Bardzo to lubię
Nie dla wszystkich kończący się Rok Miłosierdzia był udany. Na pewno jednak ożywił Kościół i pokazał, że miłosierna miłość jest elementem pedagogiki Boga.
We Włoszech słychać, że Rok Miłosierdzia zakończył się fiaskiem. Mówią to głośno i z goryczą właściciele rzymskich hoteli i restauracji oraz handlowcy. Oni mieli zarobić najwięcej. Znikomy procent z dwudziestu jeden milionów pielgrzymów, którzy przeszli przez Drzwi Święte w Watykanie, odwiedził bowiem ich lokale czy zatrzymał się w Wiecznym Mieście na noc. Może to też skutek tego, że wiele działo się w lokalnych Kościołach, a drzwi święte pojawiały się w różnych oryginalnych miejscach, a nawet przemieszczały się, jak w oblackim autobusie w Korei Południowej. Może też tego, że to był jubileusz najuboższych i oni odczytali ten czas jako skierowany dla nich.
Kiedy wczoraj wieczorem czytałem List Apostolski „Misericordia et Misera” wydany na zakończenie roku jubileuszowego, uśmiechałem się. Bez wątpienia on kończy rok jubileuszowy, ale jednocześnie otwiera erę miłosierdzia. Papież bardzo biblijnie wyjaśnia pedagogikę Boga, który wie, że ludzi bardziej zmienia miłosierna miłość niż obrzucanie nawozem, o czym czasem skutecznie zapominamy.
Przekonujące są przytaczane w dokumencie obrazy prostytutki i grzesznicy, które zmieniły swoje życie pod spotkaniu z Bogiem, który jest Miłością. Przekonujące jest udzielenie władzy rozgrzeszania z aborcji wszystkim księżom, przy zaznaczeniu: „jest to grzech ciężki, ponieważ kładzie kres niewinnemu życiu. Jednakże z równą siłą mogę i muszę stwierdzić, że nie ma żadnego grzechu, którego nie mogłoby objąć i zniszczyć Boże miłosierdzie, gdy znajduje serce skruszone, które prosi o pojednanie się z Ojcem. Niech więc każdy kapłan stanie się przewodnikiem, wsparciem i pociechą, towarzysząc penitentom na tej drodze specjalnego pojednania” (n. 12). Przekonujące są słowa o sakramencie pojednania, który należy w Kościele odnowić. Niech kapłan w konfesjonale „będzie wielkoduszny sercem, wiedząc, że każdy penitent przypomina mu o jego osobistej kondycji: grzesznika, ale szafarza miłosierdzia” (n. 10) – pisze Ojciec Święty. Zaznacza, że „sakrament pojednania musi ponownie odnaleźć swoje centralne miejsce w życiu chrześcijańskim” (n. 11).
I co więcej, Franciszek zachęca do rozwijania kultury miłosierdzia. Jest to bowiem „czas miłosierdzia dla wszystkich, dla osób słabych i bezbronnych, oddalonych i samotnych, aby mogły natrafić na obecność braci i sióstr, którzy wesprą ich w potrzebie. Jest to czas miłosierdzia dla ubogich, aby odczuli na sobie pełne szacunku i uważne spojrzenie osób, które przezwyciężywszy obojętność, odkrywają to, co w życiu istotne. Jest to czas miłosierdzia dla każdego grzesznika, aby niestrudzenie prosił o przebaczenie i poczuł rękę Ojca, który zawsze wita i przytula do siebie” (n.21).
Bardzo to lubię. Papież wskazuje na czułego i troskliwego Boga, bogatego w miłosierną miłość. Co więcej, wskazuje na nas, na wspólnotę Kościoła, nasze serca i ręce, którymi Bóg chce się posługiwać, aby rozdawać miłość na wszelkie sposoby. Kto wie, może jest to sposób na to, aby nasze kościoły na nowo się wypełniły ludźmi.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |