. Opisałam też historię siostry Józefy Słupiańskiej, która zmarła w wieku 106 lat, niecałe dwa lata temu. Wielka postać: po tym jak się uratowała z powstania, świadomie wróciła do Warszawy. Chciała pomagać innym siostrom i rannym, chorym w szpitalach. To skrajne bohaterstwo!

Oddaję historie kobiet świętych, które nigdy by tak o sobie nie powiedziały. Ich symbolem jest postać na okładce, młoda siostra zakonna, którą osobiście nazywam Wiktorią. Jest uosobieniem historii setek sióstr, które aż do dziś pozostają nieznane. (Agata Puścikowska w przedmowie do książki)

A czy są sygnały od rodzin?

Jak najbardziej. Orientuje się Pan, kto zginął w pierwszej godzinie Powstania?

Cztery siostry urszulanki?

Tak. To siostry, z czego siostra Dolores była pół Turczynką, córką tureckiego komunisty. Inna – miała 23 lata, była najmłodsza z patrolu sanitariuszek. Była też wśród nich 39 letnia siostra Maria Chodkowska,. Znam jej rodzinę. Dziękowała i kibicowała mi w czasie pisania. Młody kuzyn siostry czekał z niecierpliwością na premierę. Urszulanki zresztą zostały bestialsko zamordowane: poszły ratować pierwszych rannych, zaraz po 17:00 na Powiślu, czyli tuż po wybuchu po powstania. Mimo że były oznaczone jako sanitariuszki –zostały obrzucone 30. granatami. Piąta z patrolu, cudem się uratowała, to siostra Jana Płaska. Miała potworne rany, ale dała radę wrócić do urszulanek. Przeżyła ponad 90 lat.

siostry powstanie warszawskie

Siostry obliczanki, fot. archiwum Zgromadzenia Sióstr Wynagrodzicielek Najświętszego Oblicza

Mówiliśmy o tym, że w powstaniu na różny sposób uczestniczyło ponad 20 zgromadzeń zakonnych. W jednym z wywiadów mówiła Pani o tych zakonach jako o armii.

Oczywiście w cudzysłowie.

To ile sióstr mogło do tej „armii” należeć?

To jest dobre pytanie, ale nie potrafię na nie odpowiedzieć. W czasie okupacji i tuż przed nią siostry do Warszawy przyjeżdżały i wyjeżdżały z niej. Gdy Niemcy wyganiali z klasztorów w Generalnej Guberni to siostry często przyjeżdżały do stolicy i tu szukały schronienia. Było też odwrotnie, gdy przed samym powstaniem siostry brały dzieci – sieroty – i gdzieś uciekały, by je chronić. Tak naprawdę trudno oszacować, ile sióstr było w Warszawie w czasie powstania. Myślę, że nie mniej niż tysiąc. Natomiast inną kwestią jest, ile z nich realnie brało udział w powstaniu. To też sprawa otwarta i delikatna. Przecież nie wszystkie siostry realnie włączały się w pomoc. Moim zdaniem działała duża większość. Ale były i takie, które po prostu się bały i nie czuły się na siłach. Warto też wiedzieć, że ich działalność była bardzo różna. Dostosowana do możliwości, predyspozycji, wiedzy, umiejętności. Zobaczmy to na przykładzie sióstr zmartwychwstanek z Żoliborza – było ich około 80, część z nich była w AK, były na pierwszej linii działań powstańczych. Tak działała cudowna i absolutnie nieznana postać, siostra Wanda Pruszko ps. „Siostra Amata”, która była lekarką. W dużej mierze dzięki niej powstał powstańczy szpital nr 100. Wraz z nią działały siostry pielęgniarki, również niektóre były zaprzysiężone. Ale nie wolno zapominać o siostrach, które od rana do nocy, i nocą też – gotowały i prały. Prały powstańcze, brudne mundury, których nikt inny nie chciał się dotknąć. Walka o podstawową higienę to była cicha wielka walka o życie. To gigantyczna rola, nieoceniona pomoc, by np. nie dopuścić do epidemii tyfusu.

Z zapasów mąki i kaszy s. Baltazara gotuje to, co może: na zmianę kluski i kaszę. To jej gotowanie przypomina wyścig z czasem i z „szafą”, która w okolicy skrzypi złowro-go. Gdy się zbliża, wiadomo już, że zaraz będzie wybuch. Siostra Baltazara nie ma czasu na ucieczkę do piwnicy, pilnuje gotu-jącego się posiłku. Schyla się pod ścianę czy za piec, ewentualnie wbiega na pierwszy stopień schodów piwnicznych. (fragment książki „Siostry z powstania”, wyd. Znak)

siostry z powstania

Siostry niepokalanki, fot. archiwum Zgromadzenia Sióstr Niepokalanego Poczęcia NMP

To bardzo szerokie spectrum pomocy.

To prawda. Dowiadujemy się o nich z autentycznych zapisków, niepublikowanych często wspomnień. Pisały je kobiety o różnej proweniencji, wykształceniu. Jednak nigdy nie spotkałam się ze świadectwem, by jakaś siostra stwierdziła: „Ja nie pomogę”, „Powstanie to błąd”. Oczywiście, były też krytyczne głosy co do samego sensu powstania, siostry miały na ten temat różne zdanie. Walka to nie tylko walka wręcz, to także walka o wodę, o maleńkie dzieci, o noworodki i ich matki, o jedzenie, o to by tłumy uchodźców, które przychodziły do ich schronów, miały gdzie spać. I jeszcze jedna ważna sprawa! Nie można zapominać, o rtm co się działo później, po upadku powstania. Siostry również były uchodźczyniami i były z tymi wszystkimi ludźmi, którzy opuszczali Warszawę. Były w różnych miejscach, również w Auschwitz, w Ravensbrück, w obozach pracy. I we wszystkich tych miejscach ofiarnie działały. Bez ich pomocy – ofiar cywilnych byłoby znacznie więcej.

<<Kiedy w początkach powstania zdarzały się spokojniejsze chwile, pozwalałyśmy dzieciom wychodzić blisko na dziedziniec, by cieszyły się słońcem i odetchnęły trochę lepszym powietrzem>>. Na teren ogrodu często wpadali Niemcy. Kiedyś czwórka maluchów, przedszkolaków, kręci-a się na dziedzińcu blisko studni. Żołnierze z karabinami na ramieniu patrzyli na nie z ukosa. <<Maleństwa skradały się coraz bliżej, wreszcie jedna z dziewczątek podbiegła do Niemca i podała mu swój sucharek. Podbiegła i druga, by wcisnąć w rękę drugiemu>>. Mężczyźni przyjęli dziecięce dary.

Pomnik Powstania Warszawskiego w Warszawie, fot. PAP/Rafał Guz

Koniec prac nad książką zbiegł się z Pani chorobą, z walką z koronawirusem. Czy historia tylu odważnych, silnych kobiet pomogła przejść ten trudny czas?

Faktycznie – napisałam książkę i mocno zachorowałam. Czy w czasie choroby siostry mnie wspierały? Tak. Przedziwne doświadczenie. To, co się działo było dla mnie świadectwem, że one chcą tej książki, i że świętych obcowanie jest realne. Doświadczyłam obecności tych sióstr. Miałam dwa krytyczne momenty, gdy potrzebowałam tlenu, Covid-19 to naprawdę nie jest zwykła grypa… Wtedy przyszła mi do głowy siostra Zdzisława – tzw. czarna urszulanka (z zakonu Urszulanek Unii Rzymskiej), która była pielęgniarką. Cicha, nieznana postać. Została ranna i wiele tygodni walczyła o życie. Umarła od tych ran, śmiercią mistyczki w obozie Dulag 121. Przypomniała mi się jej historia. A ona sama jakby do mnie przemówiła: „Ej, nie poddajesz się dziewczyno, walczysz, ja też walczyłam”. Ta siostra oddała, ofiarowała swoje życie za inne siostry, by one mogły żyć. Gdy byłam w trochę lepszej formie, ale nadal było słabo, byłam wycieńczona, nagle przypomniałam sobie historię siostry Jany Płaskiej. Właśnie tej urszulanki szarej, ktora została ostrzelana w pierwszej godzinie powstania, i która przeżyła atak granatami. To było doświadczenie, które mocno podtrzymało mnie na duchu.

Zobacz też >>> Brytyjski historyk: Zachód zaczyna postrzegać powstanie warszawskie jako ważny moment wojny

U Pani na Facebooku widziałem post o Domu Mocarzy – o siostrach, które w Mocarzewie prowadzą dom dla dorosłych osób z niepełnosprawnościami. To też zmartwychwstanki, o których wspominaliśmy, opisując historię powstania. Pomyślałem, że siostry są mocarkami bez względu na otaczającą je rzeczywistość.

To prawda, są wspaniałe. Mocarzewo to wielkie dzieło, któremu towarzyszę od początku. To powstający dom dla dorosłych osób niepełnosprawnych intelektualnie. Dzięki niemu nie będą musieli tułać się po obcych miejscach, domach opieki itp. Siostry budują miejsce, gdzie ich obecni wychowankowie, będą mieli własny dom na starość. Siostry robią to z ogromnym zacięciem i talentem. Same mówią, że jeśli mają w historii swego zgromadzenia wielkie bohaterki, to im dzisiaj jest łatwiej. Po prostu od nich czerpią. W czasie pokoju, współczesne zmartwychwstanki, podejmują wielkie dzieła i również walczą o słabszych. Zmieniła się tylko forma, warunki, ale treść jest taka sama: pomoc (niekiedy heroiczna) drugiemu człowiekowi.

Uroczystość złożenia kwiatów pod tablicą upamiętniającą poległych żołnierzy IV Batalionu OW PPS w pierwszym dniu powstania, fot. PAP/Mateusz Marek

*Artykuł został opublikowany 31 lipca 2020 r.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze