Fot. pixabay

Antykoncepcja w małżeństwach katolików: fakty, dylematy, ocena moralna  

Nierzadko w konfesjonale penitent domaga się wyjaśnienia, doprecyzowania, poszukania wraz ze spowiednikiem odpowiedzi na nurtujące pytania. Jedną z trudniejszych jest kwestia oceny stosowania antykoncepcji przez katolików żyjących w związkach małżeńskich. 

Należy mieć świadomość, że jest to jedynie ważny wycinek szerszego problemu stosowania antykoncepcji w różnych związkach i różnych okolicznościach. Pojawiające się nowe formy i metody antykoncepcyjne, środki wczesnoporonne, antykoncepcja chemiczna i tzw. antykoncepcja awaryjna rodzą nowe dylematy moralne, związane z jej stosowaniem. Niestety, zbyt rzadko temat antykoncepcji w małżeństwie jest przedmiotem głębszej refleksji w konfesjonale. Bywa raczej przemilczany lub niepotrzebnie wyolbrzymiany. Z drugiej strony sam moment spowiedzi zwykle nie jest wystarczający, by podjąć dyskusję na ten temat. By właściwie pomóc małżonkom katolików ocenić ich wątpliwości moralne w tej materii, należy w tym ciągle rozwijającym się temacie dojrzeć fakty, zrozumieć dylematy i próbować znaleźć odpowiedzi na wątpliwości etyczne. 

Papieski impuls do dyskusji 

Szerokim echem w świecie, nie tylko katolickim, odbiły się słowa z katechezy papieża Franciszka z 5 stycznia 2022 r., podczas której na kanwie historii św. Józefa poruszył rzadko obecny w kazaniach temat kryzysu demograficznego i adopcji. „Kilka dni temu – stwierdził papież – mówiłem o »zimie demograficznej«, istniejącej obecnie. Widzimy, że ludzie nie chcą mieć dzieci. Może jedno, ale nie więcej. Wiele małżeństw nie ma dzieci, tylko dlatego, że ich nie chcą, albo mają jedno, ale już nie więcej. Ale oni mają dwa psy i dwa koty, które zajmują miejsce dzieci. A to zaprzeczenie ojcostwa i macierzyństwa nas pomniejsza, pozbawia nas człowieczeństwa”.  

Papież nie powiedział wprost o antykoncepcji. Poruszył jednak temat związany z decyzją małżonków na jej stosowanie: kwestię liczby posiadanego potomstwa, ich otwartości na przyjęcie nowego życia. Współżycie seksualne małżonków nie zawsze musi łączyć się z poczęciem dziecka, dlatego w wielu wypadkach szukają oni takich dróg, które pozwoliłyby im rozeznać płodność, by w jej rytmie zdecydować się na posiadanie potomstwa lub powstrzymać się od posiadania potomstwa. Należy tu docenić starania bardzo wielu małżonków stosujących naturalne metody rozpoznawania płodności. Małżonkowie ci cierpliwie i z szacunkiem dla drugiej osoby odczytują, jak odpowiedzieć na powołanie do ojcostwa i macierzyństwa. 

fot. cathopic

Antykoncepcja to stosowanie takich środków i metod, których celem jest niedopuszczenie do zapłodnienia komórki jajowej przez plemnik. Chodzi więc o niedopuszczenie do powstania nowego życia w wyniku aktu seksualnego. Choć są różne jej metody i sposoby stosowania (znane od czasów starożytnego Egiptu), spróbujmy ująć sprawę całościowo, mając na uwadze tylko takie środki, które mają działanie jedynie antykoncepcyjne. Będą do nich zaliczały się m.in. pigułki antykoncepcyjne i prezerwatywy. Niektóre środki antykoncepcyjne mogą bowiem mieć działanie także aborcyjne (np. pigułka „dzień po”, pigułka „pięć dni po”), te jednak, z natury rzeczy, zawsze należy wykluczyć w stosowaniu w małżeństwie, nawet w sytuacjach nadzwyczajnych. Nigdy nie można bowiem brać pod uwagę nawet ewentualności popełnienia aborcji w wyniku ich stosowania. Nawet jeśli w publicznym przekazie wspomniane środki aborcyjne nazywane są „antykoncepcją awaryjną”, to nazwa ta jest świadomym wprowadzaniem w błąd potencjalnych użytkowników i pomniejszaniem poważnych skutków, jakie mogą one wywołać w życiu konkretnych osób. Ostatnie dziesięciolecia, ogromny postęp techniczny i łatwa dostępność antykoncepcji w zupełnie innym świetle stawiają pytanie o jej stosowanie w małżeństwie. Reklama i „oswojenie” społeczeństwa z antykoncepcją sprawiły, że w wielu wypadkach, w odróżnieniu od poprzednich epok, łatwiej dziś mówić o „mentalności antykoncepcyjnej” niż o odpowiedzialnym rodzicielstwie. Jan Paweł II w Evangelium vitae (nr 13) pisał, że właśnie dlatego tak trudno dziś rozmawiać o antykoncepcji, bo w świadomości wielu osób jej stosowanie uznano za normę. Przestano promować otwartość na życie i naturalne praktykowanie aktu seksualnego. 

>>> Włoska Agencja Leków: antykoncepcja hormonalna może prowadzić do depresji

Nowe okoliczności 

Wzrost liczby i dostępności środków antykoncepcyjnych rodzi coraz to nowe pytania moralne, nie tylko o samo ich stosowanie, konsekwencje dla życia i zdrowia mężczyzn i kobiet, ale przede wszystkim o to, jak w świetle katolickiej teologii moralnej pomóc małżonkom, którzy z tego powodu czują wyrzuty sumienia i trudno jest im znaleźć rzetelną pomoc w osobie spowiedników i kierowników duchowych, którzy nie zawsze są gotowi do podejmowania tego tematu na forum wewnętrznym. Niektórzy spowiednicy, kierując się rzekomym dobrem penitentów, wyznaczają małżonkom stosującym antykoncepcję ciężkie pokuty. W ich mniemaniu miałyby one mieć wartość wychowawczą. Inni zaś, nie potrafiąc zastosować norm moralnych w tej kwestii lub nie widząc możliwości rozwinięcia tego tematu w czasie krótkiej rozmowy w konfesjonale, wolą raczej przemilczeć temat, pozostawiając spowiadających się z ich wątpliwościami. Kościół katolicki ma w tej kwestii jeszcze bardzo wiele do zrobienia. W przeciwnym wypadku może utracić zaufanie wiernych, zmagających się z pytaniami etycznymi, na które w żaden sposób nie zostaną im udzielone adekwatne odpowiedzi.  

Można zaryzykować stwierdzenie, że od czasów encykliki papieża Piusa XI Casti connubii z 1930 r., poprzez encyklikę św. Pawła VI Humanae vitae z 1968 r., a następnie przez pontyfikat św. Jana Pawła II (jego teksty magisterialne wypełnione były treściami dotyczącymi małżeństwa, rodziny, planowania potomstwa i troski o życie) w Kościele katolickim została wypracowana i jest ciągle rozwijana rzeczowa, godna uwagi propozycja dla małżonków, zawierająca odpowiedzi na trudne pytania o środki antykoncepcyjne i wczesnoporonne. Jednak to nauczanie nie jest znane, rozpowszechniane ani nawet komentowane wśród większości wierzących. Wydaje się, że wciąż nie odrobiliśmy jeszcze w Kościele w Polsce lekcji z Jana Pawła II. Jego teologia ciała oraz idea nowego feminizmu nie tylko nazbyt rzadko obecne są w codziennym przepowiadaniu i katechezie, ale wręcz niemal w ogóle nie przebiły się do świadomości wiernych. Czy wynika to jedynie z braku chęci pasterzy, by te tematy zgłębiać? Czy może jest to dużo szerszy problem dla współczesnych wierzących, dla których religia katolicka coraz rzadziej zaczyna kojarzyć się z konkretnymi, rozumnymi i koherentnymi odpowiedziami na pytania, dotyczące człowieka i świata, a coraz częściej staje się jednym z niewymagających towarów usługowych, po który można sięgnąć jedynie w razie potrzeby? Nie brakuje i takich, którzy woleliby widzieć wiarę jedynie na płaszczyźnie emocji, doznań, proroctw i objawień. Stronią zaś od poszukiwania głębi myśli chrześcijańskiej. Czy taka droga nie doprowadzi nas raczej do milczącej zgody na stosowanie antykoncepcji lub przemilczanie w czasie spowiedzi faktu jej stosowania, aniżeli do prawdziwej dyskusji o tym, dlaczego małżonkowie katoliccy powinni stronić od różnych form antykoncepcji?  

Do najtrudniejszych konfrontacji dochodzi na płaszczyźnie wewnętrznej, w sumieniu człowieka, które szuka i domaga się odpowiedzi na nurtujące pytania. Choć przy wielu parafiach istnieją specjalistyczne poradnie rodzinne, to wiedza o naturalnym planowaniu potomstwa jest ciągle domeną nielicznych. Przekonanie zaś, że nauka Kościoła o antykoncepcji jest staroświecka i bezzasadna zdaje się dominować w świadomości nie tylko wierzących. Warto przyjrzeć się bliżej temu zagadnieniu.  

Fot. pixabay.com

Dlaczego antykoncepcja jest złem? 

Wielu zarzuca Kościołowi katolickiemu, że na pierwszym miejscu wśród wszystkich przykazań postawił szóste i dziewiąte, widząc w sferze cielesności jedynie grzechy i powód do odczuwania poczucia winy z powodu każdego czynu, a nawet myśli z tym związanej. Należy jednak zauważyć, że wszystkie czyny człowieka związane z seksualnością dotyczą bardzo ważnej i delikatnej materii. Dotyczą przekazywania życia ludzkiego, a także pytania o właściwe miejsce doznań seksualnych w hierarchii różnych przeżyć. Nie znaczy to jednak, że w jakiś sposób katolicy zdemonizowali seksualność. Można raczej powiedzieć, że w ostatnich wiekach zabrakło właściwego argumentowania w tej dziedzinie. W XX i na początku XXI w., dzięki osiągnięciom filozofii, antropologii i psychologii, Kościół poszerzył prawdę o człowieku przez jego personalistyczne ujęcie. Daje ono szansę na integralne spojrzenie również na sferę płciowości, czystości i związanych z nimi wykroczeń. Tak naprawdę więc punktem wyjścia dla dyskusji o seksualności, w tym o antykoncepcji, nie powinno być pytanie o to, co jest, a co nie jest grzechem w tej dziedzinie. Refleksję należy raczej rozpocząć od podstawowego namysłu nad tym, kim jest człowiek, jakie powinny być właściwe relacje między mężczyzną i kobietą w małżeństwie oraz do czego powołani są małżonkowie. Dopiero w tej perspektywie, niejako samoczynnie, gdy człowiek może odkryć, kim jest i jakie jest jego powołanie, może następnie lepiej rozumieć, dlaczego pewne zachowania nie są godziwe w jego życiu, zwłaszcza seksualnym. 

Dlaczego zatem, mimo postępu myśli ludzkiej, antykoncepcja jest uznawana za grzech ciężki? W przystępny sposób tłumaczy to ks. prof. Janusz Królikowski w książce „»Tajemnica to wielka«. Z teologii małżeństwa” (Kraków 2020). Potwierdzeniem ciężkości grzechu antykoncepcji było stwierdzenie papieża Piusa XI, zawarte w encyklice Casti connubii z 1930 r., będące także swego rodzaju polemiką ze stanowiskiem anglikanów, którzy w tym czasie uznali stosowanie antykoncepcji w swojej wspólnocie. Pius XI pisał: „Ponieważ akt małżeński, ze swej własnej natury, jest ukierunkowany na zrodzenie potomstwa, ci, którzy w jego odbyciu czynią go do tego niezdolnym, działają przeciw naturze, popełniając czyn niewłaściwy i wewnętrznie niegodziwy”, zaś ci, którzy popełniają tego typu działania, „czynią się winnymi ciężkiej winy” (cyt. za: „»Tajemnica to wielka«. Z teologii małżeństwa, s. 239-240). Słowa papieża Rattiego znalazły potwierdzenie w późniejszym nauczaniu Kościoła katolickiego, zwłaszcza w encyklice Pawła VI Humanae vitae oraz w adhortacji Jana Pawła II Familiaris consortio. Antykoncepcja w tej optyce zawsze będzie uznana za grzech ciężki, poważne wykroczenie moralne. Nie znaczy to jednak, że w przypadku konkretnych małżonków, konkretnych mężczyzn i kobiet sama wina i odpowiedzialność za ten grzech nie mogą być różne. Spróbujmy więc znaleźć powody takich rozróżnień. 

>>> Małżeństwo otwarte na życie, czyli o granicach wielkoduszności

Fot. pixabay

Wolność bez ograniczeń 

Zobaczmy najpierw argumenty zwolenników antykoncepcji, rozumianej jako przejaw ogromnej wolności człowieka. Współczesne media, propaganda i popkultura na bazie ciągle trwającej w wielu krajach rewolucji seksualnej, zapoczątkowanej w latach 60. XX wieku, a wyrastającej z idei oświecenia i marksizmu, wykreowały wizerunek człowieka wyzwolonego, pozbawionego zahamowań, rzekomo decydującego o każdym aspekcie swojego życia. Na tej kanwie nietrudno było i jest reklamować antykoncepcję jako jeden z wyrazów tak rozumianej wolności. Niektórzy dodają do tego argument, że rozum ludzki, który potrafił takie środki wykreować, potwierdzałby panowanie człowieka nad światem. Zapomina się w tej opinii, że człowiek jest istotą bardzo skomplikowaną, psycho-duchowo-cielesną, zaś wystawianie płodności na pierwszy plan jest zafałszowywaniem tego obrazu. 

Są także i tacy zwolennicy antykoncepcji, którzy uważają ją za wybór mniejszego zła. Według nich lepiej korzystać z tych środków i nie doprowadzać potem np. do faktów aborcji, porzucania dzieci lub innych nieszczęść w rodzinie z powodu poczęcia. Takie racje mają sens, gdy uzna się, że akt seksualny byłby koniecznością, przed którą nie można się powstrzymać, tymczasem proste doświadczenie rozumnej osoby jasno wskazuje, że człowiek tym właśnie różni się od zwierząt, że potrafi regulować rozumem swój popęd seksualny, ukierunkowując go w czasie i przestrzeni. Nie można nigdy czynić zła, by z niego wynikało dobro. Niegodziwe byłoby zatem stosowanie takich środków, które ze swojej natury, o czym pisał już Pius XI, są wewnętrznie złe, by z nich wynikało jakieś dobro albo by czegoś złego dzięki nim uniknąć. Jak słusznie zauważono na kartach „Encyklopedii bioetyki”: „Antykoncepcja nie jest zła dlatego, że jest zakazana, ale jest zakazana, ponieważ jest moralnie zła. Wielu uważa, że gdyby uchylić zakaz, złe działanie stałoby się dopuszczalne, czyli moralnie dozwolone, a więc dobre” (J. Orzeszyna, Antykoncepcja, w: „Encyklopedia bioetyki”, Kraków 2009, s. 86). Zło działania antykoncepcji tkwi zatem już w samej jej istocie. W samym czynie, który przeciwstawia się podstawowemu sensowi aktu małżeńskiego, jego znaczeniu jednoczącemu i prokreacyjnemu, o czym szerzej w dalszej części tekstu. 

Koszty postępu 

Negatywna ocena antykoncepcji powinna być rozpatrywana z różnych punktów widzenia, nie tylko tego etycznego, ale także zdrowotnego, społecznego i psychologicznego. Dyskusja o antykoncepcji nie jest zatem jedynie teologiczna lub etyczna, ale wielowymiarowa. Współczesne badania medyczne, biologiczne i bioinżynieryjne pokazują, jak z bardzo wielu powodów szkodliwe jest stosowanie antykoncepcji, co w zupełnie innym świetle stawia to zagadnienie. 

Wbrew powszechnemu przekonaniu środki antykoncepcyjne nie są lekami, ponieważ uszkadzają płodność, a nawet prowadzą do szeregu chorób. Przykładowo, na łamach czasopisma „The Lancet” w 2002 r. opublikowano wyniki badań, według których „wieloletnie stosowanie doustnej antykoncepcji może być jednym z czynników zwiększających nawet 4-krotnie ryzyko wystąpienia raka szyjki macicy u kobiet, u których rozpoznano drogą badania genetycznego występowanie wirusa HPV w szyjce macicy”. Według badań z 2009 r. „stosowanie antykoncepcji hormonalnej przez kobiety poniżej 18. roku życia jest skorelowane z 3,7 razy większym ryzykiem zachorowania na przerzutowego potrójnie negatywnego raka piersi”. Co więcej, większość kobiet doświadczających niechcianej ciąży przyznało w innych badaniach, że stosowała antykoncepcję w momencie poczęcia. Zaś promocja używania prezerwatyw nie tylko prowadzi do zwiększonego ryzyka niebezpiecznych zachowań seksualnych, ale również pokazuje ich zawodność. Można przytoczyć bardzo wiele niepopularnych albo ukrywanych przed opinią publiczną badań, które pokazują, jak rzekomo niezawodna i nieszkodliwa dla zdrowia antykoncepcja zbiera żniwo wśród coraz młodszych grup mężczyzn i kobiet ją stosujących. 

Fot. pixabay

Dylematy przy kratkach konfesjonału 

 Choć wskazane racje medyczne i biologiczne są ważne, to podstawowy argument Kościoła przeciwko antykoncepcji wychodzi jednak od następującego stwierdzenia, będącego filozoficzno-teologicznym uchwyceniem istoty problemu: małżonkowie zawierają sakrament i tworzą związek, którego wyrazem jest intymny akt seksualny, łączący w sobie dwa aspekty: jednoczący i prokreacyjny. Zjednoczenie to oblubieńcze oddanie się drugiej osobie: mężczyzna kobiecie, a kobieta mężczyźnie. Prokreacja zaś to możliwość (nie konieczność) bycia ojcem i matką. Dlatego właśnie używanie jakiejkolwiek formy antykoncepcji rozrywa te dwa wymiary. Jak twierdził Jan Paweł II, w ten sposób zostaje zafałszowana „mowa ciała”. Mężczyzna chce oddać się kobiecie, a kobieta mężczyźnie, ale jedynie po to, by zyskać przyjemność seksualną, oddzieloną od owocu tego zbliżenia – jakim może być, choć nie zawsze musi, poczęcie potomstwa. Jeśli uznajemy prawo naturalne i pewien porządek naturalny, to małżonkowie stosujący antykoncepcję taki porządek zaburzają. Co więcej, to sami małżonkowie stawiają się niejako w miejscu im nienależnym – chcą decydować o tym, kiedy zaistnieje odrębna osoba ludzka. W perspektywie teologicznej taką władzę ma tylko Bóg. Świadome i dobrowolne stosowanie antykoncepcji jest zatem poważnym wykroczeniem moralnym przeciwko obiektywnemu porządkowi naturalnemu. Czy jednak od tej zasady nie ma wyjątków? 

Choć jest wiele typów antykoncepcji, to w rozstrzygnięciu moralnym jej stosowania bardzo istotna jest wola osób, intencja tych, którzy z niej korzystają. Jakkolwiek w przypadku użycia prezerwatywy jasny jest cel tego działania – chodzi o niedoprowadzenie do poczęcia, to już zażycie np. pigułki antykoncepcyjnej nie musi mieć na celu aktu moralnego antykoncepcyjnego. Może być to bowiem akt terapeutyczny, leczniczy (np. w niektórych regulacjach hormonalnych). W tym wypadu intencją kobiety, która ją przyjmuje, jest cel medyczny, a nie antykoncepcyjny. Gdy takie środki mogą mieć podwójne działanie (i lecznicze, i antykoncepcyjne), to właśnie intencja osób z nich korzystających określa charakter moralny tego działania. 

Tak samo należy ocenić podobny przypadek, gdy kobieta chce uchronić się przed zajściem w ciążę w przypadku gwałtu. Tradycyjna teologia moralna zawsze wskazywała, że kobieta może użyć wówczas wszelkich środków obrony, a nawet pozbawić życia agresora. Wyraźnie widać również, że gdy następuje gwałt, zerwane zostają wspomniane dwa fundamentalne znaczenia aktu seksualnego – jednoczący i prokreacyjny. Kobieta, broniąc się przed skutkami takiego aktu seksualnego, może więc użyć środka antykoncepcyjnego (ale nie takiego, który ma działanie aborcyjne) w postaci prezerwatywy lub pigułki hormonalnej. Czyni to jednak z intencją obrony przed agresorem, który nie ma prawa do takiego aktu seksualnego. 

Fot. cathopic

Niektórzy stawiają w tym kontekście słuszne pytanie: czy można mówić o gwałcie w małżeństwie? Z jednej strony mąż ma prawo do współżycia ze swoją małżonką, mówi się przecież nieraz o „powinności małżeńskiej”. Jednak to prawo do współżycia seksualnego w małżeństwie nie jest nieograniczone. Rozumne rozpatrzenie problemu każe uznać, że są takie okoliczności, w których można odmówić współżycia, a nawet okazać opór wobec niego. W rozstrzygnięciu i zrozumieniu tego dylematu może pomóc pytanie: czy można godzić się na współżycie z małżonkiem, który jest pijany, chory, pod wpływem narkotyków lub w amoku? Przecież zgoda na akt seksualny w tych okolicznościach byłaby znowu zafałszowaniem daru, przekreśleniem celu jednoczącego i prokreacyjnego takiego współżycia seksualnego małżonków, które zawsze powinno być kierowane rozumem i miłością. Jeśli więc jedno z małżonków, zmuszane do współżycia przez drugiego małżonka, będącego np. pod wpływem alkoholu, uległoby i poddało się współżyciu z użyciem środków antykoncepcyjnych, nie godząc się na to, a czyniąc jedynie ze strachu i dla „świętego spokoju”, subiektywna wina moralna za ten czyn byłaby odpowiednio mniejsza, a nawet zerowa. Większą winę ponosi oczywiście ten, kto akt sprowokował, będąc pod wpływem alkoholu. 

Łagodność i miłosierdzie 

Wspomniane sytuacje nadużyć i przemocy, gdy jeden z małżonków ucieka się do stosowania antykoncepcji, są nadzwyczajne. Częściej pewnie małżonkowie stawiają sobie pytanie, co w sytuacji, gdy uciekają się do stosowania antykoncepcji w zwyczajnym współżyciu, poprzez które również chcą wyrazić jedność swojego związku, a jednocześnie nie są gotowi na przyjęcie potomstwa? Jak ocenić taki czyn, z którego oskarżają się w sakramencie pokuty, bo np. używali prezerwatywy, stosowali wkładki domaciczne lub kobieta zażywała pigułkę hormonalną? 

Wspomniana na początku perspektywa antropologiczna, to znaczy całościowe postrzeganie człowieka, jego różnych problemów i różnych etapów rozwoju moralnego, każe uznać, że w konkretnych sytuacjach należy w nieco inny sposób oceniać stosowanie antykoncepcji. Nie oznacza to zanegowania ogólnej zasady moralnej o wewnętrznym złu antykoncepcji. Ma być ona wyrazem miłosiernego spojrzenia na człowieka, przede wszystkim w konfrontacji z jego sumieniem w sakramencie pokuty. Jeśli sam czyn jest zły – a taką w perspektywie katolickiej jest antykoncepcja – to intencja i okoliczności jej popełnienia nigdy nie sprawią, że czyn stanie się dobry. Mogą one jednak obniżyć odpowiedzialność moralną, czyli także winę za jej stosowanie.  

kapłaństwo
Fot. cathopic

Antykoncepcja, jak wskazano wyżej, jest czynem wewnętrznie nieuporządkowanym, a więc zawsze złym. Jednak w konkretnym przypadku tradycyjna teologia moralna każe odwołać się do rozróżnienia między obiektywnym złem, nieporządkiem moralnym a subiektywną winą konkretnego człowieka, który takie zło popełnił. Przykładowo, choć kradzież zawsze będzie czynem wewnętrznie złym, to w różny sposób ocenimy subiektywną winę konkretnego złodzieja. Inaczej tego, który ukradł miliony, by się nieuczciwie wzbogacić, inaczej zaś tego, który ukradł chleb, bo od tygodnia nic nie jadł. Podobnie należy podjeść do stosowania środków antykoncepcyjnych przez konkretnych małżonków. Inną winę moralną ponoszą ci, którzy świadomie i z premedytacją, mimo zdobytej wiedzy i rozumienia wezwania moralnego, stosują antykoncepcję, godzą się na nią i nie chcą nawet myśleć o stosowaniu naturalnych sposobów rozpoznawania płodności albo o okresowym powstrzymaniu się od współżycia. Inaczej zaś trzeba traktować działanie takich małżonków, którzy znajdują się na drodze rozeznawania, nie do końca rozumieją, na czym polega zło antykoncepcji i choć upadają, to zmagają się z tym grzechem i próbują dążyć do poprawy. Na tym polega upowszechnione w tekstach św. Jana Pawła II „prawo stopniowości”, w świetle którego nie każdy człowiek ma tak samo rozwinięte poprawne postrzeganie grzechu w swoim sumieniu, dlatego potrzebuje czasu, nawet długiego, by dojść do właściwego pojmowania pewnych zasad moralnych. W tym kontekście ogromną rolę odgrywa spowiednik, którego zadaniem powinno być cierpliwe nakierowywanie sumienia małżonka na prawdę o złu antykoncepcji. Prawda ta nie zawsze jest tak samo czytelna dla wszystkich. Ogromne znaczenie ma tu także zaufanie katolików do prawd wiary i moralności, które głosi Kościół katolicki, a zatem także uznanie, że choć do końca nie rozumiem, dlaczego jakaś rzeczywistość, np. antykoncepcji, jest zła, a w moim mniemaniu jawi się jako nieszkodliwa, to pójdę raczej za głosem sumienia i Kościoła, który to moje sumienie naprowadza na właściwą drogę. Może być to moment ocknięcia się np. z pokusy wygodnictwa i łatwego życia, by nie mieć więcej dzieci, by szukać raczej spokoju i komfortu w małżeństwie, a nie otwarcia na życie i współpracę ze Stwórcą, który wzywa człowieka do bycia ojcem lub matką. Krótko mówiąc, ocena konkretnego czynu małżonków stosujących antykoncepcję zależy od intencji jej stosowania i cierpliwego rozeznania okoliczności ich życia. Każdy przypadek będzie inny, bo sumienie każdego penitenta jest inne, choć konfrontuje postępowanie z niezmiennymi prawdami moralnymi. Warto zatem w refleksji nad grzechem antykoncepcji próbować odwrócić perspektywę. Nie pytać najpierw o to, dlaczego jest ona złem, ale zobaczyć pozytywną stronę powołania do ojcostwa i macierzyństwa, a potem zadać sobie pytanie, w jaki sposób można w małżeństwie tę sferę realizować. Uczciwe poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie, dostrzeganie w małżonku osoby, a nie przedmiotu, cierpliwe znoszenie trudności i kształtowanie cnoty wstrzemięźliwości zaowocują z pewnością innym podejściem do antykoncepcji. 

Pisał o tym Karol Wojtyła pół wieku temu w książce „Miłość i odpowiedzialność”, formułując „normę personalistyczną”. Sprzeciwiał się utylitarystycznemu, czyli użytecznościowemu patrzeniu na świat. Nie chciał uznać, że to przyjemność ma być podstawowym kryterium wyboru jakiegoś działania przez człowieka. Tak rozumiana przyjemność jest zaprzeczeniem prawdziwej miłości. By lepiej zrozumieć tę normę, warto zapytać o to, jak w małżeństwie połączyć dobro dwojga osób, z których każda dąży w sposób egoistyczny do własnego spełnienia i satysfakcji. Jak uznać dobro małżonka, jeśli w akcie seksualnym chciałbym takiego z nim zjednoczenia, by nie mieć z tego powodu jakichkolwiek kłopotów, a jedynie zaspokoić własne żądze? Czy akt seksualny jest jedyną formą wyrazu miłości, jaki mogę dać osobie kochanej, a może powinienem uczyć się innych form takiego obdarowania? Co więcej, może sfera seksualna nie jest najważniejszą i dla dobra drugiego mogę nawet zrezygnować czasowo ze współżycia, by wynikło z tego większe dobro dla małżeństwa i rodziny? Wojtyła pisał, że norma personalistyczna to nic innego, jak widzenie w drugiej osobie dobra, z czym nie da się pogodzić logiki używania, właściwej dla antykoncepcji. Małżonek nie powinien więc traktować małżonki jako przedmiotu użycia i środka do celu, jakim byłaby przyjemność. Osoba jest bowiem dobrem samym w sobie, a można je uznać za dar tylko przez miłość. Antykoncepcja w jawny sposób fałszuje taki obraz osoby, nawet wówczas, gdy dwoje małżonków godziłoby się na jej stosowanie. Taka zgoda byłaby raczej wyrazem konformizmu niż prawdziwym uznaniem dobra drugiej osoby i założonej rodziny. Oznaczałaby bowiem całkowite zamknięcie na dar, z którego może zrodzić się nowe życie. Prawdy te może zrozumieć człowiek o otwartym umyśle i sercu, natomiast trudno jest je pojąć komuś, kto widzi świat i ludzi jedynie w kategoriach doraźnej przyjemności seksualnej lub materialnej wygody. 

fot. pixabay

Cena walki 

Niektórzy byli oburzeni słowami papieża Franciszka, który w czasie konferencji prasowej w styczniu 2015 r. na pokładzie samolotu z Filipin do Rzymu użył mocnego porównania: „Myślę, że liczba trójki dzieci w rodzinie, o której pan wspomniał – to mnie zabolało – to liczba, o której eksperci mówią, że jest ważna dla utrzymania populacji. Troje dzieci na jedną parę. Gdy ta liczba spada, wpadamy w inną skrajność, jak to się dzieje we Włoszech. […] Dlatego słowem kluczowym w odpowiedzi na tę kwestię, słowem, którego Kościół używa cały czas, i ja też, jest odpowiedzialne rodzicielstwo. Jak je osiągnąć? W dialogu. Każda osoba ze swym duszpasterzem poszukuje tego, co oznacza odpowiedzialne rodzicielstwo. Wspominałem o kobiecie, która spodziewała się ósmego dziecka, mając już siedmioro urodzonych przez cesarskie cięcie. To jest nieodpowiedzialność. Ta kobieta mogłaby odpowiedzieć: »Nie, ja ufam Bogu«. Ale patrzcie, Bóg daje nam środki, by być odpowiedzialnymi. Niektórzy uważają, że – przepraszam za język – aby być dobrymi katolikami, musimy być jak króliki. Nie. Rodzicielstwo odpowiedzialne. To jest jasne i dlatego w Kościele są grupy wsparcia dla małżeństw, są eksperci, są duszpasterze, do których można się zwrócić, i jest wiele sposobów, które są dozwolone i które są pomocne”.  

Za pytaniem o antykoncepcję stoi tak naprawdę pytanie o odpowiedzialne rodzicielstwo, a więc z jednej strony wielkoduszne otwarcie na większą liczbę potomstwa, a z drugiej zastanowienie się nad tym, czy małżonków na to stać w różnych wymiarach. Potrzebą chwili jest dziś formowanie spowiedników, kapłanów, doradców życia rodzinnego i małżonków, którzy będą przekonani do słuszności argumentacji Kościoła na temat antykoncepcji, a następnie tę prawdę w przystępny, łagodny i miłosierny sposób przekażą małżonkom, towarzysząc im na drodze życia rodzinnego. Jeśli na gruncie wiary i dyskusji publicznej ludzie Kościoła wycofają się całkowicie z mówienia o antykoncepcji, przegramy najważniejszą ze współczesnych wojen – tę o życie ludzkie. I uznamy też, że nic już nie da się zrobić z „zimą demograficzną”, która ogarnęła Europę. Przegramy jednak wówczas coś cenniejszego – walkę o prawdę sumienia i prawdę nauki Chrystusa o człowieku, który nie jest przedmiotem, a podmiotem działania. Przegramy walkę o prawdziwą wolność, do której wyswobodził nas Chrystus. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze