Bądźmy głosem zwierząt. Może i nie mówią, ale czują [FELIETON]
Dzieci i ryby głosu nie mają. Ile razy słyszałeś to stwierdzenie? Bo ja zbyt wiele. Dlatego też dziś już wiem, że to my możemy – a wręcz powinniśmy – być ich głosem.
Wtorek, oglądam jeden z popularnych programów informacyjnych. Oczywiście też, jak zwykle, nie skupiam się na każdym newsie, bo jedne interesują mnie bardziej, inne mniej. Aż wreszcie pojawia się ten, który chwyta za serce i ten, przy którym odwracam wzrok od telewizora. Nie, nie dlatego, żeby jak najszybciej zapomnieć o tym, co zobaczyłam, ale dlatego, że tak bardzo mi przykro. I wstyd. Że przez nas, przez ludzi, cierpią zwierzęta.
>>> Rozmawiajmy o transplantacji przy niedzielnym obiedzie [PODKAST]
Zaniedbany i okaleczony
Głównym bohaterem tego newsa był pies. Pies, który powinien ważyć około 60 kilogramów, mieć długą sierść i dużo siły. Tymczasem ważył 40 kilogramów mniej, był wychudzony, bez sił, miał podcięte uszy i ogon. Dziś zwierzę znajduje się w schronisku, gdzie powoli dochodzi do siebie, jednak wciąż nie wiadomo, co z nim będzie. Mimo to głęboko wierzę, że spotka je tyle szczęścia, co Bekona, którego pokazano w tym samym materiale, a którego widok boli mnie jeszcze bardziej. Bo Bekon jest bernardynem. Teraz już w lepszej formie, ale nie tak dawno został porzucony w przydrożnym rowie, zaniedbany i okaleczony. Tak zupełnie inny od Pluta, który też był bernardynem i razem z moją rodziną spędził 12 lat. Pluto, kiedy stał na tylnych łapach, miał prawie 2 metry. Pamiętam, gdy opierał się o mojego tatę, który ma 1,90 m wzrostu i dosłownie patrzył na niego z góry. Pluto kochał zimę. Gdy padał śnieg, często nawet nie wchodził do budy, tylko dumny i zadowolony spacerował po podwórku. Pluto potrafił podawać łapę i naśladować ludzi – zdarzało się, że chodził za mną i za bratem, a kiedy my podskakiwaliśmy, to on też. Pluto był naprawdę szczęśliwym psem. Bo miał wszystko, co potrzeba i był uwielbiany przez rodzinę do której trafił.
Do czasu
Nie wątpię, że uwielbiane przez rodzinę były też te tysiące zwierząt, które co roku porzuca się w Polsce (w samej Warszawie to 2,5 tysiąca!) i o wiele więcej, które porzucane są na całym świecie. Tylko problem w tym, że uwielbiane były przez chwilę. Może do czasu, aż nie porwały właścicielowi pierwszego buta. Bo przecież miały być takie grzeczne i bezproblemowe. Może do chwili, w której właściciel zorientował się, że z małego, słodkiego pieska wyrosło nieco większe zwierzę, z którym kilka razy dziennie trzeba wychodzić na spacer, bawić się z nim i kupować mu jedzenie. Może do momentu, gdy się zestarzały, przestały widzieć i słyszeć, najchętniej by tylko spały, a jeszcze bolą je łapy i właściwie to już ledwo chodzą. A może po prostu do stycznia, kiedy minął poświąteczny szał na prezent, jakim był mały kotek, którym wszyscy zdążyli się już nacieszyć.
>>> Krzyże przydrożne Brylińskiego – wyjątkowe dzieła sztuki ludowej [+GALERIA]
Na co dzień i od święta
Te przykłady bolą. Bo tak często możemy je przecież spotkać w rzeczywistości. I chociaż mówimy wiele o krzywdzie, którą wyrządza się zwierzętom, a nawet powstały specjalne zapisy na ten temat w konstytucji, to właśnie kończą się wakacje, podczas których znowu niejeden pies, stojąc gdzieś na poboczu, patrzył za oddalającym się samochodem swojego właściciela, którego już nigdy nie zobaczy. A przed nami święta, na które prezentem w niejednym domu będzie zwierzę. Ale oprócz tych „okazji” jest też przecież zwykła codzienność, którą liczne psy spędzają na znoszeniu kolejnych ciosów od uderzeń właściciela, z pustą miską i zbyt krótkim łańcuchem.
Są rzeczy i zjawiska, których nie rozumiem, a bardzo bym chciała, ale są też takie, których pojąć nie chce. Bo jak można krzywdzić zwierzę? Jak można patrzeć w te smutne i przekrwione oczy i zadawać mu kolejny cios? Jak można wyrzucić je z samochodu i po prostu zostawić na poboczu? I jak można porzucić je w lesie, przywiązać do drzewa, a na pysk założyć kaganiec? Jak można to wszystko robić i wciąż nazywać siebie człowiekiem?
Co oswoiłeś?
Chyba najbardziej znany cytat z „Małego księcia” brzmi: „Stajesz się na zawsze odpowiedzialny za to, co oswoiłeś”. I można go odnieść również do przedstawionych przeze mnie sytuacji. Bo zwierzęta, a przede wszystkim te domowe, zdane są na ludzi. Ludzi, którzy powinni się nimi opiekować, a nie je krzywdzić i wykorzystywać swoją przewagę, która polega tylko lub aż na byciu człowiekiem. Człowiekiem, który powinien być głosem zwierząt, nie ich oprawcą.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |